Dodany: 17.07.2012 23:38|Autor: wojcio

Książka, która żyje własnym życiem


Kiedy w 1968 roku ukazało się polskie wydanie „Gry w klasy”, jej społeczny odbiór był absolutnym ewenementem. W kręgach młodych intelektualistów modne stało się noszenie tej książki zawsze przy sobie, by niby przypadkiem wystawała z torby. Takie pretensjonalne zachowania musiały irytować i – niestety – przełożyły się na opinie o samej powieści. Pewien młody krytyk dawał upust złośliwości: „A co, jeśli zamiast zaopatrywać książkę w zawiły klucz z kolejnością czytania rozdziałów, pan Cartozar [sic!] po prostu od razu napisałby je po kolei? Otrzymalibyśmy nieskładne (…) pijackie wynurzenia, przeplatane cytatami udającymi intelektualne smaczki”[1]. Dziś ów recenzent pewnie wstydzi się tamtej opinii, więc litościwie nie wymienię nazwiska.

Z perspektywy czasu widać, jak „Gra w klasy” przetrwała próbę pięciu dekad (wyd. oryg. 1963). Nie narzekamy, gdy autor co chwila każe wertować kartki i przeskakiwać w całkiem inne miejsce tego opasłego tomu. Przeciwnie: z zapartym tchem śledzimy pokawałkowaną fabułę, zastanawiając się, co chce nam zasugerować autor, wrzucając nagle w środek opowieści a to kawałeczek z „Ferdydurke”, a to błahy wycinek z argentyńskiej gazety, a to wiersz Octavio Paza. Albo inaczej: czytamy po kolei rozdziały od 1 do 56 i pomijamy pozostałe, te, „bez których można się obejść”[2] – wtedy, choć fabuła rozwija się grzecznie i chronologicznie, wciąż trawi nas niepokój. Może coś nam umyka? Może lektura staje się uboższa o jakieś ważne wątki? Może, jeśli nie będziemy grać w klasy zgodnie z regułami, nigdy nie trafimy do Nieba, które znajduje się na końcu? Tak czy owak, niezależnie od sposobu czytania, ten najśmielszy literacki eksperyment w historii wciąż potrafi się obronić.

Tłumaczka Zofia Chądzyńska w posłowiu do powieści prorokuje, iż książka będzie żyła dalej własnym życiem, inspirując do kolejnych, niespodziewanych sposobów odczytania[3]. Niech zaświadczą o tym dwa przykłady. Pierwszy to „Jazzuela”, album złożony z utworów jazzowych, których słuchają bohaterowie podczas filozoficzno-alkoholowych prywatek (można posłuchać w całości na YouTube – znakomicie ubarwia lekturę!). Drugim przykładem jest książka wydana w 1969 roku w Paryżu przez garstkę wielbicieli Cortázara, „Marelle de Paris” (Paryska gra w klasy) – przewodnik po miejscach, w których bywali bohaterowie powieści. Ponoć dzięki „Marelle de Paris” można trafić do zakamarków, o których nie słyszeli nawet rodowici paryżanie. Ponoć – bo książka wyszła poza oficjalnym obiegiem, w mikroskopijnym nakładzie i dziś jest już praktycznie nie do zdobycia…



---
[1] „Polityka” nr 43/1963 - nie podaję nazwiska autora recenzji (dociekliwi wielbiciele wywlekania takich rzeczy niech szukają).
[2] "Z różnych stron (Rozdziały, bez których można się obejść)" to tytuł trzeciej części powieści. W wydaniu: Julio Cortázar, „Gra w klasy”, przeł. Zofia Chądzyńska, wyd. Muza, Warszawa 2010 - ss. 433–674.
[3] Zofia Chądzyńska, „Posłowie”, w: Julio Cortázar, „Gra w klasy”, op. cit., s. 683–684.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 879
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: