Dodany: 24.06.2012 22:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Chłodny urok Niedźwiedziej Doliny


Po dobrych, ale nieporuszających we mnie czułej struny powieściach Vesaasa niespecjalnie paliłam się do poznawania norweskiej klasyki. Ale kiedyś w konkursie pojawił się kawalątek tekstu pochodzący z powieści o ogromnie poetycznym tytule (A lasy wiecznie śpiewają (Gulbranssen Trygve)) ; wrzuciłam sobie to dzieło do schowka i na parę miesięcy o nim zapomniałam, po czym zostałam uszczęśliwiona pożyczką. Ta spoczęła na półce na kolejnych parę miesięcy aż do chwili, gdy na regale z bibliotecznymi nowościami dojrzałam coś z Norwegii i coś ze Szwecji, a z kiermaszu używanej książki przytargałam coś z Finlandii, wskutek czego postanowiłam sobie zafundować większą porcję literatury skandynawskiej.

Zaczęłam czytać i po paru pierwszych stronach byłam przekonana, że jeśli tak dalej pójdzie, nie postawię oceny innej niż szóstka. [Zaprzyjaźnionych Biblionetkowiczów, znających mojego niedźwiedziego fioła, zapewniam w tym miejscu, że zachwyt mój nie miał nic wspólnego z występującym w pierwszym rozdziale starym niedźwiedziem z jasną łatą na boku – biedak zginął bowiem śmiercią tragiczną z ludzkiej ręki, za co raczej gotowa byłabym ocenę obniżyć, niż podnieść – ani też z faktem, że większa część akcji toczy się w miejscu o jakże wdzięcznej nazwie Björndal, czyli Niedźwiedzia Dolina]. A co mnie tak urzekło?

Przepiękny język, typowy zresztą dla epiki z pierwszej połowy XIX wieku. Niezmiernie malarskie opisy, oddające surowy urok skandynawskiej przyrody. Kapitalne sylwetki ludzi ukształtowanych przez nieustające zmagania z nieurodzajem, ciemnością i mrozem; ludzi twardych, kanciastych, posępnych, nie radzących sobie z okazywaniem uczuć i w ogóle z komunikacją międzyludzką, czasem usposobieniem i zachowaniem rzeczywiście przypominających pana północnych kniei – niedźwiedzia, zgryźliwego samotnika, niemieszającego się do cudzych spraw (chyba, żeby szło o środki do życia), a na naruszenie własnej prywatności reagującego z całą porywcznością i zaciekłością.
Tacy są wszyscy gospodarze na Björndal: Torgeir, jego syn – stary Dag, i wnuk – młody Dag. I nie potrafią tego zmienić kobiety, które przychodzą z miasta, by z nimi dzielić los. Mogą zmienić wystrój wnętrz, nawet niektóre domowe zwyczaje, ale nie nieugięte natury swoich mężczyzn. Lecz jakże się gotuje od emocji pod tymi kamienno-lodowymi skorupami!
Oto Torgeir Björndal, który lada chwila stanie oko w oko ze groźnym zwierzem, postrachem okolicy, wywodzącym się z rodu legendarnych niedźwiedzi-zabójców, regularnie odbierających życie myśliwym z każdego pokolenia Björndalów. Twarz „jak wykuta z żelaza, jak gdyby całe pokolenia uczyły ją sztuki nieokazywania żadnych uczuć: ani troski, ani radości” – i pozostanie taka nawet w chwili, kiedy się będzie mógł bez świadków radować, że za chwilę dokona pomsty za śmierć ojca i dziadka. I nawet wtedy, gdy zda sobie sprawę, że starcie to nie tylko dla niedźwiedzia było ostatnie…
Oto stary Dag, który za sprawą żony i szwagierki zaczyna rozumieć, że człowiek człowiekowi może okazać, ba, nawet powiedzieć, co czuje, lecz po śmierci obu kobiet i zaginięciu syna znów zamyka się w lodowatej skorupie na długi, długi czas… aż do Björndal znów przybędzie dziewczyna z innego świata, która w młodszym jego synu zapragnie zbudzić uśpioną duszę.
I młody Dag, jeszcze bardziej niż ojciec dziki i zamknięty w sobie, gotów raczej umrzeć, niż odkryć przed najbliższymi swoje uczucia.

Obserwowanie tych postaci może drażnić; ciężko się patrzy na kogoś, kto konsekwentnie i jakby z premedytacją rujnuje swoje relacje z ukochanymi osobami, albo naraża życie, widząc w odstąpieniu od ryzykownego zadania jakąś niewyobrażalną skazę na honorze. Ale i fascynuje, uświadamiając, że nasz sposób postrzegania świata i kontaktowania się z innymi ludźmi nie jest nikomu z natury dany, że czasem nawet mimo chęci trudno się go nauczyć. Trudno się przywiązać do mieszkańców Björndal, przy których nawet największy Sienkiewiczowski „sensat” Skrzetuski wydaje się wulkanem emocji; ba, łatwiej nam polubić pijusa i mitomana Zagłobę albo cwaniaczka Rzędziana, niż powściągliwego, chmurnego Daga, choć duszy jego nigdy nie skalała myśl o kłamstwie czy o naciągnięciu kogoś na przysługę. I może łatwiej byłoby nam zrozumieć Adelajdę, gdyby – jak Anna Karenina – spróbowała zmazać nieuleczalny smutek wywołany mężowską oschłością, rzucając się w ramiona przystojnego bawidamka, a nie trwać w samotnym cierpieniu? Ale w Skandynawii nie sprawdza się nasza słowiańska fantazja i romantyczność. Björndalowie i Hamarrböwie są nieodrodnymi dziećmi swojej krainy, która – czy rządzona przez Szwedów, Duńczyków czy ich własnych rodaków – jest przede wszystkim ICH ziemią; z niej powstali i dla niej przecież żyją…

Tkwiłam w tym chłodnym świecie jak zaczarowana, niezauważalnie przechodząc do drugiej części sagi (Dziedzictwo na Björndal (Gulbranssen Trygve)). Trochę zawiódł mnie dopiero koniec – skonstruowany tak, jakby autor chciał dać czytelnikowi do zrozumienia, że człowiek nie ma prawa do szczęścia na ziemi, należy mu się tylko poczucie winy, że nie dość często obcuje z Bogiem i nie dość wiele robi dla innych…
Ale i tak jest to wrażenie niezapomniane, a sama lektura bez wątpienia będzie konkurować o miano czytelniczego odkrycia roku. Jak widać, odkryć takich można dokonywać nawet po wielu, wielu latach od wydania powieści!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1788
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: