Dodany: 13.06.2012 16:13|Autor: AnnRK
„Wszystkie imiona”, czyli tajemnica szóstej karty
José jest kancelistą Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego. Mieszka w domku przylegającym do bocznych ścian gmachu Archiwum. Domek ten ma dwa wejścia: „jedno normalne, od strony ulicy i drugie ukryte, niewidoczne, prowadzące bezpośrednio do głównej nawy Archiwum”[1]. Kancelista korzysta z wejścia „normalnego”. Używanie tego drugiego jest zabronione. Bohater ma jednak klucz do zakazanych drzwi, dzięki czemu nocą może bez przeszkód poruszać się po budynku. Ktoś mógłby się zdziwić, czego w takim miejscu można szukać po godzinach pracy. Już wyjaśniam. Pan José ma ukrytą pasję.
„Jakkolwiek konik pana José jest najzupełniej niewinny, nie wiedzieć czemu, pan José pilnie baczy, by nikt nie odkrył, że zbiera wycinki z prasy z artykułami i zdjęciami sławnych ludzi, przy czym sława jest tu jedynym kryterium, gdyż jest mu obojętne, czy jest to polityk, generał, aktor, architekt, muzyk, piłkarz, kolarz, pisarz, spekulant, tancerka, morderca, bankier, oszust czy miss piękności”[2].
A ponieważ, jak wiadomo, prasie nie można ufać – dane osobowe najlepiej spisać z kart przechowywanych w teczkach Archiwum. Oczywiście nie można tego zrobić w dzień, w godzinach pracy. Takie rzeczy na sucho uchodzą wyłącznie pod osłoną nocy.
Po powrocie do domu z jednej z nocnych eskapad do Archiwum urzędnik ze zdumieniem stwierdził, że zamiast pięciu kart potrzebnych do uzupełniania danych o sławach drugiej kategorii - ściska ich w dłoni sześć. Ta szósta „była to karta kobiety, urodzonej przed trzydziestu sześciu laty w tym samym mieście i prócz wpisu dotyczącego urodzenia zawierała jeszcze informacje o małżeństwie i o rozwodzie”[3]. Karta nie daje kanceliście spokoju, podejmuje on więc decyzję o odnalezieniu kobiety. Postanowienie to zmienia jego dotychczasowe życie. Nagle zaczyna zaniedbywać do tej pory skrupulatnie wykonywane obowiązki zawodowe. Decyduje się na czyny, o których wcześniej nawet by nie pomyślał. Ryzykuje utratę dobrej opinii i pracy, choć sam właściwie nie widzi w tych poszukiwaniach sensu: „Przedtem żyłem sobie tak spokojnie, to jakaś absurdalna obsesja, po co ja szukam jakiejś nieznajomej, która nawet nie wie o moim istnieniu”[4]. José nie wynajduje już informacji o sławach. Skupia się na historii przeciętnej kobiety. Jakby zrozumiał wagę każdego, nawet zupełnie przeciętnego, ludzkiego życia.
Podczas lektury powieści portugalskiego noblisty nasunęło mi się porównanie głównego bohatera powieści do Gregoriusa, nauczyciela języków klasycznych, bohatera „Nocnego pociągu do Lizbony” Pascala Merciera. Zarówno José, jak i Gregorius są samotnymi mężczyznami w sile wieku, oddanymi wykonywanej pracy. Ich życie jest monotonne, kolejne dni właściwie nie różnią się od siebie. I nagle, pod wpływem impulsu, całkowicie irracjonalnie, spontanicznie – zostawiają to swoje spokojne i przewidywalne życie z zupełnie absurdalnych pobudek.
Gregorius postanowił odszukać autora książki „Złotnik słów”. José - kobietę, której kartę z danymi osobowymi przypadkiem wyjął z kartoteki. Być może obaj potrzebowali czegoś, czegokolwiek, co wyrwie ich z marazmu, przerwie nudę i stanie się tym, w czym zobaczą swój cel. Komuś, kto te historie obserwuje z boku, może się wydawać, że nie mają one sensu. Ot, zwykły przypadek, znaleziona książka, karta. Sprawa zupełnie bez znaczenia. Nic, czemu warto by było poświęcić więcej niż kilka chwil. Czytamy książkę i odkładamy ją na półkę, karta wędruje na swoje miejsce, a my powracamy do bardziej fascynujących zajęć. A co, jeśli nie mamy do czego wracać? Co zrobić, gdy nikt na nas nie czeka, nikt nas nie potrzebuje, nasza codzienność to ciąg niczym się niewyróżniających obrazów, jak nieciekawy film, z którego wymykamy się z kina na długo przed napisami końcowymi? Więc ta książka, ta karta nabiera nagle znaczenia. Budzi nas z uśpienia, rozpala policzki, motywuje do działania, do zmian. I nie finał jest ważny, lecz samo dążenie do celu, przełamywanie własnych lęków, poszukiwanie siebie. Chcemy żyć po coś, a nie tak po prostu.
---
[1] José Saramago, „Wszystkie imiona”, przeł. Elżbieta Milewska, wyd. Rebis, 1999, s. 19.
[2] Tamże, s. 21.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 156.
[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.