Książka nieuniwersalna
Lektura bardzo pieczołowicie przygotowanych przez Spiró "Mesjaszy" jest czynnością męczącą. Czytając o perypetiach Koła Sprawy Bożej, tzw. towiańczyków, podczas emigracji paryskiej można dostrzec ogrom trudu, jaki zadał sobie autor, by przenieść nas w tamten świat. Trud ten staje się niestety również udziałem czytającego. Jeżeli nawet sam temat wydaje się ciekawy, to już po przeczytaniu 796., ostatniej strony, wrażenie jego wyjątkowości ulatnia się.
Wątków jest tu co najmniej kilkanaście, jednak najważniejszych wyodrębniłbym pięć.
Pierwszym są perypetie żołnierza wracającego z powstania listopadowego i oceniającego poczynania romantyków z dużym sceptycyzmem. Przypominają one obecność złowieszczego żołnierza na koncercie antywojennego zespołu Akurat w teledysku tegoż zespołu w klipie "Do prostego człowieka". Co poeta może wiedzieć o wojnie, rewolucji czy powstaniu, skoro sam tylko pisze, a nie działa?
Poetą w "Mesjaszach" jest sam Adam Mickiewicz, który od czasów "Pana Tadeusza" gnije na emigracji (jak sto lat później tytułowi "Londyńczycy" w reportażach Winnickiej). Nie jest w stanie stworzyć żadnego nowego dzieła, z którego byłby zadowolony. Czuje, że osiada na laurach, ma znających jego dzieła na pamięć fanów, ale że musi zarabiać na chleb - wykłada w Collège de France. Chociaż jako wieszcz narodowy mógłby stworzyć własną religię, z nie do końca jasnych powodów ulega wpływowi Mistrza - Andrzeja Towiańskiego.
Ten z kolei uznaje się za kolejne wcielenie Chrystusa, który wszak zmartwychwstawać ma co pokolenie. Ma 60 wyznawców. Mało? Jezus miał początkowo 12... Mimo sceptycyzmu wielu racjonalnych umysłów, werbuje na swych apostołów wielkie nazwiska, z Mickiewiczem i Słowackim na czele.
Czwartym, najbardziej rozbudowanym wątkiem są losy nawróconego na chrześcijaństwo żyda, który z misją nawracania świata na towianizm najpierw jedzie do Watykanu przekonywać papieża, a później do Jerozolimy i Hamburga - żydów. Wątkowi temu towarzyszy mnóstwo dygresji na temat losów żydów sefarydjskich i aszkenazyjskich.
Ostatnim wątkiem, na który chcę zwrócić uwagę, jest historia zalotnika zabiegającego o względy córki Mickiewicza. Towarzyszy mu spojrzenie na próby utworzenia przez Poetę (pisanego przez Spiró wielką literą) Legionów Polskich w Konstantynopolu.
Plusami "Mesjaszy" są epicki rozmach, dowcipny język i liczne odwołania do współczesności. Obawiam się jednak, że humor Spiro wynika z tego, iż częstymi mrugnięciami okiem do czytelnika chce on odwrócić jego uwagę od tego, że sama historia nie jest w gruncie rzeczy uniwersalna, można ją czytać wyłącznie w ówczesnym kontekście, zatem czytelnikowi w XXI wieku (niech nawet będzie, że pod koniec XX, kiedy była napisana) niewiele oferuje. Wszelkie faktycznie intrygujące kwestie, którymi twórca literatury pięknej też ma przecież prawo być zafascynowany (jak jest w przypadku Eco), zostają tu sprowadzone do zabawnych, eleganckich anegdot, eseistyczne konkluzje też nie powalają na kolana. Wydaje się, że"Mesjasze" byli przestarzali już w momencie napisania. Literacka nagroda Angelusa jawi się w tym kontekście jako podziękowanie Spiró za fatygę opisania przez Węgra (za nas, Polaków) zapomnianej już prawie historii. Tylko po co?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.