Dodany: 09.05.2012 12:37|Autor: Bibliomisiek

Recenzja nagrodzona!

Książka: Gdzie jesteś, Amando?
Lehane Dennis

6 osób poleca ten tekst.

Bez dobrych rozwiązań


Tak się składa, że twórczość Dennisa Lehane'a poznaję mocno niechronologicznie. W dodatku do tej pory pomijałem (a raczej - pomijał mnie) cykl powieściowy, który stanowi - bagatela - dwie trzecie jego dorobku. Zaczęło się zresztą od mocnego filmu Eastwooda "Rzeka tajemnic". Później wybrałem się do "Miasta niepokoju" - i okazało się, że to najlepsza powieść, jaką przeczytałem w 2010 roku. "Rzeka tajemnic" również okazała się sugestywna (mimo znajomości filmu). Dla równowagi, rozczarowała mnie ekranizacja "Wyspy skazańców". Jednak to wszystko nie był rdzeń twórczości Lehane'a - bo ten stanowiły przygody pewnej pary detektywów. Sięgając po tom z tego cyklu, znałem już mniej więcej mocne i słabe strony jego stylu - i rozumiem, dlaczego jest wymieniany jednym tchem z Jamesem Ellroyem jako następca Chandlera. Stanęło - w zasadzie przypadkiem - na "Amandzie".

Nie wiem, co wielbiony przeze mnie Ellroy sądzi o Lehane'ie, ale w "Amandzie" widać wyraźnie kurs, który wyznaczył niegdyś Chandler, a który zdecydowanie go odróżnia - tak od Ellroya, jak i innych pisarzy kryminałów. W ujęciu Lehane'a dramat kryminalny jest jedynie odskocznią do stworzenia mocnej powieści społecznej. Zresztą zwrot w stronę społeczno-historycznego fresku, jaki wykonał w późniejszym epickim "Mieście niepokoju", wyraźnie wskazuje, że tym, co najbardziej go interesuje, są socjologia i psychologia, a nie intryga kryminalna jako taka. Na razie jednak mamy parę sympatycznych detektywów (narrator, Patrick Kenzie plus Angela Gennaro), którzy - bardziej nie chcąc, niż chcąc - angażują się w sprawę porwania czteroletniej Amandy, dziecka z marginesu społecznego. Można by powiedzieć, że śledztwo jak śledztwo - prowadzone jest, przynajmniej do pewnego momentu, zgodnie z regułami gatunku. Ale im głębiej zanurzamy się w Lehane'owski Boston, tym bardziej odsłania się straszliwy problem społeczny, jakim jest los dzieci z rodzin patologicznych oraz kidnapping - głównie o podłożu pedofilskim, ale przecież nie tylko (nie rozwijam myśli, żeby nie zdradzać szczegółów fabuły). W opisie wygląda to patetycznie i banalnie zarazem, ale roztrząsania Kenziego na ten temat mają w sobie taki ładunek tragicznych emocji, że z trudem je przyswajałem, a z drastyczną prozą jestem otrzaskany naprawdę nie od dzisiaj. Niejedno się już czytało i oglądało. A jednak. Ma Lehane dar tworzenia literatury dławiącej w gardle i trzymającej za jaja. I nie chodzi tu o emocjonalny szantaż losem porywanych dzieci.

Lubię kryminały niespieszne. W "Amandzie" śledztwo toczy się wolno zarówno ze względów wewnątrzfabularnych, jak i autorskiej chęci spojrzenia pod podszewkę rzeczywistości i - na ile to możliwe - w głąb zasiedlających ją bohaterów. W tej niespieszności, w jej nastroju, jest tak gęsty fatalizm, że choć żywimy nadzieję, iż sprawa skończy się - mimo wszystko - dobrze, to stopniowo dociera do nas, że dobrze skończyć się nie może. A jednak finał, zaskakujący, gorzki, zgoła niehollywoodzki, który koronuje tę przygnębiającą opowieść, wznosi jej tragizm na zupełnie nowy poziom. Ma w sobie siłę porażającego zakończenia "Chinatown" lub "Siedem" - tylko w nieco innym wymiarze. Jest tym gorzej, że problemy społeczno-prawne podniesione przez Lehane'a naprawdę domagają się rozwiązań. A tu dobrych, niepowodujących strat rozwiązań prawdopodobnie w ogóle nie ma. I to jest dopiero tragedia.

Na koniec krótko o wadach, bo jednak - jak wspomniałem na wstępie - proza Lehane'a ma również takowe. Otóż miejscami, niestety, jego styl osuwa się w patos. Na tę przypadłość cierpiały również wczesne powieści Ellroya - te sprzed "L. A. Quartet". U Lehane'a niekiedy po prostu jest za dużo słów. Czasem naprawdę mniej znaczy więcej. Na szczęście to tylko niewielkie plamki na znakomitym płótnie.

Gorzej, że autor nie przekonał mnie do swoich bohaterów. Drażni mnie ich sympatyczność, drażni zbyt miękki Patrick Kenzie, a zwłaszcza niezmiernie irytuje - widziana jego kochającymi oczętami - Angela Gennaro, która jawi się jako skończony ideał urody i wrażliwości. Pewnie tacy właśnie mieli być - zwykli ludzie, na pewno bardziej realistyczni niż Philip Marlowe, bo to inna konwencja. A jednak jest w tej parze coś, co mnie wkurza. I kiedy sięgnę po inne powieści Lehane'a - to nie dla nich, a dla wszystkiego poza nimi. Ale sięgnę na pewno.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4023
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: norge 09.05.2012 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się składa, że twórcz... | Bibliomisiek
Ciekawa recenzja zachęcająca do przeczytania książki, Michale. Zawsze się cieszę - jako wielbicielka gatunku - kiedy wśród wyróżnionych pojawia się recenzja dobrego kryminału.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: