Dodany: 17.07.2007 18:36|Autor: ozzymo
Szkoła logiki
Książka Christie nie jest arcydziełem literatury, ma wiele błędów natury literackiej. Ale jest za to świetnym kryminałem, bo pobudza do myślenia. Trzeba sobie zadać sporo trudu, żeby poznać rozwiązanie zagadki "przed czasem". A jednak się opłaciło. Chcecie porównać mój tok myślowy z własnym?
JEŻELI JESZCZE NIE PRZECZYTAŁEŚ KSIĄŻKI, TO OPUŚĆ TEN FRAGMENT!
Żeby rozwiązać zagadkę Wyspy Dziesięciu Żołnierzyków, trzeba się postawić na miejscu autorki: po pierwsze - zabójcą musiał być ktoś ze znanych czytelnikowi bohaterów (takie były ówczesne zasady pisania kryminałów), a więc w tym przypadku mieszkańców wyspy, po drugie - zabójcą nie będzie żaden z ostatnich mieszkańców wyspy, gdyż zbyt prymitywne byłoby kazać czekać czytelnikowi, aż ten wszystkich pozabija. Poza tym jedną z żelaznych zasad pisania kryminałów jest przekonanie czytelnika do pewnej fałszywej reguły - czytelnik przyjmuje ją za pewnik i będzie dalej rozumował tylko w zgodzie z nią. Po trzecim czy czwartym mordzie już wiedziałem, jaka to reguła: martwi pozostają poza podejrzeniami (bohaterowie stwierdzali to po każdym zgonie). Tak więc morderca musiał upozorować swoją śmierć. Ale żeby to zrobić, musiał współpracować z doktorem (jedynym człowiekiem, który był w stanie stwierdzić zgon) lub sam lekarz był mordercą. Na początku podejrzewałem więc Armstronga. Ale z chwilą jego śmierci wszystko się wyjaśniło - morderca współpracował z nim, a kiedy przestał go potrzebować - zabił i jego. Dlatego zbrodniarzem był ostatni człowiek, który zginał przed Armstrongiem, a więc...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.