Dodany: 29.07.2007 15:15|Autor: Kemor

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wesele w Auschwitz
Hackl Erich

1 osoba poleca ten tekst.

Nawet w piekle zdarzają się cuda


Auschwitz - piekło na ziemi, które ludzie zgotowali ludziom, największe cmentarzysko z czasów II wojny światowej, symbol jednej z największych zbrodni w dziejach ludzkości. Pochłonęło ponad milion ofiar: 960 tys. Żydów, 70-75 tys. Polaków, 21 tys. Romów, 15 tys. jeńców radzieckich, 10-15 tys. więźniów innych narodowości.

Bogata literatura obozowa daje szeroki obraz wydarzeń, ludzkich zachowań i realiów życia w tych strasznych czasach pogardy i upodlenia człowieka. O ślubie w Auschwitz nikt jednak przed Erichem Hacklem nie napisał. Ślub w Auchwitz? W obozie śmierci? Więźnia? Z kobietą spoza obozu? Niemożliwe!
A jednak zdarzyło się to naprawdę, bo nawet w piekle zdarzają się cuda. I nawet portret ślubny się zachował, wykonany przez więźnia Wilhelma Brassego, fotografa z Auschwitz, który prowadził - na polecenie SS - fotograficzną dokumentację obozu od jego powstania do ewakuacji[1].

Ceremonia ślubna odbyła się 18 III 1944 r. Pan młody to Austriak - Rudi Friemel, numer obozowy 25173, który w obozie pracował jako mechanik samochodowy. Został tu uwięziony 2 I 1942 r., ponieważ... "przez swoją szeroko zakrojoną działalność marksistowską i udział po stronie czerwonych w wojnie domowej w Hiszpanii daje powód do obaw, że przebywając na wolności może działać na szkodę Rzeszy"[2]. Panna młoda to Hiszpanka - Margarita Ferrer, która przyjechała na ślub do Auschwitz z Niemiec wraz ze swoim synkiem Edim. Pracowała tam jako przymusowa robotnica. W zaślubinach wzięli udział także ojciec i brat pana młodego. Ślubu udzielał gestapowiec Kristian - zastępca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Auschwitz. Kristian... "(...) uwielbiał zabijać. Kiedy wracał z egzekucji był zawsze w dobrym humorze. Kochał kwiatki doniczkowe w swoim biurze. Pewnego razu był miły dla kotka"[3].

Młodzi poznali się w Hiszpanii. Rudi - ideowy i zaangażowany w działalność partyjną socjalista - przyjechał tu z Wiednia, by walczyć przeciwko Franco w Międzynarodowych Brygadach. Od pierwszego spotkania zaczęła się niezwykła miłość. Miłość, na której szczególne piętno odcisnęły ówczesne wydarzenia w Europie. Zwycięstwo gen. Franco i jego krwawa rozprawa z republikanami zmusiła naszych bohaterów do ucieczki z Hiszpanii. Przebywali w obozach francuskich, potem trafiali do różnych miejscowości będących już pod okupacją niemiecką. Los był jednak dla nich łaskawy. Odnaleźli się w tułaczce. W kwietniu 1941 r. Margarita urodziła Rudiemu syna. Krótko jednak dane było ojcu nacieszyć się potomkiem. W lipcu 1941 r. znów los, a raczej obowiązujące wojenne rygory, ich rozdzielił. Kilka miesięcy później Rudi został osadzony w Auschwitz, a Margi stała się przymusową robotnicą w Niemczech.

Od pierwszych dni pobytu w obozie Friemel podejmował szaleńcze próby zalegalizowania swojego zwiążku z Margaritą. W jaki sposób cel swój osiągnął? Wkrótce podjął próbę następną, także szaleńczą i tym razem bardziej ryzykowną. Niestety, zakończyła się ona niepowodzeniem i karą śmierci. 30 XII 1944 r. został stracony. W ślubnej koszuli z wyhaftowanymi różami. Przed egzekucją zdążył jeszcze napisać do ukochanej Margi kilka, jakże przejmujących, listów, które są spowiedzią z życia i wyrazem wielkiej miłości.

Margarita i dziecko przeżyli wojnę, ale jak potoczyły się ich losy... Przeżyli też niektórzy świadkowie tej niezwykłej historii. To oni podzielili się z autorem książki swoimi wspomnieniami.

Erich Hackl dotarł też do akt byłych więźniów i dokumentów związanych z uczestnikami walk w Hiszpanii, a także pobytem bohaterów w różnych miejscowościach[4]. Dzięki nim i talentowi pisarza powstał ten niezwykły literacki reportaż, wciągająca książka, od której nie sposób się oderwać.

Autor zastosował ciekawą metodę pisarską, bowiem całość jest zbiorem różnych, czasami nawet sprzecznych ze sobą relacji ludzi, którzy opowiadają o Margaricie i Rudim, o życiu w obozie, o zagładzie Żydów, o rodzinach państwa młodych, o miejscowościach, w których byli i pozostawili po sobie ślad. Są to pozornie autentyczne, w rzeczywistości fikcyjne wypowiedzi.

Przedstawione przeze mnie fakty dotyczące życia bohaterów nie zdradzają niczego, co w tym utworze jest najciekawsze. Jego wartość tkwi przede wszystkim w owych relacjach i opowieściach, z których czytelnik dowiaduje się rzeczy bardzo ciekawych i niejednokrotnie zaskakujących.

A zatem - polecam, bo warto oddać się lekturze tej interesującej książki.



-------
[1] Wilhelm Brasse wykonał ok. 50 tys. zdjęć więźniów, oficerów z rodzinami, a także fotografował pseudomedyczne eksperymenty obozowych lekarzy. Był dobrym znajomym bohatera "Wesela w Auschwitz". E. Hackl poznał go osobiście dzięki... polskiemu wydaniu swojej książki i filmowi dokumentalnemu J. Dobrowolskiego "Portrecista".
[2] Erich Hackl, "Wesele w Auschwitz", przeł. Alicja Buras, Wydawnictwo Austeria, Kraków 2006, s. 74.
[3] Tamże, s. 96.
[4] Tamże, s. 185 (krótka informacja autora na temat świadków i dokumentów).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10538
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: Gusia_78 30.07.2007 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Auschwitz - piekło na zie... | Kemor
Kemorze, gratuluję bardzo dobrej recenzji. Historia jest niebywała. Rozumiem, że celowo nie zdradzasz w jaki sposób udało się młodej parze zalegalizować swój związek. Piszesz, że relacje świadków są fikcyjne. Stawiam więc pytanie: jak wiele prawdy i fikcji jest w tej powieści?
Użytkownik: Kemor 31.07.2007 13:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Kemorze, gratuluję bardzo... | Gusia_78
Dziękuję;)
Rzeczywiście, z tej książki dowiadujemy się o wyjątkowym i nieprawdopodobnym wydarzeniu w obozie śmierci.
Pisarz zrekonstruował przeszłośc Rudiego i Margarity na podstawie zebranych relacji świadków i dokumentów. Te relacje nie są jednak dosłownymi cytatami. Autor uzupełnił je fikcyjnymi, ale też prawdopodobnymi szczegółami. Całośc powstała jednak na kanwie autentycznych wydarzeń.
W książce zamieszczona jest też reprodukcja ślubnego portretu młodych /oryginał znajduje się w Muzeum w Auschwitz/.
A jak Rudi osiągnął swój cel? - odsyłam do książki i życzę ciekawej lektury.
Pzdr;)
Użytkownik: misiak297 09.08.2007 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję;) Rzeczywiście,... | Kemor
Ja również słyszałem o ślubie w Auschwitz. Oglądałem poświęcony temu dokument "Miłość w Auschwitz". Ona nazywała się chyba Zilla Cybulska i była z Węgier, a on był Polakiem, ale nazwiska nie pomnę.
Bardzo ciekawa recenzja.
Użytkownik: Kemor 10.08.2007 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja również słyszałem o śl... | misiak297
Misiaku, głowy sobie uciąc nie dam, ale oglądałeś najprawdopodobniej któtki film dokumentalny "Miłośc. Z kroniki Auschwitz", który jest wzruszającą opowieścią o wielkiej miłości belgijskiej Żydówki Mali Zimetbaum i Polaka Edwarda Galińskiego. Historia, też nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa, która zdarzyła się w tym obozowym piekle. I zakończyła tak bardzo tragicznie. Zakochanym udało się zbiec z obozu, dotarli aż pod słowacką granicę, tu jednak Mala została aresztowana. Galiński miał szanse kontynuowac ucieczkę, nie pozostawił jednak ukochanej i sam oddał się w ręce gestapowców. Odtransportowano ich do Auschwitz i tu zamordowano. Oczekując na śmiec Galiński wyrył na ścianie celi portret Mali.

Ślub w Auschwitz odbył się jednak tylko jeden.
Pzdr;)
Użytkownik: misiak297 10.08.2007 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, głowy sobie ucią... | Kemor
Hm... O Mali Zimentbaum i Edwardzie Galińskim również słyszałem z tego filmu, o którym już pisałem, tyle że pobieżnie. Potem chyba przy okazji sześćdziesiątej rocznicy wyzwolenia obozu oglądałem właśnie dokument dotyczący tej pary. Możliwe, że między Zyllą Cybulską a jej kochankiem nie odbył się ślub i masz rację. Już mi to wyleciało z głowy.
Użytkownik: Kemor 10.08.2007 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... O Mali Zimentbaum i... | misiak297
Uff, jak dobrze, że zastrzegłem sobie z tym ucięciem głowy...
Film "Miłość. Z kroniki Auschwitz" oglądałem niedawno i zbieżnośc tytułu, miejsca spowodowały, że sugerowałem, iż chodzi właśnie o tę historię w tym filmie przedstawioną.
Niestety, "Miłości w Auschwitz" nie oglądałem i nie miałem okazji nic o tym filmie wcześniej usłyszeć.
Okazuje się, że wszystko /no, prawie wszystko/ i wszędzie zdarzyć się może, możliwe też, że nie mam racji z tym ślubem.
Użytkownik: misiak297 10.08.2007 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Uff, jak dobrze, że zastr... | Kemor
A jednak miałeś rację:) Więc nawet głowę byś ocalił:) Sprawdziłem to. Voila:
Użytkownik: Kemor 12.08.2007 01:22 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak miałeś rację:) W... | misiak297
Dziękuję Ci za wskazanie tego adresu. Zajrzałem i... uświadomiłem sobie, że przecież znam dobrze historię bohaterów tego filmu z książki "Kto ratuje jedno życie...". Napisał ją Jerzy Bielecki - więzień Auschwitz.
Opisuje on swe życie w obozie i swoją wielką miłość do Cyli Cybulskiej - Żydówki z Łomży, którą uratował od niechybnej śmierci. Zorganizował brawurową ucieczkę. W ubraniu esesmana wyprowadził Cylę z obozu. Ucieczka się udała. Niestety, ich dalsze, wspólne życie - nie. Los ich rozłączył, a raczej głupota osób im najbliższych.
Kilkadziesiąt lat tęsknoty,życia bez siebie, wzajemnych poszukiwań...
Spotkali się w Krakowie w 1983 r. Ślubu jednak nie mogło być.
Użytkownik: 00761 02.09.2007 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Auschwitz - piekło na zie... | Kemor
Dziękuję za ciekawą recenzję, dzięki której sięgnęłam po książkę. ;)

Rzeczywiście intrygujący jest sposób prezentowania bohaterów, ale czasem ta narracja jest też irytująca, bo zdarza się, że czytelnik trochę gubi się w tym, kto w danym momencie opowiada. (Niewykluczone zresztą, że to ja byłam w trakcie lektury rozkojarzona i miewałam z tym problem.) Fakt, że relacje czasem się wykluczają, paradoksalnie dodaje im wiarygodności, przecież po latach pamięć zniekształca i zmienia, poza tym dotyczy czasów, kiedy miliony ginęły w niepamięci i żadna wiedza o nich nie pozostała. Dręczy mnie natomiast po tej lekturze jedno: sposób włączenia do reportażu opowiadania T. Borowskiego "Proszę państwa do gazu".
Jeden z fragmentów: Borowski
"Oto idzie szybko kobieta, śpieszy się nieznacznie, ale gorączkowo. Małe, kilkuletnie dziecko o zarumienionej, pyzatej twarzy cherubinka biegnie za nią, nie może nadążyć, wyciąga rączki z płaczem: - Mamo! mamo!
- Kobieto, weźże to dziecko na ręce!
- Panie, panie, to nie moje dziecko, to nie moje! - krzyczy histerycznie kobieta i ucieka zakrywając rękoma twarz. Chce skryć się, chce zdążyć między tamte, które nie pojadą autem, które pójdą pieszo, które będą żyć. Jest młoda, zdrowa, ładna, chce żyć.
Ale dziecko biegnie za nią, skarżąc się na cały głos.
- Mamo, mamo, nie uciekaj!
- To nie moje, nie moje, nie!
Ale dopadł ją Andriej, marynarz z Sewastopola. Oczy miał mętne od wódki i upału. Dopadł ją, zbił z nóg jednym, zamaszystym ruchem ramienia, padającą chwycił za włosy i dźwignął z powrotem do góry.
- Ach ty, jebit twoja mat', blad' jewrejskaja! To ty od swego dziecka uciekasz? [...]

Hackl: "Wściekłość na młodą kobietę, którą obserwujemy kątem oka. Kobietę, która przeczuwa, co stanie się z matkami i dziećmi, i dlatego pędzi przed siebie, byle dalej od warczących ciężarówek i małej pucołowatej córeczki, która szlochając, drepcze za nią. Mama, mama. Ciebie czy mnie, krzyczącego na kobietę. Weź wreszcie to dziecko na ręce! Kobietę, która jest zdrowa i piękna. To nie moje dziecko! Ciebie czy mnie, jak powalamy ją na ziemię, ale jeszcze upadającą ciągniemy za włosy. Bydlę. Uciekać przed własnym dzieckiem! Ciebie czy mnie, wrzucającego ją z nadspodziewaną siłą na ciężarówkę i w ślad za nią dziecko."

Potem jest w obu utworach obraz tej młodej pięknej dziewczyny, która z pogardą patrzy wokół i choć mogłaby żyć, wybiera ciężarówkę i śmierć w komorze gazowej.

Co sądzisz o takim sposobie "zapożyczania" cudzego tekstu? Oczywiście cudzysłowu nie ma, bo też cytowaniem to nie jest. Odnośników brak. Na końcu książki, w czymś w rodzaju wykazu źródeł, jest informacja: "Tom opowiadań Tadeusza Borowskiego "U nas w Auschwitzu" ukazał się w przekładzie Very Cerny w wydawnictwie Piper Verlag pod tytułem "Bei uns in Auschwitz".
I tyle.

Użytkownik: 00761 02.09.2007 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za ciekawą recen... | 00761
"Posmęcę" dalej. No można powiedzieć, że to jest aluzja literacka, ale czy punkt odniesienia jest wystarczająco znany? Poetyka reportażu nie jest szczególnie rygorystyczna, więc pewnie taki chwyt jest do przyjęcia. No ale w gruncie rzeczy cały czas chodzi mi o jedno: czy Erich Hackl nie poszedł o krok za daleko? Bo ja mam wrażenie, że tak.
Użytkownik: Kemor 02.09.2007 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "Posmęcę" dalej. No można... | 00761
Czy E. Hackl poszedł o krok za daleko wykorzystując w ten sposób opowiadanie Borowskiego? Czy tak mozna?

Przyznaję, że w trakcie czytania "Wesela w Auschwitz" nie przyszło mi to do głowy, chociaż po lekturze sięgnąłem po opowiadanie Borowskiego /przy okazji przeczytałem powtórnie też inne/, zaintrygowany umieszczeniem go w dośc nietypowym wykazie źródeł, z których Hackl korzystał. Chciałem sprawdzic, w jaki sposób autor się nim posłużył, jak go wykorzystał.
Twoje zestawienie tekstów daje doskonałą odpowiedź na to pytanie.

Nie udzielę Ci, niestety, satysfakcjonującej odpowiedzi, bo - po prostu - nie wiem, czy tak można:(
Wydaje mi się, że nadużycia nie popełnił, co najwyżej błąd, traktując autentycznośc wydarzeń przedstawionych w opowiadaniu na równi z aktami więźniów z Auschwitz. To, że nie ma odnośników, przypisów wynika z zastosowanej przez Hackla metody pisarskiej. Źródła, na które się powołuje były dla niego jedynie kopalnią wiedzy o wydarzeniach, osobach i czasach, które wziął na warsztat.
Autentyczne, żródłowe wydarzenia uzupełnił, dopełnił, dzięki literackiej wyobraźni, fikcyjnymi, ale bardzo prawdopodobnymi szczegółami. Zrobił to, w/g mnie, bardzo ciekawie i przekonywująco. W literackim reportażu takie zabiegi są czymś oczywistym.

Dalej jednak nie wiem, czy nie "nadużył" Borowskiego. Nie byłoby zdaje się sprawy, gdyby to zestawienie źródłowe opatrzył komentarzem.
Ciekawy, ale i trudny temat mi zadałaś;)
Użytkownik: 00761 03.09.2007 08:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy E. Hackl poszedł o kr... | Kemor
Właśnie, nie byłoby sprawy, gdyby opatrzył a przynajmniej potraktował nie tak po macoszemu w źródłach, gdzie nawet nie pisze, że wykorzystał, a że przetłumaczono/wydano. Chodzo o bite trzy strony tekstu. Jak zaczęłam czytać, myślę, kurcze, przecież to jak u Borowskiego, bo najpierw było tak średnio podobne, potem już te konkrety, m.in. zacytowany wyżej. I zaczęłam szukać w książce, ale na ten drobniutkimi literkami zapis na końcu nawet nie spojrzałam. Dopiero gdy skończyłam.
Ja rozumiem literacki sens takiego przekształcenia tekstu, bo to świetnie uniwersalizuje tamte zdarzenia poprzez to powtórzenie "Ciebie i mnie". Gdyby padło raz jeden nazwisko autora, nie byłoby dla mnie problemu. Krall, gdy cytuje w "Zdążyć przed Panem Bogiem" to robi to w tekście:
"Władysław Szlengel, poeta, [...] zdążył jeszcze napisać wiersz o tych strzałach. Nazywał się "Kontratak". Posłuchaj:

Słyszysz, niemiecki Boże... "
I nawet nie ma potrzeby robienia wykazu źródeł, bo wszystko wynika z tekstu.
I co ja poradzę, że mnie to trzeci dzień dręczy?
Użytkownik: Kemor 03.09.2007 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie, nie byłoby spraw... | 00761
Ech, i ja od wczoraj też nad tym rozmyślam i mam teraz coraz więcej pewności, że jednak Hackl nie do końca należycie potraktował Borowskiego. Zbyt dużo przejął wprost z jego opowiadania, by tego w sposób konkretniejszy nie zaznaczyć w swoim tekście. Czytelnik kręgu kultury niemieckojęzycznej, w którym twórczość Borowskiego jest na pewno mniej znana, nie ma szans na odkrycie tej zbieżności i to, co stworzył nasz pisarz zostaje w takiej sytuacji automatycznie przypisane Hacklowi. Przecież ta informacja na końcu książki o świadkach i dokumentach niczego bliżej nie wyjaśnia.
Pewnie i mnie jeszcze ten pozornie błahy problem będzie przez jakiś czas "dręczył", dziękuję Ci jednak, że zwróciłaś na niego uwagę.
W literaturze też byłoby dobrze, żeby sprawy autorstwa i źródeł odniesień były jednoznaczne i jasne. Pzdr:)
Użytkownik: 00761 03.09.2007 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, i ja od wczoraj też ... | Kemor
Byłoby dobrze, masz rację. A co do "dręczenia" to powiem, choć zabrzmi to nie po chrześcijańsku, że teraz, gdy dręczy i Ciebie, to jakoś mi lżej. :) Pzdr.
Użytkownik: Kemor 03.09.2007 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłoby dobrze, masz rację... | 00761
Widocznie dobrze jest miec towarzystwo w chwilach udręki - mnie też trochę lżej:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: