Dodany: 19.06.2012 14:14|Autor: Amarisa

Wzruszająca historia pewnej miłości.


Nicholasa Sparka nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Większość czytelników doskonale zna to nazwisko i z pewnością miało okazję przeczytać niektóre jego powieści. Dla tych, którym to nazwisko jest obce, mogę jedynie w skrócie napisać, że swoją pisarską karierę rozpoczął od powieści "Pamiętnik", wydanej w 1997 r. Kolejne jego książki przez wiele miesięcy nie schodziły ze światowych list bestsellerów. Jest to jeden z tych pisarzy, po którego twórczość chętnie sięgają realizatorzy filmowi. Swego czasu oglądałam piękny melodramat pt. "Szkoła uczuć". Historia opowiedziana w tym filmie na długo zapadła mi w pamięć, a podczas seansu z moich oczu płynęły łzy. Jakiś czas później dowiedziałam się, że jest to adaptacja filmowa książki Nicholasa Sparksa "Jesienna miłość". Do tej pory nie miałam przyjemności czytać żadnej z jego książek, a jako że chciałam zapoznać się z twórczością tego autora, pomyślałam, że dobrze będzie sięgnąć po historię, na której podstawie nakręcono tali piękny film. Wiedziałam, że z całą pewnością nie zawiodę się na tej powieści. Zdawałam sobie doskonale sprawę i z tego, że czytając, będę jednocześnie dopatrywała się różnic i podobieństw pomiędzy filmem, a powieścią. Co z tego wynikło? Czytajcie dalej, to się dowiecie.

"Kiedy miałem siedemnaście lat, moje życie odmieniło się na zawsze. Gdy dzisiaj, czterdzieści lat później, przechadzam się ulicami Beaufort i rozmyślam o tamtym roku pamiętam wszystko tak wyraźnie, jakby te wydarzenia nadal rozgrywały się przed moimi oczyma"[1].

"Nazywam się Landon Carter i mam siedemnaście lat. Oto moja historia; przyrzekam, że niczego nie opuszczę. Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem"[2].

W zasadzie powyższe słowa powinny wystarczyć za zachętę. Jednakże zrobię wszystko tak, jak należy - przybliżę Wam nieco opowiedzianą w niej historię, a potem jedynie do Was będzie należała decyzja, czy sięgniecie po tę książkę, czy też zapomnicie o tym tytule na zawsze...

Landona Cartera poznajemy, kiedy ma 57 lat i wraca pamięcią do roku 1958, do swojego rodzinnego miasteczka Beaufort, położonego nad morzem w pobliżu Morehead City w Karolinie Północnej. Jako siedemnastoletni chłopak był taki sam, jak reszta jego rówieśników. Od czasu do czasu lubił trochę narozrabiać, na co dzień widywał się z przyjaciółmi, a czasami w nocy spotykali się całą paczką na miejscowym cmentarzu, aby zajadając się orzeszkami, opowiadać sobie przeróżne historie. Można by powiedzieć krótko, że to typowy, nieodpowiedzialny nastolatek. Jednak nie był on takim znów zwyczajnym chłopakiem. Należał bowiem do rodziny, której historia miała głębokie korzenie i w której opinia o przodkach nie była zbytnio pochlebna. Landona wychowywała w zasadzie jedynie matka, gdyż ojciec, kongresman, przez większość roku był w Waszyngtonie. Miłość matki nie mogła mu wynagrodzić braku ojcowskiej uwagi i męskiego wzorca do naśladowania. Wszystko wskazywało na to, że Landon wyrośnie na niezbyt odpowiedzialnego mężczyznę, w ogóle nie martwiącego się o swoją przyszłość. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy na jego drodze stanęła niepozorna Jamie Sullivan, jego rówieśniczka, a zarazem córka miejscowego pastora. Od tego momentu życie Landona wywróciło się dosłownie do góry nogami i podważone zostały wszelkie wartości i zasady, którymi do tej pory się kierował. Co takiego uczyniła Jamie? Jakie relacje łączyły ją z Landonem? I najważniejsze... dlaczego jako dorosły mężczyzna, po czterdziestu latach od pierwszego spotkania z Jamie, nadal wyraźnie pamięta wydarzenia z tamtego okresu i wraca do nich myślami? Dlaczego stały się one dla niego tak bardzo ważne?

Książka jest po prostu piękna. To krótkie zdanie wystarczyłoby za całe podsumowanie, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że należy napisać coś więcej na jej temat. Jak już wspominałam, wpierw obejrzałam ekranizację, a dopiero teraz przeczytałam powieść. Znając historię opowiedzianą w filmie, z łatwością mogłam dopatrywać się różnic i podobieństw pomiędzy nimi. I muszę przyznać, że jest ich sporo. Owszem, główny wątek jest taki sam. Doszukałam się jednak wielu rzeczy, które w ekranizacji zostały pominięte, oraz takich, które są w filmie, a w książce ich nie było. Wiem, wiem, ekranizacja nie musi być idealnym odwzorowaniem książki, często jedynie opiera się na historii w niej opisanej; a w takim razie nie ma się do czego się przyczepić. Jeśli jednak miałabym wybrać, która historia jest lepsza, zdecydowanie wybrałabym tę opisaną w powieści.

Bohaterowie są doskonale przedstawieni. Razem z nimi przeżywamy historię, która stała się ich udziałem. Razem się śmiejemy, kiedy są po temu powody, wspólnie ronimy łzy, kiedy wydarza się jakieś nieszczęście. Nie mogę pisać więcej na ten temat, gdyż musiałabym dopuścić się streszczania książki, a nie o to przecież nam tutaj chodzi. Mogę tylko stwierdzić, że Sparks potrafi doskonale wykreować bohaterów i opisać targające nimi uczucia w taki sposób, że czytelnika chwytają za serce i są powodem wielu wzruszeń.

Język powieści jest bardzo plastyczny i wyrazisty, prosty i zrozumiały dla każdego. Historia opisana w książce do łatwych z pewnością nie należy i jeśli nie lubicie tego typu książek, to lepiej zrezygnujcie z lektury. Sparks umiejętnie gra na ludzkich uczuciach. Mimo że znałam historię z filmu, czytając - wielokrotnie musiałam powstrzymywać się, aby nie wybuchać płaczem. Nie ma tu mowy o jakiejś wartkiej akcji, są to po prostu wspomnienia starszego już człowieka, który wraca pamięcią do najszczęśliwszego - mimo że przyniósł mu również całą masę bólu - okresu swojego życia. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się z zapartym tchem i jest bardzo ciekawa. Czy polecam ją innym? Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Sparksa, jak i dla wszystkich tych, którzy lubią historie chwytające za serce. Jestem bardzo zadowolona, że wybrałam właśnie ten, a nie inny tytuł na pierwsze spotkanie z twórczością tego pisarza i dzięki temu wiem już, że będę chciała zapoznać się z innymi jego książkami.



---
[1] Nicholas Sparks, "Jesienna miłość", przeł. Andrzej Szulc, wyd. Słówko i Albatros Andrzej Kuryłowicz, 2000, s. 202
[2] Tamże, s. 11.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1224
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: