Dodany: 30.06.2012 19:15|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

Książka: Taniec ze smokami: Część II
Martin George R. R.

1 osoba poleca ten tekst.

O tym, jak tańczono w płomieniach


To zadziwiające, jak nie wiedzieć kiedy, choć na moich oczach, cykl "Pieśń lodu i ognia" rozrósł się do nieprzeciętnych, wręcz kolosalnych rozmiarów. Gdy się patrzy na liczbę i objętość kolejnych tomów, to pozornie rzecz oczywista, ale w zasadzie dopiero niedawno dotarło do mnie, z jakim molochem mam do czynienia oraz jak potężny potencjał w nim tkwi. Martin nie ustaje w rozwijaniu swojego koronnego cyklu, dokłada kolejne setki, tysiące stron i... ani przez moment mnie nie nudzi. Fenomenalne. Nie wiem, jak on to robi, ale to wymyka się wszelkiej logice.

Dla porządku ustalmy fakty: "Taniec ze smokami" jest już piątym tomem serii, również rozbitym na dwie części, bo licząca tysiąc pięćset stron książka nie uchodziłaby za wzór szczupłej, kieszonkowej sylwetki (inna sprawa, że dwie części po osiemset stron każda również zgrabnymi trudno nazwać). Te cyfry kompletnie nie mają znaczenia w zestawieniu z magnetyzmem treści zawartej na tych stronach. Muszę w buty sobie wsadzić mój czytelniczy snobizm i pogratulować autorowi umiejętności uchwycenia mnie za uszy i trzymania tak, bym nie mógł oderwać wzroku od ciągu literek. Kolejne strony lecą, a ja zaczynam wpadać w syndrom "jeszcze jednego rozdziału", tak bolesnego i przeklinanego, kiedy trzeba rano wstać. Nienawidzę cię, Martin.

W obliczu rozległości i bogactwa wątków zawartych w cyklu, zupełnie mija się z celem jakiekolwiek streszczanie fabuły, która wraz z kolejnymi tomami rozrosła się gigantycznie, wchłaniając nowych bohaterów, nieznane do tej pory tereny i świeże wątki. W ramach obowiązku zaznaczę jednak, że "Taniec ze smokami" w znacznej mierze skupia się na wydarzeniach otaczających Daenerys, której wątek - mimo że nadal tkwi ona wraz ze swymi trzema pupilkami za Wąskim Morzem - nareszcie traci odrębność. Zatopione w wojnie Westeros niewiele łączyło z Matką Smoków. Aż do tej pory. Losy Siedmiu Królestw zaczynają spinać się z wydarzeniami na sąsiednim kontynencie, Daenerys staje się celem wielu wypraw, a ciężar narracji spoczywa bardziej niż dotychczas na Wolnych Miastach i Zatoce Niewolników. Wiąże się to ze znacznie bardziej egzotyczną atmosferą powieści, wyraźniejszymi akcentami magicznymi oraz mistycznymi. Dobrze to, czy źle - każdy musi ocenić sam. W końcu jakkolwiek by kombinować, to nadal fantastyka

Aby uniknąć udaru słonecznego od ciepłego klimatu otaczającego Daenerys, wielokrotnie udamy się na północ Westeros, gdyż rozdziałów dotyczących Jona Snowa akurat również nie zabraknie. Zasypany śniegami wczesnej zimy Mur oraz okoliczne tereny stanowią piękny kontrast dla orientalizmu Volantis czy Meereen, a sam świeżo upieczony Lord Dowódca Nocnej Straży nielicho sobie poczyna, wdrażając w życie plan, który najwygodniej byłoby określić pokerową zagrywką o pełną pulę. I przyznam, że znów dałem się zaskoczyć, bo dosyć jednoznaczna kulminacja należy do gatunku "no chyba sobie żartujesz, Martin!".

Trzecim mocno eksploatowanych bohaterem jest Tyrion Lannister, który zawsze gwarantował wysoki (jak na karła) poziom. Tak jest i tym razem, choć mam wrażenie, że Krasnal chwilami nadużywa cynicznych żartów związanych z kuszą i wychodkiem. Zorientowani wiedzą, o co chodzi.

Co oprócz tego? To, za co "Pieśń lodu i ognia" kochamy. Będziemy świadkami intryg, niespodziewanych powrotów zapomnianych bohaterów, upadku kolejnych moralnych zasad, śmierci lojalności i honoru, pozbawionych romantyzmu i eufemizmów scen seksu (seks zawsze rzuca się w oczy), poznamy mnóstwo wymyślnych potraw (zauważcie, że Martin przykłada sporą wagę do spożywanych przez bohaterów posiłków - w końcu trzeba dużo jeść, by być silnym i machać mieczykiem). Kilka mniej lub bardziej ważnych głów pożegna się z resztą ciała. No i bękart Boltona wywołuje ciarki na plecach, wyrastając na nową gwiazdę. Ubolewam jedynie nad skąpo tym razem potraktowanym wątkiem Dorne ("Uczta dla wron" była pod tym względem znacznie bogatsza). Wydaje mi się, że wydarzenia w Słonecznej Włóczni (istne zbiorowisko żmij) są niedoceniane przez czytelników i warto byłoby poświęcić im nieco więcej miejsca. Cóż, może w kolejnych tomach.

Na "Taniec ze smokami" fani musieli czekać sześć lat. To bodaj największa i najmniej dyskusyjna wada powieści. Pomijam już kwestię tęsknoty i cierpliwości w oczekiwaniu, bo chyba każdy pisarz życzyłby sobie, by proces tworzenia treści trwał tyle co czytanie gotowego dzieła. Niestety, to nie działa w taki sposób, a w związku z tym czytelnik jest narażony na poczucie zagubienia przy podejmowaniu lektury nowego tomu. Nie sposób pamiętać wszystkich wątków, które urwały się kilka lat temu. Niektórzy mają problem ze spamiętaniem, o czym traktował zeszłotygodniowy odcinek serialu, a nawet co się działo wczoraj wieczorem, więc trudno mieć pretensje do czytelnika, który między kolejnymi tomami zdążyłby wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić oraz wysłać do przedszkola syna. Martin stara się jak może pobudzić wspomnienia (najczęściej za pomocą wewnętrznych monologów bohaterów, którzy rozpamiętują wydarzenia) i po jakimś czasie czytelnik wraca na odpowiednie tory, niemniej kilkakrotnie desperacko przeczesywałem pamięć w poszukiwaniu danego wątku.

Próżno w "Tańcu ze smokami" szukać czegoś nowego na płaszczyźnie stylistyki, ale do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Cały cykl jest oparty na potężnych fundamentach, a system podziału narracji między kolejnych bohaterów nadal sprawdza się wyśmienicie. Odwaga Martina jest nieposkromiona, co owocuje wieloma dramatycznymi fragmentami, które budzą zachwyt i niedowierzanie jednocześnie. Jednak fabularny rozmach godny epopei i wynikający z niego patos jest poskramiany przez bezkompromisowego autora. Wychodzi on bowiem z założenia, że nie ma herosów i postaci niezastąpionych, więc nigdy nie wiesz, czy aktualny rozdział nie jest dla bohatera ostatnim. To niesamowicie napędza czytelnika.

Będę tęsknił za cyklem. Kolejnego, szóstego tomu - "Wichry zimy" możemy spodziewać się nie wcześniej niż za kilka lat i podpisuję się pod słowami samego autora, który ma nadzieję, że wszyscy będziemy marznąć w nich razem.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3098
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Rbit 02.07.2012 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: To zadziwiające, jak nie ... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
W oczekiwaniu na kolejne tomy, może skusisz się na Korona śniegu i krwi (Cherezińska Elżbieta), przez wydawcę (Zysk i s-ka) zwaną "polską grą o tron". Zmyślnie, bo mowa tu o grze o koronę Polski po rozbiciu dzielnicowym, a nie o "Grę o Tron". Choć z Martinem i jego cyklem ma trochę wspólnego, np.:
- podrozdziały przedstawiają punkt widzenia poszczególnych bohaterów
- jest karzeł, czyli Władysław Łokietek
- porwania, morderstwa, intrygi i zdrady
- celem zdobycie korony

A na dodatek wszystko to na podstawie naszych dziejów. A Martin tylko trochę zrzynał z historii Anglii.

Na razie jestem w połowie lektury i czyta mi się lepiej niż Martina :)
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 02.07.2012 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: W oczekiwaniu na kolejne ... | Rbit
Przyznaję, że czuję się zainteresowany i na pewno zbadam temat ;]
Dziękuję.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: