Dodany: 25.08.2007 16:56|Autor: jatma
Dziewczynka z zapałkami
"Musieliśmy, brat i ja, wziąć wszechświat w swoje ręce, gdy pewnego ranka, tuż przed świtem, tata cichaczem wyzionął ducha"[1].
Tymi oto słowami Gaétan Soucy rozpoczyna swoją powieść. Powieść dziwną, makabryczną, nietypową. Powieść, w której groteska uderza nas z każdej stronicy, a uczucie strachu bierze się z niezrozumienia. Powieść, którą czytamy jednym tchem, myśląc nie tylko nad logiką i chronologią wydarzeń, ale i nad językiem, który jest jednocześnie dziecinnie prosty i skomplikowany. Innymi słowy, jest to powieść dobra, a znaczy to tyle, że ilekroć po nią sięgniemy, znajdziemy w niej coś nowego, coś, co przykuje naszą uwagę na kolejnych kilka chwil. Albo i dni.
"Nie można uciec od siebie samego, w takim lub innym znaczeniu, nawet ze strachu, nie ma takiej możliwości. Bo nawet radości, przede wszystkim radości, bardzo się boję, nie wiem, czy można to zrozumieć"[2].
Dwoje bohaterów, teoretycznie. Ona i on, siostra i brat. Dorastający w odseparowanym od świata dworku, uczący się języka z baśni i dzieł dawnych filozofów, bez kontaktu z językiem żywym, bez kontaktu z innymi ludźmi. Kilkunastoletni. Do tego kasetka w drewutni, Sprawiedliwa Kara i trup ojca, który jeszcze wczoraj wydawał swe wyroki z pokoju na piętrze. Trzeba go pochować, zatem jedno z rodzeństwa musi udać się do pobliskiego miasteczka po trumnę.
Akcja powieści rozgrywa się jednego dnia, zahaczając o następny poranek. Pozornie, bo w gruncie rzeczy cofamy się powoli w przeszłość i dopiero składając fragmenty wspomnień bohaterki–narratorki jesteśmy w stanie zrozumieć, czego jesteśmy świadkami, co tak naprawdę się dzieje i dlaczego powtarzano jej przez całe życie, że "w wieku lat czterech ma się największy pociąg do zapałek"[3].
"(...) i nie chciałam, by pozbawiono mnie moich laleczek z popiołu, to znaczy słów, bo prawda to, że jesteśmy biedniejsi o to wszystko, czego nie umiemy nazwać"[4].
Co moją uwagę najbardziej zwróciło, to język, jakim posługiwała się bohaterka. Właśnie przez te nietypowe konstrukcje czytało się tę powieść dość trudno. Bo niby wszystkie te wyrazy istnieją, niby używamy ich na co dzień, nie są jakoś wyjątkowo wyrafinowane, a jednak ich specyficzne połączenia zmuszają nasz umysł do porzucenia utartych ścieżek słowo-obraz i tworzenia nowych. Wszak od dziecka rozumiemy znaczenie słów laleczka i popiół, jednak połączenie ich w zwrot "laleczki z popiołu" zmusza nasz umysł do analizy, do nowego obrazowania. Podobnie rzecz ma się w przypadku "kuchni ziemskiego bytowania", "marcepana skrzydłowego" i całej galerii pojedynczych słów, które albo zostały użyte nie w tym kontekście, albo ich forma i znaczenie dawno już się zmieniły.
Czytając tę powieść, ani na chwilę nie mogłam pozbyć się brzmiących w głowie słów Ludwiga Wittgensteina: "Granice mego języka są granicami mego świata". Książka ta jest ich potwierdzeniem.
---
[1] Gaétan Soucy, "Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki", tłum. Magdalena Kamińska-Maurugeon, wyd. Noir Sur Blanc, 2007, str. 13.
[2] Tamże, str. 160.
[3]Tamże, str. 164
[4] Tamże, str. 146.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.