Dodany: 15.10.2004 09:04|Autor: marzenia

Z kosmosu i duszy


Spotykam ludzi, którzy bardzo wyraźną, a zarazem grubą linią oddzielają literaturę fantasy od science fiction. Jedni z nich są zwolennikami wyłącznie jednej ze stron, inni znowu potrafią się zatopić w całej fantastyce. A jak to jest z pisarzami? Cóż, są tacy, którzy bawią się wyłącznie magią i czarodziejskimi stworami, są i tacy, którzy bez dobrej rakiety niczego nie stworzą... Ale są i tacy, którzy potrafią łączyć, prawdziwie stapiać fantastykę. Jednym z takich pisarzy jest George R.R. Martin.

Autor ten znany jest u nas głównie z cyklu fantasy: "Pieśni Lodu i Ognia", z którego najbardziej ukochaliśmy chyba tom pierwszy, czyli "Grę o tron". Nieliczni wiedzą, iż Martin najbardziej uwielbia krótkie historie - "noweletki", jeżeli można sobie pozwolić na takie przetłumaczenie angielskiego słowa. To właśnie one wypełniły świetny zbiór "Piaseczniki". Znane są nam też utwory takie, jak prawdziwie powalająca nowela "Pieśń dla Lyanny" czy niewielkie powieści "Tuf Wędrowiec" oraz "Ostatni rejs "Fevre Dream"". Poza ostatnią z wymienionych książek, wszystkie zalicza się do działu science fiction, a jednak potrafią zadziwić, zafascynować i zachwycić i koneserów magii. Dlaczego tak się dzieje? Chyba poprzez zwyczajny talent, którego zasoby ten pisarz posiada prawdziwie ogromne. Ale, co ważniejsze, potrafi on mieszać rodzaje literatury, o czym mogliśmy się przekonać w "Pieśni dla Lyanny" i co widoczne jest też w powieści "Światło się mroczy".

Książka jest niezbyt gruba, ot, zaledwie 345 stron, co jak na autora "Gry o tron" nie jest wielkim osiągnięciem. Ale wciąga, porywa i jak zwykle pełna jest człowieczeństwa. Uczucia splatają się, mieszają, sprawiając, że obca historia staje się naszą. Zresztą nasza planeta, a raczej wspomnienia o niej i legendy, są wciąż żywe, szczególnie w Akademii Wiedzy Ludzkiej. Ale przede wszystkim chodzi o świat, inną planetę, która ma wkrótce zniknąć, a którą można jeszcze ocalić. Jeżeli tylko podołają?

W tym świecie, w którym nagle tak wiele się zmieniło, oni, Gwen i Dirk, mogą znowu odnaleźć siebie, mimo iż minęło tyle lat... Czy się zmienili? Zbytnio, może zapomnieli?

Jeżeli pokochaliście "Diunę", odnajdziecie tutaj znajome ścieżki i postacie. Jeżeli dopiero zaczynacie, przygotujcie się na świat pełen niespodzianek i dziwów, które zaszokują, ale i sprawią, że będziecie wracać... Może i we własnych snach, które inaczej będą kształtować świat George'a R.R. Martina, mistrza łączenia klimatów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4914
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Lucek 23.02.2006 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Spotykam ludzi, którzy ba... | marzenia
Nie jestem wielkim znawcą ani miłośnikiem Martina, ale ta książka to był wielki zawód. Nie sądziłem ze potrafi on napisać coś tak słabego. To właściwie banalna hitoria rodem z tasiemcowych seriali, która mogła się toczyć gdziekolwiek na obrzeżach cywilizacji.
Użytkownik: verdiana 20.04.2006 13:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem wielkim znawcą... | Lucek
Mam dokładnie takie same odczucia. Po cyklu "Pieśni" z genialnymi postaciami, ich relacjami, siatką intryg, z pięknymi opisami i niebanalną historią "Światło" mnie rozczarowało bardzo. Nie dlatego, że to sf, a ja przyzwyczajona jestem, że Martin pisze fantasy, ale dlatego, że - co zupełnie niepodobne do autora - historia jest płytka i przewidywalna, sztafaż nieciekawy, postacie papierowe. Nie, nie, nie. To nie Martin. Niech ktoś powie, że to jego pierwsza książka, proszę. :-)

Do "Diuny" faktycznie klimatem nawiązuje, może dlatego tak słabo wyszło.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: