Dodany: 30.07.2012 20:09|Autor: OLi_10

Czym jest lewa ręka ciemności?


Kiedy myślę o Ursuli K. Le Guin, oczami duszy widzę mój ulubiony cykl fantasy i jedną z ulubionych serii książek w ogóle – mianowicie „Ziemiomorze”. O tak, chociaż znam gigantów fantasy, takich jak „Władca Pierścieni” czy „Conan”, chociaż przyznaję, że przygody Frodo Bagginsa są bardziej epickie niż perypetie na Archipelagu, to jednak wolę cykl o czarnoksiężniku Gedzie. Nie to, żebym miał coś przeciwko Tolkienowi czy Howardowi, nie! Więcej – Tolkiena szanuję, kiedyś był moim ulubionym autorem, a i dziś doceniam jego wyobraźnię i ciężką pracę, jaką włożył w stworzenie dzieła swego życia, Śródziemia. Tyle tylko, że po prostu opowieść o odnajdowaniu samego siebie, godzeniu się ze śmiercią, akceptowaniu swej mrocznej natury i dorastaniu urzekła mnie bardziej niż kroniki walk dobrych ludów z Morgothem i Sauronem. Bardziej odpowiada mi ta kameralna, wręcz intymna, atmosfera utworów Le Guin; podoba mi się to, że przede wszystkim skupiła się na ludziach, na swoich postaciach i bardziej osobistych walkach, bojach, które każdy z nas czasami sam ze sobą prowadzi. Szczególnie upodobałem sobie pierwszą część (bo pierwsze części zazwyczaj są najlepsze) - „Czarnoksiężnika z Archipelagu”, który dla mnie jest arcydziełem fantasy.

Jednakże nie zapominajmy, że dla Le Guin „Ziemiomorze” było odskocznią, raczej krótkim epizodem, i nie można o niej powiedzieć, że jest autorką fantasy. Wszakże więcej napisała książek science fiction... Jako że „Ziemiomorze” mnie urzekło, postanowiłem zapoznać się z innymi dziełami Le Guin... pewien, że nie będę miał do czynienia z science fiction, gdzie science przysłania człowieka.

Jednakże przyznam bez bicia, że z początku nie miałem ochoty opuszczać magicznych i jakże klimatycznych terenów Archipelagu, zostawiać za sobą błękitu nieba i oceanu, by zanurzyć się w czarnej pustce kosmosu. W końcu postanowiłem zaufać autorce i ruszyłem na spotkanie z cyklem „Hain”. Najpierw był „Świat Rocannona”. No cóż, rozczarowanie. Po Le Guin spodziewałem się o wiele, wiele więcej. „Planeta wygnania”? Już lepiej, ale ciągle nie jest to magiczny klimat Archipelagu. No dobrze, wiadomo, trudno czytać science fiction i liczyć na takie same doznania estetyczne, jak w przypadku dobrej fantasy, ale wszakże s.f. wielokrotnie pokazała, jak wspaniałym gatunkiem potrafi być (Lem, Dick, Asimov), a tymczasem Le Guin ciągle była dobra, poprawna, ale nie taka, jaką być powinna – genialna.

Wtedy w me łapy wpadła „Lewa ręka ciemności”.

I oto stało się! Oszołomiony, niczym człek trafiony w ciemnej uliczce bejsbolem w głowę, poczułem, jakbym znów znalazł się w znajomym miejscu, bliskim memu sercu, choć przecież wkraczałem na te grunty po raz pierwszy. „Lewa ręka ciemności” bardzo bowiem przypomina „Czarnoksiężnika z Archipelagu” - to intymna historia o odnajdowaniu samego siebie, wewnętrznej podróży i poznawaniu innych ludzi (oczywiście takim bardziej dogłębnym poznawaniu, nie na zasadzie „cześć, jestem Ged, a ty?”). I w to mi graj! Przeczytałem bardzo szybko i od tamtej pory stawiam ją prawie na równi z moimi ulubionymi przygodami Krogulca. Uczyniłem to już dość dawno temu, w końcu jednak nadszedł czas, by podzielić się refleksjami na temat tej lektury. Jeśli chcecie, posłuchajcie.

Główny bohater, Genly Ai, jest przedstawicielem Ekumeny na planecie Zima. Jego zadanie – przekonać miejscowe władze, by chciały dobrowolnie wstąpić w szeregi Ekumeny, będącej czymś w rodzaju intergalaktycznego związku wszystkich zamieszkanych planet. Pisząc „dobrowolnego”, naprawdę mam na myśli pokojowy proces – Genly nie może używać żadnych środków przymusu bezpośredniego (co byłoby zresztą bardzo trudne, zważywszy na to, że jest sam przeciw hordzie obcych), a przywódcy sami muszą dojść do wniosku, że chcą wstąpić do organizacji. Misja Ai jest więc piekielnie trudna, w dodatku musi on zmagać się z barierami kulturowymi. I to na wszystkich możliwych płaszczyznach, bowiem mieszkańcy Zimy są hermafrodytami. A to nie koniec! Nasz biedny bohater szybko staje się pionkiem w rękach żądnych władzy polityków Zimy, którzy chcą wykorzystać go do poszerzenia swych wpływów...

Gdy pierwszy raz „pojawiamy się” na planecie, wręcz uderza nas niezwykły klimat tego miejsca. Na Zimie – jak sama nazwa wskazuje – próżno szukać tropików; przeszywający mróz, majestatyczne szczyty górskie i maleńkie wysepki cywilizacji na bezkresnym morzu dziczy składają się na surowy krajobraz. Także wspomniana cywilizacja, choć na pierwszy rzut oka podobna do naszej, w istocie jest unikatowa i... obca. Nie napotkamy tu ufoludków-ludzi ze starych filmów s.f., którzy różnili się od nas jedynie fikuśnym kształtem uszu czy kolorem uniformów – mieszkańcy planety są również homo sapiens (albo lepiej – przedstawicielami gatunku pokrewnego homo sapiens), lecz jakimiś... innymi. Nie przeszli rewolucji przemysłowej, ich technologia rozwijała się powoli; nie są wzrokowcami, stąd też najchętniej słuchają radia, mało czytają (no dobra, w tym akurat podobni są do większości ludzkości ;)), nie mają telewizji; nie prowadzą wojen, więcej – nawet sama koncepcja wojny jest im nieznana, a co najważniejsze – są hermafrodytami, nie ma u nich płci, a popęd seksualny odczuwają jedynie raz w miesiącu. Zima to miejsce w pewien sposób urzekające, obdarzone surowym pięknem, lecz równocześnie obce, tak więc nietrudno nam zrozumieć zagubienie i lekkie rozgoryczenie Ai, który nie potrafi dotrzeć do otaczających go istot. My jesteśmy w trochę lepszej sytuacji, bowiem Le Guin raczy nas kilkoma miejscowymi legendami, byśmy mogli choć trochę lepiej poznać przedstawicieli gatunku, z którym styka się wysłannik Ekumeny.

Żeby było śmieszniej, nasz bohater zaczyna miotać się między dwoma państwami, których kultury różnią się od siebie jak ogień i woda. Rządzony przez szalonego króla i zdradzieckich doradców, nieco ksenofobiczny Karhid, którego obywatele przestrzegają twardych zasad Shifgrethoru (specyficznego kodeksu honorowego), przeciwstawia się biurokratycznemu Orgoreynowi, kontrolowanemu przez tajne służby. Krainy te zostały przez Le Guin świetnie przedstawione i z zaciekawieniem obserwowałem, jak Ai próbuje odnaleźć się w obcych dlań środowiskach. Smaczku całej sprawie dodaje także fakt, że wspomniane nacje – oględnie mówiąc – się nie lubią, a sytuacja robi się coraz gorsza. Politycy obu krajów skaczą sobie do gardeł, rozpoczynają się knowania i pierwsza w historii Zimy wojna wisi na włosku.

Intrygi polityczne to kolejny plus książki, lecz są one jedynie tłem dla bardziej osobistej historii, pewnego rodzaju startem dla całej fabuły. Dopiero gdy Ai zostaje zmuszony do podróży przez Zimę, zaczyna rozumieć otaczające go istoty i siebie samego. Najważniejszym problemem poruszanym przez Le Guin jest problem płci. (Wrzucam "paplę", na wypadek, gdybyś chciał pogłówkować sam i wyciągnąć własne wnioski ;)) Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Główni bohaterowie próbują zrozumieć siebie nawzajem, przeszkadza im jednak bariera kulturowa i biologiczna – rzeczy namacalne, realne, lecz przysłaniające ducha zamieszkującego ciało. Wiedzą o tym pewni mnisi z Karhidu (przypominający nieco mnichów zen) i potrafią skierować drzemiącą w każdym z nich energię seksualną ku wyższym celom – dzięki niej mogą dotknąć sfery metafizycznej, sfery ducha. Niczym Nadczłowiek Nietzschego, używają pierwotnej części swej osobowości, by wybić się ze zwierzęcości, niczym z trampoliny, na wyżyny, ku ideałowi.

Nasi bohaterowie przyswajają sobie tę wiedzę podczas – a jakże! - podróży. Wyprawa obfituje nie tylko w duchowe oświecenia, ale również w ciekawe miejsca. Są tutaj wspomniane przeze mnie dwa, różne od siebie, państwa, dzikie łańcuchy górskie, a także – a może przede wszystkim, zważywszy na to, że jest on „bohaterem” 1/3 książki - lodowiec. Uf, spacer po lodowcu to najtrudniejsza część powieści, tak dla jej bohaterów, jak dla czytelnika. Dla czytelnika nie dlatego, że się tak strasznie nudzi podczas lektury, lecz ze względu na to, że Le Guin zdołała doskonale oddać atmosferę beznadziejnej walki z naturą, tak sugestywnie, że odbiorca wręcz odczuwa zmęczenie protagonistów. I jest to chyba jeden z niewielu opisów „środowiska zimowego”, które sprawiły, że niemalże przeniosłem się do takiego nieprzyjaznego miejsca...

Z góry muszę uprzedzić, że choć podróż jest długa i nieprzyjemna, to jednak nie należy spodziewać się epickiej wyprawy, z wartką akcją i pojedynkami na broń białą; to intymna wędrówka w głąb siebie, pełna silnych emocji – przede wszystkim wzruszenia i żalu, bowiem „Lewa ręka ciemności” jest w gruncie rzeczy smutną, poruszającą historią. A do tego pięknie napisaną (moją ulubioną sceną jest wizyta Ai u quasi-buddystów z Karhidu).

Ale dość już! Można by pisać i pisać, analizować podejmowane w powieści tematy (a są tutaj jeszcze np. problemy odpowiedzialności, obowiązku, alienacji, bezsensowności wojny, ucisku jednostki przez państwo), ale nie ma to większego sensu. Recenzja zamieni się tylko w niepotrzebny słowotok, a najlepiej samemu zasiąść do lektury, przeczytać i pomyśleć. Na tym, moim zdaniem, polega siła dobrej literatury – że zmusza czytelnika do zadumy, przycupnięcia przy książce i zastanowienia się, o czym ta powieść była; go snucia własnych interpretacji i własnych analiz, tak jak ja pozwoliłem sobie to uczynić w tej recenzji. Że nie pozostawia czytelnika obojętnym, ale każe mu się wgryźć głębiej, przetrawić tekst i spróbować go zrozumieć, wręcz wchłonąć całym sobą.

Gdybym miał podsumować w jednym zdaniu, jakie jest przesłanie powieści, to rzekłbym – baaardzo upraszczając sprawę, ale pamiętajmy, że to tylko jedno zdanie ;) - że o tym, iż wszystkie żywe istoty stanowią jedność i nieważne, jak kto wygląda, tylko jakim jest człowiekiem. Brzmi banalnie? Tak, ale po pierwsze, pamiętajcie, że to daleko idące uproszczenie, a po drugie – ważne jest nie o czym, tylko JAK. Można poruszać ważkie tematy i czynić to nieudolnie, a można przedstawić rzeczy błahe tak zajmująco, że czytelnik nawet nie zauważa, iż obcuje z głupotkami. W przypadku Le Guin mamy i ważne problemy, i wspaniałe, poetyckie niemalże, ich przedstawienie. Czegóż chcieć więcej? Tylko siąść i czytać!

Serdecznie polecam.


[recenzję opublikowałem również na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12140
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 18
Użytkownik: Marylek 08.08.2012 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Tak pięknie napisałeś o tej książce, że aż nabrałam ochoty na powtórkę! :)
Użytkownik: OLi_10 09.08.2012 13:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak pięknie napisałeś o t... | Marylek
Bardzo dziękuję i bardzo mi miło :) O tak, ta książka zasługuje na to, by do niej co jakiś czas powracać ;)

Pozdrawiam!
Użytkownik: Natii 17.08.2012 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak pięknie napisałeś o t... | Marylek
Ja również nabrałam ochoty na powtórkę - zwłaszcza że "Lewa ręka ciemności" cały czas gdzieś mi tam siedzi w głowie i wraca do mnie. Niezwykła książka.
Użytkownik: OLi_10 17.08.2012 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja również nabrałam ochot... | Natii
Prawda, to jedna z tych książek, do których chce się co jakiś czas wracać. Niezwykły klimat. A i końcówka poruszająca. W każdym razie, obok "Czarnoksiężnika", to chyba najlepsza powieść Le Guin.

Pozdrawiam!
Użytkownik: anja992 16.08.2012 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Wspaniała recenzja, aż miło było przeczytać i przypomnieć sobie wrażenia towarzyszące lekturze "Lewej ręki.." ;)
Użytkownik: OLi_10 17.08.2012 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja, aż mi... | anja992
To się cieszę i bardzo mi miło :) Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: Marylek 17.08.2012 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Gratuluję zasłużonej nagrody!
Użytkownik: OLi_10 17.08.2012 16:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję zasłużonej nagr... | Marylek
Dziękuję! :)
Użytkownik: Trax 24.10.2012 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Mocna recenzja, czas na czytanie :)
Użytkownik: OLi_10 24.10.2012 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Mocna recenzja, czas na c... | Trax
Dzięki ;) Nie pożałujesz (a przynajmniej mam taką nadzieję ;) ).

Pozdrawiam!
Użytkownik: Trax 26.02.2013 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki ;) Nie pożałujesz ... | OLi_10
I nie żałuję :) Mocna rzecz :) Dzięki :)
Użytkownik: OLi_10 02.03.2013 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: I nie żałuję :) Mocna rze... | Trax
Świetnie, cieszę się! :)

Ja też dziękuję i pozdrawiam :)
Użytkownik: Pok 23.03.2013 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Recenzja naprawdę znakomita. Czytałem ją już kilka miesięcy temu i teraz ponownie, już po lekturze.

Mnie jednak powieść Le Guin tak nie zachwyciła. Nie jest zła, ale brakuje mi tu większej złożoności. Czułem się jakbym czytał raczej opowiadanie niż powieść. Książka również specjalnie nie pobudziła mnie do refleksji. Może po prostu nie odbieram na tych samych falach co autorka?

Chociaż jak najbardziej zgadzam się z interpretacją podaną w recenzji. Mimo iż sam nie odczułem tej głębi.
Użytkownik: OLi_10 25.03.2013 01:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja naprawdę znakomi... | Pok
Bardzo dziękuję :)

Cóż, zgodzę się, że atmosfera książki jest bardzo, hm, kameralna, niewiele się tak naprawdę dzieje i historia jest dość prosta, mnie się to jednak bardzo podoba - pasuje jak ulał do atmosfery Zimy i poruszanych w powieści tematów (tzn. skoro mówimy o ludziach, to większy nacisk kładziemy na ludzi, nie na wielką politykę). Ale nie się ukryć, że jest to dzieło o niezbyt skomplikowanej strukturze.

Aczkolwiek - na szczęście! - każdy jest inny, ma inny gust i inaczej odbiera daną książkę... dzięki temu wymienianie poglądów ma sens (o, i o tym też jest "Lewa ręka" - o komunikacji międzyludzkiej :) )

Pozdrawiam!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.06.2013 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
A ja mam takie pytańko: właśnie zasiadam do "Lewej ręki..." i zastanawiam się, czy ta książka to zamknięta całość? Tzn. czy trzeba do niej przeczytać cały cykl o Ekumenie? I czy (nawet jeżeli zakończenie jest otwarte) wątki zamykają się w tym pojedynczym tomie?
Użytkownik: Sznajper 27.06.2013 09:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam takie pytańko: w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nie trzeba, ale być może po lekturze "Lewej ręki" nabierzesz ochoty na inne powieści z tego cyklu. O ile dobrze pamiętam każda z powieści dzieje się na innej planecie, w innym czasie i ma innych bohaterów.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.06.2013 09:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie trzeba, ale być może ... | Sznajper
Dzięki!
Jest to możliwe, bo czytałem już 3 powieści z cyklu "Ziemiomorze" i to trzecia, "Najdalszy brzeg", najbardziej przypadła mi do gustu :)
Pytam głównie dlatego, że na własność posiadam tylko ten tom, więc w razie czego będę musiał drałować do biblioteki... Ale skoro łączy ten cykl jedynie świat akcji, to nie stracę wątku, jeśli nie będę czytał jednej części po drugiej.
Użytkownik: druidh 26.08.2014 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myślę o Ursuli K. L... | OLi_10
Nie urzekła mnie ta książka.
Zasiadłem do niej mając dość wygórowane oczekiwania i odszedłem raczej rozczarowany.
Opisy przyrody bardzo dobre, podobnie jak opis przeprawy przez lodowiec. Dyskretnie dziejąca się przemiana głównego bohatera wraz z częścią jego przemyśleń, też całkiem interesująco zrobiona.
Przesłanie niezbyt odkrywcze. Na poziomie roli człowieka i cywilizacji w świecie, godne może lat 80' ubiegłego wieku, gdy Związek Sowiecki upadał, a Chiny jeszcze nie zaczęły rosnąć w siłę.

Natomiast wątek rasy hermafrodytów mocno niewykorzystany i uproszczony. Sam się w połowie książki spostrzegłem, że traktuję Zimian jak mężczyzn, którzy mają co jakiś czas ochotę na seks. Wtedy nagle jeden transformuje się w kobietę i robi się bardzo "ziemsko". To banalne wyjaśnienie zupełnie wystarczało do poruszania się w fabule. Myślę, że nie powinno tak być.
Dodatkowo to powiązanie wojny z popędem płciowym raczej naciągane, zwłaszcza, że oni byli zdolni do przemocy, ale jedynie na małą skalę (w zamyśle autorki).
Wątek przy lodowcu, zdaje się pokazał zamysł stworzenie rasy Zimian: Mężczyzna jest silny, gotów do dużego, krótkiego wysiłku, załamujący się przy długotrwałym działaniu z nieokreślonym celem. Kobieta, jak można się domyślić, jest konstruktem odwrotnym, a hermafrodyta to coś po środku. Zimianie są cały czas jacyś tacy "niedociągnięci" w aktywności. Jak się biją to tak nie do końca. Jak są okrutni to też nie do końca. Koncentrują się na sprawach rodziny/klanu, ale z jakiejś przyczyny im to nie wystarcza. Miałem takie wrażenie, że oni są stale niewyspani z lekkim bólem głowy i tak się toczą niespiesznie przez dni i życie.
Brakuje mi tutaj jakieś trzeciej jakości obok kobiety i mężczyzny albo ostrego zarysowania jakichś cech społecznych. Albo mocniejszego uwypuklenia konsekwencji tego braku aktywności płciowej w przestrzeni społecznej.

Dużo bardziej przekonujący był dla mnie Asimov jak go czytałem ponad dekadę temu, który sportretował rasę hermafrodytów jako osoby żyjące całkowicie dla siebie w odosobnieniu i tworzące społeczność unikającą kontaktu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: