Dodany: 26.03.2012 21:53|Autor: dot59
Obcość, która rodzi śmierć
Pewnego ranka na werandzie domu ubogiego białego farmera – gdzieś na skraju veldu, południowoafrykańskiego pustkowia – nowo przyjęty zarządca znajduje zwłoki gospodyni. Zabójca, czarny służący Turnerów, nie stara się nawet specjalnie ukryć, a po schwytaniu bez oporów przyznaje się do zbrodni. Morderstwo nie budzi w okolicy szczególnego wzburzenia – wydaje się, „jakby stało się coś, czego właściwie należało się spodziewać”[1], bo przecież „tubylcy są niedobrzy i mogą zrobić straszne rzeczy”[2], a Turnerów, zwłaszcza Mary, nikt z sąsiadów nie lubił: „to nienormalne, żeby się ciągle izolować. (…) A w dodatku jak oni żyją!”[3]. Tylko młody Tony Marston, nowicjusz dopiero co przybyły z Anglii, zdobywa się na głębszą refleksję nad sytuacją, która doprowadziła do tragedii, i tylko jemu przychodzi do głowy, że „przyczyn morderstwa należy upatrywać w przeszłości”[4].
Więc spoglądamy w przeszłość – już bez udziału Tony’ego – i poznajemy życie Mary Turner. Od samego początku, od dzieciństwa w domu niezamożnym i pełnym frustracji, poprzez wspaniały okres niezależności i pewności siebie, zakończony poślubieniem Dicka, aż po udrękę gospodarowania na zapuszczonej farmie u boku nieudolnego męża, wśród znienawidzonych czarnych robotników – i te ostatnie tygodnie, kiedy było już wiadomo, że Turnerowie muszą się zgodzić na zmiany narzucone z zewnątrz…
Polski czytelnik, poznający utwory Lessing nie w kolejności ich powstawania, lecz takiej, na jaką pozwolił mu rynek księgarski, bez trudu odnajdzie w powieści motywy znane z wydanych dużo wcześniej (a chronologicznie późniejszych) „Alfreda i Emily” i „Marthy Quest”. Ta duszna, przytłaczająca atmosfera domu, w którym wszyscy są rozczarowani sobą nawzajem i każdy rozumie, że egzystencja w tych warunkach i w tym środowisku to pomyłka, lecz nikt nie ma siły, by próbować cokolwiek zmienić, a gdyby nawet ktoś miał… i tak brakuje mu pieniędzy na rozpoczęcie od nowa. Ta radość, gdy się udaje wyrwać z tego ponurego otoczenia, gdy się samej dysponuje swoim czasem i własnoręcznie zarobionymi pieniędzmi! I to wsączane w umysł przez bliskich i obcych – niczym powolnie działająca trucizna – przeświadczenie, że kobieta jest coś warta dopiero wtedy, gdy zostaje wybrana przez mężczyznę… nawet gdy ten mężczyzna jest wart dziesięćkroć mniej niż ona, nawet gdy ten wybór sprowadza ją do roli bezwolnej kukły…!
I jeszcze relacja między białymi – wciąż w Afryce obcymi, choćby nawet uprawiali tę ziemię od dziesięciu pokoleń – i krajowcami, traktowanymi przez przybyszy jak bydło robocze. Z jednej i z drugiej strony nieufność, obrzydzenie, nienawiść, a równocześnie świadomość, że ani jedni, ani drudzy już nie potrafią bez siebie egzystować. Świadomość i dla jednych, i dla drugich upokarzająca, tak upokarzająca, że by móc istnieć, trzeba ją od siebie odepchnąć jak najdalej i zaprzeczyć jej obecności. A jeśli to się nie uda, będzie krążyła gdzieś pod skórą, dręczyła, jątrzyła, przypominała o obcości nie do pokonania i prędzej czy później uzbroi czyjąś rękę w śmiercionośne narzędzie…
Zrobić z takiego tematu historię bez posmaku melodramatu i taniej sensacji, nie roszcząc sobie pretensji do ferowania kategorycznych wyroków – na to trzeba nie lada pióra! W tej powieści nie ma ani jednego zbędnego zdania, ani jednego słowa niepasującego do reszty. Żadnych bardzo drastycznych scen (nawet moment znalezienia zwłok Mary nakreślony jest z umiarem), żadnej dosłownej erotyki. A mimo to, czy może właśnie dlatego, długo nie można dojść do siebie po tej lekturze, nasyconej ogromnym ładunkiem dramatyzmu. Aż się wierzyć nie chce, że „Trawa śpiewa” to debiutancka powieść noblistki; no cóż, gdyby nawet Lessing nic więcej nie napisała, już ten jeden utwór byłby wystarczającym powodem, by zwrócić na nią uwagę krytyków i czytelników…
---
[1] Doris Lessing, „Trawa śpiewa”, przeł. Joanna Puchalska, wyd. Świat Książki, 2008, s. 9.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 11.
[4] Tamże, s. 32.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.