Dodany: 01.09.2012 20:17|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

2 osoby polecają ten tekst.

"RÓŻA w LITERATURZE" - KONKURS nr 146


Przedstawiam Wam przygotowany przez Joya konkurs nr 146: "RÓŻA w LITERATURZE":


"Jesienne róże, róże smutne herbaciane
Jesienne róże są jak usta twe kochane
Drzewa w purpurze ostatni dają nam schron
A serca biją jak dzwon, na jeden ton".


Mieczysław Fogg - Jesienne róże (fragment)


Tak, tak co prawda mamy jeszcze lato, ale jesień już pomału zbliża się, czemu więc nie przywitać jej różami. Właśnie to te piękne kwiaty będą występować w roli głównej w kolejnym BiblioNETkowym konkursie, który mam przyjemność Wam przedstawić.

O tej Królowej Kwiatów napisano już chyba wszystko, ja dodam tylko, że kto bardzo kocha róże, może wybrać się na 38 Wystawę Róż i Aranżacji Florystycznych, która odbędzie się 7-9 września 2012 roku w Kutnie.




Przejdźmy zatem do regulaminowej części konkursu.


Punktacja:

Po jednym punkcie za autora i tytuł, czyli - jak zwykle - do uzyskania jest 60 punktów.

Laureaci:

Laureatem konkursu zostaje osoba, która jako pierwsza nadeśle komplet prawidłowych odpowiedzi.

Podpowiedzi:

- Chciałbym, aby przez powiedzmy 48 godzin od rozpoczęcia konkursu, na forum nie udzielano żadnych podpowiedzi. Uruchommy w tym czasie własne szare komórki, a nie od razu idźmy na łatwiznę.

- Udzielając podpowiedzi, pod żadnym pozorem, nie można "rebusować" poszukiwanego tytułu jak i autora, czyli owijamy w bawełnę tylko treść utworu.

- Nie sugerujemy, że szukany tytuł nawiązuje do tematu konkursu.

- Nie można mówić w jakim stopniu podpowiadającemu, lub osobie, której podpowiadamy, poszukiwany utwór podobał się.

- Nie podpowiadamy narodowości ani płci autora fragmentu.

- Konkurs rozwiązujemy w zgodzie z samym sobą, czyli tak, jak nam to sprawia przyjemność, czyli istnieje dowolność z korzystania z wszelakich źródeł (najlepiej jednak jest poprosić o podpowiedź na forum).

- Nie zdradzamy też kwestii znajomości lub nieznajomości danego dusiołka. Takie informacje będę udzielał ja, oczywiście jeśli uczestnik konkursu wyrazi taką chęć.

Kontakt:

Odpowiedzi przesyłamy na adres: [...]


Nie będę brał pod uwagę "anonimów", dlatego też bezwzględnie wymagam, aby w tytule maila podać swój stały nick. Proszę również o numerowanie przysyłanych do mnie maili.


Termin:

- Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 13 września (czwartek) o godzinie 23.59

- Odpowiadać na Wasze e-maile będę maksymalnie do 24 godzin.


Uwagi różne:

Nie wszystkie książki występujące w konkursie mam ocenione.






Zapraszam do zabawy!

UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!






1.

W czasie jazdy do G. P. zakurzoną polną drogą, która biegła wzdłuż winnic i plantacji bawełny i z której dostrzegało się w głębi, za pustynią, czarny horyzont Kordylierów, kierowca - prawdziwy gejzer kontrastującej z naszym milczeniem wymowy - opowiadał z zapałem o błogosławionej Melchoricie: rozdawała biednym wszystko, co miała, opiekowała się chorymi i staruszkami, pocieszała cierpiących i już za życia była tak sławna, że wszystkie okoliczne wioski przychodziły pobożnie modlić się razem z nią. Opowiedział nam o niektórych jej cudach. Otóż ratowała nieuleczalnie chorych, rozmawiała ze świętymi, którzy jej się ukazywali, widywała Pana Boga i sprawiła, że na kamieniu zakwitła róża, którą dotychczas się przechowuje.



2.

Odwrócił się i podszedł do bramy.
W łagodnym świetle dusza Liii zdawała się krążyć tuż nad nim. Odkąd umarła, często odnosił takie wrażenie. W końcu alei odnalazł pobielały w słońcu kamień nagrobny. Przymknął oczy. Poczuł zapach dzikiej mięty. Przemówił półgłosem.

Przypominam sobie pewien dzień w ogrodzie różanym. Bawiłem się, siedząc na ziemi. Miałem wtedy sześć, może siedem lat. Zaczynał się nasz ostatni wspólny rok. Wyszłaś z kuchni, żeby usiąść na werandzie. Nie widziałem cię. Antoine poszedł nad morze, więc korzystałem z okazji, by pobawić się zakazanymi zabawkami - ciąłem róże jego sekatorem, stanowczo za dużym dla rąk małego chłopca.
Wstałaś z huśtawki i zeszłaś po schodach, żeby uchronić mnie przed niechybnym skaleczeniem. Kiedy usłyszałem twoje kroki, przestraszyłem się, że na mnie nakrzyczysz, bo zawiodłem zaufanie, którym tak hojnie mnie obdarzałaś, że zabierzesz mi narzędzie, jak odbiera się medal temu, kto nie jest go już godny. Ale
nie, ty tylko usiadłaś obok mnie i patrzyłaś. Potem ujęłaś moją rękę, by ją poprowadzić. Łagodnym głosem, uśmiechając się, powiedziałaś, że zawsze trzeba ciąć powyżej oczka, w przeciwnym razie można bowiem zranić różę, a przecież człowiek nie powinien ranić róż, prawda? Któż jednak myśli o tym, co rani ludzi?




3.

W ciemnych włosach perliły mu się krople deszczu, a w ręku nie trzymał parasola, tylko trzy pąsowe róże owinięte w folię.
Byłam ogromnie ciekawa, dla kogo niesie te róże. Wkrótce jednak sam pozwolił mi rozwiązać tę zagadkę. Podszedł sportowym krokiem, uśmiechnął się i - ni stąd, ni zowąd - zagadnął:
  - Przepraszam bardzo, czy mogłaby panienka zrobić mi pewną drobną przysługę?
Denerwował mnie ten lalusiowaty ton, więc odpaliłam:
  - Nie jestem panienka, tylko Dziewiątka, i chciałabym zapytać, dlaczego wciąż trzyma pan w zębach wygasłą fajkę. Czy nie stać pana na tytoń?
Myślałam, że mu fajka wypadnie z zębów, ale nic podobnego. Uśmiechnął się jeszcze przymilniej.
  - Nie gniewaj się... ale jesteś naprawdę zabawna.



4.

Popatrz, X, ile tu zewsząd opada róż dokoła: róże niebieskie, białe róże, bez koloru...
Pomyślałbyś, że niebo osypało się dziś w różach. O, patrz, jak okrywają mi się nimi ramiona, ręce, czoło... Cóż ja pocznę z tyloma różami?
  Zdradź, jeśli wiesz - bo ja nie wiem - skąd się bierze ta miękka roślinność, która koi codziennie krajobraz i zostawia go lekko zaróżowionym, pobielałym, błękitnym (róże, nowe róże), niby płótno Fra Angelico, co niebiosa malował na kolanach?
  Z siedmiu krużganków raju rzucają, zda się, te róże na ziemię. Jakby śnieżyca ciepła i mgliście zabarwiona kładą się róże na wieży, na dachu, na drzewach. Patrz: wszystko, co mocne, staje się kruche w ich ozdobie. Róże, znów róże, nowe róże...
  Ma się wrażenie, S., że nasze życie traci swą siłę powszednią, że inna siła od wewnątrz, bardziej wzniosła, i ciągła, i czysta, wodotryskami łaski każe wzbić się wszystkiemu ku gwiazdom, co przebłyskują już między różami... Róże, znów róże... Twe oczy, których nie widzisz, X, i które zwracasz pogodnie ku niebu, to także piękne dwie róże.



5.

Róża przechadzała się ogrodowymi alejkami, podziwiając rzeźby z czerwonego piaskowca i kwiaty posadzone na klombach w pięknych, barwnych kompozycjach. Krzewy karłowatych różyczek o mocnym zapachu. Róże... ileż tu było róż - jej imienniczek. Krwawoczerwone, ciężkie głowy „cesarzowych"; smukłe, ciasno zwinięte pąki, różowe jak dziecięce piąstki; bledziutkie, skromne kwiaty niczym dziewice; i te zabawne, rozczochrane, karminowe jak policzki błaznów. Mlecznobiałe, rozważnie odginające płatek po płatku, i słonecznie żółte, pomarszczone niczym zgniecione kulki papieru. Róża miała wrażenie, że chodzi wśród tłumu ludzi obdarzonych indywidualnymi charakterami. Nie spieszyła się. Jej czas pracy rozpoczynał się wieczorem, a kończył zwykle nad ranem.



6.

  Kurz, hałas, zakutane całkowicie kobiety, mężczyźni w turbanach, tiubietiejkach czy kapturach, jarmarczne sklepiki z wyrobami eterycznych olejków różanych i wszystkie odcienie różu - także takiego, że od patrzenia aż bolały zęby. No właśnie, to róże przywiodły mnie tutaj. Jest to trzecie na świecie miejsce produkcji olejków różanych i produktów takich jak woda różana, perfumy, mydła, kremy i Bóg wie co jeszcze. Za kilka dni miał odbywać się doroczny festiwal róż. Czekając na to wydarzenie spakowałam mały plecak, śpiwór i ruszyłam w dwudniową wędrówkę po masywie M'Goun, z którego najwyższe szczyty sięgają 4000 metrów.
  - Gdzie jest Mohammed? - o świcie w umówionym miejscu rozglądałam się bezradnie.
  - Przepraszam, zaspałem... - mój przewodnik przecierał oczy ze snu, ale już się uśmiechał.
  Kilka szklaneczek herbaty z miętą oraz świeże bułeczki szybko dodały nam obojgu energii do wyjścia. Kierowaliśmy się w stronę doliny rzeki Dadès, do kilku znajdujących się tam wąwozów. Taksówką dojechaliśmy do wioski, z której rozpoczęliśmy wędrówkę. Ścieżka wiła się wśród różanych krzewów.



7.

Tego lata róże kwitły niezwykle obficie; dziewczynka nauczyła się psalmu, w którym była mowa także i o różach, i wtedy pomyślała o swoich własnych kwiatkach; zaśpiewała ten psalm chłopczykowi, a on nucił razem z nią:

Róża przekwitła i mienie,
Pójdź, pokłońmy się dziecinie.


Dzieci trzymały się za ręce, całowały róże, patrzały w jasne słońce i mówiły do słońca jak do Dzieciątka Jezus. Cóż to były za cudne, letnie dni, jakże przyjemnie było siedzieć pomiędzy świeżymi krzewami róż, które, zdawało się, nigdy nie przestaną kwitnąć!

..................


– Dlaczego płaczesz? – spytał. – Tak brzydko wyglądasz! Nic mi przecież nie jest! Fe! – zawołał nagle. – Tę różę toczy robak! A patrz, tamta jest zupełnie krzywa. Właściwie te róże są brzydkie. Tak samo jak te skrzynie, w których stoją! – Kopnął nogą skrzynię i zerwał obie róże.



8.

  Było to tajemniczo wyglądające, najrozkoszniejsze miejsce, jakie sobie można wyobrazić. Wysoki mur, okalający ogród, od wewnątrz pokryty był bezlistnymi gałęziami pnących róż, tak gęstymi, że wprost nie do rozplątania. M. poznała, że są to krzewy różane, ponieważ dużo widziała ich w Indiach. Ziemia zarosła wokół zrudziałą trawą; wyrastały w niej tu i ówdzie krzewy, które gdyby zakwitły, okazałyby się również różami. Było tam mnóstwo róż sztamowych o tak rozrośniętych koronach, że wyglądały jak drzewa. W ogrodzie rosło jeszcze wiele innych drzew, a jakiś szczególny, czarodziejski urok nadawało mu to, że po wszystkich drzewach pięły się róże, wypuszczając w dół długie, wiotkie warkocze gałązek, chwytające się wzajem tu i ówdzie, czepiające się wyżej rosnących gałęzi i tworzące przedziwne łuki i arkady. Nie było na nich teraz ani listków, ani kwiatów i M. nie wiedziała, czy żyją, czy też obumarły. Ich cienkie, wiotkie, szarobrunatne gałązki i pędy wyglądały jak mglista zasłona, opadająca na mury i drzewa, a nawet na rudą trawę, po której pełzały ich wężowe skręty. I ta właśnie delikatna gmatwanina, zwieszająca się od drzewa do drzewa, nadawała ogrodowi tajemniczy urok. M. przypuszczała, że musi on wyglądać zupełnie inaczej niż inne ogrody, których nie zostawiono tak długo w zaniedbaniu. Istotnie, był inny niż wszystkie, jakie w swym życiu widziała.



9.

  Jedzie metrem do centrum, zatrzymuje się przy straganie z kwiatami przy rynku koreańskim w pobliżu skrzyżowania. Wybór jak zwykle: goździki i chryzantemy, garstka marnych lilii, frezje, stokrotki, bukiety szklarniowych tulipanów z postrzępionymi płatkami - białych, żółtych i czerwonych. Kwiaty - przywrócone do życia mumie, myśli; towar, nic poza tym; zmuszone do tego, by dzielić los kurczaków, których pazurki nigdy - od momentu wyklucia z jajka do dnia rzezi - nie dotykają ziemi. Marszcząc brwi, Sally stoi przed kwiatami ustawionymi na różnych poziomach drewnianych podestów, widzi siebie i kwiaty odbijające się w lustrzanych kafelkach chłodni (to ona, siwowłosa, o ostrych rysach, ziemistej cerze; jak mogła tak się postarzeć? Naprawdę, musi złapać trochę słońca) i myśli o tym, że nie ma już na tym świecie niczego, czego pragnęłaby dla siebie czy Clarissy; ani koszul za czterysta dolarów, ani tych pożałowania godnych kwiatów, niczego. Już ma odejść z pustymi rękami, kiedy dostrzega jeden jedyny bukiet żółtych róż w brązowym wiadrze stojącym z boku. Dopiero zaczęły się rozwijać. Ich płatki u dołu są zabarwione ciemniejszą żółcią, rumieńcem w pomarańczowym odcieniu miąższu mango, rozciągającym się ku górze i rozdzielającym na cieniutkie jak włos żyłki. Tak bardzo przypominają prawdziwe kwiaty, wyrosłe w ziemi, w ogrodzie, że zdaje się, jak gdyby przez pomyłkę trafiły do chłodni. Sally szybko je kupuje, niemal ukradkiem, jakby się obawiała, że Koreanka - właścicielka stoiska - uświadomi sobie pomyłkę i ze spokojem poinformuje ją, że te róże nie są na sprzedaż. Przepełniona radością idzie Tenth Street z bukietem róż w dłoni, a gdy wchodzi do mieszkania, jest lekko podniecona. Jak długo już nie kochały się ze sobą?



10.

  W końcu jednak zdarzyło się, że po długiej wędrówce poprzez piaski, skały i śniegi (...) odkrył drogę. A drogi prowadzą zawsze do ludzi.
  - Dzień dobry - powiedział.
Był w ogrodzie pełnym róż.
  - Dzień dobry - odpowiedziały róże.
X przyjrzał się im. Bardzo były podobne do jego róży.
  - Kim jesteście? - zapytał zdziwiony.
  - Jesteśmy różami - odparły róże.
  - Ach... - westchnął (...).
I poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Jego róża zapewniała go, że jest jedyna na świecie. A oto tu, w jednym ogrodzie, jest pięć tysięcy podobnych!
"Byłaby bardzo zdenerwowana... - pomyślał - kaszlałaby straszliwie i udawałaby umierającą, aby pokryć zmieszanie. A ja musiałbym udawać, że ją pielęgnuję, bo w przeciwnym razie umarłaby rzeczywiście, aby mnie tym upokorzyć..."
Później mówił sobie dalej: "Sądziłem, że posiadam jedyny na świecie kwiat, a w rzeczywistości mam zwykłą różę, jak wiele innych. Posiadanie róży i trzech wulkanów sięgających mi do kolan, z których jeden prawdopodobnie wygasł na zawsze, nie czyni ze mnie potężnego księcia..." I zapłakał, leżąc na trawie.



11.

jeśli są w ogóle jakieś nieba moja matka będzie (sama dla siebie) miała
jedno z nich. Nie będzie to niebo usłane bratkami ani
delikatne niebo konwaliowe lecz
będzie to niebo z czarnoczerwonych róż

mój ojciec będzie (głęboki jak róża
wysoki jak róża)

stać obok mojej

(kołysząc się nad nią
w milczeniu)
z oczyma które naprawdę są płatkami i nic

nie widzą z twarzą poety która jest
naprawdę kwiatem a nie twarzą z
dłońmi
które szepczą
Oto moja ukochana moja
          (nagle w blasku słońca
skłoni się,

& cały ogród się skłoni)



12.

  Płótno przedstawiało jakąś świętą - nie podałaś jej imienia, babko. Nie ma to zresztą znaczenia. Widziałam ten obraz. Jest rzeczywiście niezwykły. Święta ma pomarszczone ręce, zgarbioną, starczą sylwetkę, zgrzebny strój i rozpadające się buty. Ma także piękną, czy może raczej uduchowioną, młodą twarz, zapatrzoną w niebo. Jakieś dziwne światło pada na jej oblicze i to światło zdaje sieje przemieniać.
  Takimi widzi nas Bóg - myślałaś przy obrazie. - Boski czas jest inny od ludzkiego, Boskie oko też jest inne, przenikające na wskroś, wydobywające spod zapomnianych warstw czasoprzestrzeni choćby jedną, jedyną chwilę doskonałości w ludzkim życiu - słodki uśmiech, wzniosłą myśl, zachwycający gest, uduchowioną miłosną chwilę i równie pięknie odegrany spazm nienawiści. Nie mogę być doskonała, bo nie jestem Tobą, ale Ty znajdziesz tę jedną chwilę i weźmiesz ją, bym mogła w niej istnieć. Nie wątpię, że jesteś tutaj i patrzysz na świętą. Nie wątpię także w to, że ten obraz jest w Tobie, zatopiony w boskości razem z bezimiennym malarzem. Ja też powrócę do Ciebie razem z moją różą. A może będzie to coś innego - jakaś zapomniana, z pozoru nieważna minuta! Fraza złożona z bezwstydnego, młodzieńczego śmiechu? Łza, w której przejrzał się księżyc? Jęk usunięty w kąt pamięci, rozpisany w dole pięciolinii?
  Tak, babko. Inni wierzą w dobre uczynki, ty wierzyłaś w sztukę i piękno. Przez całe życie zajmowałaś się swoją różą. Chciałaś wyhodować własnoręcznie różę błękitną. Obok biurka Maurycego wisi kilka akwarelowych szkiców - ledwie rozwinięte, jasnoniebieskie pąki. Jakie to do ciebie podobne. Byłam dzisiaj rano w oranżerii. Kiedyś musiały w niej rosnąć piękne kwiaty. Teraz zostało trochę zdziczałych roślin. Nie ma wśród nich róży błękitnej i pewnie nigdy nie było. Ale skłonna jestem myśleć, że jest z tobą, gdzieś tam, w błękitnych błękitach, czymkolwiek one są.



13.

  – Tak... Wiem... Co działo się dalej? O czym pani myślała?
  – Pielęgniarka miała zraniony przegub ręki... – ciągnęła monotonnie E. C.. – Zwróciłam na to uwagę. Powiedziała, że skaleczyła się o pnące róże przy portierni. Róże przy portierni... Raz, bardzo dawno, posprzeczaliśmy się z Roddym o Wojnę Dwóch Róż. Ja byłam po stronie Lancasterów, on Yorków. Roddy lubi białe róże. Ja twierdziłam, że są jakieś nieprawdziwe, nawet nie pachną. Wolę szkarłatne róże: wielkie, ciemne, aksamitne, pachnące latem. Pokłóciliśmy się jak para głupków. Widzi pan... wszystko to przypomniało mi się w pokoju kredensowym i... sama nie wiem dlaczego, skruszyło nienawiść, przepędziło ją z mojego serca. Wyszłam stamtąd wspominając nasze wspólne dzieciństwo, nie życzyłam jej śmierci – umilkła na chwilę. – A później, kiedy weszłyśmy do saloniku, ona dogorywała.



14.

  Sadzimy jeszcze więcej róż. W tej części T. róże kwitną szczególnie malowniczo. Wprost przelewają się w prawie każdym ogrodzie. Wybieramy gatunek Paul Nyron o płatkach ciepłoróżowych, namarszczonych jak spódniczka baletnicy, i nadzwyczajnym zapachu róży połączonej z cytryną. I muszę mieć dwa krzewy róż bladoróżowych, rozkwitających do wielkości piłki tenisowej, zwanych Donna Marella Agnelli. Ich zapach mi przypomina, jak tuliła mnie do siebie Delia, jedna z przyjaciółek mojej babci. Delia nosiła ogromne kapelusze i była kleptomanką, ale nikt nigdy tego nie poruszał, bo jej mąż mógłby umrzeć z zakłopotania. Ilekroć zobaczył w domu coś nowego, domyślał się, z którego sklepu to pochodzi, wstępował tam i mówił: "Moja żona zapomniała zapłacić za to... Wyszła z tym bezwiednie, uprzytomniła sobie wczoraj wieczorem. Ile jestem winien?". Więc może ona swoje pudrowo-różane perfumy też kradła.
  - Nie zasadzajcie żadnych Róż Pokoju - odradzała nam znajoma znawczyni. - Są takie stereotypowe.
  Ale są także olśniewające, i nie tylko. Ich kolory: waniliowy, kremowy, brzoskwiniowy i róż, jak rumieniec są odbiciem kolorów naszego domu. Ich miejsce jest właśnie w tym ogrodzie. Zasadzam kilka krzewów. Zeszłoroczne róże herbaciane rozkwitają. Jaskrawość przepysznie podkreśla ich piękną nieregularność. Teraz mamy rząd róż przetykany lawendową wzdłuż całej alejki prowadzącej pod górę do domu. Skłonna jestem uwierzyć w aromaterapię. Kiedy idę przez fale tej woni, nie mogę jej nie wdychać głęboko, nie poddać się zalewowi błogości.
  Nad szczytem i dolnymi stopniami schodków prowadzących na frontową terasę pozostała stara żelazna pergola. Dwa lata temu posadzony jaśmin oplata żelazne poręcze. Teraz decydujemy się na jeszcze jeden długi rząd róż po drugiej stronie alejki i na pergole nad jej końcem. To przywróci wrażenie pierwotnej pergoli z różami, która tu była, kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy ten dom
  Tylko że zamiast rekonstrukcji tamtej długiej i ciągłej, chcemy krótką, obramowanie tylko perspektywy szerokiej alejki. Do tego drugiego rzędu wybieramy trzy gatunki róż: mlecznie różową Queen Elizabeth, aksamitnie czerwoną Abe Lincoln (w tej szkółce ogrodniczej wymawiają: Ebej Linkonej) - przyjemnie myśleć, że tych dwoje mocnych znalazło się przy naszej alejce. I trzeci gatunek, mój ulubiony, Gioia, Radość, który zmienia kolor: pąki są perłowe, a rozkwitłe kwiaty słomianożółte, przy czym niektóre płatki jeszcze mają żyłki i brzeżki różowawe. Zasadzamy też więcej róż morelowych jak brzask, i róże Pompidou, żółte jak światło na skrzyżowaniach, i gatunek zwany Papież Jan XXIII. Tyle osobistości kwitnących w naszym ogrodzie. Nie mogę się oprzeć pokusie i wybierani ponadto jeden krzew róż dymnie lila, róże w sam raz do ręki nieboszczyka w trumnie.

...

  Niektóre sprawy są bardzo łatwe. Po prostu wykopujemy dołki, wbijamy żelazne pręt i zapełniamy dołki cementem, wybieramy pnącza różowych róż na jedną i drugą stronę pergoli,
  - Jak się ten gatunek nazywa?
  - Nie ma nazwy, signora. Róża i już. Bella, non? Miałam w życiu kilka ogrodów, ale róż nigdy w nich nie sadziłam. Kiedy byłam dzieckiem, ojciec upiększył krajobraz wokół przędzalni bawełny mojego dziadka, który zarządzał. Nastawiony jednotorowo, czemu mogę tylko się dziwić, kazał zasadzić tysiąc róż, wszystkie tego samego gatunku. L’etoile de Holland, róża jak krew z serca, żywoczerwona, to kwiat mojego ojca. Ojciec był, mówiąc najoględniej, trudnym człowiekiem, i żeby utrudnić sprawy jeszcze bardziej, umarł mając zaledwie czterdzieści siedem lat. Za jego życia zawsze w naszym domu stały wszędzie wielkie wazony, kryształowe wazy, srebrne wazoniki na pojedyncze kwiaty. Nie widziało się róż więdnących, bo w okresie ich kwitnienia ktoś na polecenie ojca codziennie ścinał naręcza świeżych. Pamiętam, jak ojciec w płóciennym ubraniu, ani trochę nie zmiętym pomimo upału, wchodził do domu w południe tylnymi drzwiami. Niósł jak niemowlę w objęciach wielki stożek gazety pełen czerwonych, czerwonych pąków.
"Nawet na to nie spojrzysz? - Dawał je Willie Bell, która już czekała z nożyczkami i wazonami. I kręcił na palcu swój słomkowy kapelusz. - Tylko mi powiedz, czy kiedy są takie róże, wzdychałby kto do nieba?”.



15.

  Ethan, nie mając parasola, szedł pod osłoną sklepowych markiz, przeważnie beżowych, ciemnozielonych, srebrnych lub czarnych. Tylko ta przed kwiaciarnią "Zawsze róże" była ciemnokoralowa.
  Równie dobrze kwiaciarnia mogłaby się nazywać "Tylko róże", bo za szklanym drzwiami chłodni w wielkiej sali nie było widać żadnych innych kwiatów, jedynie paprocie i inną zieleninę, która ma tonować jaskrawe bukiety.
  Dzięki ogrodniczym zainteresowaniom Hannah nawet dziś, gdy ona już od pięciu lat spoczywała pod stertą róż, Ethan potrafił rozpoznać wiele ich odmian w chłodni.
  Oto róża tak ciemnoczerwona, że aż czarna, o płatkach jak aksamit, którym zawdzięcza swoje imię: Czarna Magia.
  A tu róża John F. Kennedy: płatki białe, grube i lśniące jak wosk.
  Charlotte Armostrong: wielka, wonna, ciemnoróżowa. Jardins de Bagatelle, Rio Samba, Paul McCartney, Augustę Renoir, Barbara Bush, Voodoo i Marzenie Panny Młodej.
  Za ladą stała wyjątkowa róża; tak mogłaby wyglądać Hannah, gdyby dożyła sześćdziesiątki. Gęste szpakowate włosy, krótkie i rozwichrzone. Ciemne wielkie oczy, pełne życia i radości. Czas nie przyćmił urody tej kobiety, wzbogacił ją tylko patyną doświadczenia.
  Ethan spojrzał na identyfikator na jej bluzce.
  - Roweno, w tych chłodniach widzę głównie mieszańca róż herbatnich. A macie pnące?
  - O tak, wszystkie odmiany - powiedziała Rowena głosem ciepłym i melodyjnym. - Ale rzadko ich używamy. Odmiany o dłuższych łodygach lepiej sprawdzają się w bukietach.
  Ethan przedstawił się i, co w takich sytuacjach weszło mu w nawyk, wyjaśnił, że niegdyś był detektywem z wydziału zabójstw, ale od niedawna pracuje jako asystent gwiazdy.
  W Los Angeles i okolicach roi się od pozerów i oszustów, którzy przypisują sobie znajomości ze sławnymi i bogatymi. A jednak nawet ci, których to zdradliwe miasto nauczyło cynizmu, wierzyli Ethanowi lub przynajmniej udawali, że wierzą.
  Hannah powiedziała kiedyś, że ludzie mu ufają bez zastrzeżeń, ponieważ ma w sobie spokojną, stalową siłę Brudnego Harry'ego i niewinność Hucka Finna. Takiego filmu, odparł, nigdy bym nie chciał obejrzeć.
  Rowena uwierzyła mu, czy to ze względu na mieszankę piorunującą Harry'ego z Huckiem, czy też z innych powodów.
  - Czy jeśli odgadnę twoją ulubioną odmianę róży pnącej - spytał - odpowiesz na parę pytań na temat klienta, który tu był tego popołudnia?
  - Pyta policjant czy asystent gwiazdy?
  - Obaj.
  - Och, cudownie. Uwielbiam prowadzić kwiaciarnię, ale więcej mam tu zapachu niż przygody. Zgaduj.
  Ponieważ widział w Rowenie swoją żonę, gdyby dożyła sześćdziesiątki, wymienił ulubioną odmianę Hannah:
  - Płaszcz Świętego Józefa.
Rowena otworzyła szeroko oczy, autentycznie zaskoczona i zachwycona.
  - Dokładnie! Zawstydziłbyś Sherlocka.
  - A teraz twoja kolej - powiedział, opierając się o ladę.
  - Dziś po południu przyszedł tu pewien mężczyzna, który kupił bukiet Broadwayów.
  Olśniewające złotoczerwone pąki na grobie Hannah były owinięte w stożek sztywnego celofanu, spiętego nie taśmą klejącą czy zszywaczami, lecz sześcioma nalepkami. Na każdej znajdował się adres kwiaciarni.
  - Mieliśmy tylko dwa tuziny - odparła. - Wziął oba.



16.

Donieck to centrum zagłębia górniczego Ukrainy, w niektórych dzielnicach hałdy węgla i żużlu leżą wprost na ulicy. Czarny pył osiada na ścianach domów, tworząc na fasadach ciągnących się kilometrami jednakowych bloków ciemne smugi, szaroołowiane zacieki, brunatne, rdzawe liszaje.
Podoba wam się Donieck?, spytała niepewnie dziewczyna. Ludzie są wrażliwi na takie sprawy, odczuwają przykrość, jeżeli powie się im coś krytycznego. Zacząłem gorączkowo i pilnie szukać jasnych stron miasta, ale widocznie nie było w moim głosie szczerości, bo kiedy zamilkłem, odpowiedziała z determinacją, nawet hardo:
Ale za to w lecie w naszym mieście kwitną róże. Milion róż. Możecie sobie wyobrazić? Milion róż!



17.

Wreszcie przyszedł tak długo oczekiwany moment, wreszcie kupił parcelę, ale i ta wydawała się mu zbyt mała i zbyt ciasna; pragnął otoczyć swój biały dom morzem róż; jego wizja stała się zachłanna, zanim ją zrealizował doprowadził do perfekcji układ ścieżek w ogrodzie, klombów i rabat, stał specjalistą od róż i to jego hobby wydawało się znajomym niezwykłym rysem charakteru, świadczącym o wielkoduszności, romantyzmie, rozprawiał o różach ze znawstwem i uczuciem, tracił swój zwykły chłód, opanowanie, egzaltował się - on taki suchy, kostyczny, skrupulatny zamieniał się w natchnionego poetę, gdy opowiadał o czysto różowej Ballet, karminowej Belle Epoque, kakaowej Róży Brandenburskiej, ciemnoczerwonej jak krzepnąca krew Crimson Glory, czystoczerwonej jak świeża krew Dame de Coeur, ognistoczerwonej jak pożar Border King; rozpalał wyobraźnię słuchaczy feerią czerwieni, to wspaniałe, mówiono. Znał upodobania każdej odmiany, prowadził rozległe korespondencje ze specjalistami w kraju i za zagranicą, kiedy wreszcie długie lata wyczekiwania skończyły się i zaczął swoją wizję urzeczywistniać - nie potrzebował fachowców, sam sadził swoje róże, sam szczepił, przycinał i biała willa od wiosny do jesieni otoczona ogrodem róż płonęła - jakby w krwawym pierścieniu nieustającego ognia. Różany ogród był niewątpliwie piękny, wzbudzał ogólne zainteresowanie, nawet przypadkowych przechodniów, ale róże rozrosły się ponad wytyczonymi ścieżkami, pożerając w okresie kwitnienia każdy wolny skrawek przestrzeni między sobą; nie rozróżniało się już ani form, ani kształtów, tylko sam kolor jak krzyk, ogród przypominał żarłoczną dżunglę, która wzajemnie się dusi i pożera, nieubłaganie zagrażając lśniącym od białości ścianom willi. Pierścień róż zacieśniał się każdego lata i łuna nad willą gorzała, zapachy były duszące, wielość odcieni jednej i tej samej barwy: czerwieni - od jasnoróżowej, poprzez czysto czerwoną, krwistoczerwoną, karminowoczerwoną, miniowoczerwoną, koralowoczerwoną, wiśniowoczerwoną, ognistoczerwoną, cynobrowoczerwoną aż po czerwonoczarną była tak agresywna, że oślepiała i budziła - po pierwszym westchnieniu zachwytu - odruch sprzeciwu: nie, zbyt wiele tej czerwieni, zbyt wiele, ta stłoczona rozpasana czerwień nie pozwalała na siebie długo patrzeć.



18.

Kapelmistrz nie był kłótliwym człowiekiem, lecz lubił we wszystkim porządek, dlatego zadzwonił na starą Lovisę. Ponieważ pierwsze pięćdziesiąt razy zwykł swoje uwagi wypowiadać grzecznie, również i teraz, kiedy Lovisa wetknęła głowę w drzwi, zwrócił się do niej uprzejmym, aczkolwiek zdecydowanym tonem.
  – Loviso – powiedział – podałaś mi ciepłe mleko.
  – Nie, proszę pana – odpowiedziała Lovisa – było zimne, ale stało i widocznie się zagrzało.
  – A więc musiałaś tu napalić, bo w pokoju jest gorąco!
Nie, Lovisa nie napaliła. Obrażona wycofała się do kuchni.
Kiedy Kapelmistrz rozejrzał się po salonie, od razu posmutniał, bo okazało się, że mleko to jeszcze nic. Miał on mianowicie w kąciku przy pianinie domowy ołtarzyk, który składał się z małego stolika, dwóch srebrnych lichtarzy, dużego zdjęcia młodej kobiety i stojącego przed nim wysokiego kieliszka do szampana ze złotą obwódką.
W tym kieliszku, jego ślubnym kieliszku – teraz Kapelmistrz był wdowcem – stała co dzień jedna czerwona róża, na pamiątkę i w ofierze dla tej, która była kiedyś słońcem jego życia. Stała zimą i latem. Zimą trzymała się nawet przez osiem dni, jeżeli oczywiście przyciął koniec łodygi i wsypał do wody odrobinę soli. Wczoraj po południu wsadził do wody świeżą różę, a dziś była już zwiędnięta, pomarszczona, z opuszczoną na piersi głową. To był zły znak.
Kapelmistrz wiedział, że róże to delikatne stworzenia i zauważył, u jakich ludzi czują się dobrze, a u jakich źle. Pamiętał, że kiedy żyła jego żona, jej róża, stojąca na małym stoliku do szycia, nieraz zupełnie niespodziewanie więdła. Działo się tak wtedy, kiedy jego słonko chowało się za chmurę, która podczas głuchych grzmotów rozpływała się w kroplach. Róże pragną spokoju i słów pełnych miłości, nie znoszą ostrego tonu. Kochają muzykę i dlatego Kapelmistrz grał nieraz dla nich, a one otwierały się i uśmiechały.
Lovisa była ostatnio w złym nastroju. Sprzątając chodziła i gderała sama do siebie.
W kuchni też akurat miała swoje złe dni, sos się warzył, a w jedzeniu czuło się smak niezadowolenia, który Kapelmistrz od razu rozpoznawał, gdyż sam był delikatnym instrumentem, czującym w głębi duszy to, czego inni nie czują.
Zaraz więc odgadł, że to Lovisa zabiła różę. Może gderała na biedulkę albo spojrzała na nią krzywo, albo prychnęła na nią ze złością i róża nie wytrzymała. Zadzwonił raz jeszcze na Lovisę, a kiedy wetknęła głowę, odezwał się nie tyle niegrzecznie, ile bardziej zdecydowanie niż poprzednio:
  – Co zrobiłaś mojej róży, Loviso?
  – Nic, proszę pana!
  – Nic? Myślisz, że kwiat umiera ot tak sobie? Widzisz, że w kieliszku brakuje wody! To ty ją wylałaś!
Ponieważ Lovisa była niewinna, poszła do kuchni i zaczęła płakać, gdyż bardzo przykro jest być niesłusznie posądzonym.
Kapelmistrz Kreuzberg, który nie mógł Znieść cudzego płaczu, puścił rzecz w niepamięć i kupił po południu nową różę, bardzo świeżą, bez drucików w łodyżce ma się rozumieć, bo czegoś takiego jego żona nigdy by nie ścierpiała.
Potem położył się do łóżka i zasnął jak suseł. Wydało mu się przez sen, że płoną tapety i że poduszka jest cała rozpalona, ale spał dalej.
Kiedy następnego dnia wkroczył do salonu, by przed domowym ołtarzem odprawić nabożeństwo, to – o, zgrozo! – pozbawiona płatków róża zwisała wzdłuż łodygi.
Chciał złapać za dzwonek, ale powstrzymał się, gdy zobaczył zdjęcie tej, którą ukochał z całej duszy, na wpół zwinięte, leżące u stóp wazonu.
Tego nie mogła zrobić Lovisa! – I w naiwności swej duszy pomyślał: Ona, która była dla mnie wszystkim, moim sumieniem i moją muzą, ona mnie nie lubi, jest na mnie zła. Co ja takiego zrobiłem?
I kiedy zadawał sobie w duchu to pytanie, znalazł oczywiście w sobie pewne niewielkie wady, bo zawsze można przecież coś znaleźć, więc postanowił się poprawić, ma się rozumieć stopniowo.
Znów włożył portret pod szkło i obsadził go w ramki. Różę przykrył szklanym kloszem.
  – Mogło to coś pomóc, chociaż wydawało się wątpliwe



19.

Niestety, nie mogę zaakceptować takiego klimatu, Kochane Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy: na widok tego, co się dzieje, ogarnia mnie gwałtowny sprzeciw. Co, u licha - co to ma być za lato? Najpierw ziąb jak w listopadzie, wilgoć i wiatr, teraz znów okropnie gorąco. Jak to mają rozumieć te biedne rośliny? Graham Thomas, angielska wielkokwiatowa róża parkowa, wyhodowana w 1983 roku przez samego Austina - ciepłożółta, pełna, taka sama jak te wdzięcznie przegięte kiście ze starych tapet - nie wytrzymała żaru lejącego się z nieba: wygląda, jakby spłonęła. Jestem niepocieszona, choć ocalały mi jeszcze dwa krzewy tego gatunku. Ale też do czego to podobne, żeby słońce szkodziło róży, o której Niemcy mówią: "Sonnenkind"!
Jednakże… zaglądam do swej ulubionej książeczki o pożółkłych, miękkich kartkach (prezent od pani Wandy В., za który raz jeszcze serdecznie dziękuję) - "Róże w ogrodzie jako najpiękniejsza, najekonomiczniejsza ozdoba - ich przeszłość, teraźniejszość, przyszłość - napisał Bronisław Gałczyński. Nakładem autora - Piaseczno pod Warszawą, rok 1927, cena 5 zł" i czytam: Róża jest jak dobrze urodzona i wychowana dama, która nie lubi przesady pod żadnym względem. Lubi słońce, ale nie lubi smażyć się od rana do wieczora. Zwłaszcza różom czerwonym szkodzi w upały pełne południowe słońce. (A! No, właśnie! Żółtym też szkodzi, jak się okazuje). Po południu róża, zwłaszcza czerwona, lubi cień. Ale spróbujmy ją posadzić w zupełnym cieniu, pod drzewami itр., albo w głębi przeciętnego warszawskiego podwórka - a zrobimy z niej brzydką i nieszczęśliwą istotę. Nie lubi miejsc wystawionych na wszystkie wiatry. Pod tym względem nie zgadza się ze Słowackim i nie wybrałaby nigdy „zamiast domu–gniazda na skałach orła”, nie umiałaby spać, „gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie”. Nawet góralka między różami - róża Alpejska - rośnie w górach tylko w miejscach zacisznych. (…) Ale róża nie lubi także miejsc szczelnie przed wszelkim wiatrem zasłoniętych. W takich miejscach jej duszno.



20.

Kiedy zaczynałam oglądać róże proboszcza, później wszystko dokoła mnie wydawało mi się brzydkie. Lubiłam je. Potrafiłam z Y godzinami podziwiać odmianę po odmianie, znałyśmy na pamięć wszystkie zakątki rosarium! Gdyby M. mnie kochał, weszłabym tam teraz razem z nim. Gdyby M. mnie kochał, pokazałabym mu teraz te dwubarwne róże, które wydawały mi się zawsze najpiękniejsze... Gdyby M. mnie kochał, nie siedziałabym teraz sama na ławce przed rosarium...
Wrócił bardzo szybko.
  - To było warte dokładniejszego obejrzenia i żałuję, że nie przyszedłem tu wcześniej. Taki rzut oka to za mało. Dziękuję ci, że poczekałaś.
Ruszyliśmy w stronę osiedla. Z przeciwnej strony drogi nadchodziła Y z P..
  - Idziemy do proboszcza! - powiedziała, kiedy zbliżyli się do nas.
  - Furtka otwarta, róże piękne... - odparł M. - żałuję, że nie przyszedłem tu dawniej!
  - Jak to? - zdziwiła się Y. - Widziałeś je pierwszy raz?
  - Nigdy tu jeszcze nie byłem!
  - No wiesz, X! Że też nie przyprowadziłaś go wcześniej!
Nie mogłam dać jej najmniejszego znaku, bo przez cały czas patrzyła na M..
  - X przecież uwielbia te róże! - mówiła. - Zawsze po przyjeździe do Osady, pierwsza rzecz, gna do rosarium!



21.

  - J., wiesz co?
  - Co?
  - Rzuć jej różę...
  - Rzucę, ale doniczkę na twoja głowę!
  - A ja ugryzę cię w ramię. Mówię ci: rzuć jej różę! Patrz, jaka ona śliczna...Nie taka śliczna jak ja, ale prawie. Nie szczyp mnie, bo ci podstawie nogę!
W tej chwili wyrwała mu się z ramion, podbiegła do różowego krzewu, zerwała purpurową różę i zawołała:
  - Niech pani łapie! To od tego pana z przeproszeniem za awanturę.
Róża poleciała w stronę okna, a panienka chwyciła ja w locie.
  - Bardzo, bardzo dziękuje! - zawołała mocno zarumieniona i prędko cofnęła się w głąb pokoju.
  - Ty diable! - mówił cicho J..
  - Zwracam panu uwagę, że pan przemawia do damy! Ach, jaki galant!
  - Po coś to zrobiła? Co sobie ta pani pomyślała?
  - Ja wiem, że pan by rzucił w kobietę nie różą, tylko cegłą albo kamieniem. Malarz!



22.

  Paczki piętrzyły się w przedpokoju, poustawiane jedne na drugich, na samym spodzie książki, osiem kartonów, potem ręczniki i pościel, potem szkło,potem dwa kartony z napisem "drobiazgi", do których S. pieczołowicie powkładała owinięte w stare gazety gliniane aniołki, wazonik z kryształowego szkła o niezwykłym kształcie, w którym trzymała pióro i długopisy, muszlę, dużą, różowo - niebieską, którą przywiozła jej Idena, drewnianego delikatnego kota, którego kupiła kiedyś na starzyźnie, sześć złotych gipsowo - drewnianych ramek, delikatnych i kruchych, dużą łyżkę drewnianą, której rączka przechodziła w leżącą kobietę, dwa świeczniki ze szkła kobaltowego i tak dalej.
  - Myślałem, że będziesz raczej wyrzucać, niż uprawiać zbieractwo - Jacek pochylił się nad nią i pocałował ją w usta. - A ty wszystko zapakowałaś. Mój ty Ptaszku zbieraczku.
  S. uśmiechnęła się. Gdyby wiedział, że nawet suszone róże spoczywają ułożone pieczołowicie w kartonie z napisem „uwaga szkło!”... Każdą różę od J. S. suszyła, zanim ta zwiędła. Wyjmowała ją z wazonu, kiedy kwiat był w pełnym rozkwicie, i wieszała główką do dołu w kuchni, koło kaloryfera. Tych róż nazbierało się mnóstwo. Zajęły prawie pół pudła, tylko część pokruszyła się przy pakowaniu, co Sara przyjęła z drżeniem serca - dwanaście żółtych, na pierwszą rocznicę ślubu, rozsypało się w proszek, kiedy próbowała je rozdzielić. A przecież J. musiał wiedzieć, że jej na nim zależy.



23.

Zuchwałość fiołka łajałem tak:
"Słodki złodzieju, gdzieś skradł wonną słodycz,
Jeśli nie z tchnienia miłego mojego?
Na miękkim licu twym szkarłat urody
Barwy zbyt wiele znalazł w żyłach jego".
Lilię wymówki za dłoń twą spotkały,
A majeranki, że włosy ci skradły;
Róże strwożone pośród kolców drżały:
Jedną wstyd okrył, druga z żalu zbladła.
Trzecia nie była biała ni czerwona,
Kradła po dwakroć, dodając twe tchnienie,
Lecz za tę kradzież niechaj młodo skona,
Niech mściwy robak niesie jej zniszczenie.
Inne mi jeszcze kwiaty w oko wpadły,
Lecz wszystkie słodycz lub barwę ci skradły.



24.

- Cóż to za kamienie? Co za kamienie, panie? - nastawała panna Wanda. Zanim jednak zdążył zebrać myśli, już mu dała pokój, z uśmiechem zwracając głowę w przeciwną stronę. Nad ogrodami, które ze wzgórza zbiegały tam ku rzece, unosił się i wypełniał całe powietrze zapach róż upajający, rozkoszny... Gdzieniegdzie między drzewami widać było ogromne rabaty przebijające się na zewnątrz zielonej zasłony płomieniem pąsowej i żółtej barwy. J. obserwował twarze swych pań. Wszystkie nie wyłączając staruszki były jakby natchnione. Zwracały się mimo chęci w kierunku źródła prześlicznej woni i z przymkniętymi powiekami, z uśmiechem na wargach wciągały ją nozdrzami. Szczególniej twarz panny Natalii przykuwała w owej chwili jego uwagę. Ta istota, pochłonięta przez zapach różany, zdawała się być niby jasny motyl, dla którego ten kwiat został stworzony i który sam jeden ma do niego tajemnicze prawo.



25.

  - Właściwie będzie to zupełnie niezobowiązująca rozmowa. Zjemy lunch... poznam pozostałych konsultantów. Zobaczę ich domy i ogrody. Mają urocze ogrody. Widziałem je kilka lat temu i nadal je pamiętam. Spodobają ci się, Angel - zwrócił się do mnie.
  - Są tam wszystkie odmiany róż, zwłaszcza Róża Pokoju. Wszystkie pięciogwiazdkowe róże, czy jak tam oznacza się hierarchię u róż. Czy mogę wam przeczytać tłumaczenie eklogi Wergiliusza?

Już ostatni kumejskiej wróżby rok nadchodzi,
Wielki wieków porządek na nowo się rodzi,
Wraca Astrea, wraca i Saturn na ziemię
I z górnych niebios na świat nowe schodzi plemię.

O ty, czysta Lucyno, chciej sprzyjać dziecinie,
Pod którą nam dopiero wiek żelazny zginie,
A z nowym rodem na świat złoty wiek nastanie,
Sprzyjaj! Już twój Apollo objął panowanie.


Kirsten i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Widziałam, że Kirsten porusza wargami, ale
nie słyszałam żadnego dźwięku. Bóg jedyny wie, co mówiła i myślała w tym momencie, patrząc, jak T. przekreśla swoją karierę i życie z przekonania, a raczej z braku przekonania, braku wiary w Zbawiciela.



26.

M.
No więc widzisz - praca a młodość - widocznie nie jest jedno i to samo.

S.
Pozwólcie, panowie, że ja "słaba kobieta", zabiorę głos! Mój kochany wuj nie dlatego jest młody, że pracuje, ale dlatego, że duszą tej pracy jest kobieta. Jego najpiękniejsza róża nosi imię kochanej kobiety!

M.
(wstał, przechadza się)
No... ujęcie tej sprawy czysto kobiece.

S.
To znaczy głupie?

M.
O, nie, bynajmniej... Czemu tak ostro?... Tylko może... za mało... za mało - szerokie... Określenie: stary - młody, zamieńmy lepiej na: silny - słaby. Przecież celem mego wysiłku może być jedynie róża. Tylko piękna róża. A potem już jako koronę możemy dać jej imię kobiety. Koronę można odrzucić - róża pozostanie. To coś jak dedykacja na dziele artysty, złożona damie w hołdzie. Ten, co dedykował, może być przez damę nawet odrzucony - jako słaby... A jednak dzieło jego nie mówi, że jest słaby.



27.

W pobliżu wejścia do ogrodu rósł spory krzew białej róży. Trzech ogrodników przemalowywało pośpiesznie jego kwiaty na kolor czerwony. Zdziwiło to bardzo A., podeszła więc bliżej i usłyszała słowa jednego z ogrodników:
  - Uważaj tylko, P.! Jak możesz pryskać mi tak na ubranie!
  - Nic na to nie poradzę - odparł P. wyraźnie urażony. - S. trącił mnie w łokieć.
Na to S.:
  - Dobrze, dobrze, P.! Zrzucaj zawsze winę na drugich!
  - Nie odzywałbyś się lepiej - przerwał P.. - Nie dalej jak wczoraj Królowa powiedziała, że zasługujesz na ścięcie.
  - Za co? - zapytał pierwszy ogrodnik.
  - To nie twoja sprawa, D. - odpowiedział S..
  - Nieprawda, to jest jego sprawa - wtrąciła się P.. - I powiem mu nawet za co: za to, że przyniósł Kucharce zamiast cebuli sadzonki tulipanów.
S. rzucił pędzel na ziemię i właśnie zaczął:
  - Jak Boga kocham, ze wszystkich niesprawiedliwości... - kiedy nagle urwał wpół zdania, wzrok jego bowiem padł na A.. Po chwili wszyscy trzej ogrodnicy zaczęli bić przed nią głębokie pokłony.
  - Czy moglibyście mi wytłumaczyć, po co przemalowujecie te róże? - zapytała A. zmieszana ich czołobitnością.
P. i S. spojrzeli milcząco na D.. Ten zaś powiedział cichutko:
  - Idzie o to, proszę panienki, że to miały być czerwone róże, a my przez pomyłkę zasadziliśmy białe. Gdyby Królowa dowiedziała się o tym, zaraz kazałaby nas ściąć.



28.

   T. zeszła ze wzgórza w dół aż do T. C. i z roztargnieniem czekała na wóz powracający z C. do S.. Wsiadając nie wiedziała, co do niej mówią inni pasażerowie, mimo że im odpowiadała; a gdy wyruszyli w dalszą drogę, jechała zapatrzona nie na zewnątrz, tylko we własną głąb.
Któryś z towarzyszy podróży zwrócił się do niej wyraźniej niż poprzednio inni:
  – Cóż to? Wyglądasz jak jeden duży bukiet? Mamy dopiero początek czerwca, a tu już takie piękne róże!
   Wtedy dopiero z ich zdziwionych spojrzeń zrozumiała, że zrobiła z siebie nie lada widowisko: róże przy staniku, róże na kapeluszu, koszyk aż po brzegi pełen róż i truskawek. Zaczerwieniła się i zawstydzona wybąkała, że te kwiaty otrzymała w podarunku. Korzystając z chwili, gdy nikt na nią nie patrzył, ukradkiem zdjęła kilka najjaskrawszych kwiatów z kapelusza, włożyła je do koszyka i nakryła chustką do nosa. Znów się zamyśliła, a gdy spuściła głowę, kolec jednej z róż przypiętych do gorsu ukłuł ją w podbródek. Podobnie jak wszyscy wieśniacy z doliny Blackmoor T. miała w sobie dużo zakorzenionych przywidzeń i przesądów. Toteż wzięła to za niedobry omen – pierwszy, jaki dziś zauważyła.



29.

  - Jeden miesiąc tylko tu mieszkam - odrzekła Ewa - a pokochałam go więcej aniżeli ten, w którym spędziłam całe moje życie.
  - Dom ten zbudowała i uświęciła miłość - powiedział O.. - Takie domy muszą
wywierać swój wpływ i na tych, co je zamieszkują. A ten ogród istnieje już ponad sześćdziesiąt lat i historia tysiąca nadziei wypisana jest na jego kwiatach. Niektóre z nich były zasadzone ręką żony nauczyciela, która od trzydziestu lat spoczywa w grobie, a przecież kwitną co lato. Niech pani spojrzy na te róże, Ewo. Królują nad wszystkim innym.
  - Dla mnie najpiękniejsze są róże czerwone - powiedziała Ewa. - A. lubi
bladoróżowe, a G. białe. Ja zaś zawsze szukam pąsowych. One zaspokajają, jak żadne inne kwiaty, jakieś moje niewypowiedziane pragnienia.
  - Te róże kwitną bardzo późno, wówczas kiedy już zamarły inne kwiaty, i zawierają w sobie całe ciepło i duszę lata - rzekł O. zrywając kilka półrozwiniętych pąków. - Róża jest kwiatem miłości, świat od wieków tak postanowił. Różowe róże - to miłość pełna nadziei i oczekiwania, białe to miłość obumarła albo opuszczona. Ale co oznaczają róże czerwone, Ewo?
  - Miłość zwycięską - szepnęła Ewa.
  - Tak, miłość zwycięską i doskonałą. Ewo, pani wie, pani rozumie. Kochałem panią od pierwszego wejrzenia i wiem, że pani mnie kocha. Nie potrzebuję o to pytać. Ale mimo to, chcę usłyszeć z ust pani, jedyna moja!
Odpowiedź Ewy brzmiała bardzo cicho i nieśmiało.
Ręce ich i usta spotkały się. Była to najpiękniejsza chwila w ich życiu i kiedy stali oboje w starym ogrodzie, nad którym przeszły lata miłości i wesela, smutku i chwały, O. uwieńczył jej jasne sploty szkarłatnymi różami, symbolem miłości zwycięskiej.



30.

Po kolacji nareszcie znalazł się u siebie. Nic tu nie zmieniono podczas jego nieobecności. Z niepokojem zajrzał do biurka. Pamiętnik M. leżał na swoim miejscu. Przez całą noc czytał, po kilkakroć wertował te same stronice, których treść, ba, niemal każde słowo, tak dobrze pamiętał. Zasnął dopiero nad ranem i obudził się późno. Służący przyniósł śniadanie i oznajmił:
  – Pan starszy jest w fabryce i kazał zapytać, czy panicz nie zechce tam wstąpić.
  – Nie – potrząsnął głową. – Ale proszę zawołać ogrodnika.
  – Słucham, paniczu!
  – Czy w oranżerii jest dużo kwiatów?
  – Jak zwykle na święta. Szczególniej róże w tym roku udały się. Po śniadaniu zjawił się ogrodnik i przeszli razem do oranżerii. L. wskazywał nieco zdziwionemu człowiekowi coraz nowe kwiaty i na zakończenie powiedział:
  – To wszystko proszę ściąć.
  – Ściąć?...
  – Tak. I opakować.
  – A dokąd to pójdzie, proszę pana?
  – Ja sam zabiorę.
  – To pan inżynier wyjeżdża?
L. nic nie odpowiedział i skierował się do wyjścia.
  – Proszę pana. – Ogrodnik zatrzymał go. – Ale pan kazał ściąć prawie wszystkie kwiaty.
To nie moja sprawa. Tylko że ja nie wiem, czy pani...
  – Dobrze. Proszę powiedzieć pani i zapytać, czy nie ma nic przeciw temu.
  – Pani wyjechała samochodem na stację i wróci dopiero na obiad.
  – Więc po obiedzie Jan spyta. Ja też jadę dopiero po obiedzie. L. nie wątpił, że matka zgodzi się nawet na największe spustoszenie w oranżerii. Oczywiście od razu domyśli się, po co mu kwiaty są potrzebne. Wrócił do siebie i zabrał się do pisania listów. Najdłuższy był do rodziców.



===========


Dodane 28 grudnia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 15323
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 48
Użytkownik: paren 01.09.2012 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
W swoim rosarium Joy zebrał dla nas wspaniałe okazy róż. Wasze zadanie polega na tym, by opatrzyć każdy kwiatek stosowną etykietą. :-)

Życzę Wam miłej zabawy!
Użytkownik: janmamut 01.09.2012 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Zasady tak zdrowe, że intensywnie zastanawiam się, czy dla tego konkursu nie zrobić wyjątku. Zwłaszcza że niektóre róże tak pachnące...
Użytkownik: Czajka 02.09.2012 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasady tak zdrowe, że int... | janmamut
Zrób, zrób, mam nadzieję, że nie ostatni wyjątek w tym roku. Aż dziwne w ogóle, że róży nie było w konkursie do tej pory, a ostatnia róża jest moją ulubioną sceną. :)
Użytkownik: janmamut 02.09.2012 14:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Zrób, zrób, mam nadzieję,... | Czajka
Zrobiłem. Też się dziwiłem, że róży nie było, zwłaszcza że pamiętałem swój podpis: mamut jest mamutem jest mamutem jest mamutem, ale to chyba było w konkursie o kwiatach.
Użytkownik: Anna 46 03.09.2012 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zrób, zrób, mam nadzieję,... | Czajka
Chichichi moją też.
Użytkownik: Czajka 03.09.2012 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Chichichi moją też. | Anna 46
Też płaczesz? Bo ja za każdym razem. :D
Użytkownik: Anna 46 03.09.2012 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Też płaczesz? Bo ja za ka... | Czajka
A nie, dokonałam odkrycia po n'tym obejrzeniu: mianowicie trzeba bardzo szeroko otworzyć oczki i one lekko wilgotne się robią tylko. :-)
Użytkownik: Czajka 03.09.2012 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie, dokonałam odkrycia... | Anna 46
To wiem, ale szloch? Co robisz ze szlochem? Bo mię się piersią pełną wydobywa. :)
Użytkownik: Anna 46 03.09.2012 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: To wiem, ale szloch? Co r... | Czajka
Nic. Zwykle sama oglądam i pozwalam sobie na falowanie piersią.
Użytkownik: mika_p 01.09.2012 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Kutno mam całkiem niedaleko, ale jednak nie dam rady się wybrać. Róże będe podziwiać tylko dusiołkowe
Użytkownik: Pani_Wu 02.09.2012 00:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Jesień, konkursami się zaczyna ... :)
Użytkownik: Anna 46 03.09.2012 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Jestem. Wysłałam trochę. :-)
Użytkownik: Czajka 03.09.2012 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem. Wysłałam trochę. ... | Anna 46
Wszelki duch pod inną nazwą, ale zawsze w konkursie. :D
Użytkownik: joanna.syrenka 03.09.2012 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Moja niechęć do botaniki hodowlanej się ujawnia... Na pierwszy rzut oka nie rozpoznaję nic, ale być może to kwestia dokładniejszego wczytania się. Oby!
Użytkownik: Anna 46 03.09.2012 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja niechęć do botaniki ... | joanna.syrenka
Się wczytasz, rzucisz okiem kilka razy i zaczniesz słać, bo jest kilka takich ukochanych bardziej.
Widzisz, żem w konkursie, bo oprzeć się nie sposób. :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.09.2012 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Dziękuję wszystkim, którzy przysłali dotychczas swoje odpowiedzi. Mimo braku podpowiedzi na forum, wszystkie fragmenty zostały rozpoznane.
Po północy, można już będzie zacząć "ścinanie" moich róż, tylko proszę o szacunek dla tych kwiatów, czyli nie ścinać ich sekatorem, tylko delikatnie, jakimś ogrodniczym nożykiem.:-)
Użytkownik: mika_p 03.09.2012 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję wszystkim, którz... | KrzysiekJoy
Zębami odgryzać :D
Użytkownik: Anna 46 04.09.2012 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Hej, hej! Miłośnicy róż, jest tu kto?
Wchodźcie do rosarium i mataczcie - już można.
4, 6. 17. 25. 26. mnie kolą dotkliwie i nie wiem, co to za odmiana. :-)
Użytkownik: mariolawiki1 04.09.2012 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Miłośnicy róż, ... | Anna 46
Przyłączę się z prośbą o 6, 12 oraz 17.
Zastanowię się i spróbuję Ci pomataczyć to, co mam :)
Kolą te kolce, oj boli!
Użytkownik: mariolawiki1 04.09.2012 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, hej! Miłośnicy róż, ... | Anna 46
26 - hmmm, co też się dzieje, kiedy miłość odchodzi w siną dal?
4 - tu również mamy do czynienia z miłością... do ukochanego pupila.
Użytkownik: Anna 46 04.09.2012 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 26 - hmmm, co też się dzi... | mariolawiki1
Kiedy miłość odchodzi w siną dal, zwykle siem rozwodzą, do pupila miłość, omatko też mi się nie kojarzy.

12. Ktoś odchodzi, coś zostawia; chciałabym t o dostać, zwłaszcza odchodzącą porą roku.
Użytkownik: janmamut 04.09.2012 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy miłość odchodzi w s... | Anna 46
4. No tak, jeszcze niedługo i będzie się mówić, że to kochający inaczej. Ale to nie miłość tego rodzaju, jak się zdarzała u Faulknera.
Użytkownik: Anna 46 04.09.2012 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: 4. No tak, jeszcze niedłu... | janmamut
Oj, no Mamuciku, nie teoretyzuj, tylko matacz zrozumiale, bo jak do tej pory to 4. jakieś takie nawiedzone.
6. 17. 25. i 26. też poproszę.
Użytkownik: Akrim 04.09.2012 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, no Mamuciku, nie teor... | Anna 46
17 - rodzic (bardzo w Biblionetce popularny) kojarzony raczej z innym gatunkiem, niż ten dusiołkowy, który nie jest taki sielsko-anielski jak może się wydawać...

Mnie bardzo kłuje 9. Masz może? :)
Użytkownik: Anna 46 04.09.2012 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 - rodzic (bardzo w Bib... | Akrim
9. dzień z życia pań, ale te panie daleko od siebie mieszkają (w sensie Chronos); dwie zwykle, jedna niezwykła - niektórzy po lekturze chcieli przeczytać coś tej niezwykłej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.09.2012 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, no Mamuciku, nie teor... | Anna 46
4 - nie takie znowu nawiedzone, tylko staroświeckie - w takim stylu się wtedy pisywało (ten przedział czasu można opisać dwiema rewolucjami mającymi miejsce w kraju, który później wysłał zbrojną delegację, gdy podobna burza wybuchła w ojczyźnie rodzica). No i w tych dawnych czasach stosunkowo prawdopodobne było, że towarzysz podróży będzie zarazem i środkiem lokomocji :-).

17 nie jestem w stanie streścić, choć wiem, co to. Tym razem nie psychodrama. A bohater/podejrzany/ ma personalia identyczne jak jeden z tych trzech, co nie mieli nic, czyli w sam raz tyle, by założyć fabrykę :-) (ale to nie ten rodzic, nie ten czas, nie to miasto).

26 - cóż, byłoby mi przyjemnie, gdyby róża o tym imieniu naprawdę istniała! Chociaż zdaje się, że tej pani, na cześć której została nazwana, było to z lekka obojętne. Za to chyba mniej jej było obojętne, czy małżonek-emeryt jeszcze raz podejmie czynności zawpdowe, czy nie.
Użytkownik: Anna 46 04.09.2012 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: 4 - nie takie znowu nawie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki. Czekam na odpowiedź Joy'a, które róże ścięte. :-)
Użytkownik: Pani_Wu 04.09.2012 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, no Mamuciku, nie teor... | Anna 46
25 - ciężko być sługą, gdy straci się poczucie sensu. Jak się okazuje, problem jest uniwersalny dla każdego gatunku.

6 - stara podróżniczka w gorących okolicach

Poproszę o 14 i 15
Użytkownik: mariolawiki1 04.09.2012 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: 25 - ciężko być sługą, gd... | Pani_Wu
15 wiąże się nieco z 17, gdyż i tu i tu nie wiadomo, kto jest listonoszem.
14 - czasami warto zresetować własne życie i rozkoszować się sprawami, które (być może) dla innych wydają się błahe i nieciekawe :)
Użytkownik: mariolawiki1 04.09.2012 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: 15 wiąże się nieco z 17, ... | mariolawiki1
Może nie tyle listonoszem co nadawcą ;)
Użytkownik: Pani_Wu 04.09.2012 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Może nie tyle listonoszem... | mariolawiki1
Dzięki. Zresetować?
Użytkownik: mariolawiki1 05.09.2012 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. Zresetować? | Pani_Wu
Zresetować, zacząć od nowa, czasmi w innym miejscu....
Powinnam wyżej napisać nie "dla innych", ale innym...
Tak to bywa, kiedy się jest wyczerpanym i śpiącym :)
Użytkownik: Pani_Wu 05.09.2012 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Zresetować, zacząć od now... | mariolawiki1
Tak, w takim miejscu to ja bym też się chętnie zresetowała :)
Użytkownik: mariolawiki1 04.09.2012 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy miłość odchodzi w s... | Anna 46
Dziękuję :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2012 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Czy ktoś mi może podsunąć jakiś ślad zapachowy róż nr 20 i 22?
Użytkownik: mariolawiki1 05.09.2012 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś mi może podsunąć... | dot59Opiekun BiblioNETki
20- to był prawdziwy hit w czasach, w których zaliczałam się do młodzieży; powieść również sfilmowano
22- a) to co jest dobre dla jednego z małżonków, dla drugiego może okazać się czarą pełną goryczy i samotności; b)bohaterka powieści otrzymuje nagrodę o bardzo charakterystycznej nazwie...
Użytkownik: Anna 46 05.09.2012 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś mi może podsunąć... | dot59Opiekun BiblioNETki
20. nasz/a ulubiona w młodości, bo trafiał/a w nasze upodobania, o naszych sprawach pisała; teraz też czytana chętnie (ale tych "naszych" się namnożyło - zamiast naszych, młodzieżowe).
21. nie byłam zachwycona; bohaterka bardzo chce siedzieć i mówić w sitko, ale nie może, bo ma feler, ale tak naprawdę nie ma i mówi. Nieświadomie. Po godzinach. Omatko, wiesz co z tego? Ciężko mataczyć treść, zdecydowanie wolę tytuł, ale niech się dzieje wola Joya.

Natomiast nie mam pojęcia o 4. i 25. mimo Twoich matactw do 4. - widzę ciemność.
Użytkownik: mariolawiki1 05.09.2012 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: 20. nasz/a ulubiona w mło... | Anna 46
25 - autor jest popularny i znany. Książka biorąca udział w konkursie jest dość nietypowa (choć czy w przypadku tego autora można coś nazwać nietypowym?), poza miłością mówi o śmierci i sprawach z tym wszystkim związanych, co tematycznie absolutnie nie kojarzy się z gatunkiem literackim, do jakiego zaliczane są powieści autora.

4 - Poprzez książkę przebija miłość do świata i do towarzysza wędrówki (tragarza, środka transportu) - zwierzątka o pięknym, drogocennym imieniu. Wszystko to napisane przepięknym językiem.
Użytkownik: Anna 46 05.09.2012 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: 25 - autor jest popularny... | mariolawiki1
Dzięki, już chyba mam. Czekam na potwierdzenie. Jeśli trafiłam, to w obu przypadkach idę się wstydzić do kątka, że tak opornie to szło. :-)
Użytkownik: Neelith 05.09.2012 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: 25 - autor jest popularny... | mariolawiki1
O, to chyba mam tę 4 - gdzie ja nie byłam by ją znaleźć!? Ale mataczenia i podpowiedź Organizatora mistrzowskie!
Też widzicie konkurs jako [artykuł niedostępny]? Wchodzę tu poprzez ostatnie posty, inaczej się nie da...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2012 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: 20. nasz/a ulubiona w mło... | Anna 46
Hm... 20 chyba mi świta, nad 22 (bo Ci się numerek pomylił :-) ) muszę pomyśleć.
25 nie mam też.
4, jak widzę poniżej, już chyba masz.
A coś na temat 2 może?
Użytkownik: Anna 46 05.09.2012 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... 20 chyba mi świta, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jasne, że myślałam o 22.
2. wielka pełna poświęceń miłość do astralu, ciało obiektu miłości gdzieś zupełnie indziej. Nikt nic o drugim nie wie; chcą się odnaleźć, spotkać, a w ogóle to jest część następna.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2012 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne, że myślałam o 22. ... | Anna 46
:-0
Aha...
Użytkownik: Anna 46 05.09.2012 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: :-0 Aha... | dot59Opiekun BiblioNETki
:-D Dorotko, może kto ma 2. świeżo w pamięci i zrobi to lepiej. Mam nadzieję, że nie namieszałam zbytnio.
Mam 25. tatuś/mamusia klasyka gatunku, znam inne jego/jej dzieciątka. Doszłam po matactwie Joy'a: tatuś/mamusia zanim odszedł/odeszła na dobre - to napisał/a. Pewien hierarcha wyrusza na pustynię i tam umiera....
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2012 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: :-D Dorotko, może kto ma ... | Anna 46
Się pomyśli!...
Użytkownik: Pani_Wu 05.09.2012 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: :-D Dorotko, może kto ma ... | Anna 46
Czyli to jego "łabędzi śpiew"? Do potęgi.
Użytkownik: KrzysiekJoy 05.09.2012 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Konkurs trwa w najlepsze, a ja zapomniałem podziękować za wspaniałe logo. Dzięki.
Użytkownik: paren 05.09.2012 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Konkurs trwa w najlepsze,... | KrzysiekJoy
A ja tylko przypomnę, że autorem tego logo i wszystkich poprzednich jest Sznajper. :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: