Dodany: 27.07.2012 22:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czepliwy czytelnik jednak woli "Buddenbrooków"...


Tak sobie człowiek czasem narobi apetytu na dzieło określane jako: "tragikomiczne arcydzieło" [wydawca], "prawdziwe dzieło sztuki" [niezidentyfikowany recenzent/-ka 'Elle'], a wreszcie utwór zajmujący "miejsce w literaturze na równi z 'Buddenbrookami' Manna [Michael Cunningham]...

A potem czyta, czyta... i tak się zastanawia, dlaczego jednak Mannowi nie przydarzały się takie frazy, zdania i całe fragmenty jak poniżej. Miał mniej zwichrowaną wyobraźnię? Lepszych tłumaczy? Czy jedno i drugie?

UWAGA: Biblionetkowicze poniżej, powiedzmy, 16 lat proszeni są o pominięcie fragmentów zaznaczonych "paplami"

„Dwie wypełnione pustką godziny przypominały mu zatoki, w których dojrzewa infekcja” [9]

„Alfred rozglądał się po obszernej hali wypełnionej bladymi podróżnymi zgromadzonymi wokół taśmociągów. Na szarej posadzce widniały skomplikowane wzory wyrysowane mokrymi kołami wózków wprowadzonych z zewnątrz. Światło miało barwę choroby komunikacyjnej” [26]

„do tego stopnia znienawidziła patriarchalny system awansu i fallometryczny system pomiarów osiągnięć, iż nie zdała matury – może dlatego, że nie chciała zdać, a może dlatego, że nie była w stanie tego uczynić.” [39]

„pomagał tworzyć zręby wiekopomnej pracy naukowej, która jednak nie mogła powstać ze względu na intensywność emocji wstrząsających autorką” [39]

„balejażowa blondynka o wyglądzie osoby grywającej w amatorskim zespole rockowym (…)” [110]

„ma (…) Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu jak zużyta rękawica baseballowa” [110]

„jego kurtka cuchnęła jak mokra krowa w wodorostach” [111]

„Niebo było tak samo jasnoszare jak chodnik, na którym emerytowani tubylcy, przestrzegając nafaszerowanych barbituranami ograniczeń prędkości, czołgali się w swoich samochodach ku miejscom przeznaczenia (…)” [180]

„młodzi słuchacze zostali cyfrowo przemieleni na jednorodne tło z tuńczykowoczerwonej masy mózgowej” [194]

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu [256]

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu [256]

„płatki nafaszerowane były kawałkami daktyli, niczym poćwiartowanymi karaluchami, w jego mleku pływały niebieskawe skrawki niehomogeniczności” [262]

„Kupka tłuczonej brukwi spoczywająca na talerzu wydzielała przezroczysty, żółtawy płyn przypominający osocze lub płyn zbierający się w odciskach. Ugotowana botwinka ociekała czymś miedzianym, z zielonym nalotem. Zasysające oddziaływanie spragnionej panierki mącznej wciągnęło oba płyny pod wątróbkę” [264]

„Chipper czuł w gardle gulę, pustkę tak skondensowaną, że w żadnym wypadku nie mógłby przełknąć zbyt wiele. (…) Ale brukiew śmierdziała próchnicą i była zimna – miała temperaturę i strukturę mokrego psiego gówna o chłodnym poranku – i jelita Chippera skręciły się w zginającej kręgosłup konwulsji.” [268]

„Migdałki wydzieliły amoniakalny śluz, gdy za nimi zgromadziły się prawdziwe łzy” [271]

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu [289]

„Było to socjopatyczne gówno, luźny stolec, sraczka słowna. Przedstawiło się Alfredowi zeszłej nocy (…) przycupnęło na brzegu czystego nordyckiego łóżka i rozlało się na prześcieradłach niczym ser brie albo śmierdzący obornikiem cabrales.
- Nic z tego, kolego – powiedziało i dosłownie się rozpłynęło w wichurze komicznych odgłosów pierdzenia. [292]{i tak dalej przez jakieś trzy strony. Po drodze jest jeszcze Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu [293] }

„Jego gruczoły zaczęły wydzielać pierwszy słodki smar upojenia alkoholowego” [508]

„Było to świadectwo izolacyjnej efektywności granic politycznych, których moc nie tylko tworzyła łuk elektryczny ponad przepaścią dzielącą dwa różne ekonomiczne woltaże” [549]

[Korekty (Franzen Jonathan)]

No i co z tego, że za samą fabułę należy się co najmniej czwórka, za niektóre sceny piątka z plusem, kiedy takie szkaradzieństwa dokumentnie obrzydzają czytanie? Sumarycznie wyjdzie pewnie 4, ale więcej już do tego nie wrócę. A do "Buddenbrooków" jeszcze niejeden raz!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4431
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Lenia 30.07.2012 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak sobie człowiek czasem... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, twoje czytatki z cytatami powinny się nazywać "Niewiarygodne, ale prawdziwe".
Gratuluję wytrwałości w czytaniu takiego czegoś.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.07.2012 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, twoje czytatki z cyt... | Lenia
W tym przypadku najgorsze było, że cała warstwa fabularna, konstrukcja postaci, opis realiów były naprawdę w porządku; jak jest gniot z góry na dół, to mnie śmieszy, a jeśli skądinąd dobra rzecz jest zepsuta takimi "babolami", to mi żal. Podejrzewam, że niektóre potknięcia (te stylistyczne) mogły wynikać z tłumaczenia - przy dość zawiłych zdaniach tłumaczowi czasem umyka melodia języka i nie zauważa, że ten sam związek wyrazów/ ten sam szyk, który po angielsku jest poprawny, po polsku zgrzyta. Ale ta obsesja genitalno-skatologiczna to już musiał być pomysł autora...
Użytkownik: Marylek 30.07.2012 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: W tym przypadku najgorsze... | dot59Opiekun BiblioNETki
"tłumaczowi czasem umyka melodia języka i nie zauważa, że ten sam związek wyrazów/ ten sam szyk, który po angielsku jest poprawny, po polsku zgrzyta."

W takim razie jest to kiepski tłumacz.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.07.2012 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: "tłumaczowi czasem umyka ... | Marylek
Noo... Kiedy się czyta tę klasykę anglojęzyczną w przekładach Skibniewskiej, Michałowskiej, Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, Zielińskiego, Słomczyńskiego - w zasadzie to tylko przykładowe nazwiska, bo mam wrażenie, że wniosek dotyczy czegokolwiek, co było tłumaczone gdzieś do lat 70 włącznie - niczego takiego nie sposób napotkać, i to niezależnie od tego, czy autor archaizował, czy pisał językiem współczesnym, robił eksperymenty stylistyczne czy nie. A z młodszej generacji tłumaczy już niewielu dotrzymuje tamtym kroku, chociaż też są: Cholewa, Jakuszewski, Tabakowska, jakby poszperać w notatkach, pewnie jeszcze parę nazwisk bym wyłapała.
Bardzo byłam ciekawa, jak brzmiało w oryginale to zdanie o emerytach na chodnikach, znalazłam tekst u ruskich - jest tak:
"The sky was the same color as the salt-white pavement on which elderly St. Judean drivers obeying barbiturate speed limits were crawling to their destinations..."
Jeśli się nie mylę, to w tym przypadku "pavement" powinien był raczej zostać przetłumaczony jako "nawierzchnia", a "were crawling" jako "wlekli się"; natomiast ograniczenia prędkości chyba nie miały być "nafaszerowane barbituranami", tylko "narzucone przez barbiturany", prawda?
Skoro już mam oryginał, będę się bawić dalej :-)
Użytkownik: Marylek 30.07.2012 18:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Noo... Kiedy się czyta tę... | dot59Opiekun BiblioNETki
Masz rację we wszystkim, co mówisz, niestety.

Skandalicznym i kuriozalnym przykładem gonienia za zyskiem jest rozdzielenie wielotomowego cyklu pomiędzy kilku tłumaczy, którzy nawet nazw własnych nie są w stanie tłumaczyć tak samo. We wczesnych latach 80-tych popisało się w ten sposób nieistniejące już wydawnictwo Phantom Press, okaleczając trylogię (podówczas) Ursuli Le Guin - pierwszy tom przetłumaczył wiele lat wcześniej Barańczak, drugi Cholewa, a trzeci - niech nazwisko tego osobnika zniknie w pomroce dziejów. Na fali popularności filmu "Władca Pierścieni" Frącowie rozdzielili poszczególne tomy pomiędzy różnych tłumaczy, a sami "nadzorowali" całość - za to jak szybciutko książka wyszła! :( Ciekawe, że ofiarą takich praktyk bardzo często (coć nie jedynie) pada literatura fantastyczna; czy wydawcy uważają, że czytelnik fantastyki jest półanalfabetą i wszystko przełknie?

I jeszcze coś: upadają zasłużone wydawnictwa, z tradycjami (choćby ostatnio PIW, Ossolineum), a tymczasem jak grzyby po deszczu powstają oficyny-efemerydy, wydające szybko i byle jak, bez porządnej redakcji, bez korekty wszystko, co wydaje się przynieść zysk. A notek z tylnych okładek nawet nie warto czytać; wszystko jest wszak przecudowne i porównywalne do czegoś, co odniosło głośny sukces.

Podziwiam Cię, że dajesz radę kończyć takie "dzieła". Ja wymiękam. :-p
Użytkownik: Lenia 02.08.2012 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Noo... Kiedy się czyta tę... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ojej, faktycznie, ten tłumacz się nie popisał. Albo za bardzo się spieszył. Szkoda, skoro, jak mówisz, książka jest poza tym dobra.
A ja bym te barbiturany zmieniła na coś zupełnie innego, nie wiem, co, ale tak żeby zachować sens, a uniknąć zbytniego skomplikowania. Tłumaczowi chyba wolno od czasu do czasu wymyślić własną metaforę, nie?
Miłej zabawy! :)
Użytkownik: hburdon 23.02.2017 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak sobie człowiek czasem... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie język oryginału szczerze zachwycił. Właśnie wkleiłam komentarz pod recenzją Misiaka, w którym postuluję, że wina tu leży po stronie tłumacza. Tamże wspomniałam, że w cytacie ze strony 256 tłumaczowi pomyliło się słowo "clit", czyli łechtaczka, ze słowem "cleat", czyli korki na podeszwie butów sportowych. Teraz przeglądam twoje i smutek mnie ogarnia. To na przykład:
--He read secondary literature for Tori and helped her outline and reoutline the chapters of her thesis that she was too throttled by rage to write.
--pomagał tworzyć zręby wiekopomnej pracy naukowej, która jednak nie mogła powstać ze względu na intensywność emocji wstrząsających autorką
Przecież to zupełnie inna jakość stylu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.02.2017 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie język oryginału szcz... | hburdon
Tłumacz sknocił, bez wątpienia. Sądząc po cytatach, styl w oryginale jest rzeczywiście bardziej przyswajalny, natomiast skatologia i obscena nadal pozostają faktem (ten biedny tłumacz był nimi widać tak już skołowany, że dokonał freudowskiego przejęzyczenia!). A to jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie sięgnę więcej po tego autora, zwłaszcza wiedząc, że nawet współcześnie istnieli/istnieją pisarze, którzy potrafią się obejść bez takiej ilości skojarzeń wydalniczych i genitalnych, a mimo to pozostawić na papierze coś wartościowego.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: