Dodany: 09.04.2012 21:47|Autor: Uno

Książka: Podziemny krąg
Palahniuk Chuck

1 osoba poleca ten tekst.

Palahniuk i jego dzieło


„Podziemny krąg”, na zachodzie znany jako „Fight Club”, to film, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Jedna z lepszych ról Brada Pitta oraz niesamowite kreacje Edwarda Nortona i Heleny Bonham Carter. Nie ma na tym świecie widza, na którego ta produkcja by nie podziałała, a i każda osoba niestroniąca od słowa pisanego z pewnością zadumała się na chwilę, gdy wyświetlono słowa „Na podstawie powieści…”. Lecz ilu z nas faktycznie sięgnęło po tę książkę, a ilu tylko wpisało na niekończącą się listę „koniecznie przeczytaj”?

Narrator – bo tak w tej powieści zwykło określać się osobę, z której perspektywy opowiadana jest historia – to prawie najzwyklejszy mieszkaniec Stanów Zjednoczonych. Pracuje, podróżuje służbowo, dba o swoje mieszkanko i cierpi na bezsenność. Z prostymi problemami radzi sobie w raczej niekonwencjonalny sposób – chodzi na spotkania przeróżnych grup wsparcia. Wszystko to funkcjonuje znakomicie aż do momentu, gdy w życiu Narratora pojawia się osobnik, który przewraca je do góry nogami.

„Fight Club” nie jest książką łatwą. Nazwałbym go raczej eksperymentem literackim niż powieścią. Przede wszystkim - czas teraźniejszy, w którym prowadzona jest narracja łącznie z didaskaliami. Z początku drażniące, lecz po pewnym czasie łatwo przyswajalne. Innym elementem mimo już wieloletniej tradycji eksperymentalnym zastosowanym przez Palahniuka są strumienie myśli. Znany zabieg literacki, ale w „Podziemnym kręgu” przybrał dużo bardziej przystępną formę – lekką. Są krótsze i jakby bardziej z sensem, jeśli w ogóle można o czymś takim mówić w przypadku strumieni.

Wielu tutaj doszukuje się jakichś głębszych znaczeń, celu, do którego dążył autor posługując się tak trudnym środkiem. Głowiłem się, naginałem mózgownicę i prężyłem zwoje, aż w końcu postanowiłem się skonsultować. A odpowiedź mnie z początku zaskoczyła, potem zaś poniosła wprost do zrozumienia. Parafrazując: „Jakie strumienie myśli? Te krótkie i urwane zdania miały raczej wprowadzić stan lęku, nerwowości i niebezpieczeństwa. Doszukiwanie się tu głębszego sensu nie ma celu”. I to właśnie dlatego staram się nie pisać recenzji dzieł tak zwanych „wielkich”. Gdy człowiek czyta coś z nastawieniem, że jest to majstersztyk (to w końcu TEN „Fight Club”), znajdzie tam wszystkie wartości tego świata oraz głębokie, niezwykle wymyślne, poetyckie i abstrakcyjne metafory. Nawet jeśli autor ich tam nie umieszczał, a samo dzieło w istocie niewiele sobą reprezentuje.

Można się tutaj rozpisać o bogactwie przedstawionych przez Tylera (jeden z głównych bohaterów) filozofii i ciekawym poglądzie na życie oraz świat współczesny. O krytyce kapitalizmu jako takiego i wolnego rynku. Ale w przypadku filozofii rekomenduję Tatarkiewicza, przynajmniej będziecie wiedzieć, czyja to filozofia. Papcio Marks będzie idealny, jeśli chodzi o kapitalizm i wolny rynek, a i traktaty niektórych alterglobalistów się nadadzą. Nawet jeśli niektóre z tych wartości zapakowane razem z solidnym mordobiciem mogą wydać się produktem wielce atrakcyjnym - mnie się takim nie wydały.

Podczas gdy to wszystko ciekawie prezentuje się na ekranie, w słowie pisanym wypada raczej marnie. Coś, co reżyser osiągnął z pomocą swojej ekipy, całkowicie przerosło to, co daje nam powieść. Zresztą sam minimalistyczny styl Palahniuka, niesprzyjający budowie klimatu, przywodzi na myśl scenariusz filmowy.

Tak że, drodzy czytelnicy, jeśli znacie film „Fight Club”, to spokojnie możecie zakończyć na tym waszą wspólną drogę. Książka nie ma wam nic więcej do zaoferowania, może oprócz trochę innego zakończenia.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1997
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: