Dodany: 10.08.2012 09:09|Autor: mastrangelo

Książka: Dzienniki kołymskie
Hugo-Bader Jacek

1 osoba poleca ten tekst.

Tam, gdzie kończy się życie


W przedmowie do „Dzienników kołymskich” Jacek Hugo-Bader pisze, że właściwie jego książki nie trzeba czytać od deski do deski. W zupełności wystarczy przeczytać jedynie dziennik, omijając pozostałe fragmenty, gdzie przedstawia ludzi poznanych podczas podróży przez najgorszy region w Archipelagu Gułag. Wierność i fascynacja, jak określiłbym własne przywiązanie do reportaży Hugo-Badera, spowodowały, że rada autora nie obeszła mnie w najmniejszym stopniu. Jednakże po lekturze motywy, jakimi kierował się reportażysta „Gazety Wyborczej”, pisząc taką przestrogę, wydają się jasne i klarowne. Odbyta przez niego podróż i opowiedziana historia odrzucają, zniechęcają, wpędzają w głęboką depresję. Poza tym „Dzienniki kołymskie” nie urzekają tak bardzo, jak wcześniejsze pozycje tego autora – „W dzikiej dolinie wśród zielska” i „Biała gorączka”.

Wydaje się, że można wyjaśnić ten fakt na kilka sposobów. Może wykluczają się one, a może wręcz przeciwnie – są komplementarne. To zapewne kwestia indywidualnej oceny, nie należy stawiać ewentualnych czytelników w nieciekawej sytuacji, gdy ich percepcja będzie uzależniona od przedsądu, któremu winien jest nieumiejętny recenzent.

Pierwszy powód to literacki i artystyczny poziom „Dzienników kołymskich”. Nie zamierzam, broń Boże, twierdzić, że jest on słaby i odpychający. Hugo-Bader stworzył książkę więcej niż poprawną, wciągającą, jednak zadziałał w tym przypadku syndrom Grassa i Márqueza. Dosadność, kapitalność i niezwykłość jego dwóch pierwszych książek powoduje, że sam sobie postawił poprzeczkę niezwykle wysoko, sam sprowokował sytuację, w której wierny czytelnik wymaga od niego niezwykle dużo. W jego najnowszej książce brakuje wysublimowanych smaczków, które zostają w pamięci. Nie ma obrazów porównywalnych do biegających po polach nagich dziewcząt wysmarowanych oliwą, zbierających w ten sposób mak i marihuanę. Nie ma Ewenków pijanych tak długo i tak bardzo, że przed ich oczami - gdzieś w namiotach, w tajdze - ukazują się duchy przodków.

Po czasie jednak w mojej głowie zaczęła rozkwitać myśl, czy aby na pewno to jest rzeczywiście istotne, gdy przychodzi mi pisać o najnowszej książce Hugo-Badera. Być może znacznie ważniejsze jest to, o czym autor pisze. A rozpisuje się na ponad trzystu stronach o ludziach, którzy raczej trwają niż żyją, którzy pracują ciężko pół roku, a potem przepijają wszystkie pieniądze w trzy dni. Pisze o ludziach, którzy zamiast żyć, czekają na śmierć, tak jak jedna z bohaterek; a śmierć za cholerę nie chce przyjść, jest niesprawiedliwa. Pisze o buldożerach wydobywających złoty kruszec razem z zamarzniętymi kilkadziesiąt lat wcześniej ciałami zeków, pisze o wszechogarniającej beznadziei. A racjonalizująca głowa czytelnika sprawia, że te historie uciekają z pamięci, zostając gdzieś w śniegu i mrozie na Trakcie Kołymskim. Nie ma tu ludzi, z którymi chciałoby się zaprzyjaźnić, nie ma też miejsc, które chciałoby się odwiedzić i bliżej poznać.

Jacek Hugo-Bader niezmiennie przyciąga i kusi, a ja znowu się dziwię, bo przecież to, co pisze powinno odpychać, odrzucać i zniechęcać. Nie ma w tym, co pisze poetyki Tochmana, nie ma pełnego zaangażowania Domosławskiego, nie ma szerokiej, kosmopolitycznej perspektywy Kapuścińskiego, nie ma wspaniałego chłodnego bilansu Jagielskiego, nie ma poczucia humoru i dystansu Szczygła. A co jest? Jest smutek, wódka i mróz na największym cmentarzu świata – na drodze wzmocnionej ciałami zeków, którzy nie przetrzymali budowy. Którzy umierając wpadali do wykopanych rowów i od razu współwięźniowie przysypywali ich warstwą ziemi. Jest wałęsający się reporter – w jednej ze scen autor mówi swojemu rozmówcy, że w poprzednim wcieleniu był psem. I z takiej właśnie perspektywy patrzy na Kołymę i Jakucję. Jest wreszcie najważniejsze – bolesna szczerość, taka, na jaką mało kogo jeszcze stać.

Można dzięki temu docenić „Dzienniki kołymskie”. Można też spojrzeć z okrutnej i egoistycznej perspektywy: przeczytać i stwierdzić, że nie warto narzekać, bo inni mają znacznie gorzej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1232
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: