Dodany: 20.06.2012 05:46|Autor: Antoni Borsuk

Czy warto czekać na zeszły rok?


Z przeobfitego dorobku F.K. Dicka wybrałem kolejną pozycję, książkę o intrygującym tytule "A teraz zaczekaj na zeszły rok". Niby wiedziałem, czego mam się spodziewać po pisarstwie i wyobraźni amerykańskiego guru (to niezaprzeczalny fakt) science fiction, ale jednak byłem nieco zaskoczony. A zaskoczenie, jak wiadomo, może wywołane być i czymś pozytywnym, i negatywnym. Mnie podczas jej czytania i wchłaniania dopadały oba te stany. Ale o tym później.

Książkę tę można czytać na kilka sposobów. Jeśli mielibyśmy podejść jak do kolejnej pozycji w autorskim dorobku Dicka, to wiedzielibyśmy, że nieciekawa wizja świata (nie tylko Ziemi) w niedalekiej przyszłości (rok 2055) może być zarówno katastroficzna, jak i w jakimś stopniu nierealnie intrygująca.

Gdybyśmy popatrzyli na powieść jak na historię miłosną, której sceneria odbiega w znacznym stopniu od znanej nam rzeczywistości, również znaleźlibyśmy coś dla siebie, ale z zaznaczeniem, iż „miłość” ma odcień znany z powieści Dostojewskiego. Nie jest więc to miłość pełna westchnień, lecz w zamian oferuje inne „atrakcje”: niemoc, chorobliwe przywiązanie, walkę i… lojalność.

Można też spojrzeć na „A teraz zaczekaj na zeszły rok” jak na political fiction. Mamy tutaj sekretarza generalnego ONZ (w domyśle „prezydenta świata”), mamy dziwaczną wojnę i takiż sojusz z przedstawicielami innych cywilizacji. Jedna z nich (cywilizacji), ta sojusznicza, choć tak bardzo podobna do ziemskiej (zwłaszcza w wadach), może przypominać związek miłosny, w który uwikłany jest główny bohater, lekarz z zawodu, lekarz z przyszłości. Najlepszy specjalista od przeszczepów sztucznych organów. Inna cywilizacja, którą tworzą chrabąszczopodobne istoty, zdaje się żyć w sposób o wiele bardziej humanitarny niż ludzka i ta do ludzkiej podobna. Takich paradoksów w książce jest oczywiście znacznie więcej.

Z pewnością Dick nie byłby sobą, gdyby w swojej powieści nie umieścił wątku „narkotycznego”. Ale JJ-180 to nie jest zwykła używka, to specyfik, dzięki któremu można podróżować w czasie. Większość wędruje w przeszłość, a tylko na nielicznych (wybranych?) narkotyk działa w sposób odwrotny, czyli mogą oni wędrować w przyszłość. Może ktoś zarzucić, że motyw ten jest wyświechtany i literacko, i filmowo. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że każda nowa podróż w czasie przenosi do alternatywnej rzeczywistości, to już może robić się ciekawie. Bo który rok 2056 będzie prawdziwym? Czy ten widziany za pierwszym, czy za trzecim razem? Czymże więc jest teraźniejszośća? I czy jest… I czy będzie…

Niewiele brakowało, a nie dowiedziałbym się o alternatywnych światach przyszłych. Książka Dicka przez kilkadziesiąt pierwszych stron nużyła mnie, jakoś nie mogłem do niej się przekonać. Na szczęście przełamałem ów początkowy brak zauroczenia. Od czwartego rozdziału stawałem się częścią opowiadanej historii, zastanawiałem się nad pomysłem Dicka, nad losem bohaterów, planety (planet), i… zastanawiam się do teraz.

Warto więc było czekać na zeszły rok, który mógł być jednym z przyszłych. Mam ogromną satysfakcję, że dałem szansę książce, która — jak wspomniałem — nie przekonywała mnie przez trzy z czternastu rozdziałów. Dzięki temu jestem o coś bogatszy, może o spojrzenie na któryś z alternatywnych czasów… I aby móc cieszyć się owym bogactwem, nie muszę posiłkować się żadnymi specyfikami, używką — legalną — są historie tworzone przez pisarza. Historie nierealne, ale jakże bliskie…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1247
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: