Dodany: 31.07.2012 16:20|Autor: Bloom
Powrót z gwiazd - powrót do życia?
Cieszę się, że powróciłem do książek Stanisława Lema. Rozpoczęta dwa lata temu, również w czasie wakacji, kampania mająca na celu nadrobienie braków w znajomości twórczości tego pisarza przyniosła całkiem obfity plon myślowy, nie tylko w postaci inspiracji widocznych, zawartych w napisanych opowiadaniach. Za pierwszym razem zaczynałem od "Dzienników gwiazdowych" i "Opowieści o pilocie Pirxie". I tak parłem dalej, przez "Cyberiadę", "Pamiętnik znaleziony w wannie", "Wizję lokalną", "Niezwyciężonego"… Moją największą hańbą jest dotychczas nieznajomość "Solaris". Ale to kwestia chęci, czasu z pewnością nie zabraknie. Przynajmniej na razie.
Do rzeczy. Całkiem niedawno mój wzrok spoczął na "Powrocie z gwiazd". Tytuł, podobnie jak i główny zarys fabularny, są dosyć oczywiste. Oto pilot, Hal Bregg, powraca z trwającej kilka lat w przestrzeni kosmicznej, a kilkadziesiąt na Ziemi, podróży gwiezdnej. Lem korzysta tu z dobrodziejstwa "paradoksu bliźniąt". Pozwolę sobie na, karkołomne nieco, wyjaśnienie go. Na Ziemi rodzą się bracia bliźniacy, z których jeden pozostaje na Ziemi, a drugi zostaje wysłany szybkim statkiem w przestrzeń kosmiczną. Po pewnym czasie ten drugi powraca i spotykają się. Okazuje się, że ten, który pozostał na Ziemi, jest starszy od wysłanego wcześniej w kosmos. Stąd można wyciągnąć wniosek, że Bregg, powracając z gwiazd, nie zestarzał się o kilkadziesiąt lat (najwyżej o kilka), a cywilizacja ziemska uległa gwałtownemu przyspieszeniu. Teraz pilot musi odnaleźć się w zupełnie nowym otoczeniu, obcym mu, ultranowoczesnym.
Pierwsze dwadzieścia stron to fenomenalny, porwany nieco, opis potężnego dworca, rozsyłającego podróżnych po najróżniejszych częściach miasta. Bregg kompletnie nie może się odnaleźć – trafia na nowe, niezrozumiałe nazwy, jest obsługiwany przez roboty, wyróżnia się również wyglądem – populacja Ziemi uległa znacznemu zmniejszeniu. Przypomina to trochę sceny z "Podróży Guliwera", kiedy główny bohater, wędrując po ulicach po powrocie z krainy Liliputów, dziwnie spogląda na ludzi. Niby są normalni, ale jednak coś jest nie tak.
Tutaj należy wskazać na pewną trafną analizę Lema – gwałtowny rozwój cywilizacji powoduje wyłączenie jednostek, które, świadomie lub nieświadomie, odcinają się od społeczeństwa. Spróbujmy wyobrazić sobie w dzisiejszych czasach odłączenie się od radia, Internetu, telewizji, prasy, innych ludzi – takie zaszycie w kompletnej głuszy, bez dostępu jakichkolwiek informacji. Parę miesięcy zupełnie wystarczy, by całkowicie wypaść z obiegu. Po jakimś czasie każdy z nas stałby się dinozaurem. Za czasów Lema nie było to jeszcze aż tak widoczne – potężna lokomotywa dziejów dopiero się rozpędzała. Dzisiaj to zjawisko jest znacznie bardziej widoczne. Trafną prognozę dał autor "Dzienników gwiazdowych".
Bohater musi więc radzić sobie w kompletnie odmiennej rzeczywistości. Lem wskazuje dwie drogi – jedną z nich jest próba zaadaptowania się w nowym świecie, znalezienia normalności. Tą normalnością jest miłość – tutaj ciekawym zabiegiem może być przeprowadzenie porównania między głównymi bohaterami "Roku 1984" i "Powrotu z gwiazd". Czy miłość jest w stanie zwyciężyć w stechnicyzowanym i ultranowoczesnym świecie? Alternatywę stanowi powrót w gwiazdy. Co wybierze bohater? Nie chcę zbyt wiele zdradzać, żeby nie zniechęcić ewentualnych czytelników.
Kontynuując próbę wyszukania podobieństw między Orwellem a Lemem, można wskazać na zasadnicze elementy nowoczesnej cywilizacji. Społeczeństwo u Lema jest "zbetryzowane" – całkowicie pozbawione agresji, brzydzące się krwią. Świat to uładzony, mli-mli, jak mawia jeden z bohaterów. I gdzie tu miejsce dla ludzi powracających z gwiazd?
Na koniec – w powieści można odnaleźć wiele analogii do świata współczesnej techniki. Wystarczy wspomnieć o systemie GPS (na mapie, jaką bohater otrzymuje w pierwszym rozdziale, podświetlane są właściwe drogi), audiobookach i e-bookach (lektony i optony u Lema). Ciekawostki, ale jakże miło czytać o rzeczach dawniej kompletnie nieznanych, a dzisiaj będących już niemal w powszechnym użyciu. Szczególnie na tle taśm perfo-rowanych, które wyzierają jeszcze z "Dzienników gwiazdowych"…
Podsumowując – książka to godna przeczytania, z pomysłem fabularnym odbiegającym nieco od znanych z kanonu dzieł Lema. Warto również zachęcić do poszukiwania dalszych analogii, krótka i pisana na gorąco recenzja nie jest w stanie uchwycić wszystkiego, co ciekawe – a znaleźć tu można również eugenikę, permanentną kontrolę społeczeństwa, sceptycyzm wobec eksploracji kosmosu… Wszystko, co najlepsze u Lema.
Polecam.
[Tekst wcześniej publikowałem na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.