Dodany: 12.03.2012 12:44|Autor: awiola
'"Pożegnanie z Afryką"
Od dawna byłam bardzo ciekawa tej książki. Książki, o której słyszałam od lat. a nigdy nie miałam okazji jej przeczytać. Książki, którą postrzegałam przez pryzmat filmu. I okazało się, że niesłusznie.
Karen Blixen, duńska arystokratka, wydała "Pożegnanie z Afryką" w 1937 r. pod pseudonimem Isak Dinesen. Po wielkim sukcesie książki odkryto, że pod tym nazwiskiem kryje się kobieta. Dlaczego akurat taki pseudonim? Karen wyjaśniała, że Dinesen to jej nazwisko panieńskie, a Isak znaczy "ten, który się śmieje". Pisarka w 1916 r. wyszła za mąż za szwedzkiego barona i przeprowadziła się do Kenii. Tam nastąpiła separacja i rozwód, w wyniku czego baronowa sama prowadziła plantację kawy przez 10 lat. To właśnie z tego okresu pochodzą jej zapiski znane wszystkim jako "Pożegnanie z Afryką". Jest to, moim zdaniem, po części powieść autobiograficzna.
Książka ma formie dziennika, w którym zapisane są luźne przemyślenia autorki i wiele wspomnień z jej pobytu w Afryce. Karen odsłania przed nami stosunki, jakie łączą ją z tubylcami, ich zwyczaje i przekonania. Z drugiej strony pokazuje świat białych ludzi, kolonizatorów, którzy w większości uważają się za lepszych od rdzennych mieszkańców tego kontynentu. Opisuje też pięknie przyrodę i pracę na plantacji kawy. Mówi również o nowo poznanych przyjaciołach, m.in. Denysie i Berkeleyu.
Bohaterka jest dla mnie wyjątkową postacią. Myślę, że Afryka stanowiła dla Karen pewien rodzaj ucieczki przed światem cywilizowanym. I ta ucieczka wyszła jej na dobre. Podziwiam ją za odwagę bądź, jeśli kto woli, za przeciwstawienie się strachowi. Pisarka w Afryce nie tylko pracowała na plantacji kawy - również polowała na lwy, jeździła na safari, a także latała samolotem. W tamtych czasach kobieta, która zajmowała się takimi rzeczami, nie mogła zostać niezauważona. Ale widać też pewną skrajność w jej poglądach. Baronowa nie rozumiała stosunku tubylców do zwierząt czy wywożenia żyraf do europejskich zoo. A sama przecież zajmowała się polowaniem. Polowaniem bez żadnej określonej przyczyny. Po prostu dla zabawy. Jakoś nie mogę tego pojąć. Ale trzeba przyznać, że dzięki swoim słabościom i wadom stała się dla mnie bardziej ludzka.
W "Pożegnaniu z Afryką" nie znajdziemy wątku miłosnego. O swoim mężu pisarka wspomina tylko raz, pod koniec. Gdybym nie przeczytała jej życiorysu, nie wiedziałabym nic o jej życiu prywatnym. Co więcej, Karen swoją osobę odsuwa na dalszy plan. Najważniejsza jest Afryka. Nie dowiemy się niczego o jej romansie z Denysem.
Muszę przyznać, że spodziewałam się zupełnie czegoś innego po tej powieści. Ale to nie znaczy, że mnie rozczarowała. Nie ma w niej wartkiej akcji ani wielkich przygód. Niektórym może wydawać się nudna i bez życia. Dla mnie nieocenione okazały się plastyczne opisy życia w Afryce. Oczywiście, nie wszystko przypadło mi do gustu. Niekiedy byłam bardzo zaciekawiona, np. opisem znaczenia kobiet wśród plemion afrykańskich. A czasami zwyczajnie się nudziłam, szczególnie przy opisach przyrody. Czasami też śmiałam się z filozofii tubylców. Z pewnością styl autorki jest godny podziwu. Bardzo lekki i barwny.
Naszła mnie też myśl, że w tej książce został uchwycony obraz Afryki, której już nigdy nie będzie nam dane zobaczyć. I to jest jej wielki plus, jak również zachęta do przeczytania.
Polecam, nawet osobom, które nie lubią zbyt wielu opisów. To dzieło po prostu warto znać.
Wspominałam na początku o filmie "Pożegnanie z Afryką" (1985 r.) w reżyserii Sydneya Pollacka. Karen zagrała w nim Meryl Streep, a słynny amant tamtych czasów, Robert Redford - Denysa. Film zdobył aż siedem Oscarów, czemu się nie dziwię. Jeśli ktoś spodziewa się wiernej ekranizacji, może poczuć się zawiedziony. Na pierwszy plan w filmie wysuwa się bowiem wątek miłości Karen i Denysa. To powoduje wielką różnicę między książką a filmem. Ciekawostką jest, że początkowo rolę Karen miała zagrać Audrey Hepburn, a replika domu głównej bohaterki powstawała przez cały rok. Lwy ściągnięto aż z Kalifornii.
Premiera filmu odbyła się w stulecie urodzin pisarki. Mnie osobiście bardzo się spodobał. Jest jakby dopełnieniem książki. Z tym, że radzę najpierw przeczytać książkę, a później obejrzeć film.
Warto znać historię Karen Blixen. Historię, która urzekła już niejedno pokolenie.
[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.