Dodany: 07.05.2012 17:43|Autor: Antoni Borsuk

Egzegeza w stylu science fiction


Jeszcze niedawno słysząc termin "literatura SF" krzywiłem się i mentalnie, i na twarzy. Uważałem, że powieści o smokach, mitycznych bohaterach czy zniekształconych wskutek działań nuklearnych społeczeństwach to tanie chwyty, które łatwo można przerobić na scenariusz jakiegoś kiepskiego filmu albo serialu. Jeszcze niedawno…

Zapoznając się (na początku) z teorią literatury fantastycznej, dowiedziałem się, że termin ten obejmuje nie tylko "bzdury", ale i powieści czy historie głęboko badające kondycję człowieka w erach modernizmu i postmodernizmu. A kostium może nawet pozwolić na ciekawsze i brawurowe teorie. To już było coś.

Gdy pierwszy raz zetknąłem się z twórczością P.K. Dicka ("Ubik"), byłem nie tylko zdziwiony, ale i zachwycony. Dowiedziałem się, że ignorując literaturę tego typu, wiele traciłem. Przeczytałem kilka następnych powieści tego autora, do tego jakiś zbiór opowiadań. Nie wszystko mnie zachwyciło, zauważyłem, że niektóre pomysły były wtórne, język - niekiedy niedopracowany. Ale zważywszy na całą spuściznę Dicka (w czasie dwóch lat, podczas silnego uzależnienia od narkotyków, potrafił napisać 11 powieści), łatwo zrozumieć owe niedoróbki.

"Valis" - gdy z półki bibliotecznej wziąłem tę książkę, czytając opis na okładce (Rebis, 1994) miałem co do niej nieco wątpliwości (rzecz jawiła się jako dość szemrana dyskusja o bogu). Trzy razy przekładałem zwrot książki, aż w końcu zacząłem czytać. Czytać - to zbyt banalne. Chłonąłem powoli, wracałem, zastanawiałem się, sprawdzałem niektóre słowa w słowniku wyrazów obcych… Uczyłem się czytania jakby na nowo. Chociaż nie jestem wtórnym analfabetą.

Co więc urzekło mnie, że przeczytawszy wcześniej kilkaset czy ponad tysiąc książek, od razu "Valis" dołączyłem do mojego kanonu lektur? Traktat o miejscu człowieka we współczesnym świecie, o jego rzekomej misji, o stosunku do boskości i roli samej boskości na życie ziemskie i to inne. A wszystko podane ze znajomością antycznej myśli religijnej i filozoficznej, doszukiwanie się spójności w roli i osobach mesjasza w kilku religiach. Kim jest bóg, bo pewnie jest - dlaczego pozwolił człowiekowi na powolne unicestwianie siebie i swojej planety? A może boskość to mit, i prawdziwymi bogami są ludzie - te miliardy zagonionych i zagubionych istot szukających swojego miejsca na Ziemi. Możliwe również, że są jeszcze inne rozwiązania i tego typu dywagacje nie mają sensu…

Jeśli zaś chodzi o budowę powieści, wielu czytelnikom może ona utrudniać odbiór treści. Przeskoki w czasie, rozdwojenie jaźni, dialogi wewnętrzne, swoisty dziennik prowadzony przez głównego bohatera, który tak naprawdę… nie istnieje. Ten pozorny chaos jest niezbędny, by zapoznać odbiorcę z przedstawianą wizją Stanów Zjednoczonych ery posthipisowskiej. Taka historia mogłaby jednak zdarzyć się wszędzie, gdzie żyją ludzie. Narkotyki jako panaceum wszechobecne i polecane nawet przez niektórych specjalistów od ludzkiej duszy (wspominany w powieści Tim Leary). Może więc powieść Dicka jest zwykłym narkotycznym bełkotem - taki wniosek mógłby spodobać się wielu krytykom.

"Valis" nie jest ani czymś zwykłym, ani bełkotem. Jest podróżą w nieznane zakamarki własnej osobowości, udaną próbą oderwania się od często traumatycznej rzeczywistości. A wszystko to połączone z wiedzą, inteligencją i pisarstwem najwyższych lotów. Jeżeli pozwoli się sobie na podróż z Dickiem (vel Koniolubem Grubasem), to po zakotwiczeniu trudno będzie być takim samym człowiekiem.

W jakimś stopniu traktat Dicka jest "książką zbójecką". Ale w odróżnieniu od dzieł klasyków romantyzmu, opatrywanych taką etykietą, lektura "Valis" nie wzmaga u czytelnika tendencji samobójczych. Przeciwnie - pokazuje, że warto żyć, ale niekoniecznie w taki sposób, jak dotychczas. Jest to zatem śmierć (albo chociaż odrzucenie) niepotrzebnego bagażu mentalnego. Może więc ta powieść to antidotum, bo jak wiadomo (i o czym wspomina autor), wszystko może być bądź lekarstwem, bądź trucizną, zależnie od proporcji. Aby przekonać się, czy ta dawka "toksyn" jest szkodliwa, czy lecznicza, należy przeczytać powieść Dicka, chłonąc ją powoli, z przerwami. Myśleć, marzyć, bać się i iść dalej…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1427
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: