Dodany: 15.08.2007 19:30|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Bohaterowie w Podmroku, zespół redakcyjny w kompletnym mroku


Wyszperawszy w internetowej witrynie wydawnictwa ISA pozycję zapraszającą mnie na kolejną wizytę w świecie „miast takich jak Menzoberranzan i Skullport, wojowników i złoczyńców, jak Drizzt Do’Urden, Liriel Baenre i wielu innych”[1], zignorowałam zawartą w tym zaproszeniu nieścisłość (skoro mowa o wojownikach I ZŁOCZYŃCACH, należałoby obok dwojga wojowników wymienić choć jednego przedstawiciela tej drugiej profesji) i przyjęłam je z nadzieją przeżycia wraz z bohaterami paru tajemniczych bądź dramatycznych przygód.

„W praniu” okazało się, że zbiorek zawiera pięć nowel, pośród autorów których nie ma mojego faworyta Roberta A. Salvatore’a. Początkowe rozczarowanie złagodniało jednak, gdy odkryłam, że stworzonego przezeń mego ulubionego bohatera „pożyczył” sobie inny autor, Mark Anthony, któremu w historii opowiadającej o wczesnym dzieciństwie Drizzta udało się odtworzyć niemal idealnie klimat i styl pisania Salvatore’a. W tym samym ponurym mieście mrocznych elfów dzieje się akcja opowieści Elaine Cunningham z młodą drowką Liriel Baenre w roli głównej.

Niestety, znajomość sagi Salvatore’a nie wystarczy, by dobrze orientować się w realiach pozostałych trzech opowiadań; w tym celu trzeba albo przeczytać plus minus kilkanaście dalszych powieści ze świata Forgotten Realms, albo mieć wśród domowników fana RPG, zorientowanego w geografii, socjologii, mitologii etc. Zapomnianych Krain. Toteż dopiero z udziałem syna i jego „pomocy naukowych” udało mi się rozszyfrować różnice między derro a duergarem, dociec kim (czym?) są kuo-toa, behiry i lamie, i jakie są stosunki topograficzne między Skullportem i Waterdeep, bez czego trudno byłoby mi zabierać się za ocenę kolejnych tekstów. Zdecydowanie najlepszym z nich okazało się „Morze duchów” Rogera E. Moore’a, historia niezwykłej wyprawy podjętej przez przedstawicieli dwóch – łagodnie mówiąc – niezbyt lubiących się ras. Dość dobrym – przekorna humoreska Briana M. Thomsena o przygodzie zakompleksionego kucharza i chełpliwego autora książek podróżniczych, którzy wpadli w ręce drowów-renegatów.

Nie byłam natomiast w stanie docenić „Spokojnego dnia w Skullporcie” Eda Greenwoda, opowiadania strasznie chaotycznego, ze zbyt dużą liczbą zaangażowanych w akcję postaci i niezupełnie klarowną intrygą. Ale wiadomo, że poszczególni autorzy różnią się sposobami kreowania charakterów, konstruowania dramaturgii utworu i obudowywania jej didaskaliami, więc zrozumiałe, że w zbiorze kilku utworów zawsze coś podoba się bardziej, a coś mniej.

Kompletnie niezrozumiałym zjawiskiem jest natomiast przytłaczająca ilość niedoróbek stylistycznych, językowych i interpunkcyjnych. Nie znając oryginałów, trudno odgadnąć, czy to autorom poszczególnych opowiadań należy zawdzięczać takie oto frazy: „(…) różdżka upadła na ziemię razem z odciętą ręką kapłanki. Ta złapała kurczowo kikut swojej ręki (…)”[2]; „Większość pęknięć wypełniona była minerałami, lecz ich przyczyna była ciągle widoczna”[3]; „Uderzenie serca później poczuł charakterystyczny smród zjełczałych ryb(…)”[4]; „Najbliższą mu rzeczą, jaką uważał za przyjaciela(…)”[5]; „Dziękuję panie – odpowiedział szczupły, blady człowiek, że to, czego pragnął, zostało mu ofiarowane bez słowa z jego strony, co czyniło wyprawę opłacalnym przedsięwzięciem”[6]. Jeśli nawet tak, rola tłumacza polega wszak między innymi na tym, by w miarę możności wygładzić takie słowne zadziory, stojące w sprzeczności z duchem języka polskiego. A już na pewno zespołowi tłumacz-korektor-redaktor - o ile ten ostatni istnieje, bo w stopce brak o nim wzmianki - należy przypisać odpowiedzialność za rój przecinków brakujących lub wstawionych w niewłaściwe miejsca (co daje się zauważyć i w innych publikacjach tego wydawnictwa, ale nie osiąga aż takich rozmiarów jak tutaj), literówki nie zawsze niewinne, bo czasem zmieniające sens wyrażenia („chude place pod czarnym płaszczem”[7]- miało być oczywiście „plecy”), niekonsekwencję w pisowni nazw ras (drow, yochlol – raz małą, raz dużą literą), błędy gramatyczne („szukającą ją”[8]; „zaczęło być żal Woodehous”[9], co byłoby uzasadnione, gdyby onże Woodehous był kobietą – lecz nie jest), stylistyczne (powtarzające się dwa razy w jednym zdaniu „kiedy” czy „ale”), językowe („wtedy nagle wiedział”[10], „panowała kolumna”[11], wreszcie – o zgrozo! – nawet ortograficzne („przerzuć” w odniesieniu do pokarmu[12]!). Nawet w konspiracyjnej prasie i literaturze przełomu lat 80., składanej w chałupniczych warunkach i często przez ludzi niemających wcześniej nic wspólnego z przemysłem wydawniczym, mniej było błędów, niż w tym produkcie fachowego przecież i dobrze już okrzepłego na polskim rynku wydawnictwa. Wstyd, naprawdę wstyd! Jeśli następna zakupiona przeze mnie książka ISA będzie tak samo wyglądała, to chyba zacznę szukać powieści fantasy w księgarniach oferujących oryginalne wersje językowe…



_ _ _

[1] „Krainy Podmroku”, praca zbiorowa, red. Robert King, przeł. T. Malski, wyd. ISA, Warszawa 1999, test z okładki.
[2] Tamże, s. 55.
[3] Tamże, s. 225.
[4] Tamże, s. 244.
[5] Tamże, s. 280.
[6] Tamże, s. 306.
[7] Tamże, s. 269.
[8] Tamże, s. 136.
[9] Tamże, s. 294.
[10] Tamże, s. 241.
[11] Tamże, s. 302.
[12] Tamże, s. 288.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2423
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Virvien 23.07.2012 23:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyszperawszy w internetow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ale i tak moje pierwsze spotkanie z Forgotten Realms uważam za udane, i nie żałuję spędzonego nad książką czasu :) Cieszę się, że nie zauważam tego typu błędów :D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.07.2012 07:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale i tak moje pierwsze s... | Virvien
No to teraz obowiązkowo "Trylogia Mrocznego Elfa"! To dopiero będzie przygoda! Tęsknię za Drizztem jak diabli, ale mam za dużo napożyczanych książek, żeby wracać do starych lektur...
Użytkownik: Virvien 26.07.2012 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No to teraz obowiązkowo "... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie opowiadanie o drowach spodobało mi się najbardziej, dlatego Trylogia Mrocznego Elfa trafia do schowka :)
Użytkownik: Virvien 26.07.2012 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie opowiadanie o dro... | Virvien
No cóż. Pierwszy tom już był w moim schowku :D
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: