Dodany: 29.06.2012 13:17|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Nad fiordami dwieście lat później


Okropnie nie lubię czytać cykli powieściowych po kawałku; im większy odstęp pomiędzy poszczególnymi częściami, tym bardziej zacierają mi się wrażenia z tych już przeczytanych. Długo czekałam na sposobność dorwania za jednym zamachem „Raków pustelników” i „Na pastwiska zielone”, a kiedy się udało, stwierdziłam ku swemu zdumieniu, że jednak z „Ziemi kłamstw” zapamiętałam wyjątkowo dużo, z całości umknęło mi ledwie parę scen i trochę nieistotnych detali.
Toteż bez przeszkód mogłam kontynuować śledzenie losów rodziny Neshov.

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Przed czytaniem zdążyłam się zapoznać z obiekcjami innych czytelników, w których ocenie Raki pustelniki (Ragde Anne B.) i Na pastwiska zielone (Ragde Anne B.) wypadły słabiej od „Ziemi kłamstw”.
Misiak i Koczowniczka wypunktowali potknięcia stylistyczne, powstałe najprawdopodobniej w tłumaczeniu, a ponieważ już wiedziałam, gdzie i mniej więcej ilu mam się spodziewać, zrobiły na mnie nieco słabsze wrażenie.
Detaliczne opisy przygotowywania posiłków, karmienia świń, sprzątania itp. w moim odczuciu zwykle nie są wadą tekstu, choć rzeczywiście są autorzy, w których wykonaniu te elementy męczą i nudzą. Gdy narratorka słynnej sagi „Zmierzch” drobiazgowo wymieniała czynności wykonywane przed wyjściem do szkoły, z trudem powstrzymywałam ziewanie; za to Margido omawiający z klientem szczegóły pogrzebu, Tor wygrzewający co mizerniejsze prosiaki w wiadrze ciepłej wody, Torunn szorująca podłogę czy Krumme z pasją siekający ingrediencje na jakieś wymyślne danie to dla mnie dowody na autentyczność świata przedstawionego; jakże łatwo zobaczyć je w wyobraźni w postaci barwnych sekwencji filmowych!

Fakt, że właściwie wszyscy poza dwiema parami homoseksualnymi mają poważne problemy uczuciowe – w zasadzie nie będąc zdolnymi do stworzenia choćby poprawnych związków - nie wydaje mi się aż tak tendencyjny. Jytte i Lizzi są w zasadzie statystkami, o których nie wiemy prawie nic; ale jeśli pochodzą z rodzin, gdzie nigdy nie działo się nic złego, a może na dodatek ich orientacja była od początku akceptowana, czemużby miały nie być szczęśliwą parą? A w związku Erlenda i Krummego to ten drugi pełni rolę amortyzatora wszelkich napięć; gdyby Erlend z tymi swoimi dziwactwami i z tą ciągle skrywaną zazdrością trafił na innego partnera, pewnie już od dawna lizałby rany... No i przecież jest jeszcze jedna osoba, której homoseksualna skłonność nie tylko nie przyniosła szczęścia, ale skazała ją na długie lata cierpienia. Samotnego cierpienia, bo bliscy albo demonstrowali otwartą pogardę i wrogość, albo „tylko” obojętność. A to, że cierpią także wszyscy pozostali członkowie rodu Neshovów, nie wynika wszak z ich heteroseksualnej orientacji, tylko z niekorzystnych konstelacji emocjonalnych, na jakie byli od dziecka narażeni. Jaki wzorzec miłości mieli w sobie wytworzyć Tor i Margido, skoro w życiu nie byli świadkami żadnej cieplejszej sceny pomiędzy (nominalnym) ojcem a matką, za to młodszy miał sposobność odkryć wiarołomstwo – jeśli tak to można nazwać – tej ostatniej, zaś starszy został przez nią zmuszony do porzucenia ciężarnej dziewczyny? Czego miała się nauczyć Torunn od niedojrzałej i egoistycznej Cissi?

Właśnie dzięki przekonującej demonstracji mechanizmów, wskutek których jedna skaza w obrazie rodziny pociąga za sobą cały łańcuch skrzywień i niefortunnych wyborów, niekiedy unieszczęśliwiających po kolei wszystkich jej członków w kilku kolejnych pokoleniach, dzięki niesamowicie wyrazistym kreacjom poszczególnych postaci, ostatecznie nie oceniłam drugiej i trzeciej części trylogii gorzej, niż pierwszej. Jedno, o co mam nieco żalu do autorki, to trochę rozmyte sekwencje finałowe, urywające się w taki sposób, jakby sama nie była pewna, czy rzeczywiście chce już definitywnie zakończyć nasze spotkanie z Neshovami, czy jednak kontynuować opowieść. Inna sprawa, że trudno musiało być taką decyzję podjąć; nie dało się już podtrzymywać iluzji, że ktokolwiek z bohaterów zechce zostać na farmie, a dalsze losy Torunn i kopenhaskiej czwórki wraz ze spodziewanym potomstwem (bo jeśli chodzi o Margida, nie należało chyba oczekiwać diametralnych zmian w jego życiu), to już raczej materiał na dwie osobne historie...

Tak czy inaczej, warta zauważenia jest też pewna analogia między bohaterami tej sagi a dziejącej się prawie dwieście lat wcześniej epopei Gulbranssena (może nie zauważyłabym tego, gdyby obie lektury dzielił duży odstęp czasowy, ale przeczytanie ich niemal bezpośrednio po sobie w naturalny sposób obudziło chęć porównania). I jedni, i drudzy (przynajmniej do pewnego momentu) skupiają się w swych działaniach przede wszystkim na zapewnieniu poprawnego funkcjonowania rodzinnej siedziby; dom jest miejscem, w którym może dziać się nie najlepiej, ale do którego się wraca, który jest ostoją wśród zmieniających się układów politycznych i przemian społecznych. I jedni, i drudzy mają skłonność raczej do zamknięcia się w sobie, do cierpienia w milczeniu, w ostateczności do ucieczki w jakieś nieprzeciętnie ryzykowne przedsięwzięcie lub w śmierć, niż do otwartego roztrząsania swoich problemów emocjonalnych i wyczekiwania pomocy od innych. A przecież pod tymi lodowymi skorupami uczucia aż się gotują, czasem tak intensywnie, że gdyby były przekładalne na temperaturę w sensie fizycznym, długa skandynawska zima mogłaby pójść w niepamięć...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2170
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: norge 01.07.2012 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Okropnie nie lubię czytać... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja też zauważyłam te niektóre, niepewne wątki I miałam podobne odczucie, że autorka albo nie wie, jak zakończyć swoją powieść, albo... zrobiła to celowo żeby odejść od schematu "hollywoodzkiego happy-endu". Mnie to nawet niespecjalnie przeszkadzało, bo takie łatwe do przewidzenia, banalne rozwiązania fabularne bywają irytujące. Ale czy autorka (do tej pory tworząca niskich lotów literaturę "kioskową" typu harlekin) była w stanie uskuteczniać takie literackie zabiegi? Naprawdę nie wiem, więc chyba raczej to pierwsze :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.07.2012 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też zauważyłam te niek... | norge
No tak, i to pierwsze chyba okazało się bliżej prawdziwego życia... Bo w sumie gdyby wpadła na pomysł, że można wydać Torunn i Margida za te osoby, które były pod ręką, i skłonić ich do wspólnego zajmowania się trzodą chlewną, żeby farma nadal funkcjonowała tak jak wcześniej, zadowoliłoby to czytelników oczekujących happy endu. Ale czy byłoby to prawdopodobne, zważywszy na profil psychologiczny bohaterów? Więc chyba jednak lepsze to niedopowiedzenie, niż przedobrzenie
:-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: