Dodany: 03.09.2007 00:02|Autor: bogna

Książki i okolice> Rozmowa z pisarzem

Eliza Skrok - Spotkanie nr 14


„Z dużej chmury mały deszcz” - według Elizy Skrok to powiedzenie najlepiej obrazuje jej życiowe doświadczenia. Zarówno dobre, jak i (na szczęście) te złe.
Kiedy zachorowała jej aktualnie siedmioletnia córka Zosia, najwybitniejsi lekarze na całym świecie nie dawali szans na uratowanie dziecka, a potem pełny powrót do zdrowia. Dzisiaj nie ma nawet śladu po tamtej chorobie, a Zośce nie brakuje sił, by nieraz dać matce w kość.
Chociaż marzyła o dużej rodzinie (sama ma czworo rodzeństwa), przez kilka lat nie umiała zdecydować się na drugie dziecko, bo obawiała się ponownych problemów. W końcu pod wpływem lekarzy, którzy zapewniali ją, że zośkowe kłopoty nie są dziedziczne i samej Zośki, która nie chciała być jedynaczką, odważyła się i ... ciąża okazała się więcej niż trudna. Angina, zapalenie płuc, choroba nerek, zagrożenie przedwczesnym porodem... Efekt? Siedem miesięcy temu na świat przyszła zdrowa, silna i niezwykle pogodna Dorotka.
Przykłady można mnożyć. Także te „dobre”, gdy miała zarobić duże pieniądze, dostać wyjątkowo dobrą pracę, kupić coś okazyjnie... Zarabia dość przeciętnie, wciąż mieszka na 40 m.2 wraz z mężem, córkami oraz milionem książek, tanio sprzedaje, drogo kupuje... Zapewnia, że jest prawdziwą szczęściarą, gdyż wybranek serca i dziewczynki są wyjątkiem od reguły - to bonusy od losu, na które chciałaby w pełni zasługiwać. O rozczarowaniach nie ma mowy.

Eliza 14 czerwca skończyła 33 lata, ale, jak twierdzi, nie zakończyła jeszcze procesu dojrzewania (mimo kilku zmarszczek i siwych pasm). Wciąż jej się chce, wciąż coś się jej nie podoba, wciąż zachwyca się drobiazgami, stale się uczy.

Urodziła się i wychowała w Jastrzębiu Zdroju, które ze zdrojem nie ma nic wspólnego, a słynie z wydobycia węgla kamiennego. Od kilkunastu lat mieszka w Warszawie, jednak nie czuje się warszawianką. Zresztą niedługo, jeśli finanse pozwolą, planuje przenieść się na wieś i poświęcić uprawie ogórków.

Dziennikarka (także z wykształcenia - ukończyła Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego), która przewinęła się przez ogólnopolską prasę opiniotwórczą, popularnonaukową, kobiecą, dziecięcą... Aktualnie bezetatowiec, chociaż nie narzeka na brak zleceń. Zajmuje się przede wszystkim edukacją zdrowotną - medycyna to jej konik od zawsze.
Debiutowała w tygodniku samorządowym „Jastrząb” i do dziś właśnie tę pracę wspomina najcieplej. Tylko bowiem zajmując się „przyziemnymi” problemami mieszkańców czuła, że prasa to rzeczywiście czwarta władza.
Żadnej pracy się nie boi. Zakładała domofony, promowała soczewki kontaktowe, próbowała swoich sił jako wróżbitka. W wyniku zbiegu okoliczności, przypadku czy przeznaczenia, w latach 90. XX wieku, będąc bardzo młodą dziewczyną, została na chwilę rzecznikiem prasowym Biura Miss Polonia, kilku imprez organizowanych przez Międzynarodowe Targi Warszawskie, a nawet dyrektorem ds. promocji i reklamy „Przeglądu Tygodniowego”. Tamte doświadczenia zaowocowały cyklem felietonów w „Nowej Europie” pt. „Zwierzenia biznessy”... I odkryciem, że to nie dla niej.

Feministka, ateistka, a zarazem kochająca żona i matka. Nie jest Ewą Celanowicz z Impotenta, chociaż sama przeżyła przed laty burzliwy romans ze starszym mężczyzną. Związek nie był jednak tak skomplikowany, by zaraz budować na nim całą powieść. Książka jest raczej zbiorem zdarzeń i historii, o których słyszała, w których uczestniczyła, albo, które, jej zdaniem, mogły się wydarzyć. Postanowiła udzielić głosu przede wszystkim „tej drugiej”, bo zarówno w życiu, jak i literaturze, swoje racje zazwyczaj przedstawia zdradzana żona lub facet dopuszczający się zdrady. Pozostawia do oceny Czytelnikom, czy dzięki temu zabiegowi książka nie trąci banałem.

"Słowo o sobie", które napisała autorka, tutaj.

Dodatkowe informacje o autorce na Jej stronie: tutaj; zobacz z kim rozmawiasz :-)

SPOTKANIE ZAKOŃCZONE; aby porozmawiać z Autorką, można napisać do Niej maila na adres: autorka@elizaskrok.pl
Wyświetleń: 89506
Dyskusja została zamknięta.
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 254
Użytkownik: bogna 15.09.2007 06:57 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Na pierwszych stronach "Impotenta" piszesz - "mam cichą nadzieję, że za kilka lat będą jeszcze istnieć książki".
Ewa zastanawia się nad tym, jaką lekturę czytać będzie jej córka. Książki są Ci bliskie, w słowie "o sobie" żartujesz, że masz ich miliony. Jaki jest Twój księgozbiór; coś zbierasz specjalnie, kupujesz książki pod wpływem chwilowej emocji?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pierwszych stronach "I... | bogna
W moich książkach panuje totalny chaos. Nie wiem tak do końca, co mam (a co chciałabym mieć, tylko zapomniałam kupić), co jest u ludzi, a co upchane w szafach. Miejsce na regale, takim na całą ścianę, skończyło się dawno, dawno temu. Na pawlaczu też. I w worach, w sypialni Zosi. Moje książki nie mają ładnych okładek (a przynajmniej ja tego nie zauważyłam), nie zbieram ich ani seriami, ani autorami. Jest wszystkiego po trochu, czasem nie wiem, skąd. Podejrzewam, że nocami się rozmnażają i duże książki robią nam małe książeczki. Musi być przecież jakieś sensowne wytłumaczenie, że od czasu, gdy umówiliśmy się ze Sławkiem, że do wyprowadzki nie kupujemy kolejnych książek, a ich przybyło, i to bardzo. To wytłumaczenie zdaje się być najbardziej rozsądne.
Kupujemy książki debiutantów, bo uważamy, że to dobra zasada. Od przypadku do przypadku - tytuły gdzieś zasłyszane, przeczytane, albo na półce w antykwariacie wypatrzone. Szukamy wciąż rzeczy „do czytania”, a potem i tak nie mamy czasu, by przeczytać. Trafiają się na półce i politycy: od Wałęsy, poprzez Michnika, aż po Gierka. Jest Urban, bo warto i Allen, bo lubię. Raczej nic oryginalnego, wydziwionego, „na poziomie”. Mam dość normalny gust literacki, sądząc po tym, z jak wieloma ocenami Biblionetkowiczów się zgadzam (podglądałam rankingi). Na pewno nie mam (i nie chcę mieć) na półce Prousta, Słowackiego i Balzaca. Co do innych - musiałabym sprawdzić.
Mój wybór lektur jest tak samo przypadkowy, jak kolekcja książek. Nie jestem na czasie, wiele rzeczy czytam z poślizgiem. Zresztą od paru lat więcej planuję czytać, niż czytam. I aż mi wstyd, gdy podglądam, ile czytają Biblionetkowicze. Może nie jestem, jak ten Czukcza z dowcipu („pisatiel nie czytatiel”), ale z pewnością mam braki. Trochę żal, że Biblionetki nie było wtedy, gdy połykałam kilka książek tygodniowo. Nie miałam dobrych doradców przy wyborze lektur, bo znam niewielu moli książkowych. A dzisiaj dobre lektury wyskakują same z komputera... Może, gdybym urodziła się parę lat później, miałabym lepszy, bardziej określony, gust czytelniczy? Chociaż nie, pewnie pierwszy komputer kupiłabym bardzo późno...
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 08:54 napisał(a):
Odpowiedź na: W moich książkach panuje ... | e.skrok
Co to znaczy "normalny gust literacki"? Proust, Słowacki i Balzac nie są normalni? :-)

Czy wracasz do raz przeczytanych książek? Bazgrzesz po nich, robisz notatki, podkreślasz cytaty, wklejasz fiszki? :-)

Zdradzisz swojego nicka w bnetce? Udostępniasz oceny i schowek? :-)
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Co to znaczy "normalny gu... | verdiana
Są bardzo normalni, na miejscu, dobrze wyglądają w skórze i złocie. Ale jakoś tak nie dla mnie. Od "poważnych" (czyli często nudnych) lektur bolą mnie zęby. I nie chodzi mi o to, że nie chcę czytać klasyki i książek trudniejszych, z przesłaniem. Sądzę jednak, że i takie można podać w znośnej formie.
Są książki, do których wracam i nie są to książki kucharskie (marna ze mnie gospodyni). Lektury z dzieciństwa (choćby ze względu na dziewczynki) i wczesnej młodości (wiąże się z nimi sporo kapitalnych wspomnień). I te po prostu ważne (patrz odpowiedź na pytanie Bogny). Szanuję książki (nawet telefoniczną), więc nie zaginam rogów i nie robię notatek nawet ołówkiem. Nieraz planuję, że sobie pozaznaczam "złote myśli" i inne perełki, które mnie poruszyły podczas lektury. Potem o tym zapominam. Ale te perełki czasem w pamięci zostają.
Marna ze mnie biblionetkowiczka. Pojawiam się tu od niedawna, zalogowałam się za namową Bogny (nick elizas). Nie mam schowka, czytatki, zaledwie kilka ocenionych książek. Ale się poprawię! Słowo harcerza.
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Są bardzo normalni, na mi... | e.skrok
Trzymam za słowo. :-)
Użytkownik: bogna 15.09.2007 07:03 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Czy są takie książki, tacy pisarze, którzy są Ci szczególnie bliscy?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 10:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy są takie książki, tac... | bogna
Jasne! Sama nie wiem, od której zacząć. Uwielbiam Chandlera za dowcip i wciąż niedoścignioną metaforykę, sama fabuła kryminałów interesuje mnie znacznie mniej. Od czasów licealnych nie rozstaję się z "Mistrzem i Małgorzatą", "Układem" Kazana i "Dziennikiem 1954" Tyrmanda. W tej ostatniej książce podziwiam sposób opisania związku z Bogną (nomen omen). Lubię wszystko Vonneguta, z wyjątkiem "Trzęsienia czasu". Nie wiem, czy jest kiepskie, czy jak dla mnie za mądre. W ogóle zazwyczaj wspominki dobrych pisarzy mnie nudzą - pamiętnik Chandlera również wydaje mi się miałki. Z radością wracam do "Pantaleona i wizytantek", bo to była taka pierwsza "grzeszna" lektura (te ogniste wojaki rozpalały moją nastoletnią wyobraźnię), ale wciąż nie mogę dotrzeć do końca "Rozmowy w Katedrze", chociaż wiem, że właśnie ten kawałek Llosy należy znać. Rozczula mnie nadal "Zabić drozda", chociaż mam wątpliwości, czy książka rzeczywiście odzwierciedla świat widziany oczami dziecka. Sięgam po "Ucieczkę od wolności", gdy mam ochotę zapytać, czy ten świat zwariował i wtedy szybko sobie przypominam, że nigdy normalny nie był... Mogłabym tak jeszcze czas jakiś. Rzecz w tym, że gdybym za chwilę znowu próbowała odpowiedzieć na to pytanie, lista mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne! Sama nie wiem, od ... | e.skrok
Nie mogę się powstrzymać: To jak lista wygląda dziś? :-)

PS. A czemu "Rozmowę w katedrze" należy znać? Uwielbiam Llosę, czytałam prawie wszystko, co napisał, "Rozmowę" też zmęczyłam, ale właśnie: zmęczyłam. Bo wydała mi się najsłabsza ze wszystkich książek Llosy - sama nie wiem, dlaczego.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 18:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę się powstrzymać:... | verdiana
"Moskwa-Pietuszki", bo nie da się nie kochać Wieni i jego cudownej, słowiańskiej duszy. "Kochałam Tyberiusza" - jako nastolatka chciałam być Julią i dzisiaj też trochę chcę. Szwejk mnie bawi, a rzeczywistość smuci, bo znowu nie wolno napluć na obraz arcyksięcia. Wracam do Mary Poppins, gdy chcę uwierzyć, że magii można szukać na każdym zaułku. Poruszyła mnie "Hańba" Cotzee (jak to się, kurcze, odmienia? - Proszę o pomoc językoznawców! Jak to dobrze, że świat wymyślił redaktorów i jak źle, że ich tu teraz nie ma:-)) Niby znowu starszy facet, uczennica, a ujęcie takie inne. I przecież nie to jest w tej powieści najważniejsze.
Daję się zabierać w podróż Alchemikowi, by ponownie odkryć, że to, co najważniejsze, mam pod nosem. Dziękuję (niestety, nie mogę osobiście), że de Mello stworzył "Modlitwę żaby". W tak wielu sytuacjach te opowiastki pomagają mi nabrać dystansu. Jak mogłam zapomnieć o Hemingwayu i książce za "Za rzekę, w cień drzew", albo "Wojnie futbolowej" Kapuścińskiego"? Widzisz, mogę tak długo. Jutro też zapytasz?
Cieszę się, że nie piejesz z zachwytu nad "Rozmową..." Jest średnia. W swoim czasie jednak usłyszałam, że skoro mi się nie podoba, to znaczy, że do niej nie dorosłam. Ludzie "ze środowiska" lubią wygłaszać tego typu opinie, a my, prowincjuszki, przyjmujemy to godnie. Fajnie, że nie jesteśmy same.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Moskwa-Pietuszki&qu... | e.skrok
Khem, redaktorzy jak najbardziej są. :-)
Coetzee -> Coetzee’ego - dowiadywałam się specjalnie, żeby mieć pewność, przy redagowaniu "Ostatniego pasażu", więc wryło mi się. :-)

I właśnie o redakcję chciałam zapytać, tylko nie wiem jak, żebyś wciąż chciała się ze mną spotkać w czwartek. :-) Kiedy patrzę, jak piszesz tutaj, w okienku, to widzę, że nie robisz błędów, a w "Impotencie" jest ich mnóstwo, wszelkiej maści (w tym takie ciężkiego kalibru typu np. "jakiś" zamiast "jakichś"). Dlaczego?! Nie razi mnie to szczególnie w książkach, których nie chcę dla siebie zatrzymać, ale po kilku stronach "Impotenta" już wiedziałam, że go nie oddam, że zostanie w moim księgozbiorze (a w czwartek Ci pewnie powiem dlaczego :-)). Właśnie dlatego nie mogę przeboleć niechlujnej redakcji. :(


PS. Tak, jutro też zapytam. :-)

PS.2. Nie jesteśmy same. :-) www.biblionetka.pl/...
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Khem, redaktorzy jak najb... | verdiana
Spodziewałam się, że ktoś w końcu poruszy tę kwestię. Powiem tak. Kiedy dotarła do mnie przesyłka z egzemplarzami autorskimi, zaraz po otwarciu paczki wpadłam w rozpacz. Okazało się, że spełnienie marzeń ma bardzo gorzki smak. Po pierwsze okładka - nie miała być wściekle różowa, a kremowa (biała kartka, na którą pada snop światła). Logo dyskretne, z boku (wydawca zamieszcza je na pierwszej okładce, ale obiecał zrobić dla mnie wyjątek), a nie wywalone, bijące po oczach, niczym logo firmy Winiary. Najzwyczajniej się rozryczałam ze złości. Potem było już tylko gorzej. Żałośnie małe marginesy, treść upchana do granic możliwości. Literówki, błędy interpunkcyjne, orty, etc. Nawet w pełnej nazwie wydawcy jest rażący błąd. Sprawdziłam moją wersję (sama nanosiłam korektę, którą zrobiła "sprawdzona korektorka", dla pewności). W mojej wersji tego wszystkiego nie było. Napisałam do wydawcy gorzkiego maila. Tłumaczył mgliście, że zawiniła drukarnia, łamacz, że się wersje pomyliły, że podczas przechodzenia z programu tekstowego na graficzny tekst się rozjechał, a grafik potem coś tam sam przepisywał... Nie akceptowałam ostatecznej wersji, zatem przeżyłam taki sam szok, jak uważny Czytelnik. Wydawca przekonywał mnie, że to bez znaczenia, że treść się obroni, ale ja nienawidzę fuszery, braku profesjonalizmu, bylejakości. Egzemplarze autorskie rozdałam, głównie wrogom. Obiecano mi, że ewentualne wznowienie zostanie poprawione. Nie byłam co do tego pewna, dlatego rozwiązałam między innymi umowę i wznowienia nie będzie. Jeśli "Impotent" ukaże się ponownie, to już u nowego wydawcy. Bez pudła. Jestem mądrzejsza o pewne doświadczenia i lepiej wszystkiego dopilnuję.
Widzisz, co się wyprawia z pogodą? Chyba nie mamy wyjścia i w czwartek idziemy na pizzę. Spacerki będą dobre tylko dla miłośników sportów ekstremalnych, a ja się do nich nie zaliczam.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Spodziewałam się, że ktoś... | e.skrok
Z tą okładką i marginesami nie jest jeszcze tak źle. Zwłaszcza z marginesami. Interlinie też są OK.
To, co piszesz o składzie, to niestety prawda. Składacz nie ma prawa ingerować w tekst, a jednak robi to - nie wiem, jakim cudem, ale to robi, marnotrawiąc ciężką pracę autora, redaktora, redaktora technicznego o korektora. Oczywiście nie poprawia tego potem. :/ To po nim trzeba poprawiać. I robi się korektę składu, ale ona jest głównie techniczna + poprawianie błędnych przeniesień (bo to też składacz na ogół robi źle, zdając się na program, zamiast robić to ręcznie), bo przecież korekta i redakcja tekstu były już robione, a drugi raz nikt za to nie zapłaci. A potem rzeczywiście psy się wiesza na redaktorach, którzy to podpisują własnym nazwiskiem.
Na szczęście nie każdy składacz to partacz, znam paru znakomitych, dla których skład to piękna sztuka.

Prawdą jest też to, że nawalają drukarnie - używają nie tej farby, co trzeba, więc kolory są złe albo farba długo schnąca, więc się rozmazuje przy dotyku. Albo użyją złego kartonu na okładkę i jest zbyt miękki. Zdarzyło się nawet, że w jednej drukarni zaginął tomik poezji gotowy do druku!

Podpadł mi, oj podpadł wydawca uważający, że to bez znaczenia. :( Masz rację, że rozwiązałaś umowę. Mam nadzieję, że wznowienie pójdzie gdzie indziej i już w lepszej technicznie jakości.

Dobra pizza nie jest zła. :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą okładką i marginesam... | verdiana
Dajmy spokój wydawcy. Na pewno nie uważa, że to bez znaczenia, tylko tak mnie pocieszał. Zresztą przyznał,że z tym łamaczem pracował od lat, wcześniej takich problemów nie było, więc mu zwyczajnie ufał i przestał kontrolować... Na mnie trafiło. Bywa. Będzie lepiej. A wydawcy należą się ukłony za danie szansy debiutantowi.
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą okładką i marginesam... | verdiana
Ta pizza to o 15.00? Na Botewa? Tak mi się wydaje, ale głowy bym nie dała, tymczasem w tym całym rozgardiaszu nie mogę znaleźć karteczki, na której zapisałam termin. Jak Cię rozpoznam? Mnie nietrudno - chuda, ruda (świeża farba, udało się wczoraj nałożyć!), z niebieskookim dzieckiem (to po moim ojcu Stanisławie - ja mam szare)w spacerówce. A Ciebie?
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta pizza to o 15.00? Na B... | e.skrok
Mnie po zdjęciu rozpoznasz.
A mamuś z wózkami i dziećmi tu jest mnóstwo, ja nie poznaję nawet własnych sąsiadek. :((

Może być o 15, może być o 16. Jeśli o 15, to muszę wziąć sukę i z nią najpierw trochę pochodzić po trawniku. Wtedy mnie rozpoznasz po czarnym labku w szelkach. :-) Będę łazić gdzieś po trawniku między pizzerią a żółtym osiedlem.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: "Moskwa-Pietuszki&qu... | e.skrok
No, to jak dziś wygląda ta lista? :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: No, to jak dziś wygląda t... | verdiana
"Rose Madder" Stephena Kinga. Wciąż trudno mi uwierzyć, że napisał to mężczyzna. Przekaz emocji maltretowanej kobiety jest naprawdę poruszający.Inne książki tego autora nie robią na mnie takiego wrażenia. Nawet się zastanawiam, czy wypalający się King nie wykorzystał przypadkiem cudzego tekstu - ponoć w Stanach to powszechna praktyka, co więcej dopuszczalna prawnie.
"Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu" Roberta Fulghuma, bo sporo tam mądrości, które przyswoiłam znacznie później, niż autor. Poza tym z książką wiąże się optymistyczna, chociaż zagraniczna (nie wiem, jak się to ma do polskich realiów) opowieść. Otóż nim książka się ukazała i stała bestsellerem, krążyła wśród przyjaciół, znajomych przyjaciół, dalszych znajomych. Taka reklama szeptana. Aż wreszcie wpadła w ręce jakiegoś wydawcy i ten już jej nie wypuścił z rąk, a autor zarobił krocie. Fajna bajka? A prawdziwa!
"Pieśń kata" Normana Mailera. Wstrząsający obraz zbrodni, a zarazem dowód, że w każdym można znaleźć strzępki człowieczeństwa i że kara śmierci to jednak też zbrodnia. Porusza, niezależnie od osobistych poglądów w tej kwestii.
"Kolumbowie, rocznik 20", a właściwie ostatnia część, której nie ma w filmie. Przykra pointa do całej książki. Taka wręcz niewiarygodna. Ale fakty też mogą być niewiarygodne.
Pollyanna wciąż przywraca mi pogodny nastrój i wiarę, że wszystko ma swoje dobre strony. Zazwyczaj o tym wiem, ale jak zapominam, to sobie z Zosią czytamy.
Chyba tyle. Nic odkrywczego, ani zaskakującego.
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rose Madder" S... | e.skrok
King to dla mnie dziwny autor. Wolę ekranizacje jego książek niż je same. Właściwie tylko jedną jego książkę lubię, za to bardzo: "Dolores Claiborne".

Fulghum mnie zaciekawił - opis ma całkiem obiecujący, podobnie Mailer. Zbieram sobie tropy... a ponieważ już jest nowe dziś, to: jak dziś wygląda lista? :-)
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: King to dla mnie dziwny a... | verdiana
Więc jednak jeszcze ktoś nie śpi! A myślałam, że spokojnie nadrobię zaległości. Gdy skończyłam ostatnią wyliczankę, natychmiast przypomniał mi się Pielewin i "Generation P". Przerażająca ta wizja świata, ale zarazem bardzo przerażająca. Ale już "Omon Ra i inne opowieści" rozczarowują. Dopiero co nabyłam i czytanie jakoś mi nie idzie. Ponoć często tak bywa, że autor, który odniósł sukces, natychmiast wygrzebuje z szuflady starocie, których wcześniej nie zdołał wydać i publikuje (albo tłumaczy czy wznawia coś, co kiedyś przeszło bez echa), by wykorzystać w pełni swój czas. A potem okazuje się, że to klapa. Tak chyba jest tym razem. Zapomniałam też o "Kto zabrał mój ser?" Spencera Johnsona. Zgadzam się bowiem, że wszystkie zmiany są na lepsze, tylko czasami nie od razu o tym wiemy. Kinga jeszcze lubię "Lśnienie" i "Misery", ale już tak bez uniesień. Ciąg dalszy może nastąpi, jak będę mieć świeższą głowę. Teraz już szwankuje i nic mi nie przychodzi do niej jakoś.
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Więc jednak jeszcze ktoś ... | e.skrok
Pielewin wciąż przede mną. Przeczytałam na razie "Mały palec Buddy" i podobało mi się na tyle, żeby dać autorowi szansę i sięgnąć po kolejne książki, ale spodziewałam się jednak czegoś lepszego. No, nie zachwyciło mnie. A czemu "Omon Ra" rozczarowuje?
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Pielewin wciąż przede mną... | verdiana
Bo niby jak w "Generation P" - niepowtarzalny, dobry język, rosyjskie klimaty, które w literaturze kocham, a zarazem radzieckie i współczesne, które warto poznać... Pomysły niezłe (choćby na opowiadanie "Żółta Strzała"). A jednak wszystko razem jakieś takie niewiarygodne, mało wciągające. Trudno mi powiedzieć. Zaczniesz czytać, to poczujesz, o co mi chodzi.
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Więc jednak jeszcze ktoś ... | e.skrok
Przejrzałam tę listę pisaną dla Ciebie i ze zdumieniem odkryłam, że nie ma na niej Grzesiuka, chociaż to taka cudowna pochwała życia mimo gorzkich, wstrząsających akcentów, "Stu lat samotności", dzięki którym zrozumiałam, że wszystko już było i wszystko pójdzie w zapomnienie, "Białych zębów" Zadie Smith (gdzie się podziała ta książka do cholery? Kiedy już się przeprowadzę, uporządkuję bibliotekę, to dopiero się zdziwię, ilu tytułów brakuje) - lektury imponującej dojrzałością, starannością o detale, a zarazem życiowo mądrej, "Łuku Tryumfalnego", bo chociaż to lektura dobra raczej dla panienek niż sędziwych trzydziestolatek, sentyment mi został do dziś. Z tej książki wypisywałam "złote myśli" (chociaż dzisiaj już złote wcale się nie wydają), marzyłam o znalezieniu swojego Ravica i chciałam pić calvados. Calvados smakuje jak pomyje (a może nie? Przecież nie wiem, jak smakują pomyje)i inne męskie typy są w moim typie (nie trzeba mnie ratować znad przepaści). Ale ta lektura ożywia wspomnienia, odmładza.
Użytkownik: verdiana 21.09.2007 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Przejrzałam tę listę pisa... | e.skrok
Widzę, że mnie dziś wyręczyłaś i nie musiałam pytać o listę. Jutro też napiszesz? :-)

Opowiedz mi o "Białych zębach". Ja właściwie nie rozumiałam, co czytam - nie mogłam się na tym skupić. Dotrwałam do końca, ale już nawet nie pamiętam, o czym to było. :(
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 19:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że mnie dziś wyręc... | verdiana
To dziwna książka. W pamięci nie zostają detale, ani generalny zarys fabuły. zwłaszcza, gdy czytało się to ładne parę lat temu. A jednak mnie zostało głębokie przekonanie, że warto. Kiedy książkę sprezentowała mi moja sąsiadka Basia, nie wiedziałam, że jest taka głośna, że trzeba ją znać (powieść, nie Basię:-)). Moje czytelnictwo jest cholernie przypadkowe (zawsze było), nie wiem, co trzeba, co jest na topie, wszystko czytam nie wtedy, kiedy "należy". Nie mogłam się oderwać, nie tylko dlatego, że był w niej mój ulubiony wątek: ona młoda, on stary (zupełnie niepowtarzalnie ujęty i jeszcze bardziej skomplikowany niż zwykle, bo ona Czarna i pełna temperamentu, a on nudny Angol). To dziwna, trudna do opowiadania, książka. Niby czytałam ją jednym tchem, a jednak zmuszała mnie do szczegółowej analizy treści, cofania się, nerwowego przerzucania kartek,bo każdy epizod, każdy wątek nawet z odległej historii, miał gdzieś swój ciąg dalszy, okazywał się nieprzypadkowy. Autorka dowiodła, że nie ma żadnej przypadkowości.
W książce jest i problem fundamentalizmu, i oderwania od korzeni, i zagrożeń związanych z nowymi technologiami (genetyka). Jest dziwna przyjaźń, dziwni ludzie, których można pokochać. Dla mnie majstersztyk pisarski. Szokująca drobiazgowość i precyzja. Niezłe recenzje na biblionetce, bo generalnie oddają sens tego, co jest w książce. Ja nie potrafię jakoś. Może spróbuj jeszcze raz, ale od razu zaplanuj, że czytasz uważnie, bez przerw, natręctwa myśli innych. Ta książka wymaga ciężkiej pracy od czytelnika. Ale akurat ten rodzaj pracy mi pasuje.
Użytkownik: verdiana 22.09.2007 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: To dziwna książka. W pami... | e.skrok
No, to właśnie widzisz, jak milczę. :-) Ale dziś to niestety nie z wyboru.
Chyba nie mam ochoty na Zadie. Wymagam i potrzebuję od książki czegoś więcej, a Zadie ma dla mnie zbyt mało, albo nie tak - przelatuje przeze mnie bez echa. Wolę właśnie rzeczy, które wymagają ode mnie pracy, a tu zupełnie nie mam tego odczucia. Niby postawiłam 5, potem zmieniłam ocenę - bo z czasem zupełnie zapomniałam, o czym była książka (to zresztą dla mnie mniej ważne), a co gorsza, nie zostały po niej żadne emocje we mnie, a to już grzech śmiertelny, takich książek nie znoszę i autorom tego nie wybaczam.

Nie zadałam Ci dziś pytania: jak lista wygląda teraz? :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: No, to właśnie widzisz, j... | verdiana
Oj tak, dałaś mi po nosie i napędziłaś stracha tym milczeniem. Już się wystraszyłam, że się pogniewałaś za mój niewyparzony jęzor i najzwyczajniej w świecie pogniewałaś. A potem sobie przypomniałam, jak jesteś inteligentna, więc nie mogłam się obawiać, że nie zrozumiałaś tak prostego żartu.
Dobra, nie czytaj Zadie. Olej totalnie, nie wracaj. Ale zrób coś dla mnie - zajrzyj kiedyś do "Impotenta" ponownie i daj mi o tym znać. Będę się chwalić koleżankom, że jest taka osoba, która pogardziła sławną Zadie, a mnie czytała dwa razy. Umowa stoi? taka nieszkodliwa, mitomańska prośba. Zadie ma trochę powodów do satysfakcji. Mnie przydadzą się kolejne.
"Konopielka" Redlińskiego - zachwycająca, zabawna obyczajówka. Moim zdaniem najlepsza jego książka. Kanon.
"Prawa Murphy'ego" Arthura Blocha - książeczka, nie książka, ale nie ilość znaków w literaturze przecież chodzi. Mała, a format duży przecież. Doskonała dawka humoru na kiepski dzień. Żadne tam wielki halo, ale towarzyszy mi od lat i bardzo ją lubię.
"Wojna futbolowa" Kapuścińskiego - wiem, że według krytyków to nie jest najlepsza jego książka. A mnie najmocniej wryła się w pamięć. Przemówiła. Sama nie wiem, dlaczego.
Astrid Lindgren cała, wciąż i wciąż. Czytana z dziećmi i bez dzieci. Dla śmiechu, dla nauki, dla emocjonalnego rozwoju. A jednak po głośną ostatnio książkę dla dzieci o autorce ("Przygody Astrid" chyba) jakoś sięgnąć nie zamierzam. Ta Astrid a'la Pippi huśtająca się na drzewie na okładce niby zachęca, a jednak boję się, że obedrze mi te ukochane historyjki z magii.
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak, dałaś mi po nosie... | e.skrok
Jeszcze raz mnie zawstydzisz i Cię uduszę na najbliższym spotkaniu!
Gniewanie się komunikuję jasno i wyraźnie, zresztą jak wszystko - bez podtekstów, aluzji i takich tam zabaw z piaskownicy.

Umowa stoi - w końcu skoro zatrzymuję sobie jakąś książkę, to właśnie po to, żeby do niej wracać. :-)

Redlińskiego i Blocha sobie notuję. Kapuścińskiego nie lubię.
I kiedy mam Ci oddać książki? :-)
Jak się okienko skończy, to marsz uzupełniać schowek!

Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 16:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze raz mnie zawstydz... | verdiana
Nie opłaca się. Będziesz potem miała moralny obowiązek wychować dwie śliczne sierotki o paskudnym charakterze. A ja takie przepychanki, potyczki słowne po prostu uwielbiam. I nie zgadzam się, że to piaskownica. A jeśli nawet, to bawią się w niej fajne babki. Oczywiście czasem przeginam, bo nie znam umiaru. Staję się złośliwa, chociaż chciałam tylko się powygłupiać. I mam wyrzuty sumienia. A Ty, chociaż zapewniasz o tym jasnym przekazie, wydajesz się doskonałym partnerem do tych zabaw. Ale może się nie znam.
Przeczytasz, to oddasz. Spokojnie. Może coś dorzucę?
Tak jest, Pani Major!
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie opłaca się. Będziesz ... | e.skrok
Zaraz, zaraz! Nie zamierzam dusić Twojego męża! :P
Potyczki może i tak, ale takie milczące obrażalstwo - to nie ja, nie ja. Ja się obrażam jawnie. W piaskownicy też bawię się jawnie. :-)

Aaa, nie dorzucaj na razie, dobra? Jak Cię odwiedzę po przeprowadzce, to sama Ci pół biblioteczki wyniosę. :> Chociaż zastanawiam się, czy my w ogóle czytamy podobne rzeczy. I czy Ty u mnie znalazłabyś w ogóle coś dla siebie. Gdzieś mi się ćmi, że czytamy zupełnie co innego - różnimy się ładnie. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaraz, zaraz! Nie zamierz... | verdiana
I znowu kopniak! To prawda, uduszenie mnie to mało. Jednak czy bycie półsierotą to taki cymes? Fakt, Sławek świetnie radzi sobie z dziećmi, często lepiej ode mnie, ale matki też bywają przydatne. Cieszę się, że wbrew nickowym zapowiedziom nie poszłaś precz. O milczące cokolwiek trudno Cię podejrzewać. I żartowałam! Nawet przez moment nie sądziłam, że masz skłonność do obrażalstwa! Dotarło? A jak się bawisz w piaskownicy? Wolisz chłopców czy dziewczynki?
Pewnie jakieś czytelnicze punkty wspólne by się znalazły (są nawet z Ellą). Chociaż głowy nie dam, czy to samo może nam się podobać, bo nie znam Twoich ocen. Schowek pokazuje jedynie, że szukasz czegoś, co czytałam, albo co też zamierzam przeczytać. Mało. Dlaczego nie udostępniasz ocen?
A swoją drogą - takie ładne zdanie i znowu autor nieznany tak do końca. Bo nadal nikt mi nie powiedział, kto to powiedział o tym różnieniu się! Ponoć Moni wie...
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: I znowu kopniak! To prawd... | e.skrok
W piaskownicy? Stoję z boku i przyglądam się z zainteresowaniem, jak bawią się inni. Obserwacja to dla mnie najlepsza zabawa, mam tak od dziecka. :-) No i wolę pieski. :P

Udostępniałam oceny przez kilka lat, ale w końcu moja odporność na ataki się wyczerpała. No, niestety, nawet w bnetce nie jest wyłącznie sielankowo. Udostępniam oceny, jeśli ktoś wyrazi ochotę ich zobaczenia, więc zaraz Ci wyślę. :-)

Swoją drogą, schowek też jest ważny, może nawet ważniejszy niż oceny. Bo oceny pokazują też książki czytane w dzieciństwie i ówczesne emocje wobec nich, które teraz mogłyby być zupełnie inne. A schowek pokazuje, w którą stronę idę, co jest dla mnie ważne TERAZ. Poza tym oceny bywają mylące - nie oceniam książki, tylko daję znać Polceankom, co mają mi polecać, a czego nie, niezależnie od tego, czy mi się podobało, czy to wielkie działo, czy nie. A jeszcze jeden aspekt niewymierności ocen - ilość ocenionych książek z danego gatunku w ogóle nie znaczy, że się akurat ten gatunek lubi bądź nie. Ja np. najwięcej czytam beletrystyki, chociaż jest dla mnie najmniej ważna i najprościej mi się jej wyrzec. Po prostu ją się czyta najszybciej.

Ależ jestem ciekawa Twojego schowka!
Użytkownik: elizas 23.09.2007 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: W piaskownicy? Stoję z bo... | verdiana
Wolisz pieski od ludzi? A ta piaskownica jest metaforyczna, czy dosłowna bardzo? To znaczy czy w życiu też wolisz być widzem niż uczestnikiem? A może masz zadatki na szarą eminencję?
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wolisz pieski od ludzi? A... | elizas
To ja tu mam zadawać pytania, a nie Ty!! :P O mnie możemy pogadać przy kawie i pizzy, a w okienku rozmawiamy o TOBIE. :>
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja tu mam zadawać pyta... | verdiana
A zauważyłaś, że odpowiedziałam z drugiego nicka? Ja od razu nie zauważyłam. Że też na koniec musiałam dać plamę!
Niech Ci będzie. A kiedy jest szansa na odwrotny układ?
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: A zauważyłaś, że odpowied... | e.skrok
Zauważyłam. Pomyślałam, że porównywałaś sobie oceny i zapomniałaś się wylogować, zdarza się, nie przejmuj się. :-)
A kiedy masz ochotę? Możemy nawet zaraz, tylko w domu mam wino, piwa nie. :>
Użytkownik: Vemona 23.09.2007 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Wolisz pieski od ludzi? A... | elizas
Powiem Ci, że nie uważa ludzi za ważniejszych od całej reszty, mam podobnie. A widzem to napewno wolę być ja. :-)
A czy mogę zapytać o swojego ukochanego Tolkiena? Masz ocenioną pierwszą i ostatnią część "Władcy Pierścieni", jakim cudem udało Ci się ominąć środek?
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiem Ci, że nie uważa l... | Vemona
Fajnie, dogada się z moim mężem (a nie tylko ze mną). jest wegetarianinem, ekologiem takim naprawdę.
Jeśli tak jest z Tolkienem, to znaczy, że przegapiłam i jednej nie kliknęłam. A jak Ci się przyznam, że w kinie na "Władcy Pierścieni" zasnęłam, to piwo wciąż aktualne? Bałam się, że Sławek się ze mną rozwiedzie.
Fantasy generalnie nie jest dla mnie. Gdybym znała zasady oceniania tak, jak teraz, postawiłabym mnie, bo nie chcę, by Biblionetka polecała mi więcej tego rodzaju lektur. Tolkiena przeczytałam, bo trzeba. Nie była to dla mnie męczarnia, doceniam kunszt i wyobraźnię, jednak mam innych literackich idoli. Mniej fantazji, więcej życia.
Użytkownik: Vemona 23.09.2007 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie, dogada się z moim... | e.skrok
Skoro chcesz postawić mniej, to bez problemu możesz zmienić ocenę, biblionetka na to pozwala, przecież zmienia się sposób odbioru jakiejś książki. Ja czasem stawiałam czemuś 4, bo uważałam, że jest dobre, a za kilka miesięcy przeglądając swoje oceny nie mogłam sobie przypomnieć książki - wtedy zmieniam na 3, bo widać nie była na tyle dobra, by pozostała we wspomnieniach.
Co do filmu, to złego słowa nie powiem, bo choć plenery były cudowne a część aktorów dobrze dobrana (zachwycił mnie Sean Bean w roli Boromira, on z czarnego charakteru robi postać pociągającą), to Aragorn mnie za przeproszeniem "osłabił" i zniechęcił.
Piwo jak najbardziej, przecież ładnie się różnimy. :-)
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie, dogada się z moim... | e.skrok
Nie jestem tego taka pewna, czy się dogadam, bo ja wegetarianką nie jestem ani "ekologiem takim naprawdę", mimo że skończyłam liceum ekologiczne. :-)

Przyznam Ci się, że ja pierwszą część Tolkiena oglądałam na raty, bo nie byłam w stanie się tak długo na tym filmie skupić. Ale i tak film podobał mi się duuuużo bardziej niż książka!
Użytkownik: bogna 15.09.2007 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Twoja bohaterka jest w ciąży i opowiada swoje życie dziecku, które ma się narodzić, a nie nam, czytelnikom. Masz dwie córeczki; czy im też opowiadałaś tak swoje dzieje?

Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoja bohaterka jest w ci... | bogna
Nie nawijałam do brzucha będąc w ciąży. Żadne takie. Chyba, że w kwestii wspólnego jadłospisu, ewentualnie prosiłam moje ruchliwe panienki o chwilę spokoju, gdy mnie chciało się spać, a im zdecydowanie nie. Nie piszę też pamiętnika, by za kilka lat wręczyć go dziewczynom. Być może to błąd. Myślę, że matkom i córkom byłoby zdecydowanie łatwiej się dogadać, gdyby te pierwsze lepiej pamiętały swoje młodzieńcze rozterki i dzięki temu mogły do małolaty mówić językiem małolaty. Łudzę się, że nie zmieniam się aż w takim tempie, by już wkrótce stracić możliwość porozumienia z dziećmi. Dużo rozmawiam z Zochą. Ale nie o facetach. Opowiadam, jak w jej wieku i mnie było trudno znaleźć przyjaciółkę i jak rywalizowałam z jedną Basią (ona walczy z Kamilą), jakie poniosłam konsekwencje pierwszego kłamstwa i dlaczego lubiłam Pollyannę. Mam takie wrażenie, że gdy przyznaję się do błędów, a zarazem podpowiadam rozwiązania, Zosia bardziej mi ufa i często nie musi się sparzyć, by uwierzyć, że coś jest gorące. Dorotka to jeszcze taka poczwarka człowieka, więc się nie wygłupiam i nie bawię w długaśne przemowy. Dobry kontakt nawiązujemy dzięki buziakom, kołysankom i uśmiechom. Dziewczyny muszą dojrzeć do innych rozmów, a ja nie mam potrzeby spowiadania się. Od zwierzeń są dorosłe przyjaciółki.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie nawijałam do brzucha ... | e.skrok
Myślę, że któraś z mam na pewno skorzysta z tego, co powiedziałaś o przyznawaniu się dzieciom do swoich błędów, to na pewno wzmacnia więź, gdy dziecko widzi, że rodzic nie był ideałem i też miewał problemy podobne do jego problemów.
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że któraś z mam na... | bogna
Nie dam głowy, że to rzeczywiście jest takie rozsądne. Czasem mam wrażenie, że to dziewczyny mnie wychowują, a nie ja je. A przyznanie się do błędu można doskonale wykorzystać przeciwko matce, zapewniam cię. Kiedyś kryzys następował zazwyczaj w wieku dojrzewania - dziecko odkrywało, że rodzice są tylko ludźmi i kiepsko to znosiło. Zośka ma siedem lat i już nie ma złudzeń, co do boskości dorosłych. Co będzie dalej, strach pomyśleć.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dam głowy, że to rzec... | e.skrok
Jak chociaż trochę będziesz taką mamą, jak ta książkowa, czyli Twoja, to nie powinnaś się niczego bać :-))) Ty doceniłaś swoją Mamę, one docenią Ciebie.
Użytkownik: bogna 16.09.2007 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Czy masz pomysł na kolejną książkę? Czy to będzie znowu romans? A może już jest gotowa, tylko czeka na wydanie?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy masz pomysł na kolejn... | bogna
Mam pomysł, szkic, nawet pierwszy rozdział i.. . malutką Dorotkę. Znalazłam nowego wydawcę. Umówiłam się, że książka będzie gotowa wczesną wiosną, a teraz boję się, że się nie wyrobię. Nie chcę małej oddawać opiekunce i z pracy też nie chcę rezygnować. Pisuję systematycznie do kilku miesięczników dla rodziców. Nie zarabiam wiele, ale zawsze coś. Tymczasem książki to, przynajmniej na razie, bezdochodowe hobby, zatem - proza życia - są na końcu listy.
Możliwe, że wkrótce to się zmieni. Mam takie zaprzyjaźnione, kapitalne przedszkole. Odwiedziłam je z Dorotką. Była zachwycona, pierwszy raz w życiu poszła chętnie w "obce ręce". Dyrektorka obiecała, że ją przyjmie na kilka godzin dziennie, gdy tylko Dorotka zacznie chodzić, czyli za parę miesięcy. Wtedy może znajdę czas i na "Kroplówkowe dzieci" - to roboczy tytuł nowej książki.
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 13:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam pomysł, szkic, nawet ... | e.skrok
Tytuł bardzo intrygujący - stanął mi przed oczami obraz z "Matrixa", scena z początku filmu, z ludźmi w kadziach. :-) O czym będzie książka?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł bardzo intrygujący ... | verdiana
Mam pewien kłopot z odpowiedzią na to pytanie. Nie lubię mówić, o czym będę pisać. To taki redaktorski uraz z czasów, gdy byłam funkcyjną. Zdarzało się nieraz, że przychodził dziennikarz i opowiadał bardzo barwnie, nad czym pracuje. Potem okazywało się, że zapowiedź była sto razy lepsza od ostatecznego efektu... Mam nadzieję, że tak nie będzie i tym razem.
Planuję opowieść z elementami publicystyki o trudnym macierzyństwie, o tym, że czasami formalne porzucenie dziecka to tak naprawdę akt miłosierdzia i wielkiej miłości. Że klasyczna matka-Polka bywa egoistycznym potworem. Historia rozgrywa się w szpitalu, na oddziale dzieci żywionych pozajelitowo (czyli dożylnie, za pomocą cewnika Browiaca). Będzie i straszno, i śmieszno, i - mam nadzieję - do szczerego płaczu oraz przemyśleń. Pretekstem do powstania książki są moje osobiste doświadczenia z Zosią, obserwacje szpitalne, rozmowy z lekarzami i pielęgniarkami, ale i historia pewnej Agnieszki. Ze wszystkich naszych kroplówkowych dzieci miała największą szansę na pełny powrót do zdrowia. Należała do sporej grupy dzieci porzuconych przez rodziców, dlatego personel rozpieszczał ją, jak mógł. Nie trafiła do adopcji, bo żaden polski sąd nie pozbawi praw rodzicielskich tylko dlatego, że ktoś nie jest w stanie zapewnić właściwej opieki choremu dziecku. Chore dziecko nie ma praw i latami mieszka w szpitalu. Ale czasem mamusia się odnajduje. Bo szpital namawia, bo opieka społeczna płaci za przyjazd do dziecka i szkolenie, które pozwala je zabrać do domu. Mama zabrała więc Agnieszkę i tak czule się nią zajmowała, że dziecko zmarło w ciągu dwóch tygodni. Nie było w tym jej winy. Od początku było wiadomo, że opieka nad Agnieszką (choćby pilnowanie przez kilkanaście godzin pompy, za pomocą której dziecko było "karmione") ją przerośnie. Kobita nie umiała nawet czytać, a w domu jeszcze sześcioro dzieci i brak podstawowych warunków sanitarnych. Agnieszka umarła. Wszyscy współczuli mamie, dostała pieniądze od państwa, ksiądz pogłaskał po głowie. Gdyby w swoim czasie zrzekła się Agnieszki, dziecko wciąż by żyło, ale wtedy tak zwany naród, matce naplułby w twarz.
Wciąż nie mogę się z tym pogodzić. I z paradoksem tej sytuacji, i z krzywdą chorych dzieci, które nie mają żadnych praw. Przestawia się je jak paczkę. Nie analizuje, co jest dla nich lepsze. Jakby tej choroby było mało.
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 14:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam pewien kłopot z odpow... | e.skrok
Boże, Eliza, to koszmarnie trudny temat.
Chore dziecko nie ma praw, tak samo jak praw nie ma dziecko, którego rodzice się nie zrzekli, a porzucili w śmietniku. Kiedyś TV puszczała serial dokumentalny o dzieciach w domach dziecka - były takie, które znalazły kochające rodziny. Były takie, które miały kochające rodziny, ale nie mogły z nimi być, bo sąd nie pozwalał (lepiej płacić 2000 miesięcznie na utrzymanie dziecka w domu dziecka, niż 1000zł rodzinie zastępczej, prawda?). I było dziecko urodzone z zespołem Downa. Młodzi rodzice z dobrze sytuowanych rodzin nie chcieli tego dziecka. Chcieli zrzec się praw rodzicielskich i oddać je do adopcji. Miałoby wtedy szansę na miłość, na lepsze życie. Ale kiedy powiedzieli o tym lekarce w szpitalu, ta odsądziła ich od czci i wiary, zelżyła, opluła i... i dziecko nie będzie miało kochającej rodziny i szansy na lepszy rozwój. Nie mogłam uwierzyć. Do dziś nie mogę otrząsnąć się z szoku, że wykształcona kobieta, w dodatku lekarka, która powinna im pomóc (!!) i zrobić wszystko dla dobra tego dziecka, zgotowała mu taki los. Mam nadzieję, że poza kamerami jednak ci rodzice wybrali to, co dla dziecka najlepsze, a nie to, co wybrałby "tak zwany naród".

Można by długo o tym rozmawiać... Dziwnie jest w naszym kraju. Z jednej strony kult dziecka, dziecko na świeczniku, dziecku wszystko wolno, becikowe itd. A z drugiej traktowanie dziecka jak rzecz, jak paczkę bez uczuć, którą można dowolnie dysponować. Podziwiam, że podjęłaś ten temat. Ja chyba bym nie umiała o tym pisać. I trzymam kciuki. Mocno. Przeczytam.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Boże, Eliza, to koszmarni... | verdiana
Oj, tak. Najważniejsze jest dziecko napoczęte. Zygota jest człowiekiem, ciężarna prawie świętą... A w praktyce? Małolata, która decyduje się urodzić nieślubne dziecko, często jest opluwana, poniżana, dostaje od państwa dwieście coś tam złotych. Ta, która zrobi cichcem skrobankę, nie ponosi "kary" - w glorii i chwale, w bieli i welonie, rozpoczyna po jakimś czasie "przyzwoite" życie. Wszystkie mamy kochają swoje dzieci. A ile je lubi? Jak kogoś lubisz, to chcesz z nim spędzać czas. Razem coś robicie, gdzieś wychodzicie, łazicie po sklepach, plotkujecie godzinami... Kto ma ochotę robić to z własnym dzieckiem?
Państwo dzieci kocha. Byłam wczoraj z Dorotką u ortopedy w centrum. Wysiadłam z autobusu niskopodłogowego (fart!) przy Dworcu Centralnym. Chciałam przejść na drugą stronę Alej Jerozolimskich. Pasy zlikwidowano dla bezpieczeństwa. Przejście podziemne bez zjazdów. Targałam wózek w dół (sama - jakoś nikt się nie rwał do pomocy). Pod górę też, chociaż myślałam, że wyjadę windą przy Limie. Gdzie tam. Winda jest od parteru, w podziemiach tylko ruchome schody.
Wracałam dookoła, przy Rotundzie - tam są windy dla wózków. Kawał drogi, ale jednak... Naciskałam guzik, naciskałam, jak jakaś naiwna idiotka. Dopiero życzliwy facet mi powiedział, że te urządzenia wymagają trzymania guzika cały czas. Tabliczka informacyjna w tej kwestii była... wewnątrz windy! Zjechałam. Wyjechałam zupełnie gdzie indziej, niż planowałam "na oko". Inaczej nie mogłam planować, bo brak jakiejkolwiek informacji, co do celu podróży. Dotarłam na przystanek. Jeden autobus nie przyjechał, drugi nie był niskopodłogowy, więc nie odważyłam się wsiąść. Kiedyś tak zrobiłam, a potem nikt nie chciał mi pomóc się wydostać (padało i koła wózka były zabłocone). Wróciłyśmy do domu z dwugodzinnym poślizgiem, dobrze, że wzięłam małej jedzenie. Okropne? Ależ skąd! Kto ma tak nawalone, by dzieciaka do centrum zabierać?
Widzisz, mam o czym pisać w tej nowej książce. Boję się tylko, że temat mnie przerośnie. W życiu mnie to wszystko przerasta.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, tak. Najważniejsze je... | e.skrok
Oj, takich barier mogę Ci podrzucić na pęczki, nie tylko z Warszawy (która nb. jest najlepiej przystosowana pod tym względem - nie żartuję, próbowałam mieszkać w innych miastach - nie da się). Ten guzik w windzie (która nb. mieści się w WC! a wychodzi na górze w byłej budce telefonicznej) przy Rotundzie jest dobrze znany w środowisko osób niepełnosprawnych. Ktoś z zanikiem mięśni, po porażeniu mózgowym czy w ogóle z problemami z obręczą barkową - nie skorzysta z tej windy. Nie wspomnę nawet o tym, że ta winda ma tylko jedną stabilną ścianę, pozostałych w ogóle nie ma! A autobusy niskopodłogowe (510 są już niskie niemal w komplecie, na szczęście) nie mają ani jednego (!!) zagłówka, ale nazywają się dumnie przystosowanymi dla ON, prawda? Podjazdy natomiast, w większości, zamiast zrównywać chodnik z jezdnią, zostawiają 2-3-centymetrowe progi. Na takim progu na Marszałkowskiej zabił się kiedyś wózkowicz (kółka odskoczyły, chłopak uderzył głową w asfalt, śmierć na miejscu). O tym wszystkim z kolei ja planuję napisać i też się boję, że mnie ten temat przerośnie.
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, takich barier mogę Ci... | verdiana
Napisz, koniecznie! Oczywiście zapewne usłyszysz od wielu "życzliwych", że szkoda czasu, bo ludzi to nie obchodzi, że to temat, którego nie da się sprzedać, etc. (Mi tak mówią, gdy wspominam o "Kroplówkowych dzieciach", ale przy "Impotencie" dla odmiany słyszałam, że to zbyt osobiste ujęcie problemu, by mogło ludzi zainteresować). Każdy można, a pisanie o sprawach ważnych, które nas dotyczą, to doskonały sposób na pozbywanie się własnych frustracji, bolączek, porządkowania myśli. Napisz ją dla siebie. Według statystyk każdy z nas ma ok. 10 000 odpowiedników (ludzi o podobnych poglądach, upodobaniach, etc. - z tym, że nie w każdej kwestii muszą to być te same osoby), więc istnieje szansa na całkiem przyzwoitą sprzedaż. Żadna tam martyrologia. Myślę, że takie kwestie najmocniej porażają, gdy są potraktowane lekko, z dystansem. Oczywiście nie jestem ekspertem w tych kwestiach, ale tak czuję. Chyba mi wolno?
Kiedyś nie kupiłam książki pewnej debiutantki tylko dlatego, że ją reklamowała w taki sposób, iż jest to powieść, jaką sama chciałaby przeczytać, ale nie znalazła takiej na rynku. Po co pisać książki, których nie chciałoby się czytać nawet autorowi? Oczywistość. Ale że nie znalazła nic interesującego, to już ignorancja. Nie chodzi o to, by wypełniać jakieś luki, mieć poczucie misji. Wystarczy przedstawić swój głos w dyskusji (nieistniejącej też, by do niej sprowokować). Jeśli wnosi coś nowego, jest dobrze. Nie musi być zaraz odkryciem prochu.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisz, koniecznie! Oczyw... | e.skrok
Martyrologia i postawa roszczeniowa - wnerwiają mnie w środowisko ON (upraszczam, bo tak naprawdę takie środowisko nie istnieje - to też uważam za wadę, nieumiejętność stworzenia grupy wspólnie sobie radzącej i walczącej o swoje prawa, jak to robią np. feministki czy mniejszości seksualne). To mnie trochę zniechęca.
Tak, takie rzeczy słyszę. I jeszcze gorsze. I nie tylko w tej kwestii. Ale dla mnie pisanie to przede wszystkim autoterapia, a na drugim miejscu - szukanie pokrewnych dusz. Poza tym ktoś kiedyś powiedział, że najlepiej się myśli, pisząc. :-)

Czym jest dla Ciebie pisanie?
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Martyrologia i postawa ro... | verdiana
Małych form - po prostu sposobem na zarabianie pieniędzy. Fajnie mieć pracę, którą się lubi. Taką mam, chociaż muszę przyznać, że ostatnio pisanie tekstów o tematyce zdrowotnej przestaje mnie cieszyć. W kółko to samo: alergia, katar, bóle brzuszka, zaparcia... Tematy są często uzależnione od oczekiwań reklamodawców, a ci chcą właśnie tego. Oryginalne, fajniejsze rzeczy coraz trudniej przemycić. Więcej radości daje mi pisanie kawałków "psychologicznych" dla rodziców - mam taki kącik w jednym miesięczniku. Staram się tam wkładać rzeczy praktyczne, dołączać obserwacje z życia, anegdotki. W końcu i to mnie znudzi. Taki charakter. Chociaż tym zdrowiem zajmuję się ponad dekadę i wciąż znajduję coś, co cieszy...
Duże formy to odskocznia, ucieczka, oczyszczenie. Dobra zabawa. Czuję się, jakbym przez moment bogiem była:-) Mogę bohaterom coś kazać, zabronić, sprawiedliwie ukarać, zemścić się. Wszystko bezkarnie (póki nie opublikuję, wtedy sprawiedliwość wymierzają Czytelnicy). Chociaż w "Impotencie" mniej więcej w połowie główni bohaterowie zaczęli mi wymykać się spod kontroli, zachowywać inaczej, niż planowałam, żyć własnym życiem. Nawet obawiałam się, że wariuję. Chyba nie zwariowałam.
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Małych form - po prostu s... | e.skrok
A nie pisujesz opowiadań? Esejów? Dziennika? Chociażby dla siebie? Albo dzienniczka, dzień po dniu, dla dziewczynek, żeby uwiecznić pierwszy ząbek, pierwszy krok...? :-)
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie pisujesz opowiadań?... | verdiana
Nie chcę o pierwszym ząbku napisać, tylko go wypatrzeć. Pragnę, by przy mnie odbył się pierwszy krok. Oczywiście, mam dla dziewczyn takie tradycyjne albumy małego dziecka (mało tam miejsca na pisanie, raczej data, niewielka wklejka, zasygnalizowanie czegoś), ale żeby tak oderwać od dzieci wzrok po to, by zapisać jakie jest ich dzieciństwo? Co to, to nie! Setki zdjęć, pamiątek, o których mogę sporo powiedzieć - to wystarczy. Chcę im zapewnić smak prawdziwego dzieciństwa. Zależy mi, by coś z nimi robić, a nie robić coś, co ma pokazywać, że coś robię. Kiedyś będziemy wyciągać pudło pełne wspominek (pierwsze i kolejne rysunki, samodzielnie zapisane zdanie, uwaga od pani ze świetlicy) i gadać, gadać, gadać. Zbieram takie drobiazgi, składające się na dzieciństwo, i przekażę im, gdy skończą 18 lat, albo jeszcze później, na przykład, gdy będą spodziewały się dziecka (oby nie wcześniej z takiego powodu!). Te zbiory nie skończą się na roczku, dwóch, pięciu. Tylko rosną i rosną, bo nie tracę zainteresowania dziećmi, jak książkami. Fascynują mnie każdego dnia. Oczywiście istnieje zawsze ryzyko, że nie będzie mnie wówczas, gdy przyjdzie czas na te opowiastki. Jednak czy aby na pewno moje zapiski mnie by wtedy zastąpiły?
Jakoś nie mam serca do mniejszych form literackich. Naprawdę fascynują mnie tematy mocne, historie, takie akurat na powieść. To po co mam zapisywać te mniejsze, skoro nawet mnie nie porywają bez reszty?
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Martyrologia i postawa ro... | verdiana
Rzeczywiście upraszczasz, jeśli chodzi o tę postawę roszczeniową, użalanie, etc. To nie nie jest problem akurat tego środowiska, a generalnie ludzi. Mam sąsiada bez nóg. Czasami ścigam się z Nim, chociaż On nic o tym nie wie. On na wózku, ja z wózkiem. Jestem bez szans. Wygrywam tylko wtedy, gdy On uczy się chodzić na protezach. Widuję Go bardzo często na spacerach z psem. Czasem towarzyszu Mu córka. Są tak pogodni, rozgadani, tryskający radością i życiem, że gdyby nie uderzające podobieństwo, mogłabym uwierzyć, że to po prostu zakochani. Zresztą to są zakochani, chociaż krewni, w taki czysty, piękny sposób. I znam wiele rachitycznych modelek, gwiazdek, panienek z pretensjami(obu płci). Jeśli mają problemy, to największe na świecie (np. czy lepszy jest tusz z brokatem, czy bez brokatu), jeśli zajmują się "ważnymi" sprawami, to sprawy innych idą w kąt.
Gdy Zosia była chora i poinformowano mnie, że prawdopodobnie do końca życia będzie żyła na kroplówkach, chciałam poznać dorosłych żywionych pozajelitowo. Bo chociaż egoistycznie pragnęłam życia mojego dziecka za wszelką cenę, na dowolnych warunkach, w głębi duszy zastanawiałam się, czy medycyna nie posuwa się za daleko. Czy nie zajmuje się masową produkcją kalek.
Spotkałam wielu pogodnych, spełnionych ludzi. Nawet takich, którzy prawdziwe życie zaczęli dopiero w wyniku choroby. Zdrowi, bezmyślni, bez dystansu czy refleksji. Nagle trach, wypadek samochodowy, i niewola, życie na sznurku... Na pewno? Gosia F. Miała wspaniałą pracę, kochającego narzeczonego, urodę, etc. Po wypadku został tylko narzeczony, zbolały i odpowiedzialny, gotów mimo wszystko ją poślubić. Rzuciła go, chociaż bała się samotności. Swojego księcia znalazła przez internet (dosłownie księcia, bo to syn ministra z Kuwejtu). Zaczęło się od tego, że namówiła go do operacji serca, której piekielnie się bał. Uratowała Mu życie, ale On dalej nie chciał żyć bez niej.
Pełno takich historii znam. Smutnych oczywiście więcej. Choćby o chłopaku, który od dnia, gdy zachorował, nie chce wstawać z fotela, wychodzić do ludzi, tylko prażona kukurydza i telewizja. Ale kto wie? Może w głębi duszy zawsze marzył o takim właśnie życiu?
Zatem jest różnie z tymi ON. Ja tylko się martwię, że wielu nie możemy spotkać z powodu banalnych barier, bezmyślności urzędników, zaściankowych klimatów. A niektórzy mieliby tyle do powiedzenia i tyle mogliby nas nauczyć...
Użytkownik: verdiana 21.09.2007 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście upraszczasz,... | e.skrok
To ja jeszcze raz powtórzę: nie ma środowiska ON. To chyba jedyna grupa społeczna, która jako grupa nie istnieje. Kompletnie. Nie jest zainteresowana integracją i wspólnym robieniem czegokolwiek. Każdy sobie rzepkę skrobie. Osoba z jedną niepełnosprawnością totalnie nie rozumie osoby z inną niepełnosprawnością. I to nie kwestia barier. Jakie są architektoniczne - wiadomo. Ale nawet mimo tych barier wiele można zrobić. W Internecie jest sporo portali dla ON. Jest też grupa pl.soc.inwalidzi - szybko z niej uciekłam, bo tam siedzą niemal same zgredy, zrzędzące i uważające, że swoją niepełnosprawnością osiągnęli rzecz niebywałą i za to należy im się wszystko, a oni nikomu nic nie dadzą, bo nie. Z rzadka pojawia się tam ktoś, kto próbuje tym ludziom coś uświadomić - właśnie takie jednostki, jak się okazało, zajrzały na psi np. z iponu. I dzięki nim trafiłam na ipon. A na iponie się nie jęczy, tylko żyje. Zobacz galerię: http://ipon.pl/galeria/. Zloty odbywają się kilka razy do roku. ON z całej Polski, czasami z naprawdę dużymi problemami, jeżdżą na zloty i bawią się, bawią się, bawią się. Sama na kilku byłam.

Nie wiem, czy to dobrze znajdować przyjaciół w szpitalach i na iponie - bo oni umierają. W kalendarzu masz potem więcej dat śmierci niż urodzin. Ale też są to inne przyjaźnie. Nie ma zabawy typu "Dopiero po wielu latach przekonujemy się, kto jest naszym przyjacielem". To bzdura. Jakbym z przyjaźnią czekała latami, nie miałabym przyjaciół, bo umarliby, zanim bym się na przyjaźń zdecydowała. To, czy ktoś jest przyjacielem, wiesz od razu. Przyjaźń to nie jest testowanie, przekonywanie się itd. Wiesz to, tak samo jak wiesz, że kochasz. Może dlatego nigdy nie czekam, aż ktoś "da mi się poznać", tylko do poznawania go przystępuję od pierwszego kontaktu. :-) Nie mam czasu, jutro może mnie nie być, jutro może nie być tego kogoś.

Napisałam tu jeszcze jeden akapit, ale na przyjaźni chyba skończę, bo znam flejmy na ten temat z psi - najgłośniej krzyczą ci, co nic nie robią, tylko żądają. A ja się nie chcę powtarzać... właśnie dlatego z psi uciekłam. :-) Wolę żyć, niż jęczeć. :-) Mnie się też wydaje, że każdy żyje tak, jak chce. Jeśli ktoś chce spędzać życie z piwem przed telewizorem, to niepełnosprawność mu w tym pomoże - będzie świetną wymówką zwalniającą od odpowiedzialności za siebie. Jeśli ktoś chce żyć inaczej, to nawet jeśli to nie będzie możliwe, będzie próbował; no i będzie wiedział, że jęczenie mu w tym na pewno nie pomoże.

Jasne, że różowo nie jest. Jasne, że boli. Jasne, że pół życia spędza się w szpitalach. Jasne, że przyjaciele odchodzą. Jasne, że bariery są - i architektoniczne, i w głowach głupców, których wokół mnóstwo. Jasne, że depresja. Jasne, że czasami chcesz zasnąć i się nigdy nie obudzić. Ale czy to takie wyjątkowe i dziwne? Każdy to przeżywa, każda grupa społeczna. To są odczucia uniwersalne, więc o czym tu gadać?

To jak będzie z Pałacem dziś? Maile znowu szlag trafia. :/
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja jeszcze raz powtórz... | verdiana
Zacznę od końca, bo najłatwiej, chociaż smutno. Nie dam rady. Sławek jednak trochę dłużej posiedzi w tym szpitalu (nic poważnego, ale papierki, badanka, etc.), potem musi jechać do roboty do Międzylesia, a potem do Nieporętu po samochód, bo tego trupa mechanik już wskrzesił. Trzeba odebrać, gdyż naprawdę z niczym już nie wyrabiamy, tyle rzeczy spadło na nas naraz. Więc jestem sama z dziećmi. Jak pozałatwiam migiem te kwitki (w co wątpię), to potem muszę po Zochę do szkoły. I dom też tylko na mojej głowie, i parę służbowych zaległości (od poniedziałku odpuściłam to i owo:-)) i jeszcze parę telefonów do dziwnych urzędów i jeszcze dziwniejszych urzędników. Przykro mi, naprawdę.
Poruszył mnie Twój list. Do głębi. Aż mam gęsią skórkę. Zgadzam się, zgadzam, zgadzam. To Ty powinnaś być gościem tego spotkania, bo lepiej i mądrzej ode mnie piszesz. Kiedyś byłam (krótko, ale jednak) z tego klubu jęczących, zrzędzących. Nie mogłam pojąć, dlaczego to właśnie mnie tak los doświadcza, dlaczego "to wszystko" mnie spotyka. Miałam depresję. Leczyłam się nie dla siebie, a dla Zochy, bo nie zasługiwała na taką matkę, na którą nie można liczyć. Pozbierałam się i zdecydowałam, że chcę być szczęśliwa. Żadnych półśrodków: zasługuję na miłość, przyjaźń, pracę, która pozwoli mi złapać oddech na tyle, bym przestała się zastanawiać, czy za ostatnią stówę zapłacić część czynszu, kupić coś do jedzenia, czy leki dla dziecka. Jak zdecydowałam, tak się stało! Bardzo, bardzo szybko! W dwa tygodnie rozwiązałam większość problemów! Wiele zależy od nas, ale i od ludzi, których spotykamy. A ja mam do ludzi szczęście. Ogromne.
Też nie czekam z przyjaźnią, nie testuję innych, niczym królików, tylko podchodzę z sercem na dłoni, otwartą duszą. Czasem dostaję po dupie. Jestem na to przygotowana, dlatego zwykle nie boli. Staram się pamiętać to, co dobre. Wierzyć, że następne dobre przyjdzie. A jak pojawia się w pobliżu, łapać mocno i nie wypuszczać. Lubię moje życie. Cieszę się, że Cię poznałam.
Użytkownik: verdiana 21.09.2007 12:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Zacznę od końca, bo najła... | e.skrok
Nie wpędzaj mnie w poczucie winy - to TWOJE okienko, ja już nic nie mówię. :-)

A wiesz, moja postawa wcale nie wynika z tego, że kocham życie itd. Nie, nie cierpię życia i wcale się go nie trzymam. Niczego dobrego się nie spodziewam. Nie zakładam, że Dobre mnie spotka. W dodatku - jak rasowe neurotyczne dziecko - uważam, że mi się "NIE należy", że trzeba sobie "zasłużyć". :-) [albo nie uważam, tylko: czuję] Dlatego właśnie, jeśli mnie coś dobrego spotyka (a spotyka dość często), jest to dla mnie ekstra bonus od życia i cieszę się z tego podwójnie, potrójnie, wielokrotnie. No i skoro nie chcę wcale tu być, to skoro już być muszę, chcę coś z tego mieć - więc wyciskam rzeczywistość jak cytrynkę. Nie na pół gwizdka, tylko na dwa gwizdki.

Szkoda, że nie uda Ci się wpaść do Pałacu. Ale podrążę dalej: to może jutro? Całą rodzinką? Skoro autko już jest, to będzie czym wrócić z imprezy pożegnalnej... :-)
Też się cieszę, że Cię poznałam. A najfajniejsze jest to, że blisko mieszkasz. :-) Bo na Tarchominie z bnetkowiczów mieszka chyba tylko Smeagol. I Myszag. Ale prawie ich nie widuję. :(

I pytanie jeszcze jedno mam. Jak wybierasz tematy na książki? Skąd wiesz, którym zająć się najpierw? I dlaczego akurat te tematy, a nie inne?
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wpędzaj mnie w poczuc... | verdiana
Już to widzę, jak zżerają Cię wyrzuty sumienia, a przede wszystkim, jak milczysz. Przecież Ty nie tylko, ze zadajesz dziesiątki pytań (odbierając innym pomysły), to jeszcze odpowiadasz za tych nielicznych, co się włączą do dyskusji! Bez takich, jak Ty, ta rozmowa urwałaby się pewnie dawno temu:-)
Niestety,, jutro też nie. Wspominałam już, że jutro jadę na Warsaw Denim Day. Nie chciałam, bo to naprawdę nie moja bajka, ale Sławek mnie przekonał, że osoba pisząca powinna być otwarta na nowe doświadczenia, innych ludzi, odmienne postawy... A może ktoś by chciał się ze mną wybrać na to zderzenie światów? Proszę o maila (jest na mojej autorskiej stronie i tutaj, gdzieś wyżej). Mam jeszcze zaproszenia vipowskie, mogę się podzielić.
Jeszcze diwe osoby czytające? Wspaniały ten nasz Tarchomin! Pewnie dobrze wypada w ogólnopolskich rankingach.
Temat pierwszej książki wybrał wspomniany wcześniej szef z "Nowej Europy". Nie widzieliśmy się jakiś kawał czasu (od zakończenia mojej współpracy z redakcją), zadzwoniłam, żeby opowiedzieć, co u mnie, a On zapytał kiedy książkę napiszę. Obiecałam, że pomyślę. Spotkaliśmy się. Streściłam Mu w kilku zdaniach trzy pomysły. Wybrał "Impotenta". Ufałam Mu, to od tego zaczęłam. Dwa pozostałe pomysły z tamtego czasu to "Gruźliczki" (taka saga o losach kobiet, które skrzywdzone przez matkę, nie potrafią normalnie żyć) i "Ballada o Staszku" - losy chłopaka, który został bandytą, bo życie nie pozwoliło mu inaczej. Od dnia, w którym obciął niechcący palec siostrze podczas prac polowych, jego przyszłość była przesądzona. Miał wtedy 9 lat.
Tematy z życia, często doświadczeń osób z mojego bliskiego otoczenia. Nie są to kroniki: coś usłyszę, a potem po swojemu przetrawię, zastanawiam się, co by było, gdyby. Doklejam do jednej postaci losy następnych osób, często zaskakująco pasujące do tego pierwszego życiorysu... temat do zapisania to ten, który długo nie pozwala mi o sobie zapomnieć. Kolejność na liście zależy od tego, który jest mi aktualnie najbliższy, odnosi się do czegoś bieżącego, ważnego dla bliskich mi ludzi i.. . wydaje się najłatwiejszy do napisania.
Użytkownik: verdiana 22.09.2007 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Już to widzę, jak zżerają... | e.skrok
I jak Warsaw Denim Day? :-)

Ja chyba wybrałabym "Gruźliczki". Napiszesz jeszcze o nich? Mam nadzieję...
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: I jak Warsaw Denim Day? :... | verdiana
Całe szczęście, że poszła ze mną moja przyjaciółka Linda. Pogadałyśmy tak po babsku (przy Sławku czasem się nie da), powspominałyśmy stare dzieje (przyjaźnimy się od kilkunastu lat, ale na co dzień jakoś tak nie ma czasu na retrospekcje, analizy). Poobgadwywałyśmy ludzi. Może to nieeleganckie, ale w mojej ocenie nieszkodliwe i takie przyjemne. Wyobrażam sobie komentarze na nasz temat. Nie mam nic przeciwko. ja coś chlapnę o tobie, ty o mnie, porawi się nam nastrój, ale nie możemy się równocześnie zranić, bo się nie znamy.
Wielu osobom się podobało, ale mnie nawet ciuchów nie chciało się mierzyć. W ogóle za tym nie przepadam - robię zakupy, gdy muszę. Dla mnie modne jest to, co mnie się podoba. A tam akurat nic mi się nie podobało.
Wieczorem, na bankiecie, był taki dziki tłum, że uciekłyśmy z krzykiem po kilku minutach. Ścisk, nieludzki hałas i ocieranie się o obcych, spoconych ludzi to za wysoka cena za bezpłatnego drinka i "obcowanie wśród znanych.
Ale w knajpce koło teatru Roma balowała z grupką znajomych moja koleżanka Małgosia (pracowałyśmy razem w "Przeglądzie Tygodniowym"). Dołączyłyśmy do nich. Znowu wspominki, omówienie, co dzieje się ze wspólnymi znajomymi, dobre (chociaż dość drogie) winko... Fajnie było. Wróciłam ok. 2. i wciąż mam niedosyt.
Jasne, że planuję napisać "Gruźliczki". Kiedyś tam. A swoją drogą - czy wiesz, że jeszcze w latach 60. chorzy na gruźlicę byli w Polsce izolowani i piętnowani niczym chorzy na AIDS w latach 90.?
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe szczęście, że poszła... | e.skrok
Podoba mi się Twój zdrowy stosunek do życia, ludzi i świata. :-)

O gruźlicy wiem. Z piętnowaniem chorych na AIDS jeszcze też nie jest za dobrze. Ale np. szpitale robią już badania na obecność HIV bez pytania pacjenta. Kiedy pierwszy raz mi to badania zrobiono (dowiedziałam się z wypisu!), najpierw się zdenerwowałam - bo jak to? moja prywatność! Ale potem doszłam do wniosku, że zarazić się można w szpitalu właśnie, więc to powinno być naturalne, że szpital obowiązkowo każdemu pacjentowi takie badanie robi. Poza tym to badanie uspokaja.
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Podoba mi się Twój zdrowy... | verdiana
Myślisz, że taki mam? Może i mam. Czasem jednak uciążliwa ze mnie świruska, która wszystko komplikuje. Przynajmniej tak o sobie myślę. Ale... każdy chce być dziwny. Już o tym było. Tak swoją drogą ta rozmowa nazywa się "prawie na żywo". I po raz kolejny wychodzi głęboka mądrość reklamy: PRAWIE robi różnicę. Ciekawe, jak bardzo różniłyby się te spotkania, gdyby były znacznie krótsze, ale na żywo w pełni? Może warto zrobić taki eksperyment z osobą dla odmiany bardzo znaną. Z taką, która wyciska czas niczym cytrynę, a warsztat pozwala jej działać z automatu. Może byłoby to ciekawe doświadczenie dla b-netkowiczów?
Czytam po kilka razy te Wasze listy i się nimi rozkoszuję, jak ten facet z reklamy chyba ery, który wciąż odtwarzał nagranie na poczcie od pewnej miłej panienki, która powiedziała: "w gruncie rzeczy uważam, że jesteś fajny" (pamiętacie?). Jakieś mam takie skojarzenia reklamopochodne. Dobrze mi!
Tak, nikt już nie robi wielkich oczu i nie zakłada ostentacyjnie drugich rękawiczek przy badaniu krwi tylko dlatego, że ma być kontrolowana obecność tego wirusa. Spowszechniało. Sławkowi ostatnio też zrobili. Miał problem ze zwalczeniem infekcji bakteryjnej. Nie jest z grupy ryzyka, nie czekaliśmy nerwowo na wyniki, ale oboje byliśmy zadowoleni, że będą. Ja chyba też robiłam w ciąży z Dorotką. Dobrze, bardzo dobrze, że tak już jest w Polsce. Że lekarze wreszcie dają odczuć (a nie piszą o tym tylko w ulotkach), że to naprawdę nie jest problem jedynie "zgnilizny moralnej". Kiedyś bałam się, że nigdy tu tak nie będzie.
Użytkownik: bogna 16.09.2007 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Sporo osób może powiedzieć, że zaczęłaś od romansu, bo to najłatwiej. A jak było w rzeczywistości?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 01:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Sporo osób może powiedzie... | bogna
Nie jestem przekonana, że romans to taka prosta forma. Niewiele jest przecież takich, które zostają w pamięci, które chce się doczytać do końca. Romans jakoś tak z założenia trąci banałem. Nie zakładałam, że romans napiszę. To raczej miała być historia o dojrzewaniu, o budzącej się kobiecości. I o tym, jak łatwo można manipulować nastolatką, nawet całkiem niegłupią. Chciałam przy okazji rozprawić się ze stereotypem, że w związkach, w których kobieta jest znacznie młodsza, to ona stawia warunki, bo "panu starszemu sperma uderza do głowy". Nie wiem, czy się udało...
Pomysłów na książkę miałam kilka. Wyboru tematu debiutu dokonał mój szef z "Nowej Europy", pewnie po to, by było łatwiej. Bo niby po co zaczynać od Himalajów? On wymyślił, żebym historię komuś opowiadała, bo to także miało ułatwić mi pracę. Tak powstała Fasolka. Wtedy to był pomysł dość oryginalny, a potem nie znalazłam wydawcy, ukazała się powieść "Ono" Terakowskiej i nawet myślałam o tym, by "Impotenta" przerobić. Ale mi się nie chciało... Zresztą jeszcze wcześniej była przecież Fallaci z "Listem do nienarodzonego dziecka". Jak ktoś planuje, że napisze coś naprawdę oryginalnego, to chyba ma nie po kolei w głowie, albo niewiele czyta:)
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 09:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem przekonana, że... | e.skrok
Też uważam, że napisać romans, który nie byłby banalny, wtórny, harlekinowaty jest trudno. Tobie się udało. Ale też dla mnie "Impotent" nie był romansem, tylko... spisanym wycinkiem (auto)biografii Ewy. Tytuł jest mylący nie dlatego, że Andrzej impotentem nie był i że książka nie jest poradnikiem dla mających problemy w alkowie, ale dlatego, że sugeruje, że jest głównie o Andrzeju. A tak naprawdę jest głównie o Ewie. :-) Ten wycinek rzeczywistości widzimy jej oczami, nie jego.

W naszych czasach oryginalny temat już chyba nie istnieje - wszystko już było. Teraz można już tylko bronić się formą albo postaciami. Bo, wbrew pozorom, dobrze zrobionych postaci jest bardzo niewiele.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Też uważam, że napisać ro... | verdiana
Cieszę się, że tak myślisz. Co do tytułu - może jest mylący, ale wydawał mi się przyciągający uwagę, bardzo komercyjny. Chyba nie mam o tym zielonego pojęcia, bo kilka doświadczonych osób w tej branży przekonuje mnie, że w polskiej rzeczywistości to on dobry nie jest. Jeśli książka nie rzuca się w oczy i nie można jej niepostrzeżenie schować do koszyka (a kto eksponuje książki debiutantów?), nikt o nią nie zapyta. Bo jak zapytać o "Impotenta"??? Żeby ktoś sobie pomyślał, że kupujący (albo partner kupującego) ma problemy z potencją? A fuj! To doskonała książka do sprzedaży w supermarkecie, ale akurat supermarkety się o nią nie zabijają. Nieźle też jest ze sprzedażą internetową. Chociaż zakupy przez internet to trochę kupowanie kota w worku. Jedynie dla przekonanych.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się, że tak myślis... | e.skrok
A wiesz, te osoby mogą mieć rację - nie pomyślałam o tym, że ktoś może się wstydzić kupować obyczajową beletrystykę, ale faktycznie mogą tacy być. Na pocieszenie: dobrze, że "Impotent" jest w Merlinie - fakt, że wydawcy udało się wstawić książkę do hurtownika, z którym współpracuje Merlin, dobrze o tymże wydawcy świadczy, mimo wszystko. Choć być może trudno mu nie było, bo od hurtowników się słyszy często, że "Teraz to, panie, idą tylko papieże i horrory", więc innych książek to on nie weźmie. Taki hurtownik, który równie dobrze mógłby ziemniaki sprzedawać, zamiast książek, mógł się skusić na tytuł - i dzięki temu właśnie książka jest w Merlinie, a więc dystrybucję ma wcale nie najgorszą. W tym sensie tytuł okazał się bardzo marketingowy. ;-)

Zastanawiam się tylko, czy czytelnik, który wstydzi się tego tytułu, nie rozczaruje się zawartością, bo tam już nie ma niczego wstydliwego. :>
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, te osoby mogą mi... | verdiana
O tak, nie narzekam. Książkę wziął Merlin, Empik (chwilowo nie ma, ale miał), Matras, Kolporter... Wiele, wiele innych firm, księgarń, sieci. Nie od razu. Krok po kroku. Niektóre ścieżki były przez wydawcę wydeptane dawno temu, inne dopiero teraz. Książka była wydrukowana w grudniu 2006, a w wiele miejsc trafiła dopiero późną wiosną. Na początku oferowała ją tylko Lideria, w dodatku jako poradnik seksuologiczny:-)
Ruszyło dopiero po kilku recenzjach w mediach, na które wydawca mógł się powołać, bo hurtownicy go informowali wcześniej, że oni biorą to, o czym się pisze w prasie, albo inaczej reklamuje. Na reklamę nie było kasy...
A propos mediów i seksuologii. Wiosną byłam gościem w "Mieście kobiet", w TVN Style. Po programie podeszło do mnie kilku chłopców z planu, ustawili się w rządku i opowiadali o kłopotach z niewiastami. A że damy nie chcą się rozebrać do rosołu przy świetle, a to że muszą się napić przed, a to, że przed ślubem było odważnie i pomysłowo, a teraz jest kiepsko. Zmieszana pocieszałam ich, jak mogłam, coś tam próbowałam radzić, jako starsza koleżanka. Z tym, że za dużo to ja o tym seksie nie wiem, ale zawsze coś tam o kobietach i oni wydawali się zadowoleni z tego "poradnictwa".
A potem, mniej więcej godzinę później, dotarło do mnie, że oni uznali, że rozmawiają z ekspertem. W studio byłam podpisana jako autorka "Impotenta". Skąd mogli wiedzieć, że to o impotencji wcale nie jest? Chyba mam problem z kumaniem. Inaczej wyjaśniłabym zaraz pomyłkę.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 14:20 napisał(a):
Odpowiedź na: O tak, nie narzekam. Ksią... | e.skrok
ROTFL. To piękne. Zawsze mnie dziwiło i trochę śmieszyło, że niektórzy lubią wyciągać pochopne wnioski na podstawie niepewnych przesłanek, zamiast po prostu zapytać. :-)

A skąd wiedzieli, że ta impotencja nie dotyczy np. twórczości? :P
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: ROTFL. To piękne. Zawsze ... | verdiana
A dlaczego mieliby się nad tym zastanawiać? Takie zastanawianie jest bardzo męczące. Komunikat powinien być czytelny: potencja, impotencja... Niby z czym miałoby się chłopakom skojarzyć? Nie zgadzam się jednak z Twoim twierdzeniem, że w książce nie ma niczego wstydliwego. A literówka w wyrażeniu łacińskim??? Fakt, nie ma seksu (jak impotencja, to skąd miałby być?). Jeden niedoszły wydawca ze dwa lata temu od dodania tego seksu właśnie uzależniał publikację. I może bym nawet spróbowała dodać (coś bym pokombinowała, bo o seksie niewiele wiem, dlatego Ewa wykręca się sianem przekonując córkę, że komu jak komu, ale jej świństw wypisywać nie wypada), ale drugi warunek brzmiał: "I jeszcze to dziecko proszę wyrzucić, bo do seksu takie nienarodzone nie będzie pasowało". Dlatego na faceta, który książkę ostatecznie wydał, złego słowa powiedzieć nie dam. Nie tylko nie ingerował w tekst, ale nawet ponoć go nie czytał. Oddał do przeczytania trzem osobom, którym ufa. Zdania były podzielone. Uznał, że skoro są podzielone, to znaczy, że jakaś tam potencjalna grupa czytelników jest. I wydał.
Co do innych wstydliwości. Ty chyba zapomniałaś, w jakim kraju żyjesz. To są okropne obrzydliwości tak bronić panienkę, co norm społecznych nie respektuje. Chociaż... Ta książka na upartego mogłaby być sztandarową lekturą LPR-u. W końcu ostatecznie dziewczyna odkrywa, że prawdziwe szczęście znajduje w... Nie, nie napiszę. Bogna zabroniła zdradzać zakończenie.
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: A dlaczego mieliby się na... | e.skrok
Ale to raczej nie z tego rodzaju wstydliwości niektórzy chowają książkę pod inne produkty w koszyku, jak ją kupują w markecie. :-) Mogliby się wstydzić impotencji, ale właśnie jej tam nie ma. Poza tym za literówki mają się wstydzić redaktor i korektor (czy w tym przypadku składacz), a nie autor(ka). :-)

Nie zapomniałam, w jakim kraju żyję, ale się od niego (na ogół) odcinam, bo mi wstyd, że w nim żyję, niestety. :(

O której dziś się widzimy? :-)
A może ktoś zechce do nas dołączyć?
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale to raczej nie z tego ... | verdiana
Jakaś impotencja jednak jest, nawet parę razy:-). Nie wstydź się, bo to fajna ojczyzna, tylko w telewizji tego nie widać. Skoro mieszkamy tu, znaczy to, że fajni ludzie tu mieszkają. To już coś!
Użytkownik: verdiana 21.09.2007 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakaś impotencja jednak j... | e.skrok
Ojczyzna (historia, kultura itp. wytwory moich Ojców, czyli przodków) - OK. Ziemia, na której leży (geograficznie, przyrodniczo) - OK. Fajni ludzie, którzy tu mieszkają (niektórzy) - OK. Kraj (administracja, polityka itd.) - Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To NIE jest mój kraj. Niestety, przywiązanie do ojczyzny i ludzi, i jeszcze paru innych rzeczy sprawia, że stąd raczej nie wyjadę, więc muszę się męczyć z krajem. Za kraj się wstydzę wszędzie poza Polską.

Poza tym jak byłam małą dziewczynką, doszłam do wniosku, że podział administracyjny to bzdura i sztuczny wytwór ludzi. Ziemia się nie dzieli na kawałki, jest jedna. Przyroda jest jedna. A ludzie ją podzielili, rozgrabili, i na każdym kawałku niszczą ją w inny sposób. Więc nie uznaję "kraizmu", czyli wstawiania gadek typu "Nie wyjadę za granicę, bo u nas jest pięknie". Wszędzie (!) jest pięknie, bo to JEDNA ziemia. Bardzo chętnie więcej bym po świecie jeździła i poznawała tę przyrodę w innych aspektach, zamiast się ograniczać do jej części polskiej. I chętnie bym poznawała na żywo (zamiast z książek) inne kultury i sztukę tych kultur, i ich filozofię, i sposób życia. No i wszędzie fajni ludzie mieszkają, więc jaka to różnica, gdzie się mieszka? :-) Życia nie starczy, żeby tych ludzi, tę przyrodę, te wszystkie kultury poznać. :(

Nie ciągnie Cię, żeby podróżować? Albo w ogóle wyjechać, na trochę, na stałe?
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojczyzna (historia, kultu... | verdiana
Jasne - globalna wioska, świat bez granic. A o barierze językowej słyszałaś? To główny powód, dla którego nie wyprowadzę się z Polski. Nie mam zdolności lingwistycznych. Oczywiście, znam trochę angielskich słówek, które pozwalają mi zrobić zakupy za granicą, czy znaleźć nocleg. Oczywiście nie mam w sobie tego lęku sowietoludków, który mają nasi rodzice, i nie boję się podróżować. Doskonale czułam się w Grecji i w Szwajcarii, we Włoszech i w Austrii, w Czechach i w Niemczech. Niewiele było tych podróży głównie z przyczyn finansowych, ale wierzę, że jeszcze będą. Rzecz w tym, że nigdzie tam nie byłam u siebie, więc nie mogłam zostać na dłużej, bo tam nie myślą po polsku. Znaczy - w polskim języku. A ja nie myślę w żadnym innym niż polski. A tylko ktoś, kto myśli w tym samym narzeczu, może Cię w pełni zrozumieć. Z subtelnościami, niuansami, dziwactwami.
Żyję z pisania. Też po polsku. Co miałabym robić za granicą? Nic nie potrafię.
Użytkownik: Jakolinka 20.09.2007 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się, że tak myślis... | e.skrok
Kupić książkę o takiej nazwie to pół biedy. Problem jest, jeśli chce się ją komuś sprezentować. Bo może się zasugerować tytułem tak, jak Ewa treścią "Układu". Niebezpieczny prezent.
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Kupić książkę o takiej na... | Jakolinka
Prawie jak popularne kiedyś (jako prezent) dezodoranty:-). Siłą rzeczy jeśli upominek, to dla kobiety. Chociaż... Jeśli luby ma problemy ( a przecież każdemu zdarzyć się może), zaraz zacznie się zastanawiać, skąd my o tym wiemy... Nie, dla niewiasty też niedobrze. Zresztą ta cena dla prezentu niewłaściwa. Książki powinny być tanie, ale tak tanie trzeba wręczać bez okazji, chyba.
Użytkownik: verdiana 16.09.2007 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Bogna mnie ubiegła z pytaniem o księgozbiór. :-)
To ja zapytam: Elizo, a co tak drogo kupujesz? Jakieś perełki? Cenne, rzadkie egzemplarze? Książki niewznawiane latami? Pytam, bo niestety mam podobnie: tanio sprzedaję, drogo kupuję. :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Bogna mnie ubiegła z pyta... | verdiana
Wszystko, gdy robię zakupy z Zośką, to znaczy pozwalam jej coś tam wybrać. Niemal od niemowlęcia ma talent do wyszukiwania najdroższych zabawek w sklepie, a ja, jak obiecam, to dotrzymuję słowa. I tylko w rękaw sobie popłakuję i przysięgam w duchu, że to ostatni raz. Tanio sprzedaję swój czas, swoją pracę. Jakoś mam farta do pracodawców, którzy są na rozruchu, albo robią coś "nieopłacalnego". Czasem im się poprawia finansowo, czasem nie. Jeśli i owszem, to zazwyczaj wtedy, gdy już nie pracujemy razem.
Nie, nie mam żadnych cennych (tak wymiernie) książek, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Kiedy kupuję kolejne w księgarni, wcale nie zwracam uwagi na cenę. Zawsze jakoś o tym zapominam. Staramy się ze Sławkiem ograniczać książkowe zakupy od czasu, gdy pierwsze książki musiały trafić do wora, na dno szafy. Kiepsko nam idzie. Żeby się sobie wzajemnie wytłumaczyć z niekonsekwencji, wyszukujemy okazje. Takie, których po prostu nie można przepuścić. Zazwyczaj na Allegro. Ostatnio zrobiliśmy spore zakupy w antykwariacie na Filtrach. Ponieważ byliśmy finansowo pod kreską, postanowiliśmy nie szaleć. Wybieraliśmy wyłącznie tanie rzeczy. Wyszliśmy z kartonowym pudłem pełnym książek. Większość z tego to niewypały. Konto oczyściliśmy wówczas niemal do zera.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko, gdy robię zakup... | e.skrok
A co to za antykwariat na Filtrach? Nic o niem nie wiem! Gdzie on jest i jaki jest? I czy drogo tam jest? :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: A co to za antykwariat na... | verdiana
Bez wskazówek, które poniżej, nigdy byś do niej nie trafiła, jeśli nie znasz. Informacji, co jest w środku, nie ma nawet na szybie, bo cała jest przykryta szarym papierem. Sprzedawca (przemiły, uroczy młody człowiek) przyznaje, że antykwariat jest już właściwie zamknięty. Nie oznacza to, że zrezygnowali ze sprzedaży książek (zapewniał mnie, że to całkiem dobry interes, zwłaszcza, gdy się handluje nowościami - współpracują dość blisko z WAB-em, nawet dostałam najnowszy katalog), ale teraz robią to głównie przez Allegro i tak na nich trafiłam. Zatem antykwariat działa-nie działa na ul. Niemcewicza 5A (obok sklepu spożywczego i fryzjera), jakieś 500 m. od Placu Zawiszy i 100 m. od Grójeckiej, czynne od poniedziałku do piątku w godz. 9-17, a w sobotę do 15. Lepiej jednak umawiać się telefonicznie: 0 22 895 27 75.
Pomieszczenie malutkie, przytulne, zawalone książkami. Ceny bardzo zachęcające. To, co można oglądać, to, niestety, wycinek tego, co jest. Ale miłego Pana o wszystko można pytać i na pewno wyszpera to, czego się szuka. Fajnie mi tam było. I Sławkowi, i Zosi też. Ta zresztą wyniosła najwięcej skarbów. Ta mała po prostu połyka książki. Podejrzewam, że jesteśmy jedynymi w tym kraju rodzicami, którzy martwią się, że ich dziecko za dużo czyta. Tak trudno ją oderwać nieraz od lektury. Na szczęście skończyły się wakacje, znowu chodzi do szkoły i dodatkowe zajęcia (sama wybrała), więc trochę mniej czasu spędza z nosem w książce.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Bez wskazówek, które poni... | e.skrok
Czy to jest może to?
http://aukcja.onet.pl/my_page.php?uid=2333274

Zośkę już lubię!
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to jest może to? htt... | verdiana
Dokładnie to! Też ją lubię, nawet bardzo, chociaż czasami potrafi zaleźć za skórę. Obie dają popalić. Ale jakby były grzeczne, to nie pasowałyby do swoich rodziców. Na wywiadówce bardzo się pilnowałam, by nie chlapnąć, jak się nazywam. Klasa pierwsza, pani nowa (do sześciolatków Zocha też chodziła do szkoły), więc liczyłam, że się nie wysypie, że ja to ja. Bo wcześniej, jak się wysypało, to musiałam się nasłuchać. Przy płaceniu na komitet rodzicielski musiałam jednak podać nazwisko. I zaskoczenie. "Ach, mama Zosi!" - powiedziała uradowana Pani - "Taka gadułka. Przeszkadza, ale inaczej nie może - temperament taki! Ale jaka skubana mądra. I fajna". Chyba polubię tę Panią Jadzię (moja mama też Jadzia). I zapamiętam ten dzień, bo tak miła wywiadówka może się już nie powtórzyć. Ustaliłyśmy z Panią, że jak przestanie znosić tę ruchliwość i gadulstwo, to napisze o tym w dzienniczku (teraz znosi to dobrze, jeszcze - sama tak twierdzi), a ja nic z tym nie zrobię, bo na takie typy nie ma rady. Też taka byłam. Jestem. I matka była zawsze po mojej stronie.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 22:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie to! Też ją lubi... | e.skrok
No proszę, to pewnie zapomniałaś, że miały Cię piec uszy. A my zapomniałyśmy o plotkowaniu, miałyśmy inne rzeczy do omówienia. :-)

Pani Jadzia faktycznie sympatyczna. To się nie dziwię już, że Zosia lubi szkołę. :-)
Użytkownik: nutinka 19.09.2007 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Bez wskazówek, które poni... | e.skrok
> Podejrzewam, że jesteśmy jedynymi w tym kraju rodzicami, którzy martwią się, że ich dziecko za dużo czyta.

Obawiam się, że nie jedynymi. ;) Chociaż my jeszcze się nie martwimy (jeszcze???), nas to na razie cieszy. Nasza Aguti poszła w tym roku do szkoły, a od wielu miesięcy jest codziennie przyłapywana na czytaniu (mamy takie plakietki z jakiejś akcji Polskiej Izby Książki "przyłapany na czytaniu"). W pewnym sensie nie miała możliwości wyboru, bo z takimi "przykładami" w domu musiała zaskoczyć. ;) Zresztą od paru lat jest też użytkownikiem Biblionetki i ocenia książki czytane jej przez dorosłych, jak i te połykane samodzielnie. Powinniśmy zacząć się martwić? :)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 23:09 napisał(a):
Odpowiedź na: > Podejrzewam, że jesteśm... | nutinka
Mnie też generalnie cieszy, dopóki nie ma problemu, by wygnać ją na rower czy rolki. A problem bywa. Dlatego cieszę się, że zapisała się na zajęcia taneczne i teatralne, bo chociaż tam trochę wyskacze tej niespożytej, dziecięcej energii. Gdy tego nie zrobi, wieczorem staje się nieznośna.
Zocha do szkoły poszła rok temu (do sześciolatków), teraz klasa pierwsza, więc to chyba równolatki? Też chce się przyłączyć do Biblionetki, ale do dziś byłam zdania, że to za wcześnie. Chyba właśnie je zmieniłam.
Też chcę taką plakietkę!
Użytkownik: nutinka 21.09.2007 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie też generalnie ciesz... | e.skrok
Na to wygląda, że równolatki. Agę zapisywałam gdy miała niecałe pięć lat. Sama chciała, ustaliłyśmy pewne zasady, m.in. że loguje się tylko przy mnie (wtedy to jeszcze było oczywiste, teraz już sama wyszukuje książki i je ocenia). Na temat niemożliwości podania wówczas faktycznego wieku przy rejestracji założyłam nawet wątek, który wzbudził pewne emocje, nie zawsze mile wyrażane, ale co tam, przeżyłyśmy. Dzisiaj się tylko uśmiecham, gdy wygania mnie od kompa, żeby ocenić przeczytaną książkę i podelektować się polecankami - nie wiem ile już razy oglądała, co jej Biblionetka poleca. :)

Z plakietką da się coś zrobić. ;) Poproszę o maila. Aguti też chciałaby coś dla Zosi dorzucić.
Pozdrawiam.
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Na to wygląda, że równola... | nutinka
Naprawdę? Super! Zatem podaję migiem: autorka@elizaskrok.pl
Dlaczego "Aguti"? Wiąże się z tym jakaś anegdotka (zbieram takie historyjki imionowe)? A jak znajdę ten wątek? Nie przychodzi mi do głowy, jakież to złe emocje mogą się wiązać z dziecięcym czytelnictwem, ale widać moja wyobraźnia dość ograniczona...
Użytkownik: nutinka 21.09.2007 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę? Super! Zatem po... | e.skrok
Aguti to wymyślone przez nas zdrobnienie od Agnieszki. I bardzo pasuje jako nick biblionetkowy. :) Zdrobnień ma zresztą wiele, nie lubię tylko jednej formy: Agnisia - irytuje mnie strasznie. Czasem mówimy na małą "złociste Aguti" (przecież nie musi być poprawnie ;)). Kiedyś w zoo w Oliwie dochodziliśmy do samotnej klatki na zakręcie i usłyszeliśmy radosny okrzyk jakiegoś chłopczyka: "o, jakie śmieszne aguti". Aga natychmiast się obejrzała myśląc, że to o niej. A w klatce rzeczywiście były aguti, małe, miłe i puszyste (http://pl.wikipedia.org/wiki/Aguti_z%C5%82ocisty)​.

Wątek znajdziesz wchodząc z mojego profilu w "Tematy na forum". Emocje nie wiązały się z samym czytelnictwem, a raczej z dzieckiem jako nierównorzędnym partnerem w dyskusjach o książkach. Niektórzy bardzo się obawiali tego, że pięcioletnie dziecko nagle zacznie się udzielać. Pozostawiłam to bez komentarza, bo i cóż tu pisać...

PS. Mail w drodze.
Użytkownik: verdiana 21.09.2007 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Aguti to wymyślone przez ... | nutinka
Wątek jest tu - najłatwiej go znaleźć przez Twój profil. :-)
[artykuł niedostępny]

A wiesz, że agouti - pisane z "u", czytane [aguti] - to umaszczenie szczura? Moja Lenka miała takie właśnie. :-)
http://virtus3.pl/modus/galeria/szczury/Lenka.jpg
Użytkownik: e.skrok 22.09.2007 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Aguti to wymyślone przez ... | nutinka
Maila dostałam, dziękuję. Śliczne i śmieszne to Aguti. Rzeczywiście to mogłoby być krępujące, gdyby moją książkę zaczęli oceniać rówieśnicy dziewczynek. Wystarczająco zawstydzające okazały się sytuacje, kiedy Zocha chcąc się pochwalić, mówiła do obcej osoby: "Moja mama napisała fajną książkę impotent. Ja nie czytałam, ale wszystkie szczegóły znajdzie pani na www.elizaskrok.pl". Płonęłam ze wstydu.
Jeśli jednak komuś się wydaje, że dzieci mogą buszować po internecie bez kontroli, to ma rzeczywiście problem. No i sugeruje, że nasze dzieci nie wiedzą, co robią. Moje wie. Często lepiej ode mnie.
Użytkownik: Jakolinka 19.09.2007 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Bez wskazówek, które poni... | e.skrok
O, moi rodzice też zawsze uważali, że za dużo czytam. O moim tacie mówili to jego rodzice i o mojej prababci mówili to jej rodzice...
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: O, moi rodzice też zawsze... | Jakolinka
I mojego męża. I mojej mamy (za czytanie bywała bita!) I moi. Nie, ojciec zawsze uważał, że książek nigdy dość (sam nie czytał prawie wcale) i straszył, że jak czytać przestanę, to zostanę sprzątaczką. Mylił się. Nikt by mnie w tym charakterze nie zatrudnił, a jeśli nawet, wyrzuciliby mnie z hukiem następnego dnia. Jedyne, co jakoś mi zawsze wychodziło, to pisanie. Nie nadawałam się na sprzątaczkę, to zostałam dziennikarzem!
Użytkownik: verdiana 16.09.2007 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
"Ta druga" w "Impotencie" sprawiła się świetnie - chwilami widziałam w niej siebie.
Ale chyba największe wrażenie zrobiła na mnie postać matki Ewy Celanowicz - kobieta mądra mądrością życiową, kochająca i pragnąca szczęścia dla swojego dziecka naprawdę, a nie na niby. Wydała mi się matką idealną. Taką, o której czytywałam jedynie w podręcznikach do psychologii na studiach, ale w życiu nie spotykałam. Skąd taki model matki?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 00:46 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ta druga" w "Impotencie"... | verdiana
Witajcie Bogno i Verdiano. Ukłony dla wszystkich Biblionetkowiczów, którzy jeszcze nie śpią. Wybaczcie, że nie odpowiadam po kolei, ale zasypałyście mnie pytaniami, a o tej porze miewam problemy z zebraniem myśli, zatem zacznę od najprostszego. Matka jest autentyczna. Nazywa się Jadwiga Skrok. Ma się to szczęście w życiu! Nie, nie jest ideałem. Ideałem bywa, może tylko trochę częściej niż inni. Znamy się ponad 33 lata, zatem powybierałam takie perełki, ale czasem ją straszę, że w kolejnej książce wykorzystam jej potknięcia do stworzenia czarnego charakteru. Reaguje śmiechem. I wiem, że jeśli dotrzymam słowa, tak samo zareaguje.
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 08:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Witajcie Bogno i Verdiano... | e.skrok
To pozdrów ją serdecznie i uściskaj mocno - takie matki powinny być pod ochroną. :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To pozdrów ją serdecznie ... | verdiana
Pozdrowiłam. Uściskać nie mogę, bo mieszka 350 km stąd. Tak to jest, że człowiek stara się jak może, świata dzieciakom by przychylił, a one potem fru do swojego życia. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze we wrześniu. Uściskam i ucałuję. Tak już od siebie.
Użytkownik: verdiana 16.09.2007 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Odżegnujesz się od Ewy, ale mimo wszystko zastanawiam się, ile Ewa ma z Ciebie. Bo Ewa jest dojrzałą kobietą, mądrą jak jej matka, wspaniale mówi do swojej córeczki. Ja wiem, że ona opowiada swoją historię w jakiś czas po niej, kiedy już sobie poukładała życie na nowo i dorosła, ale mimo wszystko w dialogach, w zachowaniach, o których opowiada, była wciąż tamtą młodziutką dziewczyną, licealistką, i - wbrew pozorom i temu, co sama mówi - nie była głupiutka i nie podejmowała głupich decyzji. Nawet z miłości. Czy ona jest dojrzała dojrzałością własną czy Elizy? :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 09:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Odżegnujesz się od Ewy, a... | verdiana
Rozgryzłaś mnie - Ewa to ja. Też nie mam biustu (dwie ciąże nic nie pomogły), pochodzę z prowincji, pracowałam w prasie lokalnej... Jednak z całą pewnością nigdy nie zachowywałam się chamsko wobec taksówkarzy czy kelnerów, wierząc, że to w dobrym guście (to jeden znajomy radny, lekko wykorzystany), nie budziłam się w łóżku z obcymi facetami (nawet nigdy nie dostałam tak wprost niemoralnej propozycji), nie miałam dobrej, mądrej żony z klasą. Chciałabym kiedyś poznać taką żonę, albo chociaż o niej usłyszeć. W praktyce w ruch idą pazury i łokcie.
Oczywiście wiele doświadczeń Ewy to moje doświadczenia. Bo niby czyje miałyby być? Do czystej fikcji dochodzi się podobno z wiekiem, z doświadczeniem. Bywa, że nie dochodzi się nigdy, bo talentu zbraknie. Ewa czasem zachowuje się jak ja, czasem tak, jak chciałabym się zachowywać, a kiedy indziej, jak ludzie, których spotykam i których próbuję zrozumieć. Zawsze próbuję.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozgryzłaś mnie - Ewa to ... | e.skrok
Ale czy talent mierzy się ilością fikcji w książce? Mnie się wydaje, że jeśli już, to odwrotnie. :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale czy talent mierzy się... | verdiana
Podobno młodzi autorzy zazwyczaj piszą o sobie, głównie dlatego, że ten temat interesuje ich najbardziej:) Także dlatego, że warsztat nie pozwala stworzyć wiarygodnej, z krwi i kości, osoby z innym bagażem doświadczeń, z innymi poglądami, reakcjami. Sama miałam największy kłopot z Szalewskim, bo nigdy nie byłam czterdziestolatkiem na topie, po przejściach, w dodatku pisarzem. Skąd mam wiedzieć, co taki facet sobie myśli? Musiałam pytać i wierzyć, że mówią prawdę. Wiele rzeczy sobie wyobrazić i zaufać własnej wyobraźni. Jeśli stworzyłam postać wiarygodną, uważam to za większy sukces, niż gdyby się okazało, że wiarygodna jest przede wszystkim Ewa. W końcu co tam w głowie siedzi młodym dziewczynom, wiem lepiej.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobno młodzi autorzy za... | e.skrok
Szalewski to wypisz, wymaluj pewien starszy pan, mój znajomy, nie pisarz wprawdzie, a dziennikarz, i nie po czterdziestce, a po sześćdziesiątce, ale... myślałam długo, że z niego czerpiesz, bo on takie miłości przeżywał. :-)
Więc to Twój sukces. :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Szalewski to wypisz, wyma... | verdiana
Proszę, i znowu wyszło tak, jak z tymi postaciami drugiego, a nawet trzeciego, planu, o których wspomina Bogna. Wiadomo o kogo chodzi! Na pewno? Znam co najmniej kilku "Szalewskich", chociaż nazwisko "ukradłam" pewnemu dentyście, akurat bardzo mi się spodobało. On jednak, z tego co wiem, małolat nie uwodzi, natomiast zęby leczy wyśmienicie.
Dziennikarze, operatorzy, muzycy... Do wyboru, do koloru. Wiele osób podejrzewa, że opisałam pewnego dziennikarza, z którym byłam związana (nie Twój - ten też by miał prawie 60 lat, ale niestety od kilkunastu lat nie żyje) i którego listy zainspirowały mnie do napisania tej książki. Niektórzy nawet mają żal, bo Szalewski to jednak manipulator, egoista, dzieciuch, a Marek był dusza-człowiek, serce na dłoni, altruista do bólu... Tak przynajmniej o Nim mówią. Myślę, że był i taki, i taki. Ale Szalewski nie jest nim w 100%. To naprawdę nie taki znów oryginalny typ.
Użytkownik: ella 19.09.2007 14:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozgryzłaś mnie - Ewa to ... | e.skrok
"...nie miałam dobrej, mądrej żony z klasą. Chciałabym kiedyś poznać taką żonę, albo chociaż o niej usłyszeć."

Mam szczescie taka zone znac. Podziwiam ja, choc prawde mowiac, pojac nie moge. Wyjatek potwierdzajacy regule.
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: "...nie miałam dobre... | ella
Uwielbiam dobre wiadomości. Ta jest dobra! Poza tym, jak się dobrze nad tym zastanowiłam, to sobie przypomniałam, że też jedną znam. Oczywiście znam wiele mądrych kobiet, kochających, oddanych, etc. Problem z tymi, które zachowują się godnie w obliczu problemów, osobistych dramatów, urażenia ego. To ludzkie wówczas klasę tracić, jasne. A jednak wielkie - nie tracić. I takie kobiety mi imponują. Ta wspomniana uczyła mnie prawa na dziennikarstwie. Jej akurat mąż nie porzucił. Wcale mnie to nie dziwi. Dla niej żaden człowiek, więc i mąż, nie bywał przedmiotem, krnąbrnym dzieckiem, którego uczucia można zlekceważyć. To zaprocentowało. Niestety, nie zawsze procentuje. i to już jest bardzo niesprawiedliwe.
Użytkownik: verdiana 16.09.2007 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Co jest żartem: Odkryta czy Książkowa? Bo Odkryta jest 2 przystanki ode mnie i nawet miałam tam początkowo mieszkać. :-)
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Co jest żartem: Odkryta c... | verdiana
Albo nieprecyzyjnie się wyrażam w zajawce, albo teraz Ty sobie żartujesz. Trochę się wygłupiałam z tą sugestią, że pisanie było moim przeznaczeniem. Natomiast opowieść o ulicach jest na serio. Prawie 10 lat temu kupiliśmy od firmy JW Construction mieszkanie na Tarchominie, na ulicy Odkrytej. Do dzisiaj nie wiem dokładnie dlaczego, ale wprowadziliśmy się na Książkową. Osiedle to samo, mieszkanie to samo, co się budowało, tylko tabliczki wymienili. Sąsiadom z osiedla obok już nie i oni zostali na Odkrytej. Mieszkasz tak blisko? Może dasz się zaprosić na kawę?
Użytkownik: verdiana 17.09.2007 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Albo nieprecyzyjnie się w... | e.skrok
Oczywiście, że żartuję, ale o ulice pytałam poważnie, bo wiem, że obydwie istnieją naprawdę, tylko nie wiedziałam, że tak blisko siebie. Książkowa mi się kojarzyła z Chomiczówką. :-)

Na Odkrytej oglądałam 2.5 roku temu mieszkanie Dom Development. Naprawdę niewiele brakowało, a mieszkałabym właśnie tam, ale wystraszyłam się cesji. :-)

Na kawę bardzo chętnie - gdzie się spotkamy?
A może wpadniesz na spotkanie bnetkowe? Planowane jest w czwartek o 12 w Złotych Tarasach, a w środę prawdopodobnie w likwidowanym właśnie Pałacu Starej Książki. Następne pewnie przez jakiś czas będą na Tarchominie, bo będę uziemiona w domu. :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że żartuję, a... | verdiana
Hop hop, jest tam kto? Mam wrażenie, że oprócz Ciebie Verdiano i Bogny Biblionetkowiczów nasza rozmowa szczególnie nie interesuje. Oczywiście, bawię się doskonale, bo rozmawiamy głównie o mnie, a ten temat zazwyczaj mi odpowiada (innym też zwykle pasuje, gdy są w centrum uwagi, chociaż niekoniecznie się do tego przyznają), jednak obawiam się, że w ocenie innych trochę przynudzamy. Mylę się?
Stąd myślę, że tak kawa to doskonały pomysł. Wtedy to sobie dopiero bezkarnie poplotkujemy! Może Bogna też da się zaprosić? Na spotkanie bnetkowe raczej nie wpadnę, bo mam Dorotkę na wyposażeniu, a zdaję sobie sprawę, jak upiorne dla otoczenia bywają cudze dzieci. Natomiast kawa w jakimś ogródku, gdzie mała nie zawadza, bo ma trochę piachu albo można wjechać z wózkiem, w każdej chwili. Na Tarchominie? Idealnie! A czemu będziesz uziemiona? Nie jesteś już trochę za duża na szlaban?
Użytkownik: k_ret 18.09.2007 09:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Hop hop, jest tam kto? Ma... | e.skrok
Jest jest :-). Taki już urok serwisów typu BiblioNETka - niektórzy piszą, większość tylko czyta. Ja na przykład z zainteresowaniem śledzę spotkanie i nabieram ochoty, żeby przeczytać Twoją książkę. Zawsze z większym zainteresowaniem sięgam po lektury autorów, którzy nie są dla mnie tylko pustym nazwiskiem, ale prawdziwym człowiekiem z krwi i kości. Myślę, że po spotkaniu przybędzie Ci czytelników, nawet jeśli niewielu odważy się tu napisać :-).
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest jest :-). Taki już u... | k_ret
Drogie Panie! Miód na moje serce! Nie bójcie się mnie. Wprawdzie mam wilcze zęby, ostre pazury i dla rozrywki pożeram niewiniątka, akurat dzisiaj jestem usposobiona pokojowo. Zatem zapraszam. Na kawę też!
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogie Panie! Miód na moj... | e.skrok
Panie i panowie. :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie i panowie. :-) | verdiana
O Matko! Przepraszam! To wszystko z euforii. Jeśli Dżentelmeni (a skąd inni tutaj), to wybaczą... Witam Panów serdecznie!
A tak swoją drogą jakiś czas temu pewien Czytelnik (ON) zapytał mnie, czy napisałam powieść "dla młodych kobiet, czy dla starych facetów", bo on miał wątpliwości. Skoro miał, to już jest nieźle:-)
Użytkownik: imarba 18.09.2007 10:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Hop hop, jest tam kto? Ma... | e.skrok
Ja też sobie czytam, ale... Impotenta nie przeczytałam - mam go w "schowku", niestety biblioteka w moim mieście po prostu go nie posiada. O co więc mogłabym zapytać? Interesuje mnie warsztat, to znaczy jak i kiedy piszesz? Cyzelujesz każde zdanie po 10 razy, czy idziesz na żywioł?
Kiedy kończysz akapit, jest już „doskonały” czy poprawiasz wszystko po skończeniu całego tekstu?
Wierzysz w „natchnienie” i „wenę twórczą” czy raczej w ciężką pracę?
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też sobie czytam, ale.... | imarba
Wcale się nie dziwię - w moim pewnie też nie... Do tej pory odezwała się do mnie zaledwie jedna dziewczyna, która książkę wypożyczyła w bibliotece. Ale jak mawiał mój wydawca - Harry Potter to to nie jest:-) I z taką dystrybucją być nie może.
Najchętniej poprawiałabym wszystko w nieskończoność, bo zawsze może być lepiej. Tu coś nagle zgrzyta, tam nie gra. Tu pointa przegadana, tam znowu jej brak. Pewnie do dzisiaj bym grzebała w "Impotencie", gdyby pewien mądry facet mi nie powiedział wreszcie: "Eliza, nie pieść tego. Lepsze napiszesz następnym razem". I dałam sobie spokój. Gdybym dzisiaj wzięła się za poprawianie "Impotenta", napisałabym pewnie trochę inną książkę. Czy lepszą? Na pewno byłoby w niej znacznie mniej kolokwializmów. A reszta? Trudno powiedzieć. Musiałabym napisać, żeby się dowiedzieć.
Nie mam pojęcia, jak to jest z weną, bo jej nie miewam. Gdy tylko znajduję wolną chwilę, siadam i pracuję. Niestety, do pisania książki potrzebuję ciszy (teksty dziennikarskie powstają nawet wtedy, gdy Zocha robi dyskotekę, a Dorotka marudzi na moich kolanach). Żebym mogła skończyć "Impotenta", sąsiadka użyczyła mi mieszkanie obok, a w domu z Zosią (Dorotki jeszcze nie było) siedziała moja teściowa. Mam w życiu szczęście często spotykać się z ludzką życzliwości.
Piszę po kolei, bo zarys całej fabuły mam najpierw w głowie (łatwiej znaleźć czas na myślenie niż pisanie, bo to można robić nawet w piaskownicy). Pod spodem mam jednak notatki takie bałaganiarskie. Jestem bowiem zbieraczem fajnych wydarzeń i myśli innych ludzi. Potem to przetrawiam, obrabiam i zmieniam w konsekwentny ciąg zdarzeń.
Banał, niby praca przy taśmie.
Użytkownik: nutinka 18.09.2007 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Hop hop, jest tam kto? Ma... | e.skrok
To ja też się przyznam, że czytam z zainteresowaniem. I też czuję się już zachęcona do przeczytania Twojej książki. Proszę więc nie przerywać tak interesującej rozmowy. :)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja też się przyznam, ż... | nutinka
Staram się, jak mogę, nie przerywać. Mam trochę utrudnione zadanie, bo Dorotka skutecznie mi przeszkadza, a mąż wróci dopiero wieczorem i wtedy mnie odciąży. Mam nadzieję, że mała zaraz padnie i trochę się prześpi: bardzo wcześnie dziś wstała, więc jest szansa.
Chcę odpowiadać jak najszybciej, z drugiej strony boję się jednak strzelić gola do własnej bramki i chociaż trochę przemyśleć odpowiedzi. Co to bowiem za autorka, która zdania po polsku sklecić nie potrafi i ma niewiele do powiedzenia (chociaż cierpi na słowotok)... A pośpiech do takich efektów prowadzi.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Hop hop, jest tam kto? Ma... | e.skrok
Zajrzyj tutaj: www.biblionetka.pl/...; Na zdjęciach zobaczysz nasze biblionetkowe dzieci, Pałac i pizzerię bnetkową na skrzyżowaniu Światowida i Botewa. Ogródek jest, piaskownica od niedawna też jest. Więc może tam? Z tym że kawa tylko w papierowym kubeczku, ale za to smaczna. :-)

W najbliższym czasie Zdzich, którego zabieram z Pałacu Starej Książki, a potem moje własne ciało, lekce sobie ważą to, że jestem już stateczną panienką. :-)
(poproszę Bognę o Twojego maila i się umówimy, ok?)
Użytkownik: Vemona 18.09.2007 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Hop hop, jest tam kto? Ma... | e.skrok
Jestem i ja, bardzo chciałam przeczyać "Impotenta", ale na całej Ochocie nie ma w żadnej bibliotece. I tak mi trochę niewyraźnie rozmawiać z autorką, skoro nic nie wiem o jej twórczości, więc siedzę cicho i czytam. :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem i ja, bardzo chcia... | Vemona
Na pewno jest w kilku bibliotekach na Woli, na Bemowie, w Wesołej i Starej Miłośnie. A na Ochocie złóż oficjalnie protest - to dopiero się zdziwią:-).
Tyle czytasz, że to mnie się robi niewyraźnie. Zazdroszczę Ci. Pytaj, o co chcesz. Gdybyśmy się poznały na piwie, pewnie nie miałabyś problemu, by coś tam ze mnie wyciągać. "Impotent" to tylko wycinek mojego życia. Reszta - zwykłe babskie sprawy.
Użytkownik: Vemona 18.09.2007 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pewno jest w kilku bib... | e.skrok
Na Ochocie już mi obiecały, że zamówią, moja biblioteka jest sympatyczna.:-)
Nie czytam aż tyle, to tylko tak wygląda na przestrzeni całego życia. A na piwie pewnie się poznamy, jeśli kiedyś się umówisz z Verdianą o ludzkiej godzinie (czytaj: nie w godzinach urzędowania), bo choć jeszcze jej nie odwiedziłam na Waszym końcu świata, to mam taki zamiar.
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Na Ochocie już mi obiecał... | Vemona
Przypominam, że jutro jest spotkanie o 18. :-)
A do Elizy już piszę.

Mam "Impotenta", chętnie pożyczę.
Użytkownik: Vemona 18.09.2007 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypominam, że jutro jes... | verdiana
Przypominasz??? A ja nic nie wiem. :-(( Na "Impotenta" się piszę natentychmiast.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypominasz??? A ja nic ... | Vemona
To jak, będziesz? Od razu mówię, że "Impotenta" to dziś i tak bym Ci nie przyniosła, ale mogę coś innego. ;)
(i Elizę będą piekły uszy :-))
Użytkownik: Vemona 19.09.2007 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To jak, będziesz? Od razu... | verdiana
Nie obiecuję, bo nie wiem jak dziś będzie z moją ulubioną teściową. Wczoraj było kiepsko i może się okazać, że trza będzie lecieć w sprawie leków i doktorów. :-((
Ale jeśli się uda, to Was znajdę, tzn. dotrę do Złotych Tarasów, stanę na środku i wyślę rozpaczliwego SMS-a: "Gdzie jesteście???". :-))
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: To jak, będziesz? Od razu... | verdiana
A kiedy to konkretnie mają mnie te uszy piec? Wolę się przygotować. Niewiasta z czerwonymi małżowinami wygląda średnio. W czwartek dam Ci egzemplarz książki do puszczenia w obieg. Wybaczcie, że jeden - zostały mi tylko dwa, ten drugi musi zostać na pamiątkę. Może za parę lat Zośka zechce przeczytać?
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: A kiedy to konkretnie maj... | e.skrok
Dziś od 18, bo na spotkaniu pewnie będziemy i o Tobie rozmawiać. :-)

A z tym egzemplarzem to może jakiś konkurs zrobimy? Czy może lepiej zrobić listę chętnych i niech jedna osoba drugiej po przeczytaniu przekazuje? :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziś od 18, bo na spotkan... | verdiana
Fantastycznie, bo akurat o 18.00 zaczyna się zebranie u Zosi w szkole i pierwszy raz spotkam jej wychowawczynię. Na pewno pokocha mnie za czerwone uszyska. Mamusie pewnie też. Generalnie patrzą na mnie z pogardą, bo w szkole pojawiam się bardzo rzadko. Chodzi Sławek. Ma zatem opinię mężczyzny idealnego (poniekąd słusznie), a ja wyrodnej matki. Czniam na to. Przekonałam się jeszcze w czasach przedszkolnych, że niewiasty pedagożki jakoś tak na tatusiów patrzą łagodniej i o dziecku zaraz mówią przychylniej. A Zocha aniołkiem nie jest, więc ta przychylność nie zaszkodzi.
Teraz jednak Sławek pojechał z nią na zajęcia teatralne (zabrał też Dorotkę)i do zebrania nie wrócą (samochód nam się zepsuł, a autobusem im się zejdzie), więc do szkoły pomaszeruję ja. Jakoś przeżyję.
Nie wygłupiajmy się z konkursem dla jednej książki. Aż mi się robi niezręcznie. Zwłaszcza, że w ubiegłym tygodniu wysłałam po trzy dla serwisów pora.pl i naszemiasto.pl, na konkursy właśnie, bo mnie o to poproszono. W pierwszym serwisie konkurs trwa, w drugim będzie lada dzień. Rzecz w tym, że dla Was nie mam nawet trzech książek, bo wszystko już rozdałam. Będzie wznowienie, pomyślimy.
Zatem w obieg i przyjemnej lektury życzę. Nie daję gwarancji - czytacie na własne ryzyko.
Użytkownik: verdiana 22.09.2007 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantastycznie, bo akurat ... | e.skrok
Dla tych, którzy być może kiedyś trafią na tę rozmowę: listę chętnych na pożyczenie "Impotenta" tworzymy tutaj: www.biblionetka.pl/...; :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Na Ochocie już mi obiecał... | Vemona
O której kończą się godziny urzędowania? W Warszawie to nie jest takie oczywiste. Znam sporo osób, które urzędują w pracy i do północy. Będzie mi bardzo, bardzo miło Cię poznać osobiście. Mam świadomość, że takie b-netkowe spotkanie to dla autora przede wszystkim niesamowita okazja do promocji. Mnie jednak bardziej cieszy, że spotykam tu kapitalnych ludzi. Życzliwych, niedzisiejszych (bo po diabła tak się tymi książkami zajmować???), normalnych. Nie, nienormalnych. Normą przecież jest ogół, a nie margines:-) Może zostanę z Wami na dłużej? Bardzo bym chciała. To znaczy nie mówię o przedłużaniu w nieskończoność tego konkretnego spotkania - i święty by tego nie zdzierżył, a poza tym czekają już następni, na pewno bardzo interesujący, autorzy - ale o spotkaniach w przyszłości: w realu i wirtualnie.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: O której kończą się godzi... | e.skrok
Musisz koniecznie! Użytkownikami bnetki są i autorzy (i autorki) - niektórzy zostali właśnie po spotkaniach, a niektórzy byli już wcześniej, ponawiązywały się przyjaźnie, wymiana książek kwitnie. Spotkania są zawsze poza godzinami urzędowania - w godzinach urzędowania pracujemy. :-)
Użytkownik: Vemona 19.09.2007 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: O której kończą się godzi... | e.skrok
Zostań koniecznie!! W realu napewno się spotkamy, a wirtualnie codziennie odbywa się tu mnóstwo ciekawych rozmów i zabaw. Poopowiadasz nam, co przeczytałaś w tym miesiącu, napiszesz ciekawą recenzję, może zgadniesz jakieś konkursowe dusiołki - to strasznie wciąga. Jak były niedawno kłopoty z serwerem i nie było dostępu do bNetki, to nawet praca nie szła mi jak trzeba. :-)
Co do godzin urzędowania, to moje są klasyczne: 8 - 16 od wtorku do piątku i poniedziałki jak na razie 10-18. Jak to w urzędzie państwowym, ale jako że urząd mieści się we Włochach, to wydostanie się stąd w bardziej cywilizowane miejsce nieco czasu zajmuje.:-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zostań koniecznie!! W rea... | Vemona
Czuję się zaproszona, wyróżniona i te godziny też wyglądają cywilizowanie. Znaczy się normalne jesteście. Miło mi, niezmiernie. Zawsze tylko boję się, skąd ten czas brać. Ale jeśli tolerujecie dzieci, nawet cudze, to i spotkania niewirtualne są możliwe. Ta Biblionetka to doskonała odskocznia. Oczywiście nie w takim natężeniu, jak teraz, ale generalnie. Ludzie czytają, są życzliwi, interesujący. Jak z powieści jakiejś, a nie prawdziwego życia. Niby mówi się, że w świecie wirtualnym każdy może być, kim chce i można kreować się na kogoś innego. Rzecz w tym, że ci, którzy "idą z czasem, postępem i osiągnięciami" nie kreowaliby się akurat na Biblionetkowiczów. I całe szczęście!
Użytkownik: verdiana 16.09.2007 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Autorka biblionetkowej recenzji Twojej książki napisała, że takich listów, jakie Ewa dostawała od Andrzeja, już się nie pisze. Ja się nie zgadzam - pisze się, dostawałam podobne, bo czy sama pisałam - nie wiem, chyba nie były aż tak finezyjne. :-) Skąd Ci się wziął pomysł na te listy? Napisałaś wszystkie sama czy wykorzystałaś jakieś istniejące?
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka biblionetkowej re... | verdiana
Wybaczcie, że nie odpowiadam po kolei, ale postaram się wypowiedzieć w każdej poruszanej kwestii. Wiem, że można ustawić listy w kolejności dodania, ale wtedy nie są uporządkowane tematycznie i jest jeszcze trudniej. Zatem tak sobie wszystko przeglądam: raz z góry, raz z dołu, i wreszcie docieram do rzeczy opuszczonych.
Też się z nią nie zgadzam, nawet w paru kwestiach, ale generalnie recenzja pyszna, sama bym tego lepiej nie ujęła. Bardzo dziękuję.
Wciąż są ludzie, którym chce się pisać do innych: niesztampowo, emocjonalnie, barwnie. Sama prowadzę taki wirtualny flirt z pewnym przyjacielem (trwa to już kilka lat - pisujemy systematycznie, a widujemy się raz na dwa lata, nie częściej). Robimy to mailowo. I mailowo też się da, bo nie zgadzam się, że poczta elektroniczna służy przede wszystkim do szybkiego komunikowania, a nie pogaduszek, uzewnętrzniania, snucia opowieści. Ale ja nawet telefonu nie używam w taki sposób i dlatego płacę straszne rachunki. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że te nowe technologie zamknęły ludzi w domach i utrudniły kontakty międzyludzkie. Moim zdaniem wypuściły w świat tych, którzy i tak z domu wyjść nie mogą.
Listy Ewy napisałam sama. Listy Andrzeja - wykorzystałam autentyczną korespondencję pewnego dziennikarza. Pisywał do mnie, gdy mieszkałam w Jastrzębiu. Ustaliliśmy kiedyś, że wykorzystamy te listy w książce. Ponieważ Marek nie żyje i nie mogłam się upewnić, że zdania nie zmienił, opierając się na własnej pamięci, spróbowałam odtworzyć tamte listy i stworzyć takie, które pasowałyby do fabuły książki. On pewnie napisałby lepsze. Niestety, nie napisze.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybaczcie, że nie odpowia... | e.skrok
Pomyślałam sobie teraz, że właściwie taka powinna być literatura jak te listy - pisana nie dla kogoś, a DO kogoś. "Pisanie dla" to dla mnie takie trochę pisanie pod publikę. "Pisanie do" zakłada w czytelniku partnera dialogu. I tak mi się podoba.
Użytkownik: e.skrok 22.09.2007 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyślałam sobie teraz, ż... | verdiana
Trochę ryzykowne byłoby takie konsekwentne pisanie "do". Bo kiedy do kogoś mówię, staram się go nie urazić, obejść się z nim łagodnie, często wyrażam się mniej dosadnie, bez wyrywania paznokcie. A w literaturze i tej ostrości czasem trzeba. Kiedy natomiast piszę "dla" i w dodatku ten adresat jest ukryty solidnie, myślę o tym, co jest DLA niego: dobre, przydatne, właściwe, wstrząsające, dające do myślenia, etc. I nie owijam w bawełnę DLA jego dobra czy klęski. Nie każdy czytelnik nadaje się do dialogu, a każdy autor DO czytania. Niezależnie od tego DLA kogo pisze.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 06:48 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Masz więc wspaniałą Matkę, to już wiemy, a co Ty byś zrobiła, gdyby któraś z Twoich córek, za kilka lat, przyprowadziła do domu faceta w Twoim wieku i poinformowała, że chce z nim spędzić resztę życia?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz więc wspaniałą Matkę... | bogna
Wzięłabym solidnego kija i wybiła jej głupotę z głowy:) Nie boję się starszych panów w życiu moich córek. A w każdym razie nie bardziej niż małolatów z pryszczami po samą szyję, kolczykiem w pępku czy z różowym czubem gdzieś. Raczej bardziej obawiam się tego, że one w ogóle dorosną i uciekną ode mnie. Że będę musiała być taka dzielna i obojętna, gdy zaproponuję im pomoc, a one nie będą chciały jej przyjąć. Żadna matka nie wybiera dziecku oblubieńca, niestety. Jedne zdają sobie z tego sprawę, inne nie. Chcę sobie zdawać, ale boli. Co będzie za kilka lat? Chyba tego nie przeżyję.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
W jednej z wcześniejszych odpowiedzi napisałaś, że wydawca, i to nie ten sam, który wydał "Impotenta", czeka na Twoją drugą książkę. Myślę, że wiele osób zainteresuje, w jaki sposób znajdujesz wydawcę?

Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 15:35 napisał(a):
Odpowiedź na: W jednej z wcześniejszych... | bogna
Trudno powiedzieć, że wiem, jak szukać wydawcy. Przez wiele lat ponosiłam wyłącznie porażki. Tego pierwszego znalazłam wreszcie z ogłoszenia w "Gazecie Wyborczej". Serio! Szukał wprawdzie autorów dla dzieci, ale zaryzykował i wydał coś, czego nikt przez wiele lat nie chciał. Nigdy mu tego nie zapomnę.
Ten drugi sam mnie znalazł. To nowy projekt wydawniczy, ale z pomysłem, wzbudza moje zaufanie. Oficjalnie ruszają pod koniec roku. Zobaczymy...
Co mogę doradzić tym, którzy czekają na swoją szansę? Cierpliwości! Trzeba wierzyć. Ja przestałam dawno temu, wierzył już tylko mój mąż. Miał rację!
Użytkownik: misiak297 18.09.2007 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno powiedzieć, że wie... | e.skrok
Witam serdecznie! Jakby mnie Pani zachęciła do sięgnięcia po Pani książkę? Pozdrawiam:)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam serdecznie! Jakby m... | misiak297
Jest w niej parę sprawdzonych sposobów na blondynkę (nawet niegłupią i o czarnych włosach). Garść wiedzy o pokręconej babskiej duszy. I nadzieja, że kiedy przestajesz być studentem, a w życiu coś tam się pokręciło, wciąż możesz spotkać wielką miłość. Są śląskie klimaty, bo również jestem ze Śląska. Ponoć szybko się to czyta, więc, w razie czego, nie stracisz zbyt wiele czasu. Nie wiem, jak Cię przekonać. Może osobiście? 27 września Matras zorganizował mi wieczór (właściwie popołudnie) autorski w Katowicach. Jak inne metody nie zadziałają, zrobię oczy kota ze Shreka.
Użytkownik: misiak297 18.09.2007 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest w niej parę sprawdzo... | e.skrok
No cóż, książka trafia do mojego schowka. Czuję się zachęcony! A w którym Matrasie (w Katowicach są dwa albo trzy)? Może zobaczymy się w czwartek, bo też jestem wtedy w Katowicach. Byłbym bardzo wdzięczny za napisanie miejsca i godziny.
Użytkownik: bogna 18.09.2007 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No cóż, książka trafia do... | misiak297
ul. Stawowa 10
(godz.17:00 - 27 września); będzie informacja przed spotkaniem :-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: No cóż, książka trafia do... | misiak297
Niezmiernie się cieszę. Liczę na spotkanie. Wiem, że Bogna podała już szczegóły (obiecała jeszcze przypomnieć przed samym spotkaniem w BiblioNETce), ale w razie czego zapraszam na moją stronę (www.elizaskrok.pl)- tam też jest informacja dotycząca Katowic (taki mrygający baner). Serdecznie pozdrawiam i zapraszam. Jeśli to nie tajemnica, skąd konkretnie jesteś?
Użytkownik: misiak297 19.09.2007 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Niezmiernie się cieszę. L... | e.skrok
Z Katowic-Piotrowic, ale w centrum bywam codziennie:)
Użytkownik: bogna 17.09.2007 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
W literaturze czy kinie aż roi się od historyjek o miłości starszego faceta z małolatą. Nie wierzyłaś, że Ci się uda, pisząc "Impotenta", tak powiedziałaś, to dlaczego jednak napisałaś go do końca?
Tu prośba!!! Niech nikt nie zdradza zakończenia! Kto będzie miał chęć przeczytać, niech zakończenie go zaskoczy tak, jak mnie :-)
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: W literaturze czy kinie a... | bogna
O, to nie było tak. Kiedy "Impotenta" pisałam, byłam przekonana, że świat zawojuję. Młodzieńcza buta. Wiedziałam, że temat nie jest świeży, ale, w mojej ocenie, spojrzenie na niego, jak najbardziej. Zazwyczaj to panowie przekazują swoją prawdę (że kusiła, że mamiła, że skrzywdziła). Żona jest zawsze dobra, a kochanka zła - jak u Grocholi. On to bezbronny niewolnik hormonów, który oszalał na stare lata... A u mnie - ladacznica nie jest ladacznicą do końca (wcale nie jest), nawet można ją polubić i nawet się utożsamiać, on wie, co robi, a z żony nie trzeba zrobić potwora, by uzasadnić jego decyzję. Ale do rzeczy. Napisałam, wysłałam do wydawnictwa i byłam głęboko oburzona, gdy po paru dniach wciąż nie dostałam odpowiedzi. Nawet do nich zadzwoniłam - nie, Sławek zadzwonił, ja się jednak bałam - by wyrazić głębokie oburzenie. Chyba ich zszokował i wydał wiarygodny w tej wierze w wartość mojej pracy, bo przeprosili, a pan oceniający obiecał przeczytać na poniedziałek. I przeczytał! Zadzwonił o 9.00 rano i powiedział (zaraz po tym, jak się przedstawił): "Może nie jest to najlepiej napisana rzecz, jaką w życiu czytałem. Jednak w przeciwieństwie do wielu piszących, pani ma coś do powiedzenia, dlatego ta powieść musi się ukazać". Wyobraź sobie, jak pękałam z dumy. Omal we łbie mi się dokumentnie nie przewróciło! A po kilku dniach - kubeł zimnej wody. Zmienili zdanie tuż przed podpisaniem umowy. Oj, zabolało. Pozbierałam się jednak szybko i uznałam, że jeszcze pożałują. W kolejnych wydawnictwach bywało różnie. Ze trzy robiły nadzieję, reszta nawet nie pofatygowała się, by to czytać. Dostałam po uszach. I dobrze mi to zrobiło. Na wszystko w życiu przychodzi czas.
Głupia jednak byłam, że przestałam wierzyć w ostateczne wydanie książki. Obraziłam się na świat i postanowiłam, że nic więcej nie napiszę. W przeciwieństwie do Ewy Celanowicz nie byłam przekonana, ze warto napisać książkę choćby dla jednej osoby. Dla siebie.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Twoje spotkanie jest już kolejnym. Na tych stronach mówiło się już o różnych sprawach, między innymi o pieniądzach. Debiutancka książka, to przede wszystkim satysfakcja? Jakie Ty masz doświadczenie w tej "delikatnej" sprawie?
Użytkownik: e.skrok 17.09.2007 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoje spotkanie jest już ... | bogna
Żadne. Ustaliliśmy z wydawcą, że dostanę 2 zł za każdy sprzedany egzemplarz powyżej dwóch tysięcy. Ile się sprzedało, nie wiem, ale najwyraźniej mniej, skoro na koncie zero wpływów.
Użytkownik: bogna 17.09.2007 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Czego potrzeba, byś usiadła do pisania książki? Nastroju, natchnienia?
Jesteś raczej zorganizowana czy spontaniczna?
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 17:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Czego potrzeba, byś usiad... | bogna
Czasu, przede wszystkim czasu. Musi mi się też zwyczajnie chcieć. Kiedy jestem zmęczona, po kilku zarwanych nocach, skupiona na bieżących sprawach i kłopotach, to mi się nie chce. Kiedyś byłam zorganizowana. Siadałam do pracy rano, po odprowadzeniu Zosi do przedszkola, a kończyłam przed obiadem. Kiedy czułam zmęczenie, robiłam przerwę, zazwyczaj na papierosa i kawę, a potem wracałam do roboty. Dzisiaj bywa i tak, że pracuję od 2.00 do 4.00 nad ranem, bo akurat wtedy nikomu nie jestem potrzebna. Uporządkuję to kiedyś, na pewno. Jeśli dostaniemy kredyt, za dwa miesiące przeprowadzę się do dużego mieszkania i będę mieć własny kąt do pracy. Dzisiaj pracuję w pokoju "gościnnym", który jest zarazem naszą sypialnią, gabinetem, pokojem Doroty, magazynem, biblioteką, archiwum... Trudno o odrobinę intymności, ale i przytulnie jest bardzo. Coś za coś. Może znajdę fajną panią, która będzie zabierać Dorotkę na spacery. Wtedy oszaleję z nadmiaru czasu i napiszę trylogię na dowolny temat. Skończę jeszcze przed Gwiazdką.
Jestem spontaniczna w życiu, w pracy nudna i uporządkowana do bólu. Ale tylko wtedy, gdy życie pozwala. Teraz nie pozwala.
Ps. Moni wypomniała mi subtelnie, że na kilka Twoich pytań, dość już wiekowych, jeszcze nie odpowiedziałam. Staram się jak mogę. Ale Biblionetka taka wielka, a ja taka malutka.
Użytkownik: bogna 18.09.2007 17:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasu, przede wszystkim c... | e.skrok
Tak właśnie myślałam, że chyba tylko noce Ci zostają na pisanie. To jednak nowe mieszkanie w Warszawie, nie wieś i ogórki? :-)))
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak właśnie myślałam, że ... | bogna
Od czasu, gdy napisałam o sobie dla BiblioNETki sporo się w moim życiu zmieniło (może to Wasza sprawka?). Nawet w tej wspominanej już kwestii drogich zakupów, taniego sprzedawania. Było tak. Ponad dwa lata temu kupiliśmy (na kredyt) kawał ziemi (ponad trzy tysiące metrów) pod Warszawą. Zachwycił nas od pierwszego wejrzenia. Przestrzeń, zieleń, chociaż w środku wsi (nawet telefon od ręki). Na naszej ziemi rosły maślaki, krzak dzikiej róży, kilkanaście gatunków traw, piękny dąb... Od lat na ziemię nie było kupca, bo działka ma kształt pasa startowego dla samolotów (bardzo długa i bardzo wąska). Znaleźliśmy projekt domku, który wchodził tam na styk. Sprawdziliśmy w gminie, że bez problemu dostaniemy zgodę na zabudowę. Wszyscy życzliwi straszyli nas, że przepłacamy, że powinniśmy negocjować, etc. Zgodziliśmy się na sumę zaproponowaną przez właściciela. Nie umiemy się targować. Bank zaproponował nam kredyt. Warunki ponoć niekorzystne, ale kto by się tym przejmował... Schody zaczęły się później. Brak planu zagospodarowania przestrzennego. Ciągłe odwlekanie decyzji. Brak możliwości podłączenia prądu (limit starej stacji tranformatorowej wyczerpał ostatni sąsiad - dla nas trzeba było budować nową). Wreszcie plan. I pomyłka - na naszej działce wyrysowano drogę do nikąd, która uniemożliwiła budowę. Po jakimś czasie go naprawiono (wystarczyło, by architekt gumką wymazał), ale znowu uciekło parę miesięcy. Dorotka już była w drodze. Wreszcie załatwiliśmy wszelkie możliwe formalności, ale okazało się, że znowu jest ale... Dom nie mógł stanąć w takiej odległości od drogi, jak sobie wymarzyłam. Nie, bo nie. Garaż też. Moja wizja domku na wzgórzu (działka jest na lekkim wzniesieniu), angielskiego ogrodu, tarasu z widokiem na dąb, legła w gruzach. Wreszcie obiecano, że pozwolą mi na to wszystko, jeśli wcześniej spróbuję z sąsiadem dogadać się w kwestii scalenia ziemi - on też ma działkę długą i wąską, a zdaniem gminy takie działki fajne nie są. Sąsiad się zgodził, ale... Scalenie będzie możliwe po zatwierdzeniu planu zagospodarowania. Wciąż go nie ma...
Na tych 40 m. cierpimy wszyscy na klaustrofobię. Rodzina się powiększyła. Postanowiliśmy sprzedać ziemię. Kupiec znalazł się natychmiast. Specjalista od nieruchomości, któremu akurat warunki zagospodarowania proponowane przez gminę pasują idealnie do Jego wizji. Chce tam stawiać bliźniaka, więc odległość od drogi nie ma znaczenia, a garaż ma być w domu.
Zarobiliśmy na tej transakcji sporo pieniędzy. Naprawdę sporo. Tyle, by pospłacać długi, coś odłożyć i móc się ubiegać o kredyt na duże mieszkanie. Wprawdzie życzliwi twierdzili tym razem, że pewnie możemy sprzedać drożej (skoro pracownik agencji nieruchomości tyle proponuje, wie co robi i na nas zarobi), nie negocjowaliśmy zaproponowanej ceny. Chytry dwa razy traci. Takie przekombinowanie czasem źle się kończy.
Dziś jest problem z materiałami budowlanymi, pracownikami. Nie wiem, kiedy skończylibyśmy taką budowę, a naprawdę nam się spieszy. Kupujemy mieszkanie na rynku wtórnym, na tym samym osiedlu (moim zdaniem - okazyjnie!). Zosia tak chciała - mówię o lokalizacji. Ona ma już tu przyjaciół, szkołę, którą lubi (nie wiem do końca, za co, ale bardzo mnie to cieszy)i nie marzy o ogórkach.
Nie rezygnujemy całkiem z wiejskiej ciszy. Chcemy kupić zrujnowane gospodarstwo rolne do remontu, do 150 km. od Warszawy. Zrobić tam weekendowy dom pracy twórczej. Taki rodzinny, z piaskownicą, miejscem na ognisko, kawałkiem trawy. Jak znowu wpadną pieniądze ekstra, to zrealizujemy plany. Dzisiaj każda oferta przerasta nasze możliwości.
Użytkownik: Vemona 20.09.2007 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Od czasu, gdy napisałam o... | e.skrok
Podziwiam Cię w takim razie bardzo, na 40 metrach we czwórkę - to duża rzecz. My z mężem we dwoje mamy 30 metrowe mieszkanie, pokój z kuchnią (no, jest jeszcze pies sporych rozmiarów) i całe szczęście, że róznie pracujemy, bo trudno nam zgrać potrzeby. :-) Ja lubię jak jest widno, zawsze musi świecić górne światło, nawet jak siedzę przy komputerze - jemu to przeszkadza i zapala tylko maleńką lampkę pod parapetem. Ja przy takim świetle nie mogę czytać, więc wieczory spędzam w kuchni na krześle. Na szczęście zaczął się sezon i przez najbliższe dziesięć miesięcy raczej go wieczorami nie będzie.
Podoba mi się Wasze podejście, żeby nie przekombinować, niech się dzieje po swojemu. Myślę, że napewno znajdziecie takie gospodarstwo. :-)
Mam pytanie o muzykę, czy kiedy piszesz, to z jakimś tłem muzycznym, czy wolisz ciszę? A jeśli coś Ci ułatwia koncentrację, to jaki gatunek muzyczny?
Użytkownik: e.skrok 22.09.2007 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Podziwiam Cię w takim raz... | Vemona
Nie ma czego podziwiać. Po prostu brak wyjścia. Przez pewien czas strasznie mnie to frustrowało (zaczęłam sobie wyobrażać, że już zawsze tak będzie, że dziewczyny urosną i do domu sprowadzą swoich facetów, potem urodzą dzieci i będzie trzeba rzeczywiście kupić kuszetki od PKP, żeby ludziska warstwami układać), byłam bliska załamania nerwowego. Od dnia, gdy wiem, że to przejściowe (formalności jeszcze potrwają, bo takim jak my banki niekoniecznie dają wielkie kredyty tak bez wątpliwości), że kiedyś minie. I będzie przestrzeń, oddech, swoboda, intymność i prywatność dla każdego z nas. Mam troje rodzeństwa. Wychowaliśmy się w mieszkaniu 53m. Jakoś ciasno nie było. Dzisiaj tego nie rozumiem. Może dzieci na to inaczej patrzą i moim córkom też to nie przeszkadza? Zocha nie narzeka. Dorotka też, ale ona generalnie nic nie mówi.
Dziś jestem już odprężona. To już końcówka. Życie na walizkach. Konkretny cel. Widzę światełko w tunelu. To małe mieszkanko to doskonała lekcja życia, więc będę je ciepło wspominać. W takich warunkach nie da się nie pójść na kompromis, nauczyć akceptacji dla inności. A taki mąż to zupełnie inny człowiek. Tu trzeba to zauważyć i uszanować.
Ze światłem też wojowaliśmy. Systemy zasłonek, czytania w toalecie, etc. jakoś się nie sprawdzały. Sprzeczki. I nagle przełom (gdy pojawiła się Dorota, bo przekonaliśmy się, co to naprawdę znaczy żyć w ciasnocie i uznaliśmy wcześniejsze waśnie za śmieszne). Można tak żyć. Ale dobrze, że do końca świata nie trzeba.
Pracuję w dowolnym hałasie, ale tworzę w kompletnej ciszy. Wszystko inne mnie rozprasza. Muzyka jest dobra do relaksu, nie do pracy. Słucham tak różnych rzeczy, że aż wstyd, bo to chyba oznacza, że jestem otwarta, ale bez ukształtowanego, określonego muzycznego gustu. Kocham poezję śpiewaną, niemal wszystkie kawałki do tekstów Osieckiej, zwłaszcza w wykonaniu Maryli Rodowicz, cenię Perfect i Lombard (stare) i Gershwina. Lubię ZZ Top i Rynkowskiego. Pink Floydów, Tomka Żółtko i 2+1... Długo tak można. Kasety i płyty w moim mieszkanku biją się o miejsce z książkami:-) Na szczęście dzisiaj są już pliki mp3 i nie trzeba na wszystko do przesłuchania zaraz robić miejsca... Ale mnie te oliki komputerowe nie leżą. Ja tam bym chciała winyle. Chociaż gramofonu już nie mam.
Użytkownik: Vemona 22.09.2007 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma czego podziwiać. P... | e.skrok
Wiem, ja też mam jak na razie brak wyjścia, ale ciągle liczę, że jeszcze trochę i się polepszy. Już od 18 lat tak liczę, ciekawe do ilu dojdę. :-)

A wiesz, że ja Cię rozumiem z ciszą przy pracy? Niedawno skończyłam studia i przyznaję, że jak miałam coś do zrobienia na uczelnię, do napisania czy nauczenia - musiałam wszystko wyłączyć. Cisza ma być i koniec. Przy innych okolicznościach lubię czegoś posłuchać, ale nie wtedy.
A jak się zapatrujesz na muzykę klasyczną? Bo przyznam się, że lubię to, o czym piszesz, lubię też muzykę elektroniczną i rocka symfonicznego, i metal i punk rocka, ale najlepiej mi się odpoczywa przy klasyce. Zwłaszcza operowej, ale to już zboczenie z uwagi na pracę męża. :-) Uwielbiam Verdiego, Pucciniego, Borodina, Musorgskiego, Czajkowskiego, Mozarta itepe., szczególnie właśnie w utworach skomponowanych na potrzeby teatru. Arii z "Nabucca" mogę słuchać i słuchać. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, ja też mam jak na r... | Vemona
I potem, niespodziewanie przychodzi taki dzień, że się polepsza. Mam za sobą tułaczkę po wynajętych mieszkaniach. Wydawało mi się wtedy, że tak będzie bez końca. Niespodziewanie oboje ze Sławkiem (nie będąc jeszcze małżeństwem) dostaliśmy dobre umowy etatowe (nie wierszówkowe, które banków nie obchodziły), w korporacjach i kupiliśmy mieszkanko na kredyt. Suma kredytu wydawała się nam niebotyczna, więc liczyliśmy się z tym, że to mieszkanie docelowe. No, przynajmniej na 20 lat. Przez chwilę oboje byliśmy bez pracy, z chorym dzieckiem. Na raty pożyczaliśmy pieniądze. Zadłużenie rosło. Wróciłam na etat, wydawało się, że chociaż ja mam stabilną pracę. Taką, która nie pozwala niczego zmienić w życiu, ale na ratę się uściboli.
Z dnia na dzień wyrzucono mnie z roboty, bo zmieniła się naczelna. Przez chwilę nogi miałam jak z waty, ale jak się dowiedziałam, jak duża odprawa mi przysługuje, od razu poczułam się lepiej. Spłaciliśmy kredyt, a nową propozycję pracy dostałam nim dotarłam do domu po tym wyrzuceniu.
Kupiliśmy wówczas ziemię na kredyt, bo znowu mogliśmy się zadłużać. Potem nie wyszło z domem, teraz, mam nadzieję (wciąż nie mamy ostatecznej umowy, tylko wstępną zgodę warunkową), wyjdzie z mieszkaniem. Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale zawsze trzeba wierzyć - nadzieja, to jedna z cenniejszych rzeczy, jakie dostajemy od losu. Biedna jestem tylko wtedy, gdy ją tracę.
Kiepski ze mnie słuchacz klasyki. Lubię parę przebojów, takich, co to wszyscy je znają i kochają, typu "Dla Elizy" czy "Pieśń Solwejgi". Lubię kawałki współczesne, które może muzyką poważną tak do końca nie są, ale na pewno poważniejszą, choćby Jana Kantego Pawluśkiewicza czy Preisnera. Może niektórzy powiedzą, że to tacy wcześniejsi Rubikowie. Ja tam widzę różnicę.
Ponoć z operą jest tak, że od pierwszego kontaktu albo się ją pokocha, albo znienawidzi. Niestety, jestem z tej drugiej grupy. Byłam ze szkołą w Operze Bytomskiej. Siedziałam koło wychowawcy, więc nie mogłam uciec. Płakałam z rozpaczy. A wzięto mnie za melomankę, skoro tak bardzo się wzruszyłam...
Użytkownik: Vemona 23.09.2007 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: I potem, niespodziewanie ... | e.skrok
To prawda, nadzieja to coś wielkiego i ważnego, nazywają ją "cierpiących siostrą" - i to chyba prawda. Im trudniej jest w życiu, tym bardziej jest potrzebna. Cały czas też mam tę nadzieję, że kiedyś się uda, że się polepszy.
Jeśli chodzi o słuchanie klasyki, to pierwsze wrażenia miałam raczej zniechęcające, mama prowadzała mnie do filharmonii na koncerty symfoniczne kiedy miałam 12 lat, a ja się tam nudziłam jak mops. Bardzo się starałam siedzieć cicho, nauczyłam się wtedy "łykać" ziewanie, żeby nie było widać i słychać. :-) Jedyne pozytywne wrażenie zrobił na mnie wtedy jakiś koncert klawesynowy, bo to inaczej brzmiało. Za to właśnie opera bardziej do mnie przemówiła, może trochę z uwagi na bliższe związki, kiedyś się bawiłam w statystowania, więc znam ją od podszewki, mój mąż tam pracuje - lubię nawet jej zapach, ale to prawda, że albo do człowieka trafi, albo nie. Wzruszenie melomanki - cudna historia. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, nadzieja to co... | Vemona
Teraz to dopiero się nie mogę doczekać, by Cię spotkać. Większość ludzi uwrażliwionych muzycznie reaguje dość obcesowo na takie głuchoty jak ja. Nie śmieszy ich ta anegdotka, bo przecież "świadczy o mojej ignorancji". Zatem liczę na kawkę (bo do opery nie dam się wyciągnąć)!
Dzięki!
Użytkownik: Vemona 23.09.2007 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz to dopiero się nie ... | e.skrok
Ależ nigdy w życiu by mi do głowy nie przyszło! Jakiej tam ignorancji? Mój Tata mawiał: "jeden lubi kotlety schabowe, a drugi, jak mu pchać szpilkę w oko" - i jakie ja mam prawo swoje upodobania uważać za lepsze? Są po prostu inne, a mnie bardzo ciekawi rozmaitość w ludziach. :-)
Spotkać się musimy koniecznie, ale bardzo proszę o herbatę, po kawie czuję się dość niewyraźnie, jak po kilku głębszych na pusty żołądek.
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ nigdy w życiu by mi ... | Vemona
Herbatka dobra rzecz! A piwko?
Użytkownik: Vemona 23.09.2007 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Herbatka dobra rzecz! A p... | e.skrok
Jak najbardziej i z wielkim upodobamiem. :-)
Użytkownik: nutinka 22.09.2007 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma czego podziwiać. P... | e.skrok
Fajnie, że masz szansę na zmianę. Ja już na nią nie liczę. A musimy w trójkę żyć na 34 metrach, z czego dużą część zajmują książki i płyty. Najgorzej, że książek sporo przybywa, niemal codziennie coś się zmienia w księgozbiorze. Ale to znoszenie książek to taki mój sposób na oswojenie otoczenia, które mi nie odpowiada. Poza tym komputery, bo każdy ma swoją pracę (wykonujemy ją w domu), też zajmują trochę miejsca - dobrze, że wymyślono notebooki. ;)
Dzieci faktycznie inaczej patrzą na mały metraż. Mój mąż żył w tym mieszkaniu jako dziecko (w czworo), a nie narzekał, bo nie znał innej opcji.
Winyle to inna bajka. Mamy całą dużą szafkę. I działający gramofon. Fajnie bywa, choć niewygodnie. :)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie, że masz szansę na... | nutinka
Kolejny list jakby o moim życiu... Tak sobie czytam te Wasze wypowiedzi i robi mi się trochę smutno. Tu przemycona informacja o chorobie bliskiej osoby(subtelnie, bez marudzenia, ale do wyłapania), tu kłopoty lokalowe lub mieszkaniowe, tam tęsknota za ojczyzną (może nie wyrażona wprost, ale tak mam - ponoć to błędne i nieuzasadnione- że dowiadując się czegoś o człowieku zaraz kombinuję, jak czułabym się w jego sytuacji), gdzie indziej po prostu samotność... Taka kapitalna grupa. Mądrzy ludzie, którzy powinni bez problemu zawojować świat, osiągać WSZYSTKO, o czym zamarzą. I takich los sobie wyjątkowo chętnie wybiera na ofiary. Testuje, ile jeszcze mogą znieść. A może to polska specyfika, że im więcej myślisz, tym masz więcej problemów. Takie przekombinowane żywota...
Złapałam się, że zachowuję się niczym Maria Konopnicka - sygnalizuję problem i nie znam rozwiązania, czyli tak trochę bez sensu. Nie smęcę. jesteście cudowni i macie biblionetkę. Zgadzam się z dziewczyną, która napisała, że od b-netki można się uzależnić. A ja do uzależnień mam skłonność. Zatem będę musiała sobie od jutra tę przyjemność rozsądnie dawkować. Tylko czy mnie rzeczywiście stać na rozsądek?
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejny list jakby o moim... | e.skrok
Ale to jest przecież norma! Każdy ma takie przeżycia, one są ludzkie! Zdziwiłabym się, gdyby ktoś nie doznał w życiu jakichś tragedii - to byłby wyjątek dopiero i szczęście niesamowite. Tylko pewnie wtedy ten ktoś by sobie jakieś problemy wymyślił. :-)
Kto powiedział, że "ukochani przez bogów umierają młodo"?

Niektórych uzależnień nie trzeba się obawiać, można się uzależniać śmiało. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale to jest przecież norm... | verdiana
Oczywiście, że banał, norma, etc. Oczywiście, że to ludzkie. Ale to, że coś jest ludzkie, wcale nie oznacza, że nie jest mi obce, niezrozumiałe, trudne do zaakceptowania. Chyba generalnie nie brakuje mi pokory, jednak czasem bierze mnie taka złość na niemoc (wtedy robię dobrze swoim bohaterom:-). I wiem także, problemy zazwyczaj stwarzamy sobie sami, bo człowiek to zdolna bestia. Wybaczcie, że tak zahaczam o banały. Może to z permanentnego niewyspania:-) Pewnie po części też z pośpiechu. Nigdy nie pracowałam w dzienniku. Nawet raz o taką pracę się starałam, ale z powodu braku doświadczenia mnie nie chcieli. Zwykle, jak coś napiszę, mam czas, by spokojnie przeczytać trzy razy. Mam ten komfort, że jeszcze ktoś będzie to czytał przed publikacją i wyłapie głupoty. Tymczasem od poniedziałku przechodzę w b-netce ostrą szkołę. Nie tylko nie mam czasu na wielokrotne czytanie i wciąż się obawiam, że strzelę kompromitującą gafę, to jeszcze kontroluję się wyłącznie sama - nikt tego nie czyta przed wyświetleniem na stronie. Teraz dodatkowo gonię, bo spotkanie kończy się dzisiaj wieczorem. Chciałabym odpowiedzieć na każdy list. Jeśli mi się nie uda tutaj, obiecuję, że odpowiedzi znajdą się w spotkaniu z Elizą, założonym przez Verdianę. Link w jednym z wcześniejszych listów.
Bardzo jestem ciekawa kolejnego Gościa. I mam mieszane uczucia: z jednej strony bardzo bym chciała, by rozmawiało się z Nim lepiej niż ze mną, bo generalnie cieszę się, kiedy coś się rozwija i idzie do przodu (sama chcę się dołączyć do rozmowy), a z drugiej będzie mi pewnie trochę smutno, kiedy mnie zakasuje w Waszym odbiorze. Ot, babska próżność.
Użytkownik: norge 23.09.2007 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że banał, nor... | e.skrok
Elizo, ja tylko chcę się cichutko odezwać, że czytam z wielkim zainteresowaniem waszą rozmowę i cieszę się, że jesteś w BibloNETce. Przesyłam jesienne pozdrowienia z Norwegii :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Elizo, ja tylko chcę się ... | norge
Norwegia to taki piękny kraj! Mamy w domu kolekcję fascynujących zdjęć z Norwegii, bo Sławek był i się w kraju zakochał. Ja się raczej nie wybieram, bo jak dla mnie, to tam za zimno. Nienawidzę, jak jest zimno. Aż mną trzęsie na myśl, że już jesień. Powinnam była urodzić się w jakimś ciepłym klimacie i tam zostać. Znałabym język tubylców, więc brak zdolności językowych by nie przeszkadzał. I nie musiałbym kłócić się ze Sławkiem o to, czy kaloryfer można jeszcze trochę rozkręcić. On lubi, gdy jest chłodno, ja wręcz przeciwnie. Ale z wiekiem trochę mi przechodzi, więc ja nie marznę do kości, on nie spływa potem. Początki jednak nie były łatwe. kto ostatni zasypiał, ten miał rację.
Cieszę się, że się odezwałaś. Bardzo.
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale to jest przecież norm... | verdiana
Swoją drogą - to było pytanie? Menander chyba. Może Plaut. Poszukam potem dokładnie i będę wiedziała. Erudycja przez internet wychodzi mi nieźle. Mam google pod ręką:-)
Pewnie, że generalnie uzależnianie się od b-netki to dobra rzecz. Ale moje dziewczyny są złe, zazdrosne. Zośka powiedziała nawet, że jestem wyrodną matką, bo ją zaniedbuję. Nie chciałam bowiem zagrać w "Makabryczne cmentarzysko" z gazetki Scooby-Doo, tylko klikałam, klikałam, klikałam...
Oczywiście pognałam ją precz i powiedziałam, że musi jakoś wytrzymać. Dzieci trzeba nauczyć, że matka to też człowiek, który ma prawo do swojego życia. Co nie zmienia faktu, że uzależnić się nie mogę.
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Swoją drogą - to było pyt... | e.skrok
To było pytanie retoryczne. :-) Miałam tę sentencję kiedyś wypisaną, wisiała latami na mojej ścianie, ale zabij, autora nie pamiętam. Wydaje mi się, że Menander, bo pamiętam, że to było stareńkie, ale pewności nie mam, więc nie potwierdzam i nie zaprzeczam. :-)
Użytkownik: Moni 23.09.2007 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejny list jakby o moim... | e.skrok
Napisalas: "tam tęsknota za ojczyzną (może nie wyrażona wprost, ale tak mam - ponoć to błędne i nieuzasadnione- że dowiadując się czegoś o człowieku zaraz kombinuję, jak czułabym się w jego sytuacji)" - a mozna wiedziec, kto wg Ciebie teskni za ojczyzna? Bo ja na pewno nie, i Elli tez sobie w tej roli nie wyobrazam. Nie chce sie wprawdzie wypowiadac w jej imieniu, ale ona jest w Niemczech i tak dluzej niz ja, a ja wybralam swiadomie te inna ojczyzne, obywatelstwo i co tam jeszcze do tego nalezy i jestem z tym szczesliwa. :-)

A wracajac jeszcze do tytulu ksiazki, to jest on rzeczywiscie troche mylacy (i pasuje do zartobliwego tematu, ktory kiedys zalozylam), i w jednej z ksiegarni wysylkowej widzialam niedawno Twoja ksiazke w dziale "psychologia, medycyna".
Użytkownik: norge 23.09.2007 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisalas: "tam tęsk... | Moni
Jak już weszłyśmy na ten temat, to się przyznam, choć Eliza nie mnie miała pewnie na myśli, że ja tęsknię za Polską, głównie za językiem, za poczuciem, że jestem u siebie - ale tęsknota ta ani razu nie sprawiła, że żałowałabym decyzji o przeprowadzce. Plusy, dziesiątki a może setki plusów, przeważają nad tym jedynym minusem, którym jest moja tęsknota za Polską.
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już weszłyśmy na ten ... | norge
O, właśnie! Wierzę w te plusy i rozumiem, próbuję sobie wyobrazić minusy. Nie trzeba przecież wszystkiego osobiście doświadczyć. Trochę zresztą na ten temat czytałam, niestety same starocie. Właśnie. Wy tyle czytacie. Może jest coś bardzo współczesnego, wartego uwagi, co porusza problem emigracji? Ale nostalgicznego, nie w klimacie "Szczuropolaków".
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 17:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisalas: "tam tęsk... | Moni
Wcale mnie to nie dziwi - na początku niemal wszyscy handlujący uważali, że to poradnik seksuologiczny (po diabła mieliby się męczyć i przeczytać chociaż to, co na okładce?). Dlatego prosiłam wydawcę, żeby sprawę wyjaśnić. Nawet napisałam taką zajawkę, że to nie jest poradnik dla tych, co mają problemy w alkowie. Nic nie pomogło, bo wyraziłam się nieprecyzyjnie i uznali,że to poradnik dla wszystkich, nawet tych, co dzisiaj mają pełną radochę, a ponieważ jutro mogą jej nie mieć, ja im niby doradzam, jak się na taką chwilę przygotować... Niby skąd miałabym to wiedzieć? Pewnie z poradników Mastertona. Jak coś już w internet pójdzie, jest nie do zatrzymania. Jakoś to przeżyję. Żal mi tylko tych, co się wezmą za czytanie i rozczarują. Chociaż, teoretycznie, w finale jest jednak coś optymistycznego dla borykających się z niemocą w sypialni. Niewiele, ale zawsze. Może zatem tytuł jest nie tyle mylący, co wieloznaczny. To chyba dopuszczalne.
A co to był za temat? Chętnie poczytam.
Co do zagraniczniaków. Nie myślałam o konkretnej osobie. Raczej po liście Bogny, która napisała, że jest w b-netce sporo osób na obczyźnie, pomyślałam, że dla nich to miejsce jest doskonałe, by utrzymywać rozwijający, radosny kontakt z Polską. Oczywiście wiem, że istnieją samoloty, że sporo osób wcale nie tęskni, ale wydaje mi się, że niektórzy i owszem, a rzadkie wizyty w kraju to mało.
Jak natrafiłaś na moją książkę? Wprowadziłaś ją do bazy, więc nie jest to efekt recenzji.
Użytkownik: bogna 18.09.2007 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasu, przede wszystkim c... | e.skrok
A odpowiadaniem się nie martw, mamy czas, przecież dzisiaj spotkanie się nie kończy :-)
Użytkownik: imarba 18.09.2007 10:22 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
"Feministka, ateistka, a zarazem kochająca żona i matka" - rozumiem, że te cechy dadzą się pogodzić, ale o ile zdeklarowany feminizm obok niechęci budzi głupie uśmieszki, to zdeklarowany ateizm, nie jest w Polsce specjalnie dobrze widziany i budzi często skrajne, wręcz agresywne reakcje. Jak sobie z tym radzisz?
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Feministka, ateistk... | imarba
Ateistom żyje się w Polsce fantastycznie! Serio. Zwłaszcza w dużym mieście, gdzie sąsiad sąsiada nie zna, a przyjaciół można sobie wybierać z tysięcy spotykanych ludzi. Gorzej było w Jastrzębiu. Gdy w czasach licealnych wystosowałam protest do ministra Stelmachowskiego (wraz z 456 innymi osobami - ja napisałam tekst, one się podpisały)przeciw wprowadzeniu oceny z religii na świadectwo, kilka pań napluło mojej mamie na buty, a ksiądz pracujący w moim liceum zapowiedział publicznie, że pierwszy podłoży zapałkę pod moim stosem. Mama cierpiała. Rodzeństwo też - mam głęboko wierzącą siostrę i brata. Zrozumieli. W końcu to prawdziwi chrześcijanie.
Dziennikarze są traktowani trochę jak artyści, trochę jak dziwaki. Takim wolno więcej, więc mam łatwiej. Moje otoczenie pełne jest ludzi wierzących, nie ma jednak wśród nich fanatyków. Nasze kontakty opierają się na wzajemnym szacunku - ja nie pytam, czemu wierzą, oni nie pytają, czemu ja nie.
Bardziej martwię się o dziewczynki. Wprawdzie Zośka powiedziała mi kiedyś, że nie boi się, iż jakieś dziecko nie będzie się z nią bawić, bo nie chodzi na religię, bo jeśli jest tak głupie, by to uznać za powód, to nie zasługuje na jej przyjaźń. Zosia na religię jednak chodzi. I nie chce przyjąć do wiadomości, że nie będzie miała komunii. Nawet jej nie ochrzciłam. Szanuję jej poglądy (twierdzi, że jest katoliczką) i nie mam nic przeciwko katolickim obrzędom, ale nie zacznę biegać do kościoła i deklarować coś przeciw sobie, tylko po to, by ją dopuścili do komunii. Nie kłamię, nie kwalifikuję się na niewierzącą praktykującą. Wprawdzie pierwsza pani od religii powiedziała mojej córce, że ateistów Bóg kocha, ale już druga, że to źle, iż nie wierzę. Nie wiem, co będzie. Czekam.
A co do feministek. Wcale nie są wyśmiewane, gdy mają rodzinę i faceta, i rzeczywiście marzy im się równouprawnienie, a nie polują na mężczyzn, jak na czarownice. Ciężko być feministką, gdy nikt cię nie dyskryminuje. ALE JESTEM.
Użytkownik: Jakolinka 18.09.2007 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Czuję się coraz bardziej zachęcona do przeczytania książki, ale niestety w bibliotece nie ma i w Matrasie też nie znalazłam. Spróbuję jeszcze jutro w drugim i w paru innych księgarniach poszukać...
Użytkownik: bogna 18.09.2007 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się coraz bardziej ... | Jakolinka
Ja bez problemu kupiłam w EMPiK-u.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 15:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się coraz bardziej ... | Jakolinka
Nie wiem, dlaczego jest kłopot w Matrasie - organizują mi wkrótce drugie spotkanie autorskie, więc skoro promują i wydają na to pieniądze, powinno im zależeć. Empik, o którym wspomina Bogna, to chyba spóźniona rada, bo od wczoraj przyznają, że chwilowo nie mają. W sumie to chyba dobra wiadomość (dla mnie), chociaż wolę nie zapeszać. Tak, dystrybucja to największy problem w całej tej zabawie. Księgarze tłumaczą, że nie zamawiają nowości, bo ludzie o nie nie pytają, a kiedy pytają i nie ma, próbują wcisnąć zamiennie coś, co jest, bo dobry sprzedawca nie wypuszcza klienta z pustymi rękami. I nadal nie zamawiają, skoro sprzedaje się to sprawdzone.
A swoją drogą - jeszcze parę dni temu przy prezentacji książki w Biblionetce, było podlinkowane zdjęcie okładki, prosto do sklepu. Teraz znikło. Ktoś wie, dlaczego?
Użytkownik: Moni 18.09.2007 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, dlaczego jest k... | e.skrok
1) Elizo, przypuszczam, ze duzo osob z wielkim zainteresowaniem czyta te rozmowe, ale siedzi cicho, tak jak i ja. Bogna i Daga zadaly Ci tyle pytan (na niektore jeszcze nie odpowiedzialas - jak np. o te "perelki" z ksiegozbioru), ze moje by sie tylko zdublowaly. Chociaz nie: dwa pytania Ci zadam.

a) Nie ocenilas wlasnej ksiazki (choc wiem, ze niektorzy autorzy tak robia) - dlaczego i jaka obiektywna ocene bys sobie za nia wystawila?

b) Jaka inna wspolczesna POLSKA ksiazke (oprocz wlasnej!) polecilabys Biblionetkowiczom?

2) W koszalinskim Matrasie nie bylo problemow z kupnem "Impotenta", choc za kazdym razem (a kupowalam go dwukrotnie w roznych odstepach czasu - dla siebie i znajomych!) mieli tylko jeden egzemplarz.

3) Wspomnialas o niklej sprzedazy (ponizej 2 tysiecy) - trudno mi w to uwierzyc, chocby dlatego, ze ta pozycja nie nalezy akurat do drogich ksiazek, a ludzie tez patrza na ceny i wola wydac kilkanascie, zamiast np. prawie 50 zl na jakas nowosc, ktora nie wiadomo, co przyniesie. Dla bibliotek to tez nie jest wielki wydatek.

4) Co do tematu religii (w kontekscie Twojej wiary czy niewiary, i Zosi), to u mojego syna w klasie jest 20 dzieci, wsrod nich rowniez wyznawcy islamu, buddyzmu i ateisci (ze o chrzescijanach nie wspomne - tez zroznicowane grono, bo jedno dziecko jest np.prawoslawne). Religia jest zas przedmiotem od pierwszej klasy. Pozniej, w dalszych klasach, wystepuje juz religia ewangelicka (jako, ze nasz land jest ogolnie taki), ale na poczatku pod pojeciem "religia" kryje sie wszystko, oczywiscie przygotowane pod dzieci: religioznawstwo + etyka + kulturoznawstwo + socjologia itp. Uwazam, ze to swietne rozwiazanie (jakze odbiegajace od polskich standardow) i dzieki temu dzieci poznaja wzajemnie rozne religie i kultury, i kazde moze bez problemu na taka "religie" uczeszczac.




Użytkownik: verdiana 18.09.2007 16:25 napisał(a):
Odpowiedź na: 1) Elizo, przypuszczam, z... | Moni
Tak naprawdę 2 tysiące to nie jest nikła sprzedaż. 2-3 tysiące to jest normalny nakład beletrystyki. I to bardzo dużo, np. w porównaniu z poezją, której standardowym nakładem jest ok. 300 - w rzadkich porywach do 500 - egzemplarzy. Oczywiście to nie w przypadku Pilcha czy Szymborskiej, ale oni są wyjątkami, nie wyznaczają standardów, niestety.
Z pisania w Polsce nie da się żyć, wydawnictwa często nie płacą pisarzowi w ogóle, i to nawet znanemu, takiemu, którego książki nie leżą w magazynach itd. Smutne.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 19:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak naprawdę 2 tysiące to... | verdiana
Czasem odnoszę wrażenie, że w tym kraju więcej osób pisze niż czyta, a ci, co piszą czytają głównie siebie... Tylko czasami. Myślę, że z tą sprzedażą książek nie jest tak źle. Sęk w tym, że wydawcy nie mają interesu informować autorów, ile sprzedali, bo zwykle jest to bezpośrednio związane z wysokością honorarium. Oczywiście nie jest tak zawsze. Jednak autorzy, chcąc się wydać, godzą się oddać swoją pracę za grosze. Gdyby było tak źle, wciąż padałyby wydawnictwa i księgarnie, a nie mnożyły, niczym grzyby po deszczu. Optymistką jestem niepoprawną? Mam nadzieję, że mój optymizm jest uzasadniony, bo w tym nowym projekcie wydawniczym będę miała udziały. Wierzę, że zarobię, a wraz ze mną twórcy. Mocno wierzę.
"Impotenta" potraktowałam jako frycowe. Tak jest w każdym zawodzie. Debiutant musi dostać po kieszeni. Promocja kosztuje, ryzyko jest spore. Ale na drugiej książce chcę zarobić. To źle?
Użytkownik: bogna 18.09.2007 19:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem odnoszę wrażenie, ... | e.skrok
To bardzo dobrze i dlatego Ci się uda!
Użytkownik: verdiana 18.09.2007 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem odnoszę wrażenie, ... | e.skrok
Oczywiście, że dobrze! To skandaliczne, żeby się nie płaciło autorom za ich pracę (!!), bo przecież pisanie, nawet w natchnieniu, to praca, i to ciężka. Trzymam kciuki!
Użytkownik: ella 19.09.2007 14:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasem odnoszę wrażenie, ... | e.skrok
"Ale na drugiej książce chcę zarobić. To źle?"

To bardzo dobrze. I tak powinno byc. To przeciez ciezka praca, do ktorej potrzebny jest poza wiedza, talent.
I nie patrz na oceny. My sie tu bardzo ladnie roznimy, jak powiedziala jedna z b-netkowiczek. I tak jest dobrze. :-)
Powodzenia zycze i serdecznie pozdrawiam.
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ale na drugiej ksią... | ella
Witam serdecznie! Oczywiście, że patrzę na oceny i się przejmuję. Dziwi Cię to? Oczywiście to nie znaczy, że włosy rwę z głowy i zalewam się łzami:-) Bardzo się cieszę, że mimo postawionej mi trójki, zaglądasz tutaj. Zdradzisz mi, dlaczego 3.? Może to nieładnie wobec osób, którym książka się bardziej podobała, jednak szczególnie interesują mnie oceny negatywne. A może u Ciebie trzy to nieźle? Miałam takiego fizyka, który niczym mantrę powtarzał taki ciąg zdań: Na piątkę umie Pan Bóg, ja na cztery, ty, Skrokówna, najwyżej na trzy. Na koniec czwórkę postawił, chociaż do fizyki to ja głowy nie mam:-)
Użytkownik: ella 20.09.2007 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam serdecznie! Oczywiś... | e.skrok
"Oczywiście, że patrzę na oceny i się przejmuję. Dziwi Cię to?"

Nie, Elizo, nie dziwi, ale wystawiajac oceny nie raz juz myslalam, ze to raczej stopien oddzialywania ksiazki na mnie. Kazdego z nas porusza w danym czasie cos innego i rozne sa ku temu powody. Jesli chcesz wiedziec co mnie bardziej, niz Twoja ksiazka porusza, popatrz na moje szostki.
Moja trojka ma najwiecej znaczen ze wszystkich ocen.
W przypadku "Impotenta" to nie jest zla ocena. Przeczytalam te ksiazke z zainteresowaniem. :-)
Jak sama piszesz, oceny roznily sie nawet w szkole. Ja dostawalam z matematyki 4-, kiedy mi sie zdarzylo, ze nie umialam nic, a uczennica, ktorej udalo mi sie pomoc w nauce i wbic lekcje do glowy, te sama ocene za bardzo dobra odpowiedz.:-(.
Gdybym byla autorka, nie czytala bym krytyk, ani ocen mojego dziela.
Wydaje mi sie, ze spotkania z czytelnikami daja duzo wiecej. :-)
Zycze Ci wspanialych ocen i spotkan.
Wiedz, ze podziwiam prawie kazdego, ktory pisze, bez wzgledu na to, czy sa to ksiazki, ktore chetnie czytam.
Pozdrawiam serdecznie.
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 20:04 napisał(a):
Odpowiedź na: "Oczywiście, że pat... | ella
Oczywiście! Od tego powinnam była zacząć, zamiast głupio pytać! My po prostu, jak tu zacytowałaś (kapitalny zwrot): bardzo ładnie się różnimy! Chociaż... dwie, trzy Twoje szóstki mogłyby być i moimi, a przynajmniej piątkami:-)
Zatem zapytam inaczej. Jeśli jeszcze zechcesz odpowiedzieć, będę wdzięczna: jak na "Impotenta" trafiłaś? Skąd pomysł, żeby go czytać?
Ukłony i pozdrowienia.
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście! Od tego powin... | e.skrok
A ja mogę odpowiedzieć, mogęęę? Ja po recenzji... w BiblioNETce. :-) Wrzuciłam "Impotenta" do schowka. W moim schowku wypatrzyła go Moni i dostałam go od niej - specjalnie przed okienkiem, żebym zdążyła przeczytać. :-)
Użytkownik: ella 20.09.2007 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście! Od tego powin... | e.skrok
Niestety znowu zapomnialam kto ten zwrot wymyslil ;-(. Moni, na pewno bedzie wiedziala :-). To wlasnie od niej dostalam Twoja ksiazke, jak wiele, wiele innych dobrych i wspanialych pozycji. Moni jest posiadaczka wielkiej biblioteki, z ktorej nie tylko ja korzystam :-). Poznalysmy sie w ebay, jeszcze sie nigdy nie widzialysmy, nad czym bardzo ubolewam, a jest mi bardzo bliska. Moni wie, co moze mi sie podobac, ale przysyla mi tez ksiazki, ktorych sama jeszcze nie czytala. :-)
Pozdrawiam serdecznie z Nadrenii.
Użytkownik: Anitra 23.09.2007 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety znowu zapomniala... | ella
Autorem tego zwrotu jest chyba Antecorda (znalazłam w wątku z okładki), choć teraz trudno to z całą pewnością określić - tyle razy już był cytowany... :-)
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorem tego zwrotu jest ... | Anitra
Antecorda z całą pewnością ten zwrot cytował bądź parafrazował, jest dużo starszy i wywodzi się z walki przeciwko dyskryminacji mniejszości społecznych. Ja go poznałam przy okazji dyskutowania nt. "inności" w kontekście niepełnosprawności całe laaata temu. :-)
Możliwe, że jest jeszcze starszy niż społeczne debaty o "inności" i tylko został w tych debatach zacytowany, dlatego tak się ładnie upowszechnił. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 17:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorem tego zwrotu jest ... | Anitra
Biedni ci wieszcze. Tak coś ładnie powiedzą, ponadczasowo, a potem to publiczna wartość i nawet nikt głowy nie da, czyje to:-)Chociaż czy w ogóle to wieszcz? Zdaje się, że termin zarezerwowany jest dla poety, a my pewności nie mamy, czy to akurat nie prozaik, albo doktór jakiś, czy jeszcze inny mądrala... Nie, mędrzec. To naprawdę dobre zdanie.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 1) Elizo, przypuszczam, z... | Moni
Dwa pytania i od razu diabelnie trudne. W ogóle mam problem z ocenami na Biblionetce (coś na ten temat napisałam w tej części o sobie). A moja książka? Nie chcę bawić się w Marysię-Skromnisię, bo gdybym nią była, nie spotkałybyśmy się w tym miejscu. Moim zdaniem szóstki są dla arcydzieł, a to na pewno arcydzieło nie jest. Piątki dla książek, o których można śmiało powiedzieć: "nic dodać, nic ująć". Coś tam dzisiaj bym dodała i coś ujęła, ale głównie dlatego, że podchodzę do tematu bardzo osobiście. Nie wierzę w obiektywne oceny literatury, a co dopiero, gdy ocenia się własną pracę. Zatem postawię 5-. Gdybym uważała, że to kiepska książka, nie napisałabym jej do końca, a potem nie zdecydowała na wydanie. Po diabła wydawać marne rzeczy? Przecież to wstyd. Oczywiście kategoria - literatura lekka, łatwa i przyjemna.
To dopiero. Jakoś nie mam szczęścia do polskich, współczesnych lektur. Tych bardzo współczesnych, bo w powojennej literaturze jest sporo perełek. Nic mi się nie podoba, a w każdym razie nie aż tak, jak bym chciała. Jakaś wybredna jestem. Ostatnio jednak zachwyciła mnie powieść "Rudzielce" Katarzyny Buziak. Początek dość marny, zapowiada się banalnie, a potem tak się rozwija! W konwencji łagodnej, pogodnej opowieści autorka mówi o bardzo trudnych kwestiach, o ludzkich dramatach, o pokręconych polskich losach... Koniec przewidywalny, ale i tak warto!
Cieszę się, że wierzysz w przyzwoitą sprzedaż i jestem bardzo dumna, że kupiłaś książki. Szkoda, że nie mogę przeprowadzić się do Koszalina. Też chcę taką szkołę!
Użytkownik: Moni 18.09.2007 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Dwa pytania i od razu dia... | e.skrok
To co Ci sie srednio podoba w tej wspolczesnej polskiej? Bardzo jestem tego ciekawa!

PS: Ta szkola to absolutnie nie w Koszalinie. ;-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 11:17 napisał(a):
Odpowiedź na: To co Ci sie srednio podo... | Moni
Staram się nie wypowiadać na temat literatury polskiej, współczesnej, od kiedy wydałam książkę. Trochę boję się, że zaraz ktoś mi zarzuci, iż krytykuję, kręcę nosem, a sama wcale lepiej nie umiem. Kiedyś było łatwiej. Czułam się bezkarna w krytykowaniu, teraz boję się, że dostanę po nosie. Raz kozie śmierć. Jeśli chodzi o facetów: Krajewski wcale mnie nie wciągnął, chociaż lubię kryminały, Pilch napisał wiele niezłych felietonów, ale duża forma w jego wykonaniu to mitomańskie popisy o niczym (nawet w tak poważnych kwestiach, jak alkoholizm), Pilipiuk wcale mnie nie śmieszy (może brak mi poczucia humoru) i lekko mi się go nie czyta, wolałabym do łagrów niż do Babadag ze Stasiukiem. Prosta dziewczyna ze mnie, taka, co chce książek "do łykania", Panowie - za wysokie progi...
Uwielbiam wszystko Hanny Krall, ale najbardziej "Zdążyć przed Panem Bogiem", jednak Ona to już "stara gwardia" (jak Tyrmand, Urban, Kapuściński), więc chyba się nie liczy... Nieźle mi się czyta Gretkowską, chociaż trochę przeintelektualizowana. Nie dałam rady dobrnąć do końca Masłowskiej. I chociaż przeczytałam w "Wyborczej", że brak zachwytu nad tą autorką świadczy o niewyrobionym guście literackim, muszę się z tym pogodzić. Do śmierci gust mi się nie wyrobi na tyle, by wytrwać przy lekturze "Wojny...".
Panie od literatury kobiecej wyjątkowo mi nie leżą. Pamiętam, jak przeczytałam parę lat temu pierwszą powieść Grocholi. Dwie rzeczy w "Nigdy w życiu" tak mnie zachwyciły, że aż pozazdrościłam autorce, że są jej, a nie moje. Pierwsza to było takie barwne wyjaśnienie (z pomocą dzieciaka i jogurtu), dlaczego faceci nie mogą nam dać czegoś, czego nigdy nie mieli, druga to takie babskie gadanie, które może nas doprowadzić do katastrofy, ale i tak nie możemy się przed nim powstrzymać (dotyczyło chyba żenującego dowcipu o potencji). Tak miewam. Akurat nie o potencji, ale generalnie. Mocne, prawdziwe.
Jednak fabuła okazała się tak przewidywalna, że aż zabolało. Dwa dobre fragmenty to trochę mało, by sięgnąć po kolejną książkę tej autorki. Potem czytałam Sowę,coś tam z serii "Literatura na obcasach" Claudii (zdaje się Kalicka i Wiśniewski), ostatnio Kowalewską... Nie chcę na rozlewiska! Za nic! Mnie to diabelnie nudzi. Mam nadzieję, że Was do siebie nie zraziłam, przyznając się do tego. Jeszcze parę rzeczy mi się nie podobało. Właściwie bez konkretnego powodu. Ale koniec już tej wyliczanki na nie. Jak będzie na tak, dam Wam znać. Bo o "Rudzielcach" już wspomniałam?
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: To co Ci sie srednio podo... | Moni
Zapomniałam dopytać - to gdzie jest ta szkoła marzeń? Tylko nie pisz, że za granicą! Nie nadaję się do życia poza Polską, więc nie pozbawiaj mnie nadziei.
Użytkownik: bogna 19.09.2007 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałam dopytać - to ... | e.skrok
I teraz, jak to czasem bywa, powiem tak:
jedna wiadomość dobra, druga trochę mniej... Którą wolisz na początek?

Do naszej BibliNETki zaglada sporo osób z zagranicy, z Tobą rozmawiają już dwie, to miło... i w związku z tym ta szkoła, to niestety nie u nas; w Niemczech. U nas na pewno prędko nie doczekamy się takiego modelu religii w szkole; ale lepiej tu nie dyskutujmy o polityce :-))
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: I teraz, jak to czasem by... | bogna
Jasne, ponoć Polacy, gdy już nie mają o czym rozmawiać, to zaczynają politykować albo religią się zajmują. A tu - salon szampon i odżywka w jednym. Zatem do tematu nie wracamy. Dobrze, że o aborcję nie zahaczamy, bo to już dopiero temat-banał. A nie, coś tam jednak zahaczyłam. Odszczekane. Koniec!
Użytkownik: imarba 18.09.2007 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Dwa pytania i od razu dia... | e.skrok
"Moim zdaniem szóstki są dla arcydzieł" tu w Biblionetce NIE oicenia się wartości dzieła. Oceny są TYLKO po to, żeby "polecanki" dopasowały książki dla ciebie.
Użytkownik: e.skrok 18.09.2007 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Moim zdaniem szóstk... | imarba
Dobrze, że ktoś mi to wreszcie wyjaśnił. Pewnie można to znaleźć w b-netce, ale mnie jakoś się nie udało, pewnie przez wrodzoną niechęć do czytania objaśnień (czasem to drogo kosztuje - ostatnio spadły mi na głowę drzwiczki od zmywarki przemysłowej, bo nie doczytałam, po co jest pewien guziczek, tylko chciałam sama sprawdzić). Może teraz sama wreszcie odważę się coś ocenić. Ale szóstki i tak sobie nie postawię. Jeszcze by mi się w głowie przewróciło!
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 18.09.2007 23:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "Moim zdaniem szóstk... | imarba
Tak naprawdę ocenia się własny stosunek emocjonalny do książki ;-) Niektórzy starają się zahaczyć oceną o wartość literacką, ale i tak na ogół sprowadza się to do ustawienia "suwaka" gdzieś pomiędzy "uwielbiam na zawsze" a "obrzydliwe było" ;-)
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak naprawdę ocenia się w... | Ysobeth nha Ana
Rozumiem. I w tak sprecyzowanej skali też nie będzie szóstki. Może nawet 4+? Kiedyś mi się wydawało, że będę tego "Impotenta" przeżywać i analizować w nieskończoność (debiut, sentyment, te klimaty). A kiedy się ukazał (w dodatku w oprawie, o jakiej było wcześniej), jakoś tak serce straciłam do niego. Teraz myślę głównie o następnej książce. Zbieram drobiazgi,które mogą do niej pasować. Kleję Ewę, pewną matkę, główną bohaterkę, poza dziećmi. Ma być pozytywna i prawdziwa, a to niełatwe. Jeśli Verdiana znowu zapyta, czy Ewa to ja, odpowiem, że tak.
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się coraz bardziej ... | Jakolinka
Jest w Merlinie. :-)
http://www.merlin.com.pl/frontend/browse/product/1​,504357.html
Użytkownik: bogna 19.09.2007 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
W kilku Twoich drugoplanowych bohaterach łatwo można rozszyfrować dosyć znane realne osoby, niby mają pseudonimy, ale tak zbliżone do prawdziwych danych, że sprawa jest prosta. Nie uważasz, że to trochę nie fair atakować w ten sposób tych ludzi? Czy dlatego, że im się udało?
Użytkownik: e.skrok 19.09.2007 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: W kilku Twoich drugoplano... | bogna
Na pewno? Pamiętasz taką historię, jak ZChN oskarżył Olgę Lipińską, że w jej "Kabareciku" opluto właśnie to ugrupowanie? Panowie bardzo starannie, zdanie po zdaniu, przeanalizowali tekst piosenki, dopisując komentarze świadczące o krytyce przekraczającej granice dobrego smaku. Rzecz w tym, że potem się okazało, iż to oryginalny, dość wiekowy tekst Gałczyńskiego:-). Kilka osób pochwaliło mnie, że "dokopałam" temu i owemu, tymczasem charakteryzowałam pewne typy zachowań, a nie do końca konkretne osoby, a w każdym razie nie te, o które mnie posądzono. Poza paroma wyjątkami, jednak głównie wtedy, gdy miałam o kimś coś dobrego do powiedzenia, bo przecież i takie postaci w "Impotencie" są.
Jednak co do wyjątków. Te osoby dzisiaj już nie są na topie. Niemal nikt już o nich nie pamięta. Tymczasem odnoszę wrażenie, że zawsze cierpiały na chorobę, którą dziś nazywa się "parciem na szkło". Polega ona na tym, że człowiek chce, by o nim mówiono - nieważne źle, czy dobrze. Robię im więc grzeczność. Zresztą w prasie kolorowej znacznie gorsze rzeczy się o ludziach wypisuje, z imienia i nazwiska. A oni nie protestują, bo często są znani z tego, że są znani (innych powodów nie ma) i wiedzą, że cisza to publiczna śmierć. Ponoć wiele plotek o gwiazdach jest ich własnego autorstwa... Człowiek, który ma aspiracje być osobą publiczną, musi mieć skórę nosorożca i przygotować się na krytykę. Wolałabym negatywne recenzje "Impotenta", niż brak recenzji.
Użytkownik: bogna 19.09.2007 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pewno? Pamiętasz taką ... | e.skrok
Wiesz, myślę podobnie; pracowałam przez dziewięć lat w takim środowisku, więc je dosyć dobrze znam. Śmiałam się, jak czytałam te fragmenty i widziałam te nazwiska podane na tacy.
Użytkownik: misiak297 19.09.2007 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pewno? Pamiętasz taką ... | e.skrok
Jak zaopatruje się Pani na literaturę konsumpcyjną w Polsce? Pokroju Grocholi, Sowy itp. Czy sięga Pani raczej po klasykę czy literaturę współczesną?
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 01:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zaopatruje się Pani n... | misiak297
Mam prośbę - możesz darować sobie to "paniowanie"? Wiem, że kulturalny z Ciebie człowiek, ale ja i bez tego czuję się czasem dość staro (przed chwilą nałożyłam świeżą farbę na włosy, ale i tak "Pani" dodaje mi garba). Nie mam nic przeciwko literaturze "konsumpcyjnej", bo lepiej, gdy ludzie czytają, tak niż żadna. Poza tym lekka nie musi zaraz równać się kiepska. Przeczytałam ostatnio "Fatalną sławę" Wendy Holden i jestem pod wrażeniem. Niby zakończenie przewidywalne, niby taka prosta, babska literatura, a sporo smaczków, ciekawych obserwacji, przemyśleń. I jeszcze te kulisy wydawniczego świata. Jakże różne od polskich realiów. Tam nikt z wydawnictwa autorowi, który kiepsko się sprzedaje, nie powie "Harry Potter to to nie jest", tylko będzie się tłumaczyć, czemu kampania promocyjna się nie powiodła. Wydawca przecież nie może się przyznać, że zdecydował się opublikować gniota. Nie wiem, czy tak jest w istocie, ale mnie ta Holden przekonuje. Jeszcze po nią sięgnę.
Co do polskich autorek i w ogóle tego, co czytam - odpowiadałam już na te pytania (nawet wypowiadałam się odnośnie tych dwóch pań), a nie chciałabym się powtarzać, bo to mogłoby zrazić uważnie śledzących naszą rozmowę. Te odpowiedzi są rozsypane po całej dyskusji, ale są. A może mi się wydaje? mam prośbę. Prześledź rozmowę i zapytaj bardziej szczegółowo. Postaram się odpowiedzieć. Przestaję wierzyć i kontrolować, co jest, a czego nie ma. Wydawało mi się na przykład, że napisałam do Ciebie, iż śląskie klimaty w "Impotencie" mogą jednak nie przemówić, bo Ty jesteś z dużego miasta, a ja prowincjuszka. Chociaż mam nadzieję, że tak nie będzie. W każdym razie napisałam to chyba przed południem, a potem przeglądając całość, nie znalazłam tej odpowiedzi. Alzheimer? Zwidy? Chyba jednak jeszcze nie. Podejrzewam, że nie to kliknęłam, co miałam kliknąć, albo źle szukam. W każdym razie teraz nadrabiam. I, w razie czego, w tych kwestiach czytelniczych również nadrobię.
Użytkownik: Jakolinka 19.09.2007 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Dziś matras już miał Twoją książkę (może w poniedziałek też miał, ale ja źle popatrzyłam?). Kupiłam i przeczytałam kilkadziesiąt stron na razie. Po pewnym czasie (już po trzeciej stronie!) przestałam zwracać uwagę na różne błędy, jest wielkim komplementem dla Twojej książki. Na szczęście polubiłam Ewę przed jej gadką na temat palaczy, zdenerwowała mnie tym, ale to też mi sie podoba (boję się zapytać, czy jej zdanie pokrywa się z Twoimi poglądami).
Użytkownik: verdiana 19.09.2007 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziś matras już miał Twoj... | Jakolinka
Mnie też ta gadka zirytowała, więc ją szybko wyparłam. :-)
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie też ta gadka zirytow... | verdiana
Mam nadzieję, że moja popołudniowa paplanina zirytowała Cię mniej. O tyle rzeczy chciałam Cię zapytać, a potem wpadłam w słowotok i teraz szybko, jeśli tylko się zgodzisz, musimy to powtórzyć. Bardzo dziękuję. Dawno z nikim mi się tak dobrze nie gadało (czy raczej do kogoś - przecież niemal nie dopuszczałam Cię do głosu). Uściski!
Użytkownik: verdiana 20.09.2007 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że moja pop... | e.skrok
To ja dziękuję! Uff, to ja się cieszę bardzo. Nic mnie nie zirytowało (nie paliłaś!). Ja też nie zdążyłam Cię zapytać o mnóstwo rzeczy, więc powtórzenie nie ulega wątpliwości. Wysłałam Ci maila ze zdjęciami, a tu czytatka, obowiązkowa. :-) www.biblionetka.pl/...
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziś matras już miał Twoj... | Jakolinka
Bardzo możliwe. Jakoś nie sądzę, by książka była w taki sposób eksponowana, że nie można przegapić. Za to się płaci, a niby kto miał to zrobić? Jeden jedyny raz, wchodząc do biblioteki, natychmiast zauważyłam moje książki. To było spotkanie autorskie w Bielsku Białej.
Mam nadzieję, że za te papierosy nie rzuciłaś książki w kąt? Skoro błędy Cię nie wystraszyły... Palę, nawet sporo. Jeśli akurat nie jestem w ciąży, nie planuję ciąży, nie karmię.To znaczy w wielu innych sytuacjach też nie palę, ale wtedy generalnie. Nie palę w pomieszczeniach, chyba, że jest to lokal, z wyznaczoną częścią dla palaczy, a osoba mi towarzysząca także pali. Nawet w silny mróż pokornie stoję na balkonie i wciągam dymek. Nie robię tego ze względu na żółknące firanki, a z powodów znacznie poważniejszych. Ten wywód w książce jest nie mój, a zasłyszany jakoś tam, ale wydał mi się dość interesujący, wzbudzający emocje (w końcu ona mówi to do dziecka) i po części słuszny. Palacz nie jest małym dzieckiem, które nie wie, co robi i nie zna konsekwencji. Wie. Zna. Niewiele z tego wynika.
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo możliwe. Jakoś nie... | e.skrok
Ta odpowiedź miała być okienko wyżej, bo odnosi się głównie do pytania Jakolinki. Znowu źle kliknęłam!
Użytkownik: Jakolinka 20.09.2007 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta odpowiedź miała być ok... | e.skrok
Jeżeli kliknie się "pokaż rodzica" to widać do czego jest to odpowiedź. Dobrze kliknęłaś.
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeżeli kliknie się "... | Jakolinka
Sprytne! Fajnie pokombinowana ta biblionetka, tylko ja mało kumata. Trochę techniki i już się gubię. Tak mam. Nie znaczy to wcale, że powinnam się urodzić w poprzedniej epoce, bo wtedy trzeba było leżeć i pachnieć, a ja się do tego nie nadaję. Wciąż przyswajam z radością nowe rzeczy, ale czasem opornie. Na szczęście mam w domu takiego mózgowca, co wszystko umie, zrobi, podłączy, a nawet cierpliwie wytłumaczy. Po raz setny też. Teraz uruchomił mi wszystko w laptopie tak, że mam polskie znaki, skonfigurowaną pocztę (czy jak to się nazywa) i mogę Wam odpowiadać, nie przerywając mu pracy. A on na chlebek zarabia, to niech pisze.
Użytkownik: Jakolinka 20.09.2007 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo możliwe. Jakoś nie... | e.skrok
Tak myślałam, że nie są to Twoje poglądy, a jedynie prowokacja.

Nie, nie zniechęciło mnie to.
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak myślałam, że nie są t... | Jakolinka
Nie tyle prowokacja, co założenie, że ta Ewa nie może być taka idealna. I zdecydowanie nie jest, skoro takie bzdury opowiada własnemu dziecku. Robi też parę innych głupot. Zresztą żona nie mogła być potworem, bo to ułatwiałoby konstrukcję fabuły, ale odbierało wiarygodności, a Andrzej miał wzbudzać sympatię, a jeśli nawet nie, to okazać się na tyle błyskotliwym i ujmującym, żeby można było uwierzyć, że to ktoś, kto dzieciaka oczaruje bez trudu. Tyle plany. A realizacja? O rany, Ty już przeczytałaś! A dopiero szukałaś po księgarniach!
Użytkownik: bogna 20.09.2007 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
W jednym z wywiadów Beata Tyszkiewicz, mówiąc na temat ubierania się kobiet, powiedziała: "Kobietę najlepiej ubiera miłość". Czy też tak myślisz?


Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: W jednym z wywiadów Beata... | bogna
Z pewnością jest tak, że zakochane kobiety wyglądają lepiej. To chyba po części kwestia hormonów. Tylko raz w życiu widziałam pannę młodą, która prezentowała się fatalnie, ale wychodziła za mąż bez miłości... Nie mam pojęcia o modzie, topowych ciuchach, trendach, i tak dalej. Wprawdzie ostatnio nawet coś na ten temat pisałam, ale z gotowych materiałów - takie życie (przy okazji - może dla kogoś z Was jest ta imprezka, bo dla mnie tylko zawodowo, ale będę tam w sobotę: www.fashiondemocracy.pl). Są rzeczy, w których w mojej ocenie wyglądam dobrze i takie, w których gorzej. Zazwyczaj i tak mam to w nosie. Gdy przed laty zakochiwałam się tak dziewczęco, na świeżo, rzeczywiście zaraz się to przekładało na potrzebę kupowania nowych szmatek, wizytę u fryzjera, etc. Dzisiaj jestem w związku opartym na miłości prawdziwej, a taka jest podobno dopiero wtedy, gdy między kochankami jest możliwa rozmowa o środkach przeczyszczających i krwotokach. Mój mąż widział mnie chorą i zmordowaną, w rozciągniętym swetrzysku i rozdeptanych łapciach, tuż przed porodem i zaraz po... Jestem dla niego najpiękniejsza i chce się ze mną zestarzeć. Przez te wszystkie lata na pytanie, jak wyglądam, zawsze odpowiadał, że doskonale. Mówi to w taki sposób, że mu wierzę. Chociaż nie, raz, gdy wróciłam od kosmetyczki z wyregulowanymi brwiami, stwierdził, że wyglądam okropnie... Nie mogłam się pozbierać przez kilka dni. Na zdjęciach, które mi robi, jestem zdecydowanie ładniejsza niż w rzeczywistości, bo przez obiektyw patrzą jego oczy przecież. Skoro nie mam pojęcia o ubieraniu, nieszczególnie znajduję czas, by o siebie zadbać, zdarza mi się wyjść z domu w bluzce zaplutej przez Dorotę, a dla niego jestem wciąż atrakcyjna. I w tym sensie rzeczywiście miłość ubiera najlepiej. Jego miłość i dla niego, bo reszta świata przecież ślepa nie jest. Chociaż niejedna zakochana kobieta chyba bardziej jest zadowolona, gdy jest dobrze rozebrana niż ubrana...
Użytkownik: Jakolinka 20.09.2007 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Lubisz Szymborską? (pytanie nasunęło mi się po Twojej ostatniej wypowiedzi, skojarzyła mi się z jej wierszem "Radość pisania")
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubisz Szymborską? (pytan... | Jakolinka
Znam, głównie z piosenek "Mannamu":-) Chociaż tego wiersza akurat nie i zaraz spróbuję nadrobić, bo czuję się niemal jak nieświadoma plagiatorka. Z Szymborską mam trochę, jak z Małyszem. Kiedy byłam dzieckiem, rzucił mnie na kolana jej wiersz "Gawęda o miłości do ziemi ojczystej" (czy jakoś tak), chociaż tytuł wydawał się nietrafiony, bo w mojej ocenie wiersz jest generalnie o miłości, a nie o tej konkretnej. Potem przeczytałam następne i uwierzyłam, że poezja może być tak dosłownie przejmująca, a nie oderwana od rzeczywistości, odjazdowo nieczytelna Jestem prostą dziewczyną, więc takie intelektualne, "głębokie" achy i ochy jakoś mi nie leżą). Kiedy dostała Nobla, przeszedł mi ten zachwyt, bo okazał się nagle taki banalny, powszechny. To znaczy został, ale konspiracyjnie. Uznałam, że teraz pójść do księgarni i zapytać o Szymborską to niemal tak, jakby chcieć kupić płytę "Ich troje":-). Oczywiście trochę się wygłupiam, ale emocje takie mną targały na serio. Ze skokami narciarskimi było tak. Gdy byłam mała, oglądałam je przez cały sezon z ojcem. Podziwiałam Nikkenena, Weisfloga, kibicowałam Fijasowi. Kiedy bardzo młody Małysz odniósł pierwszy sukces w zawodach Pucharu Świata (czego media niemal nie odnotowały), szalałam z radości, że znowu będzie komu kibicować, ale na taki sukces, jak ten późniejszy nawet nie liczyłam. Gdy nadszedł i cały naród porzucił piłkę na rzecz skoków, nadal oglądałam, ale na pytanie, czy interesują mnie skoki odpowiadałam wymijająco. Bo to znowu takie banalne. Każdy chce być dziwny, taki inny. Ja też. Chyba jestem zakłamana???
Użytkownik: Jakolinka 20.09.2007 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Twoja bohaterka, kiedy chce odpocząć czyta Musierowicz (a raczej planuje, bo nie wyszło jej to wtedy). A co ty lubisz czytać, kiedy chcesz odpocząć?
Użytkownik: e.skrok 20.09.2007 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoja bohaterka, kiedy ch... | Jakolinka
Kiedy chcę odpocząć? Nic, absolutnie nic! Mój przepis na idealny wypoczynek: skoszona trawka, kocyk, ja na kocyku i przepływające nade mną chmurki. Zero ruchu, hałasu, dodatkowych bodźców. Wersja na chłodne dni: ja na kanapie, patrzę w sufit, w kominku buzuje ogień... Ostatnio tak odpoczywałam chyba przed ślubem, może w ciąży! Do pełnego zresetwania (wyrzucenia złych myśli, odprężenia, wyciszenia) w takich okolicznościach potrzebowałam zwykle nie więcej niż 30 minut. Dzisiaj zadawalam się nawet drzemką na stojąco.
Kiedy nie czuję się zmęczona, a mam ochotę na relaks, czytam Szwejka i tylko pilnuję, by myśli nie zaczęły mi krążyć wokół poważniejszych treści, których tam od groma. Sięgam po Ericę Jong, czasem po Chmielewską, Christie, "Opowieści z Narnii", kiedy indziej po Folletta, a nawet jakieś romansidła. Różnie to bywa. Z Musierowicz akurat wyrosłam, podobnie jak z Fleszarowej-Muskat. Są takie książki, które z człowiekiem zostają (niezależnie od tego, do jakiego nastroju pasują) i takie, które porzucamy bezlitośnie. Tak się stało z Jeżycjadą czy z "Anią z Zielonego Wzgórza". Ale Zośkę będę do tych lektur namawiać.
Użytkownik: adamserak 20.09.2007 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Witam wszystkich. Właśnie wróciłam z długiego urlopu, chcę o coś zapytać, a tu już wszystkie fajne pytania zajęte. zatem tylko serdecznie autorkę pozdrawiam i sobie cichutko czytam.
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam wszystkich. Właśnie... | adamserak
Jeszcze raz dziękuję za kapitalną recenzję, nie tylko dlatego, że napędziła mi trochę czytelników. Czy my się przypadkiem nie znamy? Mam dziwne podejrzenia...
Użytkownik: adamserak 21.09.2007 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze raz dziękuję za k... | e.skrok
Chyba nie. A jeśli nawet, to i tak się nie przyznam:-)
Użytkownik: e.skrok 21.09.2007 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Dorotka potknęła się, uderzyła się w głowę, niegroźnie, jak to się zdarza dzieciom. Ale zaraz potem zwymiotowała. Pani z Pogotowia powiedziała, że to pewnie zbieg okoliczności (niedawno jadła, wystraszyła się, płakała, etc.), ale powiedziała, że lepiej, żeby zobaczył ją lekarz. Sławek pojechał na Niekłańską, ja nie mogę, bo Zosia śpi, nie mamy jej z kim zostawić. Pewnie zaraz wrócą, ale nie mogę zebrać myśli. Czuję się winna, bo spuściłam ją z oka (rozkładałam kanapę). Wyłączam się. Zamelduję się jutro, jak się wszystko uspokoi.
Użytkownik: Jakolinka 21.09.2007 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dorotka potknęła się, ude... | e.skrok
Nie martw się, na pewno będzie z nią wszystko dobrze. Ja w jej wieku też wypadłam z łóżeczka na głowę, zwymiotowałam, napędziłam stracha rodzinie, ale w ogóle mi to nie zaszkodziło (jeśli już to poukładało wszystko na właściwym miejscu ;P). Z Dorotką na pewno też będzie wszystko dobrze.
Użytkownik: e.skrok 22.09.2007 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie martw się, na pewno b... | Jakolinka
Dzwonił Sławek. Wszystko dobrze. Wracają do domu. Dzięki bardzo za słowa otuchy. Nawet nie wiesz, jak bardzo były mi potrzebne. Dorota to taki szałaput, co się ciągle obija. Nie do upilnowania. Z Zochą tak nie było. Do ubiegłego roku, do wakacji, nigdy nawet kolana nie zadrapała. Też kręcioła, diablica, ale jakaś taka fartowna (problemy miała inne). Aż właśnie do tamtych wakacji. Upadek, uderzenie w głowę. Wyglądało, że nic się nie stało (nawet siniaka nie miała), a potem nagle zrobiła się słaba... Wezwałam pogotowie, byłam sama, na wsi, nad morzem, w siódmym miesiącu ciąży. To był obrzęk mózgu. Rozeszło się, skończyło się na strachu, kilku kroplówkach likwidujących obrzęk, kilku dniach w szpitalu, u mnie przedwczesnymi skurczami... Teraz mam korbę na tym punkcie. Idę sobie popłakać z radości - jakoś muszę rozładować stres.
Użytkownik: e.skrok 22.09.2007 20:32 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Zderzenie światów okazało się dość bolesne. Szybko wróciłam do domu, ale pogoda taka piękna, że niemal cały dzień spędziliśmy z dziećmi w lesie. Dziewczyny wykąpane, najedzone, a ja migiem szykuję się na bankiet. Umówiłam się tam z przyjaciółką, której od lat nie widziałam i teraz, chociaż padam na pysk, zbieram się. Od rana postaram się odpowiedzieć na zaległe listy. I pomyśleć, że na co dzień prowadzę takie nudne, powolne życie. A teraz wszystko naraz się zwaliło. Chwilkę tak można. Na dłuższą metę kończy się zawałem. Dobrze, że to spotkanie takie miłe. Mam tylko nadzieję, że jeszcze jarzę na tyle, że się przed Wami nie kompromituję. Zwykle nie przejmuję się takimi rzeczami, ale to spotkanie jest szczególne. Wy jesteście szczególni.
Użytkownik: Jakolinka 22.09.2007 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Czytałam kolejny raz Twoje "Słowo o sobie" i pomyślałam (a propos jednego zdania w ostatnim chyba akapicie), że właściwie każdy inaczej definiuje "grafomana". Jaka jest Twoja definicja?
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam kolejny raz Twoj... | Jakolinka
To mi dopiero zabiłaś ćwieka! Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam. Kiedy czytam kwieciste teksty, takie potoki "pięknych" słów bez treści, po prostu wiem, że to grafomania. Kiedy słyszę, że ktoś mówi o swoich tekstach, iż je stworzył, bo ma wewnętrzny przymus pisania, albo nie znalazł niczego godnego przeczytania i chciał uzupełnić lukę, podejrzewam nie tylko grafomana, ale i idiotę. Grafomana cechuje miłość do pisania dla pisania, przymiotników i samozadowolenie (taki poprawiać nie musi, bo przecież w swojej ocenie ma iskrę bożą). Do oceny służy mi nie definicja, a intuicja. Nie boję się, że jestem grafomanką, bo grafoman żyje w słodkiej nieświadomości. Jak jestem, to nie wiem i dobrze mi z tym. Ale boję się, że ktoś powie, iż jestem. Nie przejdę nad tym bez emocji. Będę się zastanawiać, analizować, rozważać. Pisanie to mój sposób na życie. Trochę jestem za stara, by z dnia na dzień szukać sobie nowego. Nie wiem, czy napiszę kolejną książkę, ale wiem, że chciałabym to zrobić. Jeśli nie napiszę, zawsze zostają mi zlecenia na artykuły. Wciąż je dostaję. Może w dziennikarstwie, przy jakimś tam poziomie rzemiosła, grafomanię można łatwo ukryć? W razie czego, dobre i to.
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To mi dopiero zabiłaś ćwi... | e.skrok
To ja Ci jeszcze jednego zabiję. :>

Tak naprawdę nie da się rozdzielić formy i treści. Oczywiście sama to dość często robię (tzn. udaję, że robię :-)), ale tak na serio nie jest to możliwe. Każda forma, nawet najbardziej kulawa, niesie treść. Nie zawsze może taka, jaką sobie zamierzył autor, ale niesie (na pewno poznawczą co najmniej). I każda treść musi mieć jakąś formę, żeby w ogóle zaistnieć.

I pomyślałam sobie teraz jeszcze, że w zasadzie dla mnie grafomanią jest także sama treść opakowana w beznadziejną formę. W formę płaską. Albo niechlujną.

A także utwór, który nie ma do siebie samego dystansu, jest śmiertelnie poważny, w odpustowy sposób.

Ale to tylko moje głośne myślenie, za chwilę może mi przyjść do głowy coś innego. Tobie pewnie też. :-)

Miałam Cię jeszcze o poezję zapytać, ale zapomniałam, o co konkretnie. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja Ci jeszcze jednego ... | verdiana
Ładnie powiedziane, mądrze, głęboko. Nic dodać, nic ująć. Dobrze, że o tę poezję nie dopytałaś. Nie przepadam za nią, słabo znam, co się będę wygłupiać i odpowiadać?
Właśnie doszły Twoje oceny. Tak jak myślałam - tylko rzuciłam okiem (przejrzę na spokojnie po spotkaniu na b-netce i przeanalizuję) i już dwie 6 wspólne ("Cień wiatru" i "Udręka i ekstaza"). Moze "Cień" jednak 5, ale zawsze blisko. Będzie dużo tego blisko, bo dałaś mi dość duży wybór:-)
Użytkownik: Jakolinka 23.09.2007 13:04 napisał(a):
Odpowiedź na: To mi dopiero zabiłaś ćwi... | e.skrok
> Ale boję się, że ktoś powie, iż jestem. Nie przejdę nad tym bez emocji

Nawet jeżeli ktoś tak powie - to jeszcze nic nie oznacza. Chyba nie ma pisarza, który by tak nie został nazwany. Gorzej jeśli jest uważany za takiego przez więcej osób.
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: > Ale boję się, że kto... | Jakolinka
No tak, ale z kolei większość nie ma racji, na ogół. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, ale z kolei więks... | verdiana
W ogóle się nie znasz :-) Normą jest ogół, nie margines:-) Chociaż z książkami jest trochę inaczej - większość nie ma nic do gadania, a dokładniej do powiedzenia, bo nie czyta, żyje w cudownej nieświadomości i nie zajmuje się takimi głupotami, jak świeżutkie grafomaństwo. To jest życie!
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 18:57 napisał(a):
Odpowiedź na: W ogóle się nie znasz :-)... | e.skrok
Czniaj ogół, normę i życie - rób swoje. :P
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Czniaj ogół, normę i życi... | verdiana
Przecież czniam! Tak sobie gadam:-)
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 19:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież czniam! Tak sobi... | e.skrok
Wiem, wiem, pisałam wcześniej, że mi się podoba Twój stosunek do życia. :-)
Wysłałam Ci maila.
Przyglądam się Twoim ocenom - jest tak, że część mamy skrajnie różnych (ty 6, ja 1, bądź odwrotnie), a część nam się pokrywa. Te pokrywające się cieszą mnie podwójnie, bo książki, które oceniamy podobnie (wysoko), to akurat te, które są dla mnie ważne. :-)
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: > Ale boję się, że kto... | Jakolinka
Pewnie, że nie oznacza. Jak ktoś tak mnie nazwie (jeszcze jakoś się nie zdarzyło, a nie byłoby trudno - w sumie fabuła przypomina trochę modne wątki z brazylijskiego serialu), to znaczy, że mnie zauważył. Już coś. Kto powiedział, że chodzi mi wyłącznie o emocje negatywne w takiej sytuacji? Może będę się śmiała ha, ha, ha... oczywiście, że nie będę, ale i włosów z głowy nie będę rwać. Od ilu osób trzeba zacząć się martwić?
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
No i zapomniałabym o jednym z moich ulubionych pytań! Opowiadasz, co czytasz, robisz listy ważnych książek i ulubionych, a co czytasz teraz, tak na bieżąco? Ostatnio. Co Cię zachwyciło, co znudziło?
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No i zapomniałabym o jedn... | verdiana
Ponieważ bardzo podobał mi się "Sekret Freuda", zaczęłam właśnie znacznie starszą, podobną książkę, czyli "Nigdy już" Williama Hjortsberga. Coś mi się zdaje, że różnica jest taka, jak między "Harrym Potterem", a "Kajtusiem Czarodziejem". W literaturze nie ten lepszy, kto pierwszy. Trwam i trwam na początku. Tymczasem przy "sekrecie" aż mi ciarki przechodziły po plecach już na pierwszych stronach.
W kolejce "Ostatnia Odzywka" Tima Powersa i "Pieśni zaczarowania" Bena Okri. Ostatki z zakupów w antykwariacie. Zachęciły mnie noty wydawnicze. Często mnie zachęcają, a potem niewiele z tego wynika.
Nie wiem, co dla Ciebie oznacza "ostatnio". Jeśli ostatni miesiąc, to nic nie rzuciło mnie na kolana i nie zraziło na tyle, by o tym pamiętać.
Użytkownik: verdiana 23.09.2007 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ bardzo podobał m... | e.skrok
Ostatnio -> to, co jako ostatnie rzuciło Cię na kolana. :-)
Mnie ostatnio rzuciło "Na imię mam Jestem" Maślanki - on WIE, co pisze, wie do szpiku.
A wcześniej listy Bobkowskiego i Giedroycia, ale to było aż w lipcu czy sierpniu. :-) Jak się teraz nad tym zastanawiam, to tego nie widać w ocenach nawet. Z perspektywy czasu widzę, że bardziej mnie rzuciły na kolana niektóre piątki niż szóstki.
Użytkownik: elizas 23.09.2007 19:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostatnio -> to, co jako o... | verdiana
"Nie ma się z czego śmiać" Josepha Hellera. Po raz pierwszy próbowałam to przeczytać kilka lat temu, ale dorosłam chyba dopiero teraz. I teraz padłam bez dwóch zdań. Postawiłam wprawdzie 5, bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak te oceny traktować - czegoś się nauczyłam dzięki Wam. Dziś postawiłabym 6. Muszę zrobić w wolnej chwili poprawki.
Użytkownik: e.skrok 23.09.2007 20:01 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
Zbliża się 20. Zatem nadchodzi (wiem od Bogny) nieuchronnie koniec. Dziękuję Wam bardzo, bardzo. Wszystkim i każdemu z osobna. Czuję się tak dowartościowana i doceniona, że pewnie w Stanach musiałabym psychoanalitykowi sporo zapłacić szmalcu za taki seans. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz. Do zobaczenia w b-netce i realu.
Użytkownik: bogna 23.09.2007 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: „Z dużej chmury mały desz... | bogna
W imieniu Redakcji i wszystkich Biblionetkowiczów, chcę serdecznie podziękować
Elizie Skrok, która gościła u nas od poniedziałku i cały tydzień odpowiadała na nasze pytania.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: