Dodany: 20.07.2012 22:51|Autor: reader.bloog.pl

Książka: Dziennik pisany później
Stasiuk Andrzej

2 osoby polecają ten tekst.

Ciężki cień ojczyzny


I

Ktoś może powiedzieć, że Stasiuk trochę się powtarza. I coś w tym pewnie będzie. Bo w „Dzienniku pisanym później” znajdujemy wycinek rzeczywistości, który już widzieliśmy w „Jadąc do Babadag” czy w „Taksim”. Kraje, o których – o ile akurat nie toczy się tam jakaś wojna – wspomina się raczej rzadko: Albanię, Bośnię, Serbię.

Nieuczęszczane drogi. Kierowcy zdezelowanych ciężarówek odlewający się na ich koła. Zapluskwione hotele i jacyś miejscowi bonzowie siedzący w mercach czy beemkach, w rozchełstanych koszulach, ze złotymi łańcuchami na szyi.

Prawda – wszystko to i jeszcze więcej znajdziemy w „Dzienniku pisanym później”.

Tyle że wcale mi to nie przeszkadza. Powiem więcej – takiego Stasiuka lubię najbardziej i o tym naszym środkowoeuropejsko-postkomunistycznym i posttotalitarno-słowiańsko-muzułmańskim syfie mógłbym czytać bez przerwy.

II

Znajdujemy w „Dzienniku…” również wątek podróży. Ale jest to podróż trochę jak do Conradowskiego jądra ciemności. I w zasadzie bardziej odbywa się ta wędrówka wewnątrz bohatera. „Potem wsiadam i odjeżdżam. Ale moje myśli powracają tam każdego dnia. Nie są to jednak wspomnienia. To, co mi się przypomina, po prostu należy do mojego życia. Chociaż wsiadam i odjeżdżam. Bo niby gdzie jest ta granica, która oddziela twoje życie od reszty? Koniec końców i tak wszędzie jesteś obcy. Przyjeżdżasz i odjeżdżasz”[1].

III

Lubię, kiedy autorzy i wydawcy starają się trochę „otwierać” konwencję książki. Lubię, kiedy do książek dodawane są płyty, które mają uzupełnić ich treść. Albo kiedy książka to wspólny projekt pisarza/poety i np. fotografa lub grafika. Przykładów takich projektów nie ma wiele, ale te, które znam są udane albo bardzo udane.

IV

Do książki Stasiuka dołączone zostały fotografie Dariusza Pawelca. To portrety, jak dedukuję, mieszkańców odwiedzanych przez Stasiuka krajów. Napisałem „dedukuję”, bo zdjęcia nie są podpisane (o ile za jeden, dość obszerny podpis nie brać treści książki). I w zasadzie nie jest to potrzebne. Same fotografie są tak intensywne, że jakiekolwiek komentarze wydają się zbędne. No bo w sumie jakie to ma znaczenie, czy dane zdjęcie zrobiono w Albanii, czy Rumunii, 100 km bliżej czy dalej na południe albo północ. Ważne są twarze ludzi na tych zdjęciach: najczęściej radosne, nawet roześmiane, ale ta radość podszyta jest cierpieniem, traumą, nieszczęściem.

V

Ktoś się zastanawiał, po co Stasiuk jeździ w te brzydsze części naszego kontynentu? Odpowiedź znajdujemy w „Dzienniku…”: „Ciężki cień ojczyzny zostaje z tyłu. Potem można mu się przyglądać z oddali. To podstawa patriotyzmu: żeby można było wyjechać w każdej chwili i z oddali patrzeć na cień ojczyzny”.

No i co autor widzi ze wspomnianej oddali?

„Dlatego jeżdżę do Srebrenicy, żeby o tym wszystkim myśleć. O mojej ojczyźnie, która płacze za masakrą, ale już nie ma odwagi jak Bałkany i musi opłakiwać stare trupy. Wykopuje z grobów i wlecze przed oczy. Czeka na cokolwiek, by rwać włosy z głowy, by tłuc gliniane garnki, by się zanosić. Po tygodniu zostaje tylko skrobanie stearyny z trotuarów. I znowu Tunezja i czipsy. Postmodernizm i nekrofagia. Kult przodków w cyfrowej wersji i full HD”[2].

Nigdy nie przepadałem za opisami tzw. doraźnej sytuacji społecznej w literaturze. Ale ta diagnoza wydaje mi się dojmująco trafna. Niestety.



---
[1] Andrzej Stasiuk, "Dziennik pisany później", Wydawnictwo Czarne, 2010, s. 122.
[2] Tamże, s. 138.


[recenzję opublikowałem wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 929
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: