W pogoni za fortuną
„W rzeczywistości jesteśmy tacy, jakimi widzą nas inni. Jeśli chodzimy pochyleni, to chodzimy pochyleni, mamy kiepską koordynację ruchową, bo taka rola przypadła nam w życiu, które toczy się koło nas. Jeśli mówią, ze mamy źle dobrane ubranie, zaczniemy zaniedbywać swój wygląd, żeby w ten sposób wyrazić pogardę wobec nich i ukarać samych siebie”*.
Świat giełdowych spekulacji i interesów na ogromną skalę to codzienność Erica Packera. Pewnego dnia w kwietniu 2000, tak jak zwykle, młody milioner wybiera się na przejażdżkę po mieście sparaliżowanym przyjazdem Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wieziony supernowoczesną limuzyną Eric ogląda przez przyciemniane szyby kondukt żałobny po śmierci uduchowionego rapera i zamieszki antyglobalistów, które wybuchły na Times Square.
Ochroniarze obawiają się, że Packer może być celem zamachu, informacje wywiadowcze zdają się potwierdzać te przypuszczenia, wskutek czego zwiększona zostaje ochrona. Ale czy skutecznie?
„Wiedzieć i nie działać to nie wiedzieć”**.
„Cosmopolis” opowiada o młodym milionerze, który w pogoni za fortuną stracił swoje człowieczeństwo. Zobojętniał na krzywdę ludzką, ba, nawet sam nie waha się takiej wyrządzić. Eric Packer z pewnością nie jest postacią, którą można łatwo polubić. Jego życie wydaje się sielankowe – Packer jest właścicielem czterdziestoośmiopokojowego apartamentu oraz bombowca nuklearnego, a ostatnio ożenił się z dziedziczką wielkiej fortuny. Żyć nie umierać, prawda? Jednak to, co na początku wydawało się godne pozazdroszczenia, nagle przestaje być takie. Poznajemy coraz więcej detali życia milionera i zauważamy, że jest ono po prostu puste. Zresztą tak samo jego właściciel.
Don DeLillo zdecydował się wykorzystać schemat „złego bogacza” i udało mu się wykreować w oparciu o niego realistyczną postać. Szkoda tylko, że innych bohaterówi DeLillo potraktował tak oszczędnie – wszyscy są jedynie przelotnymi gośćmi w życiu Packera.
Powieść DeLilla z pewnością nie należy do najłatwiejszych. Odbioru nie ułatwia dosyć specyficzny język, który zmusza do myślenia i czytania pomiędzy wierszami, dlatego nie jest to raczej książka pozwalająca się odstresować. Przy lekturze należy być skupionym, a naszych myśli nie powinno rozpraszać nic innego. Ja niestety do „Cosmopolis” często zasiadałam zabiegana, więc potrzebowałam znacznie więcej czasu na wczucie się i w samą fabułę, i w język. Tego nie ułatwił mi też fakt, że autor często i chaotycznie przeskakiwał pomiędzy miejscami akcji; na przykład w jednym momencie Packer siedzi w limuzynie lawirującej pomiędzy samochodami, by kartkę później znajdować się już w hotelu. Mieszało mi to w głowie, ale jednak ogólny przekaz rozumiałam.
„Wszystko jest skandalem. Umieranie to skandal. Ale wszyscy to robimy”***.
Tak uwielbiana przeze mnie narracja trzecioosobowa sprawdziła się w tym przypadku. Miałam jednak wrażenie, że autor kurczowo trzyma się postaci Erica, czasami tylko dodając wstawki z punktu widzenia tajemniczego mężczyzny, znanego tylko z nazwiska. A szkoda, chętnie poznałabym całą historię z perspektywy innych osób.
Jak widać, „Cosmopolis” ma plusy i minusy. Skąd ocena tylko 5/10? Niestety, powieść DeLilla nie przypadła mi do gustu, jednak nie mówię, że nie spodoba się nikomu. Nie uważam się za jakiegoś guru, żeby zabraniać Wam czytać tę książkę. Wręcz przeciwnie – jej lektura nie jest stratą czasu, a to, że mnie się nie spodobała, nie oznacza, że nikt się nią nie zachwyci. Nie potrafię do końca powiedzieć, dla kogo jest „Cosmopolis”. Chyba sami musicie zdecydować, czy ten klimat Wam odpowiada.
---
* Don DeLillo, „Cosmopolis”, przeł. Robert Sudół, wyd. Noir Sur Blanc, 2005, s. 52.
** Tamże, s. 72
*** Tamze, s. 106
[Recenzję zamieściłam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.