Dodany: 24.06.2012 17:59|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Porusza i wstrząsa, ale nie zachwyca


Nie da się ukryć, że „Abonent czasowo niedostępny” należy do książek, koło których trudno przejść obojętnie. I nie jest to pierwsza taka pozycja w dorobku autorki. Można powiedzieć, że poruszanie tematów drastycznych i bolesnych, z ukazywaniem niezmierzonego potencjału zła, drzemiącego w duszy pozornie normalnych ludzi, stało się już specjalnością Ostrowskiej.

Na ten rodzaj lektury trzeba być przygotowanym, i trzeba być w odpowiedniej dyspozycji psychicznej – bo nie jest to literatura z gatunku pomagającej wydostać się z dołka emocjonalnego. Ale i człowiekiem stosunkowo odpornym, nawet obeznanym z różnymi patologiami społecznymi i aberracjami psychicznymi, niejedna z opowiadanych przez autorkę historii może nieźle wstrząsnąć.

Gdyby media nadal – jak jeszcze przed paru dekadami – milczały na temat molestowania seksualnego dzieci i przemocy w rodzinie, po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych stron „Abonenta…” czytelnik powinien się zerwać z miejsca, krzycząc: „Nie, nie wierzę! To niemożliwe! Jak człowiek może…!”. Ale niestety, już wiemy, że człowiek może naprawdę. Ojczym, wuj, a nawet rodzony ojciec czy brat może napastować seksualnie kilkuletnie dziecko, groźbami zmuszając je do milczenia. Żona, siostra, matka może kryć przestępcę, a dziecko zwracające się do niej o pomoc maltretować i poniżać w obawie, by nie zburzyło pozorów szczęśliwej rodziny. Sąsiedzi, nauczyciele, lekarze mogą nie dostrzegać oczywistych sygnałów wyrządzonej dziecku krzywdy – albo udawać, że nie dostrzegają, bo po cóż mieliby się pakować w cudze sprawy…

Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w powieściowej rodzinie Stańczyków. Ojczym – człowiek o dwóch twarzach: z jednej strony szanowany pedagog (!!!), z drugiej nie tylko obleśny pedofil, ale i bezduszny cynik, z pełnym wyrachowaniem planujący wykorzystanie (w najgorszym tego słowa znaczeniu) ślepo zakochanej w nim żony i jej nieślubnej córki, a i o rodzone dzieci dbający jak o zeszłoroczny śnieg. Matka dwulicowa w sposób jeszcze bardziej przerażający: wobec małżonka skłonna do bezrozumnej uległości, gotowa bodaj sama wystąpić w roli ścierki do jego butów, córkę sponiewierać i odepchnąć, byle tylko ukochany doznał satysfakcji, a obcy „nie gadali”. Bliźniaczki jeszcze zbyt mało pojmujące, by zrozumieć, dlaczego starsza siostra jest stale bita i karcona. Dziadkowie zdający sobie sprawę, że wnuczce nie jest dobrze w rodzinnym domu, lecz milczący wobec zastosowanego przez córkę szantażu, i umierający zbyt wcześnie, by poznać dalszy obrót rzeczy. I Marta, skrzywdzona tak, że na zdrowy rozsądek nie powinna się już nigdy podnieść, a jednak po jakimś czasie ulegająca pierwszemu mężczyźnie, który okazał jej czułość, i znów ponosząca klęskę, zraniona i poniżona… A potem jeszcze raz dająca się wciągnąć w historię, która może być początkiem nowego życia. Ale czy będzie?...

Portret psychologiczny głównej bohaterki jest świetnie skonstruowany; niewiele ustępują mu portrety matki i Michała, żałosnego mięczaka i tchórza, za to sylwetki obu demonów zła – Piotra i Edyty – wydają się nieco przerysowane, podobnie jak i Janki Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Dość wyraziście ukazana jest (pozorna?) nieświadomość lekarzy, którzy jakoś nie wpadają na pomysł, by nawykowo wymiotujące dziecko po wykluczeniu chorób somatycznych skierować do psychologa, i nauczycieli, którzy z jednej strony bezkrytycznie honorują wypisywane wyłącznie przez matkę usprawiedliwienia wielotygodniowej nieobecności uczennicy, z drugiej uważają, że trzęsące się ręce i dziury w pamięci wynikają z „opóźnienia w rozwoju” (znów bez badania psychologicznego!). Trochę to nieprawdopodobne, by pod koniec XX wieku osoby pracujące z dziećmi kompletnie nie miały pojęcia o zaburzeniach nerwicowych i ich możliwych przyczynach, może więc w zamyśle autorki miał to być element zmowy milczenia, otaczającej kłopotliwy dla wszystkich problem? Ale jakoś mało wiarygodnie to wygląda… A już zupełnie nieprawdopodobna jest scena z księdzem wychylającym z konfesjonału i w obecności wiernych głośno rugającym „bezwstydnicę”[1]; czegoś podobnego nie wolno zrobić żadnemu duchownemu, nawet gdyby spowiadał gwałciciela czy mordercę, byłby to bowiem ostatni dzień jego posługi duszpasterskiej. I druga, w której kolejni lekarze zajmujący się dorosłą Martą i jej rodziną (nawiasem mówiąc, nieliczne postacie w pełni pozytywne), odkrywszy list zawierający przyznanie się ojczyma do wszystkich czynów karalnych i mogący stanowić podstawę do wszczęcia postępowania przeciwko niemu, doradzają beztrosko: „A ten ohydny list spal. Najlepiej zapomnieć”[2]. No przepraszam – lekarz świadomy zaistnienia przestępstwa i doradzający usunięcie jedynego dowodu? Gdyby którekolwiek z nich było cynicznym konowałem, wysoko opłacanym przez złoczyńcę, a dwoje pozostałych zastraszonymi niedojdami albo stażystami, którzy jeszcze nie bardzo wiedzą, na czym świat stoi, to może jeszcze - ale cała trójka to lekarze z powołania, z wieloletnim stażem pracy, w pełni zdający sobie sprawę, że żadna z ofiar zbrodniczej działalności Piotra nigdy już nie będzie taka jak przedtem!

Do tych zarzutów muszę dodać jeszcze nie najlepsze partie dialogowe; pod tym względem jest może trochę lepiej niż w „Kamuflażu”, ale nadal trafiają się frazy okropnie sztuczne: „ (…) trzeba mi więcej korepetycji. Rozpowiedz wśród znajomych ci dyrektorów. Nasze potrzeby materialne wzrosną”[3] – tak mówi żona do męża, omawiając aktualną sytuację rodzinną, a matka do córki: „Niech ci [fryzjer] dobierze jakąś podkreślającą twoją urodę fryzurę. (…) Kupiłam ci elegancki kostium. Akurat na wiosenną porę, z żakardu, twój rozmiar – trzydzieści sześć”[4].

Razem wziąwszy, tylko ze względu na doskonałe ukazanie psychiki ofiary molestowania i przemocy zdecydowałam się postawić czwórkę.


---
[1] Ewa Ostrowska, „Abonent czasowo niedostępny”, wyd. Skrzat, Kraków 2009, s. 35.
[2] Tamże, s. 261.
[3] Tamże, s. 39.
[4] Tamże, s. 8-9.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3446
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: koczowniczka 30.06.2012 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie da się ukryć, że „Abo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie - porusza i wstrząsa, ale nie zachwyca.
Tak, trudno uwierzyć w to, by lekarz kazał Marcie spalić list ojczyma. Inny lekarz, tym razem ginekolog, nie rozpoznał śladów molestowania i kazał związywać Marcie na noc ręce.
W ogóle lekarze w książkach Ostrowskiej są jacyś dziwni. Przypomina mi się lekarz z "Gry ze śmiercią w tle", który mocno pobitej dziewczynce przepisał... aspirynę.
Użytkownik: imarba 30.06.2012 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie da się ukryć, że „Abo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książki nie czytałam, więc odniosę się tylko do twojej recenzji:
"Trochę to nieprawdopodobne, by pod koniec XX wieku osoby pracujące z dziećmi kompletnie nie miały pojęcia o zaburzeniach nerwicowych i ich możliwych przyczynach, może więc w zamyśle autorki miał to być element zmowy milczenia, otaczającej kłopotliwy dla wszystkich problem? Ale jakoś mało wiarygodnie to wygląda…"
Otóż niestety nie masz racji.
Ludzie nie reagują. Na niebieską linię strasznie trudno się dodzwonić, a jak już się to stanie, to opowiadają, jak to osoba, której dotyczy sprawa ma udać się na policję ( jak rozumiesz nie w swojej sprawie dzwoniłam), a taka osoba po prostu boi się coś takiego zrobić.
Zgłosiłam też przedszkolance moje podejrzenia w stosunku do jednego z dzieci. Przedszkolanka powiadomiła tatusia, tatuś natychmiast zabrał dziecko z przedszkola i tyle go widzieli. Dziecko także...
( w tym przedszkolu był wówczas nawet i pedagog i psycholog bo był tam oddział integracyjny).
Tak więc głupota, znieczulica i tumiwisizm to coś naturalnego i niestety wszechobecnego.
Po co komu cudze kłopoty? Każdy ma swoje własne, nie chce sobie dokładać, a to sprawia, że dzieci cierpią...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.06.2012 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Książki nie czytałam, wię... | imarba
Wierzę, że nie reagują inne służby; sama wiele razy słyszałam, że policja ignorowała zgłoszenia o przemocy, aż doszło do tragedii, znam też przypadek, gdy typa skazanego za znęcanie się nad rodziną i prawdopodobnie również molestowanie dzieci (czego zdaje się mu nie udowodniono), wypuszczano z więzienia na... przepustki do domu!
Ale ponieważ pracuję m.in. w służbie zdrowia, to wiem, że lekarze już latach 80 byli wyczuleni na objawy zespołu dziecka maltretowanego, i jeżeli stwierdzali coś, co wyglądało na skutek znęcania się nad dzieckiem albo wykorzystywania seksualnego (a akurat bohaterka prezentuje tak klasyczny obraz, że naprawdę lekarze musieliby być zupełnymi ignorantami, żeby nie pomyśleć o tej przyczynie), to zaraz takie podejrzenie było zgłaszane do organów sprawiedliwości. Podobnie opinia psychologa mogła zwrócić uwagę na charakterystyczne zaburzenia wskazujące na patologię w rodzinie. Problem mógł być gdzie indziej, bo:
po pierwsze, często tak jak w rodzinie bohaterki tej powieści, osoba dokonująca przestępstwa była chroniona przez współmałżonka do tego stopnia, że zgłoszenie i tak wszystkiego nie załatwiało. A jeśli dobrze pamiętam, to chyba wtedy były nieco inne przepisy dotyczące zeznań dziecka, gdy było ono ofiarą i jedynym świadkiem przestępstwa, i jeśli nie miało obrażeń ciała ani innych śladów biologicznych, to rzeczywiście był problem ze skazaniem sprawcy;
po drugie, taka matka, która usłyszała od dziecka skargę na ojca i wytworzyła sobie mechanizm negacji, często wręcz celowo izolowała je od służby zdrowia, żeby ktoś przypadkiem nie powiązał dolegliwości dziecka z tym, co się dzieje w domu.
Użytkownik: imarba 30.06.2012 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wierzę, że nie reagują in... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kiedyś naprawdę przypadkiem poznałam panią doktor Bibianę Mossakowską - opowiadała straszne rzeczy, jakie zdarzały się w szpitalach ( chodziło o przywożone dzieci) i jak trudno było w jej czasach uczyć lekarzy by zwracali uwagę na syndrom dziecka maltretowanego - była jedną z prekursorek wprowadzania "praw dziecka" w Polsce( cudzysłów jest dlatego, że w Polsce niestety prawa dziecka nie istnieją) i bardzo, bardzo w tej dziedzinie zasłużoną osobą.
Uważam, że ten problem nadal istnieje i Ostrowska dobrze robi, że o tym pisze.
A do ciebie dot59, jeżeli pozwolisz w poniedziałek napiszę coś na pw :( - może ty nakierujesz ?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.06.2012 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedyś naprawdę przypadki... | imarba
A to by się mogło zgadzać, bo jeśli się nie mylę, to prof. Mossakowska zajęła się tym tematem gdzieś na początku lat 70, tak że 10 lat później musiało być już sporo lekarzy szkolonych w tej kwestii. Akurat wtedy pracowałam w szpitalu miejskim na Śląsku no i tam ta świadomość była, tak jak napisałam powyżej.
Że o kwestii maltretowania i wykorzystywania dzieci trzeba pisać, zgadzam się, zwłaszcza że mimo doskonalszych metod badania psychologicznego i wykrywania śladów biologicznych przestępstwa problem tkwi nadal w ukrywaniu tego przez rodziny i w obojętności czy bezwładności osób mających nieprofesjonalny kontakt z tymi rodzinami. Dlatego akurat zaprezentowana przez autorkę postawa dziadków czy sąsiadów bohaterki wydaje mi się w pełni wiarygodna - tylko ta nieświadomość służby zdrowia wydała mi się mało możliwa. A później już nawet nie nieświadomość, bo przecież ci dwaj lekarze, którzy doradzali Marcie spalić list, doskonale wiedzieli, co się stało, i w zasadzie sami popełnili przestępstwo (nie pamiętam, jak się to po prawniczemu nazywa, takie namawianie do zniszczenia dowodów) - a naprawdę żaden lekarz, którego znam, czegoś podobnego by nie zrobił.
Pisz, oczywiście - jeśli tylko będę w stanie coś doradzić czy wymyślić, to jestem do dyspozycji.
Użytkownik: misiak297 14.10.2012 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A to by się mogło zgadzać... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przeczytałem "Abonenta..." i nie mogę zgodzić się z tytułem Twojej recenzji. Poruszyła mnie ta książka, wstrząsnęła do głębi, zachwyciła... na piątkę. Ostrowska była tą pisarką, która potrafiła sprawić czytelnikowi swoimi powieściami niemal fizyczny ból. Tak jak piszesz, na to trzeba być przygotowanym psychicznie. "Abonent..." jest książką wstrząsającą. Wiele razy nie mogłem powstrzymać łez, miałem ochotę odłożyć tę książkę i nigdy do niej nie wracać. Tu znów się zgodzę - portrety Marty, ojczyma, Michała, matki, a nawet (moim zdaniem) Edyty są niezwykle przekonujące. Cała historia po prostu wstrząsa - fragment, w którym jedna z młodszych sióstr opowiada, co się działo z mamusią... naprawdę to porusza.

A jednak jest to powieść optymistyczna pomimo Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Ale i ja nie będę bezkrytyczny. Doradzanie spalenia listu - rzeczywiście nieprawdopodobne. Łatwiej mi uwierzyć w znieczulicę dotyczącą molestowania, a nawet księdza oburzającego się w konfesjonale. Natomiast czego przeboleć nie mogę to to, o czym piszesz: pewne niezręczności w samym tekście. Chodzi mi przede wszystkim o nadużywanie słów "lecz", "toteż", których w mowie się właściwie chyba nie używa, stąd brzmią nienaturalnie. To samo dotyczy niekiedy specyficznej składni. Szkoda, że redaktor tego nie wyłapał.

Dlatego ostatecznie stawiam piątkę.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.10.2012 07:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem "Abonenta...... | misiak297
No i w zasadniczych kwestiach się zgadzamy - a zachwyt jest sprawą subiektywną :-).
Nawiasem mówiąc, teraz czytam "Musimy porozmawiać o Kevinie" - też wstrząsająca rzecz, choć w nieco innym aspekcie. Powieść jest ujęta w formę listów i też trochę mnie razi, że styl tych listów - pisanych przez matkę tytułowej postaci do byłego męża - jest nazbyt literacki, że to wygląda właściwie tak, jakby całą historię najpierw opowiedział narrator zewnętrzny, a potem zostały w niej pozmieniane osoby i zaimki, pocięto ją na kawałki, dopisano nagłówki i podpisy. Ale z drugiej strony nie wiem, czy gdyby zastosowano inną technikę narracji, byłoby to tak przekonujące. Za to niezręczności stylistycznych na szczęście nie ma - i pewnie postawię 5.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: