Dodany: 24.06.2012 10:42|Autor: Amarisa

Do czego zdolna jest matka broniąca własnego dziecka


Książka "W imię miłości" Jodi Picoult to już moje piąte i z całą pewnością nie ostatnie spotkanie z tą autorką. Swoją przygodę z jej twórczością rozpoczęłam od "Bez mojej zgody" i od tamtego dnia przepadłam. Za cel postawiłam sobie zapoznanie się ze wszystkimi dotąd wydanymi jej powieściami i skrupulatnie staram się wcielać w życie to, co sobie narzuciłam. O samej autorce wiem już m.in to, że studiowała na dwóch uniwersytetach - wpierw w Princeton, a następnie na Harvardzie, gdzie uzyskała tytuł magistra. Pisze od najmłodszych lat i do tej pory napisała dwadzieścia powieści. Za całokształt twórczości literackiej w 2003 r. została uhonorowana nagrodą New England Book. Jej książki cieszą się światową sławą i długo zajmują wysokie miejsca na liście bestsellerów. Niektóre doczekały się ekranizacji, jak chociażby "Bez mojej zgody" (2009), a także omawiana tu "W imię miłości" (2002).

Powieść opowiada o Ninie Frost oraz jej rodzinie - mężu Calebie oraz synku Nathanielu. Nina od wielu lat pracuje jako zastępca prokuratora. Prowadzi postępowania w najtrudniejszych sprawach, które dotyczą przemocy wobec dzieci. Wiele lat doświadczenia zawodowego sprawiło, że doskonale zdaje sobie sprawę, jak dotkliwe i traumatyczne dla dzieci bywają wydarzenia, których stały się uczestnikami za sprawą zwyrodniałych dorosłych. Z doświadczenia wie również, że aby skutecznie poruszać się po tym polu minowym, musi okazywać współczucie ofiarom, zaciekle walczyć o sprawiedliwość, ale jednocześnie zachowywać dystans. Przez cały okres zawodowej kariery doskonale sobie z tym radziła. Jednak nadszedł jeden dzień, który przewrócił jej życie do góry nogami... Któregoś bowiem dnia Nina i jej mąż Caleb odkrywają, że ich pięcioletni synek padł ofiarą molestowania seksualnego. To wydarzenie sprawia, że dotąd zdystansowana pani prokurator nie potrafi już na trzeźwo oceniać sytuacji i trzymać się z boku - o żadnym dystansie nie może być już mowy. Przecież nie chodzi tym razem o rutynowe śledztwo, o czyjeś skrzywdzone, zgwałcone dziecko... Nie, tym razem ofiarą jest jej własny synek. To, co do tej pory wydawało się proste i oczywiste, ulega całkowitemu przewartościowaniu. Nina, ogarnięta matczyną rozpaczą i nieokiełznanym gniewem, rozpętuje prawdziwe piekło. Jest gotowa zrobić wszystko, byleby tylko zapewnić bezpieczeństwo swojemu dziecku, byleby jej mały chłopczyk nie musiał więcej cierpieć. Przez swoją zapalczywość i chęć wymierzenia sprawiedliwości może jednak stracić wszystko... dosłownie wszystko, nawet to, co jest dla niej najważniejsze. Do czego posunie się Nina? Jaki los spotka osobę, która skrzywdziła malutkiego chłopca? I jak to wszystko wpłynie na samego Nathaniela?... Sięgnijcie po książkę, bo ja nie zamierzam pisnąć ani słowa więcej!

"Wystarczy zmienić punkt widzenia, a perspektywa ulega całkowitemu przewartościowaniu"[1].

Problem molestowania seksualnego oraz dopuszczania się gwałtu na nieletnich, zwłaszcza malutkich dzieciach, jest dla mnie czymś strasznym. Jestem w pełni świadoma, jak wyglądają procedury prawne w takim wypadku i przez co muszą ponownie przechodzić ofiary jakiegoś zwyrodnialca podczas ewentualnych rozpraw sądowych, do których dochodzi, jeśli uda się w jakiś sposób zebrać wystarczające dowody oraz nakłonić samo dziecko do składania zeznań. Doskonale zdaję sobie także sprawę, jak niewielu z tych zboczeńców udaje się zamknąć w więzieniu... co dla mnie jest zupełnie niepojęte - jak można puszczać wolno kogoś, kto dopuścił się czegoś podobnego?... Jednakże prawo jest takie, a nie inne i w większości wypadków dobry adwokat wystarczy, aby zwyrodnialec wyszedł na wolność, podczas gdy jego ofiara jeszcze przez długie lata będzie zmagała się z koszmarami. Jako matka czteroletniej dziewczynki nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji. Nie jestem w stanie nawet o tym spokojnie myśleć i nie wyobrażam sobie, do czego byłabym zdolna, gdyby coś takiego spotkało moje dziecko. Nie jestem w stanie stwierdzić, do czego mogłabym się posunąć, żeby tylko w jakiś sposób zemścić się za krzywdę wyrządzoną mojemu dziecku. Jestem jednak pewna, że zrobiłabym ABSOLUTNIE wszystko, żeby zasłużona kara dosięgła osobę, która dopuściła się czegoś takiego na moim dziecku. Na szczęście nic takiego nie przydarzyło się mojej rodzinie i mam głęboką nadzieję, że nigdy nic podobnego nie będzie miało miejsca.

"Życie ludzkie może w mgnieniu oka ulec zmianie; również w mgnieniu oka, jak się okazuje, mogą lec w gruzach najbardziej niezłomne zasady"[2].

W takiej sytuacji znalazła się jednak rodzina Frostów. Ktoś dopuścił się czegoś strasznego; ktoś śmiał skrzywdzić ich pięcioletniego niewinnego synka - Nathaniela. Nina i Caleb jako rodzice przeżywają prawdziwy koszmar. A Nathaniel? Trudno sobie wyobrazić, co w tej sytuacji czuje sam chłopczyk...

Książka napisana jest w taki sposób, że całą historię poznajemy po kolei z punktu widzenia każdej z tych osób. Możemy dogłębnie zajrzeć w psychikę wszystkich członków rodziny, poznać koszmary, które targają ich myślami. Najgorsze, moim zdaniem, było śledzenie przemyśleń samego Nathaniela, postrzegania przez niego świata po tym, co go spotkało i prób tłumaczenia sobie, dlaczego w ogóle do tego doszło. Przecież to tylko mały chłopczyk, co w tak krótkim życiu mógł zrobić złego, że spotkało to akurat jego? Nina, jako matka i pani prokurator, targana jest sprzecznymi emocjami. Z jednej strony pragnie absolutnej zemsty na sprawcy krzywdy dziecka i to za każdą możliwą cenę. Z drugiej strony odzywa się w niej głos rozsądku, którym kierowała się pełniąc funkcję prokuratora - wówczas na trzeźwo ocenia wszelkie możliwe kroki, patrząc na nie z punktu widzenia prawa. Jest rozdarta do granic wytrzymałości, a ta wewnętrzna walka niszczy nie tylko ją, odbija się również na rodzinie - zwłaszcza na Calebie, który nie potrafi odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Nina ma jednak wiernego sojusznika i powiernika najskrytszych myśli, i nie jest nim bynajmniej jej mąż, lecz najlepszy przyjaciel, Patrick - detektyw, z którym zna się od czasów, kiedy to jako dzieci bawili się w piaskownicy. Również z jego punktu widzenia przyglądamy się przebiegowi zdarzeń następujących po sobie jak lawina, której w żaden sposób nie da się zatrzymać...

"Nigdy nie zdołacie się przygotować ani uodpornić na podobny cios. Gdy go doświadczycie, będziecie iść ulicą ogarnięci zdumieniem, że wszyscy wokół się zachowują tak, jakby świat nie został wypchnięty ze swojej orbity. Będziecie przeczesywać pamięć w poszukiwaniu znamiennych znaków i sygnałów, wierząc, że w końcu odkryjecie wśród nich zwiastuna katastrofy, która - niczym sterczący na drodze korzeń - wytrąciła was z kursu normalnego życia"[3].

Powieść podzielona jest na trzy części. W pierwszej dowiadujemy się o koszmarze, jaki spotkał małego Nathaniela. Część druga to studium zachowań poszczególnych członków rodziny, przebieg następujących po sobie wydarzeń oraz walka o odzyskanie równowagi psychicznej małego chłopca. Ostatnia część natomiast traktuje o tym, czy sprawiedliwości stanie się zadość. Książkę czyta się stosunkowo szybko - za sprawą zrozumiałego języka i szybko następujących po sobie zwrotów akcji. Ktoś może zarzucić autorce, że jej książki przeważnie są schematyczne - coś się wydarza, następnie trafiamy do sądu i na koniec poznajemy rozwiązanie całej historii. To prawda. W większości wypadków w ten sposób zbudowana jest fabuła jej powieści. Również "W imię miłości" nie odbiega od tego schematu. Jednak powiem Wam, że absolutnie w niczym mi to nie przeszkadza. Trudne tematy, poruszane przez autorkę, nie mogą mieć innego przebiegu - w którymś momencie akcja wręcz musi przenieść się do sądu, gdzie rzecz będzie rozpatrywana z punktu widzenia prawa. Wielu osobom jednak ten sposób konstruowania fabuły przeszkadza i dlatego kończą swoją przygodę z autorką. Jakże wielki robią błąd... Po twórczość Jodi Picoult warto bowiem sięgać, i to bez wahania. Co z tego, że akcja będzie toczyła się w podobny sposób? To absolutnie nie skreśla autorki jako osoby, która tworzy doskonałe powieści i doskonale potrafi wzbudzać emocje w czytelniku. Pisze o sprawach, o których niektórzy z nas w ogóle nie potrafią mówić - a przecież należy to robić! Tego typu sprawy należy nagłaśniać i uczulać społeczeństwo na wszelkie ich aspekty, żebyśmy mogli przeciwstawiać się złu otaczającemu nas z każdej strony i żebyśmy umieli głośno o tym mówić, walczyć o sprawiedliwość i wsadzać wszelkich złoczyńców do więzień, gdzie jest ich miejsce. Dlatego też polecam powieści Jodi Picoult każdej osobie, która nie boi się czytać o krzywdzie i która nie boi się rozmawiać na temat spraw trudnych, o których wolelibyśmy nie myśleć. Jedną z takich powieści jest właśnie "W imię miłości". Proszę Was... przeczytajcie, bo warto!



---
[1] Jodi Picoult, "W imię miłości", przeł. Katarzyna Kasterka, wyd. Prószyński i S-ka, 2008, s. 7.
[2] Tamże, s. 165.
[3] Tamże, s. 49.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1259
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: