Dodany: 07.08.2012 21:40|Autor: mastrangelo

Z dala od fikcji


Chłonąc literaturę, otoczeni jesteśmy zbrodnią od maleńkości, na co zresztą nie mamy najmniejszego wpływu. Tworzy to i kształtuje w nas, czytelnikach, pewne przedsądy i schematy. Zwykle w przypadku kryminałów spotykamy się z charyzmatyczną postacią genialnego, choć nie do końca idealnego i prawomyślnego detektywa, stającego do walki z doskonale zorganizowanym przestępczym półświatkiem. Wielcy artyści tego gatunku z pogranicza literatury rozrywkowej i zaangażowanej (jakże płynne są między tymi kategoriami granice w dzisiejszym świecie!) niezmiennie raczą nas wizjami myślicieli i psów gończych w jednym, którzy wiedzeni instynktem i dedukcją, jedynie za pomocą szarych komórek potrafią rozwiązać najbardziej zawiłe intrygi. Nic więc dziwnego, że przekładamy literackie archetypy na rzeczywistość kryminalistyki. Jakże ekstatycznie zareaguje namiętny czytelnik Krajewskiego, Christie, Mankella czy Conan Doyle’a na grube tomiszcze autorstwa Jürgena Thorwalda pod znamiennym tytułem „Stulecie detektywów”! I jak srodze się tenże czytelnik zawiedzie, gdy zda sobie sprawę, że nie znajdzie tam mściwych tropicieli i rezolutnych przestępców. Jeśli jednak Thorwald dostanie szansę, odwdzięczy się niezwykłą historią okrutnych uczynków i bezkompromisowych pionierów nauki, dzięki którym zbrodniczy proceder staje się coraz trudniejszy i bardziej ryzykowny.

Afred Kroeber, amerykański antropolog kulturowy, uczeń Franza Boasa, a prywatnie ojciec Ursuli K. Le Guin, w swoim najbardziej znanym dziele „Istota kultury”, aby wyjaśnić różnice pomiędzy kulturą i cywilizacją, przedstawia następujący tok rozumowania. Jego zdaniem, w przypadku cywilizacji odkrycia są dziełem wspólnym, jej rozwój nie jest efektem działania jednostek, ale wielkich procesów. To znaczy, że gdyby Karol Darwin nie popłynął na Galapagos i w rezultacie nie przedstawił teorii ewolucji, kilka lub kilkanaście lat później zrobiłby to ktoś inny, może odrobinę mniej genialny. Nie ulega jednak wątpliwości, że teoria ewolucji pojawiłaby się i bez Darwina. W przypadku kultury rola jednostek jest już niezastąpiona. To człowiek, istota społeczna, tworzy kulturę i z kultury korzysta. Pisarze starają się więc wpoić czytelnikom, że kryminalistyka to dzieło wybitnych jednostek. Thorwald, opierając się na historycznych źródłach, stwierdza, że to jednak wysiłek setek, jeśli nie tysięcy anonimowych bohaterów wprowadził tę naukę na jej dzisiejsze miejsce.

Ekscytująca historia kryminalistyki toczy się z dala od niebezpiecznych ulic, w salach sądowych, gdzie przemawiają wybitni prawnicy, w zimnych gmachach budynków instytucji egzekwujących prawo, a przede wszystkim w laboratoriach i innych miejscach pracy sfiksowanych czasem ekscentryków, skupionych na realizacji życiowych celów. Postaci takich, jak Alphonse Bertillon, twórca systemu metrycznego, William Herschel, współtwórca daktyloskopii, czy też Calvin Goddard, wynalazca mikroskopu porównawczego, narzędzia niezbędnego przy badaniu balistycznym. Jednakże Thorwald nie zanudza czytelnika suchym opisem ewolucji (a czasem rewolucji) w kryminalistyce. Przeplata techniczne opisy przypadkami zbrodni, których wyjaśnienie umożliwił cywilizacyjny rozwój. Dzięki temu czytając „Stulecie detektywów” momentami można odnieść wrażenie, że to nie książka popularnonaukowa, ale znakomity kryminał. Bardzo przerażający, jeśli tylko uświadomimy sobie, że wszystko, o czym pisze autor zdarzyło się naprawdę.

To dzieło to również swoista przestroga. Ta książka jest ostrzeżeniem przed zaufaniem własnej nieomylności, przed bezmyślną wiarą w sądy wypowiadane przez autorytety. Historia kryminalistyki udowadnia, jak wielki wpływ mają bohaterowie często niewidoczni, a jak dużą siłę destrukcji ci, którzy pławią się w blasku reflektorów. Tym samym wracamy do trafnej uwagi Kroebera.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1339
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: