Myślę, że każdy z nas ma takie momenty, kiedy pragnie oderwać się od dotychczasowej egzystencji i zmienić swoje życie, a może właściwiej byłoby napisać – odmienić swoje życie? Różne są tego powody, nieczęsto jednak nasze marzenia i fantazje decydujemy się urzeczywistnić.
Gregorius ma dobrą posadę, jest nauczycielem i realizuje się w pracy. Kocha to, co robi. Nie przeszkadza mu, że nie wykorzystuje do końca własnej błyskotliwości i bardzo szerokiej wiedzy, a jego życie toczy się powoli i jednostajnie. Tym większe zdziwienie może budzić fakt, że z dnia na dzień chce i, co najważniejsze, potrafi rzucić wszystko doskonale mu znane. Nie jest to bowiem człowiek impulsywny, kierujący się chwilowym nastrojem i emocjami.
Decydując się na ucieczkę wiele ryzykuje, gdyż nigdy wcześniej nie zdobył się na podobny czyn, nie wie więc, jak się zachowa, nie zna siebie „takiego”.
Spotkanie młodej Portugalki stanowi pewnego rodzaju bodziec, który przyspiesza lub nawet powoduje gwałtowną zmianę zachodzącą w głównym bohaterze, ale nie tylko. Mundus wielokrotnie bowiem zastanawia się, jak by wyglądało jego obecne życie, gdyby w młodości obrał inną drogę. Prawdopodobnie na długie chwile zapomina o swoich wątpliwościach i straconych możliwościach, tkwią one w nim jednak jak zadra tuż pod powierzchnią. Może dlatego cierpi na bezsenność? Może liczy na to, że nocne spacery pokażą mu właściwą drogę, że dzięki nim nadrobi inne, nieprzeżyte wersje własnego życia?
Kolejny katalizator zmian stanowi książka Amadeu de Prado, a właściwie kilka przetłumaczonych z niej zdań, które „przemawiają” do niego całą swą mocą, sprawiając, że odnosi wrażenie, iż są napisane właśnie dla niego.
Nauczyciel postanawia pojechać do Lizbony i odnaleźć autora „Złotnika słów”, poznaje w trakcie swej wędrówki miasto, fakty z życia pisarza i ludzi z nim związanych…
Powieść urzekła mnie, wręcz uwiodła, niemal od pierwszych stron. Początkowo nieco się obawiałam, że historia, która zaczyna się obiecująco, okaże się w końcowym rozrachunku banalna i przewidywalna, że mało znany mi pisarz nie udźwignie ciężaru, nie poradzi sobie i w konsekwencji będę świadkiem powoli nadciągającej katastrofy. Jakże miło zostałam zaskoczona! Z każdą kolejną przeczytaną kartką było coraz lepiej, ciekawiej, głębiej.
„Nocny pociąg do Lizbony” to prawdziwa kopalnia wiedzy i literackich skojarzeń (chociażby:
Cień wiatru (
Ruiz Zafón Carlos)
,
Madame (
Libera Antoni)
,
Jeśli zimową nocą podróżny (
Calvino Italo)
); studnia bez dna, z której każdy czytelnik może czerpać i znaleźć coś dla siebie.
Forma książki w książce sprawia, że całość nabiera niebywałej głębi, zwłaszcza że Amadeu de Prado potrafi pisać w tak znakomity sposób, iż nie sposób się od fragmentów utworu, „których autorem jest lekarz” oderwać.
Czytając powieść cały czas miałam wrażenie, że „Złotnik słów” to lustro, w którym Gregorius przygląda się samemu sobie. Prawdopodobnie nie tylko on patrzy w zwierciadło, ale i my, czytelnicy, gdyż słowa Amadeu są uniwersalne, mądrości głoszone przez niego ponadczasowe, zapadające głęboko i w serce, i w pamięć.
Przypadek to jednak potężna siła!!! Gdyby nie Portugalka, nie byłoby powieści, gdyby nie przeczytana przeze mnie recenzja
„Wszystkie imiona”, czyli tajemnica szóstej karty, nie dowiedziałabym się o
Nocny pociąg do Lizbony (
Mercier Pascal (właśc. Bieri Peter))
, gdybym nie zaczęła czytać książki, nie zarwałabym nocy, gdyby nie zarwana noc…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.