Dodany: 19.08.2012 21:56|Autor: AnnRK

Księgarz w Afryce


Wojciech Cejrowski pytany o to, co zrobić, żeby pojechać na daleką wyprawę - odpowiada: "Sprzedaj lodówkę i jedź!", po czym dodaje, że "różnica między ludźmi, którzy realizują swoje marzenia, a całą resztą świata nie polega na zasobności portfela. Chodzi o to, że jedni przez całe życie czytają o dalekich lądach i śnią o przygodach, a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki, wstają z fotela i ruszają na spotkanie swoich marzeń"[1]. Fran Sandham, autor "Samotnej wędrówki przez Afrykę", na pomysł przemierzenia pieszo Afryki wpadł podczas suto zakrapianego sylwestra. Następnego dnia, mimo kaca, o swoim pomyśle nie zapomniał. Problem w tym, że nie miał ani oszczędności, ani niczego do sprzedania. Najwyraźniej nawet znajdująca się w wynajmowanym mieszkaniu lodówka nie należała do niego. I jak w takiej sytuacji wcielić pomysł w życie?

Łatwo nie było. "Pensja w księgarni wystarczała jedynie na potrzeby świętego ascety, a co dopiero mówić o wyprawie do Afryki. Musiałem więc pożegnać się z papierosami, alkoholem, czekoladowymi herbatnikami, przyzwoitą kawą, książkami oraz innymi rzeczami, dla których warto żyć. Płaciłem wysoki czynsz i wydawałem fortunę na ogrzanie zimą pełnego przeciągów mieszkania"[2]. I choć brytyjski księgarz bez wątpienia zarabia więcej niż jego kolega po fachu mieszkający w Polsce, dla Sandhama rozpoczął się czas oszczędzania właściwie na wszystkim. Jednak pragnienie zrealizowania marzenia było silniejsze od potrzeby wygodnego życia. "Przez cały ten okres odmawiania sobie wszystkiego, żywienia się grzankami, owsianką i surowymi marchewkami, chodzenia w kurtce w mieszkaniu i pokonywania setek kilometrów piechotą, by zaoszczędzić na biletach autobusowych, pomysł pieszej wędrówki przez Afrykę nie stracił nic ze swojej atrakcyjności"[3].

W końcu Fran Sandham osiągnął swój cel i wylądował w Windhoek, stolicy Namibii. Stamtąd zamierzał dotrzeć na Wybrzeże Szkieletowe, skąd planował rozpocząć swoją pieszą wędrówkę. Plan miał ambitny. Pokonanie na własnych nogach odcinka łączącego leżącą nad Oceanem Atlantyckim Namibię z położoną nad akwenem Oceanu Indyjskiego Tanzanią jest sporym wyzwaniem nawet dla zdrowego człowieka, a nasz bohater po kontuzji kolana nigdy nie odzyskał pełnej sprawności w nodze. Oczywiście nie obyło się też bez dodatkowych atrakcji, to plecak był zbyt ciężki, to plastrów zabrakło, a tworzące się na nogach pęcherze stały się koszmarem Sandhama podczas tej wyprawy. Głód, ból, pragnienie i zmęczenie wytrwale towarzyszyły naszemu bohaterowi, a niektóre pomysły, mające eskapadę ułatwić, w rezultacie przysporzyły mu problemów. Ot, choćby kupno osła, który miał ponieść ciężki bagaż. Cóż... Powiedzenie "uparty jak osioł" nie wzięło się znikąd.

Fran Sandham w "Samotnej wędrówce..." dzieli się głównie własnymi przeżyciami z wyprawy. Z dużym poczuciem humoru opisuje swoje przygotowania, porażki i sukcesy. To sprawia, że książkę czyta się szybko i z uśmiechem na twarzy. Do tej pory na wspomnienie niektórych scen zaczynam szczerzyć zęby z radości. Sporo miejsca autor poświęca na opisywanie ludzi, których po drodze spotykał. Barwnych postaci na trasie wędrówki nie brakowało. Stały się one źródłem wielu opowiastek. Niewiele jest natomiast opisów lokalnych zwyczajów, wierzeń czy zwykłej codzienności mieszkańców, czyli tego, do czego przyzwyczaiły nas książki podróżnicze. Zamiast opisywać zastaną teraźniejszość, Sandham przeplata swoją opowieść anegdotami dotyczącymi wypraw wielkich podróżników z przeszłości. "Do Afryki sprowadziła mnie fascynacja wielkimi odkrywcami"[4] - pisze. Możemy więc poczytać o kłopotach Davida Livingstona z niesfornym wołem o imieniu Sindbad, o Mary Kingsley, która Afrykę przemierzała w wiktoriańskich sukniach, zgodnie z zasadą, że nie powinno się podróżować w stroju, w którym wstydziłoby się pokazać w domu, o Ewarcie Groganie, który przebył odległość z Kapsztadu do Kairu, by udowodnić przyszłemu teściowi, że zasługuje na rękę jego córki, czy trudnej drodze Henry'ego Stanleya do sławy. Jak Ryszard Kapuściński w swych "Podróżach z Herodotem" sięga do "Dziejów" tego starożytnego historyka, a Tony Horwitz w "Błękitnych przestrzeniach" do dzienników kapitana Jamesa Cooka, tak Fran Sandham nawiązuje do zapisków z podróży wielkich odkrywców, głównie Livingstona.

Samotna wyprawa wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Autor obawiał się wrogo nastawionych ludzi, dzikich zwierząt, sen z powiek spędzały mu bolesne pęcherze, nieznośny upał za dnia oraz zimne noce. Do swojego strachu podchodził jednak z właściwym sobie poczuciem humoru. "Statystycznie rzecz biorąc, szanse na to, że zostanie się zjedzonym przez lwa, są małe. Ktoś jednak musi od czasu do czasu zostać zjedzony, by można było sporządzić taką statystykę"[5]. Czasami Sandham sypiał w hostelach, częściej w namiocie rozbijanym w niedozwolonych miejscach. Dokuczały mu owady, męczyły głód i pragnienie. Cena za spełnienie marzeń wydawała mu się czasami zbyt wysoka, a jednak uparcie szedł do przodu, udowadniając, że nawet z trudnych sytuacji można znaleźć wyjście. Wyprawa w pojedynkę zdawała się mu bardzo odpowiadać. Zupełnie inaczej podróżowało małżeństwo Poussin. W dwuczęściowym cyklu "Afryka Trek" opisali swoją pieszą wędrówkę od Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce do Jeziora Tyberiadzkiego w Izraelu. Tę trójkę łączy wiele, przede wszystkim upór w dążeniu do celu, walka o spełnienie marzeń, chęć przeżycia przygody oraz... niechęć do korzystania z jakichkolwiek środków lokomocji. Jak na piechotę, to na piechotę. Nie ma co im proponować podwiezienia choćby o kilka kilometrów.

"Samotna wędrówka przez Afrykę" zawiera tylko jedną wkładkę z kolorowymi, niewielkimi fotografiami. Dużym plusem jest za to załączenie mapki, która pozwala prześledzić trasę wędrówki księgarza-podróżnika.

Książkę polecam wszystkim wielbicielom dalekich wypraw oraz tym, którym brak odwagi, by samemu na taką eskapadę wyruszyć.



---
[1] Wojciech Cejrowski, "Gringo wśród dzikich plemion", wyd. Poznaj Świat, 2006, s. 250.
[2] Fran Sandham, "Samotna wędrówka przez Afrykę", przeł. Małgorzata Żbikowska, wyd. Świat Książki, 2011, s. 13.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 11.
[5] Tamże, s. 132.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 831
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: