Dodany: 13.05.2012 12:38|Autor: imarba

Książka: Syn człowieczy
Yi Mun-yŏl

1 osoba poleca ten tekst.

Kanapka z opiłkami żelaza


Każdy w coś wierzy. Wierzymy w otręby pszenne, w nowo powstający lek na raka, w dobrą wolę polityków, a gdzieś tam jeszcze w jakiegoś Boga. Świadomie piszę „jakiegoś”, bo zakładam, że w ten sposób określam Boga jako takiego, nie wnikając w religijne aspekty wiary każdego z nas.

Coraz częściej równanie (wybaczcie mi matematycy) religia = kościół = wiara ( odnoszę to do wszelkich możliwych religii) traci na wartości. Jest coraz więcej ludzi wierzących „po swojemu” i szukających własnych dróg do Boga. I tu, choć może w trochę pokręcony sposób, dochodzę do „Syna człowieczego”, książki koreańskiego pisarza Yi Munyola.

Konstrukcja książki przywodzi na myśl „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, ale nie sadzę, by efekt ten był zamierzony. Autor wziął na warsztat mit Ahaswerusa, Żyda Wiecznego Tułacza i w dość nieoczywisty sposób napisał go od nowa.

Książka ma dwie warstwy, współczesną i quasi-historyczną, zamkniętą w opowieści zapisanej przez człowieka, którego ciało znaleziono niedaleko jednego z domów modlitwy. „Zawiera teksty historyczne zredagowane przez głównego bohatera zamieszanego w zawikłaną intrygę policyjną i śledztwo kryminalne. Te historyczne teksty są jednak całkowicie mityczne, traktując o Antychryście, prawdziwym Chrystusie, czy też Żydzie Wiecznym Tułaczu w zależności od sposobu odczytania"[1]. Co łączy obie te warstwy i czy rzeczywiście może coś łączyć Ahaswerusa, Żyda sprzed dwóch tysięcy lat, i zamordowanego Koreańczyka?

Obaj poszukują Boga.

Autor pokazuje, jak wierzący żydowski intelektualista i poliglota, młody, pragnący zostać rabinem Ahaswerus zaczyna wątpić i przekopywać się przez współczesne mu wierzenia po to tylko, aby odnaleźć prawdziwego Boga, przemierza tysiące kilometrów, stając się po kolei adeptem różnych religii, aby odnaleźć wiarę. „Jestem po prostu Synem Człowieczym. Zawiodłem się na Bogu mojego ludu, szukałem nowego boga i nowej nauki”[2], mówi o sobie. Idzie jakby przypadkiem śladami niedawno narodzonego Chrystusa. Staje się wyznawcą Izydy, Ahura Mazdy, Baala po to, by w końcu wrócić do Judei i spotkać nauczającego Chrystusa.

Te spotkania nie są jednak tak oczywiste, jak by się wydawało, bo to Ahaswerus usiłuje uczyć Chrystusa, staje przeciwko niemu w obronie człowieka i człowieczeństwa.

Dlaczego? Bo uważa się za jedynego prawdziwego Syna Człowieczego.

Warstwa współczesna tej powieści także ściśle związana jest z wiarą. Ukazuje koreańskie realia, ale trudno by tu szukać zadziwiających faktów czy smaczków kulturowych, to Korea opisana przez Koreańczyka, a więc zwyczajna, biedna, prosta, głodna i bardzo w jakiś sposób swojska. Bohater usiłuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wiara i wiedza nie mogą iść ze sobą w parze i czy Bóg ma prawo żądać od człowieka skrajnych poświęceń, nie dając nic w zamian. Podważa winę Kaina, pyta, kto stworzył grzech, skłania się ku wierze Serpentynian czczących węża z Księgi Rodzaju jako symbol poznania. „Chcesz nas odesłać do tego luksusowego kurnika?”[3] pyta Chrystusa mówiącego o życiu wiecznym w Raju. Przekopuje się przez wszystkie możliwe za i przeciw, by w końcu...

Tego już nie napiszę. Nie będę streszczać tej powieści, choć uważam, że warta jest przeczytania i przetrawienia. Nie ocenię jej także, ze względu na fakt, iż sama ją tłumaczyłam.

Dlaczego więc zamieszczam tę recenzję?

Wydawca dość nieszczęśliwie dla książki opatrzył ją etykietką kryminału i choć de facto jest ona kryminałem, to z pewnością nie zadowoli miłośników tego gatunku. Zbrodnia jest tu pretekstem do zawiłych rozważań na tematy religijne, do pytań egzystencjalnych, do podważania dogmatów i do zastanawiania się nad każdym aspektem ludzkiego życia. Co ciekawe, autor w żadnym wypadku nie podważa istnienia Boga, on tylko każe Bogu się zmienić...

Nie jest to powieść, która zachwyci każdego. Jest mocno obrazoburcza i nieco udziwniona. Zaangażowana, ale także w dziecięcy sposób naiwna. Przeładowana informacjami na temat przeróżnych dawnych religii, a także aluzjami do Starego i Nowego Testamentu, a jednak gorąco ją polecam.

Jest jak kanapka z opiłkami żelaza z tytułu mojej recenzji. Prosta i skomplikowana, znana i zupełnie nowatorska, smaczna i trochę przerażająca, ale przez to ciekawa w takim sensie, w jakim inność budzi właśnie ciekawość, a nie natychmiastowe potępienie. A opiłki żelaza? No cóż, smaczne nie są, ale żelaza też każdy potrzebuje...


---
[1] Yi Munyol, „Syn człowieczy”, przeł. Iwona Banach, wyd. „Zysk”, 2011, s. 6.
[2] Tamże, s. 130.
[3] Tamże, s. 224.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1343
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: