Dodany: 03.04.2012 22:51|Autor: miłośniczka

Książka: Lekcje pana Kuki
Knapp Radek

1 osoba poleca ten tekst.

Podróż do kraju marzeń


Uwaga! Recenzja zdradza pewne szczegóły fabuły. Czytasz na własną odpowiedzialność.


Zagranica. Słowo-zaklęcie, za którym w wyobraźni Polaków kryją się duże i łatwe pieniądze, uciechy cielesne i duchowe, życie na godnym poziomie i wakacje w Egipcie każdego roku. Skóra, fura i komóra, najnowszy aparat fotograficzny, kamera, wypasiony laptop i naprawdę świetna bryka. A do tego masa zniewalających prezentów dla rodziny skazanej na ubożuchną, nudną Polskę, pielęgnującej w sercu podziw i zawiść dla tego jej członka, któremu się poszczęściło i z otwartymi ramionami przyjęła go Ameryka, Australia lub jakieś dobrze rozwinięte państwo europejskie.

Właściwie nie wiemy, czy akurat taki obraz świata za granicami ojczystego kraju pielęgnował w sobie Waldi, ale możemy przypuszczać, że niewiele się od niego różniący. Młody, nieśmiały chłopak właśnie skończył szkołę, osiągnął pełnoletność i postanowił koniecznie dowiedzieć się, co znajduje się „poza granicami jego poznania”. Za największego obieżyświata uważa swojego sąsiada z dołu, cwanego, sprytnego, niemiłego pana Kukę, alkoholika. Facet niejeden bochen chleba zjadł w obcych krajach, nieobce mu ich uroki i wady. Waldek kupuje flachę polskiej wódki i udaje się do starego w odwiedziny. Ten namawia go na podróż do Wiednia, udziela tajemniczych wskazówek, jak się za granicą zachowywać, konfrontuje swoją wiedzę o austriackiej stolicy z tą, której dostarcza żółtodziobowi przewodnik turystyczny (rzecz jasna, na niekorzyść podręcznika), polecając wybrane przez siebie miejsca i obdarza rudzielca talizmanem mającym przynieść mu szczęście na obczyźnie. Przygotowania do drogi są wystarczające.

Wiedeń, jak możemy się domyślić, zaskakuje młodego turystę bardziej, niż ten może się spodziewać. Już na początku podróży autokarem (a raczej imitacją autokaru), o jakże ironicznej nazwie „Dream Travel”, rozpoczyna się prawdziwa komedia omyłek. Jazda z przemytnikami alkoholu i papierosów, podczas której kontrola celna ma duże zastrzeżenia do jedynego uczciwego człowieka – Waldiego; parking przy polskim kościele, który okazuje się wielkim bazarem obracającym „nielegalszczyzną”; talizman, okazujący się skrytką dla również nielegalnie przewiezionej drogiej monety; polecany przez Kukę hotel, czyli dobrze ukryta w krzakach bukszpanu (bodajże) ławka w parku Belweder; pierwsza praca, za której sprawą wycieczka o mały włos nie kończy się w więzieniu. Bohater powieści będzie musiał wiele się nauczyć, zjeść z rodakami niejedną beczkę soli, żeby wreszcie odnaleźć swoje miejsce za ladą w sklepie z zabawkami pewnego Żyda. Wyobrażenie o kraju marzeń zbyt prędko rozbija się o szary bruk rzeczywistości, na szczęście – nie przynosi tragedii.

Zamysł jest ciekawy, interesujący, być może nawet nieco odkrywczy – bo choć co trzeci Polak na własnej skórze poznał „uroki” zagranicy, próżno doszukiwać się opisów takich doznań we współczesnej literaturze. Widocznie koncepcję tego typu „komedii omyłek” docenili również literaci, bo Knapp uhonorowany został kilkoma nagrodami, trzeba jednak powiedzieć, że powieści brakuje wiele. Właściwie jako duże (i jedyne) plusy można potraktować aktualną tematykę, poruszenie wielkiego problemu naszej emigracji na zachód oraz zabawnie opisane zdarzenia, przedstawione tak obrazowo, że idealnie nadają się na scenariusz filmu - taki zresztą powstał, główne role zagrali: Garlicki, Karolak, Grabowski, Przybylska. (Trzeba wiedzieć, że pan Radek jest scenarzystą właśnie, co może tłumaczyć taki odbiór książki). Nie sposób jednak nie wymienić wad. Panie Autorze, powieść to nie jest scenariusz komedii! W powieści pewne wątki trzeba pielęgnować, nie można większości doprowadzić do pewnego punktu i urwać, zawiesić w próżni. Po co na przykład pisać o czterech lekcjach starego Kuki, jeśli mają się one nijak do tego, co dzieje się później? To wzbogacanie fabuły o elementy, które, jak się okazuje, nie mają znaczenia. Nie służy niczemu także wprowadzenie postaci zielonookiej nieznajomej, jej wątek zostaje zakończony dość niezgrabnie. Można jej obecność tłumaczyć próbą delikatnej insynuacji, że „Polak chwyta się wszystkiego, tylko nikomu się do tego nie przyzna”, ale tak często udowadniane na kartach książki twierdzenie staje się szybko pustym frazesem. Zbyt dużo nijakości, zdarzenia powiązane są ze sobą zbyt luźno i topornie. „Lekcje...” sprawdziłyby się jako dziennik emigranta; właśnie – dziennik, nie powieść, w której emigrant jest bohaterem głównym.

Podsumowanie wypada ambiwalentnie. Pozytywy i negatywy przeplatają się ze sobą nierozerwalnie, nie sposób skupić się na jednych i ominąć drugie. Owszem, „Lekcje pana Kuki” zapewniają relaksującą rozrywkę po stresującym dniu, to jednak za mało, żeby do nich szczególnie zachęcać. Powieść jest po prostu przeciętna. Film za to może okazać się rewelacyjny.


[Recenzja została wcześniej opublikowana na stronie Miasta Słów]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 939
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: