Dodany: 29.08.2007 20:46|Autor: Filip II

Kubuś i jego pan


PAN: Znowu się spotykamy, Kubusiu. Dwieście lat później, na scenach czeskiego teatru, stworzeni przez kolejnego mistrza literatury... Jak myślisz, dlaczego?
KUBUŚ: Jak myślę? Myślę, że pan lubi zadawać pytania, na które zna odpowiedź.
PAN: Przejrzałeś mnie, zresztą zrobiłeś to chyba nie dzisiaj... Odpowiedz, proszę, chcę to znowu usłyszeć.
KUBUŚ: Tak zapisane było w górze... Tak przynajmniej twierdził mój kapitan. Ja też tak twierdzę.
PAN: Dziękuję. Ja nie będę mówił, co twierdzę, bo to się mija z celem. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o...
KUBUŚ: Proszę, tylko nie o moich amorach! Wszystko odwołuję! Nigdy nie byłem zakochany... Nie rozmawiajmy już o tym, trzeci raz powtarzać się nie będę!
PAN: Po pierwsze – nie przerywaj. Pamiętaj, kto tu jest panem, a kto zwykłym Kubusiem. Po drugie – wyjątkowo nie o tym chciałem porozmawiać... O książce chciałem porozmawiać. „Kubuś i jego pan. Hołd w trzech aktach dla Denisa Diderota”. Znasz?
KUBUŚ: Znam.
PAN: I?
KUBUŚ: Mam mieszane uczucia.
PAN: To co, kończymy na tym?
KUBUŚ: Panie mój, to się nie godzi... Dobrze, powiem więcej. Najpierw Kundera zaskoczył mnie ciekawym wprowadzeniem, wprowadzeniem do wariacji. Trochę megalomańska ta wariacja, ale taka natura Kundery. Zresztą nasz stary pan – niech mu ziemia lekką będzie – był taki sam. Ciągłe przerywniki, nie mogłem niczego powiedzieć! Dużo było w tym uroku, na scenie dużo go straciliśmy... Poza tym czułem, że cały czas się powtarzam. Podobno powtarzają się tylko idioci.
PAN: Tak, czuję się przepisany na nowo...
KUBUŚ: ... ale nasz stary pan robił tak samo... Przecież ile razy tłumacze dopisywali do naszych anegdot „przepisane ze Sterna”, „zapożyczone od Moliera”. Jakby sami nie mogli wymyślić czegoś nowego.
PAN: Kubusiu, to chyba nasza wina... To były nasze słowa, nie zwalajmy tego na naszych panów, proszę.
KUBUŚ: Na Diderota nigdy bym nie narzekał, broń Boże! Ale ten Kundera to już przesadził, akurat kiedy zacząłem czytać „Kubusia i jego pana”, pięć minut wcześniej skończyłem „Kubusia Fatalistę i jego pana”. Rozumiem, że publiczność lubi tylko piosenki, których wcześniej słuchała, ale nie popadajmy w skrajności.
PAN: Pamiętaj jeszcze o tym, że to jest sztuka teatralna, w trzech aktach. Może na scenie ten tekst ma większą wartość?
KUBUŚ: „Każda adaptacja ze względu na formę, jest zabroniona”[1] – czy mimo swojej przenikliwości nie zauważył pan tego?
PAN: Czy mimo swojego wyszczekania nie zauważyłeś, że to tylko słowa? Później piszę o tym, gdzie i kiedy wystawiano tę sztukę... Adaptacja – wariacja – czy nie zauważasz tej delikatnej różnicy?...
KUBUŚ: Artyści, ludzie pióra... Oni są tacy przebiegli i dwulicowi. Ale tak napisano na górze...
PAN: Mam przypomnieć Ci, ile razy bawiłeś się ze mną słówkami i starałeś zapędzić mnie w kozi róg?
KUBUŚ: Wracając do Kundery... Chyba potraktował nas zbyt dosłownie. Brakuje mi naszego tłumacza Boya-Żeleńskiego, on pięknie nas tłumaczył.
PAN: „- Ale więcej tyłka niż biustu? – Nie. Więcej biustu”.[2] U Diderota nigdy bym tak nie powiedział... Aż wstydzę się własnych słów. Kubusiu, zastanawia mnie coś. Zauważyłeś, że byliśmy tutaj jeszcze większymi erotomanami niż dawniej? Podchodziliśmy do kobiet w jeszcze bardziej szowinistyczny sposób niż wcześniej? Czy zawsze jaki pan, taki sługa?
KUBUŚ: Broń Boże! Ten na górze może to potwierdzić. Czy my jesteśmy podobni do siebie? Tylko czasem, zresztą to nie my jesteśmy do siebie podobni, tylko nasze historie. Chyba się zagadaliśmy, czy może mi Pan przypomnieć, dokąd zdążamy?
PAN: Nie wiem, dokąd zdążamy, tego nie wie nikt.
KUBUŚ: A jednak. Tam na górze ktoś wie.
PAN: Ja też.
KUBUŚ: To dlaczego przed chwilą powiedział pan coś innego? Jeśli chce się pan ze mną bawić, nie będę wdawać się więcej w dyskusję!
PAN: Powiedziałem tak, bo lubię błędnie odpowiadać na pytania, których odpowiedź jest mi dobrze znana. Inaczej bym nie istniał. Kubusiu, gniewasz się na mnie? Pod koniec podróży obiecaj mi jedną rzecz, dobrze?
KUBUŚ: Czego Pan znowu ode mnie chce?
PAN: Damy kiedyś Kunderze Nobla?
KUBUŚ: Damy, niech się pan nie martwi, ale nie za „Kubusia i jego pana”; uznajmy, że to dzieło bardzo osobiste, gdzie Kundera chciał się pobawić słowem i swoim językiem. A teraz ruszajmy w podróż, bo nieprędko ją skończymy...



---
[1] Milan Kundera,"Kubuś i jego pan: hołd w trzech aktach dla Denisa Diderota", przeł. Marek Bieńczyk, wyd. PIW, 2000, str. 5.
[2] Tamże, str. 27.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3089
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kuba Grom 25.12.2007 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: PAN: Znowu się spotykamy,... | Filip II
Mój Boże! znowu wariacja? Ten co wypisywuje to wszystko na górze chyba zgubił okulary!
:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: