Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka (
Gross Jan Tomasz)
. Tę książkę warto przeczytać. Nieważne jakie są intencje Jana Tomasza Grossa, nie ma tez większego znaczenia, jeśli w przytaczanych przez niego danych znajdą się jakieś drobne nieścisłości. Nie jest nawet najistotniejsze, że to wszystko naprawdę się zdarzyło, bo w karty historii każdego narodu pełne są mniej lub bardziej niechlubnych wydarzeń. Według mnie najbardziej uderzającym i niepokojącym faktem jest to, że nikt nie chce na ten temat mówić i większość uważa, że nie ma po co wywlekać starych spraw. Była wojna, wszystkim było ciężko, cierpieli i Polacy i Żydzi... Zwróciło moją uwagę, jak wiele jedynek zostało postawionych tej książce w BiblioNETce! Nie sądzę, aby dotyczyły one beznadziejności stylu pisania Jana Tomasza Grossa. Wygląda to raczej na oprotestowanie tematyki, jaką porusza...
Pamiętam, że jak miałam tak z 10 a może 11 lat zapytałam mojego dziadka: "Dziadku, dlaczego to jest źle być Żydem?" Dziadek milczał, chyba się zastanawiał, jak wybrnąć. Wtedy odezwał się syn dziadka, czyli mój wujek. Powiedział: "Ano, bo wiesz, Żydzi zabili Jezusa i muszą teraz za to cierpieć, takie już przeznaczenie." Doskonale zrozumiałam tę argumentację i wystarczyła mi ona na wiele lat. Nie pamiętam powodu dla którego zadałam to pytanie, natomiast doskonale wbiła mi się w pamięć odpowiedź wuja.
Następna sytuacja. Jest połowa lat 90-tych i moja koleżanka z pracy przy jakiejś okazji wyznaje, że jej dziadek ukrywał w piwnicy Żydów. Opowiada tę historię; jak wszyscy się strasznie bali, jak jej tata donosił im jedzenie, jak raz wpadli Niemcy szukając skradzionego samochodu itd. itd. Wszyscy znaliśmy jej rodzinę, niewykluczone że i mój dziadek miał z nimi jakieś kontakty, bo mieszkali w tej samej części naszego niewielkiego miasteczka. Jednak największy szok przyszedł, kiedy ta koleżanka powiedziała. "Nigdy nikomu o tym nie mówiliśmy. To był temat tabu. Dopiero kilka lat temu ojciec zdecydował się o tym opowiedzieć znajomym, przyjaciołom, dalszej rodzinie itd." Czekał 50-lat, żeby móc się przyznać, że jego rodzina uratowała życie 4 osobom!
I już ostatni obrazek. Lata 2005 - 2010. Zaczynam sobie zdawać sprawę, że Norwedzy od lat masowo przybywają do Polski, aby odwiedzić obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Dla mojego męża to był pierwszy i najważniejszy punkt programu. Dziesiątki norweskich liceów co roku organizuje tam wycieczki, dzięki czemu nawet mój młodszy syn jest uczestnikiem jednej z nich i razem z kolegami z klasy oglądają miejsce kaźni milionów Żydów. I dopiero wtedy dochodzi do mnie, że przecież ja sama chodziłam do liceum oddalonego o zaledwie 100 km od Oświęcimia i nigdy nie słyszałam, żeby za moich czasów jakaś klasa wybrała się tam na wycieczkę. Mój mąż pyta: "Ale dlaczego tam nie jeździliście? Czy to było zabronione?" Coś mu tam próbowałam tłumaczyć, ale nie za bardzo mi to wychodziło. No, bo co niby miałam odpowiedzieć? Zabronione pewnie nie było, ale dziwnym trafem nikomu się nie chciało tam jeżdzić. Fakt, że chodziłam do szkoły w latach 80-tych, ale nie sądzę, żeby to się aż tak bardzo zmieniło. Córka koleżanki zdawała maturę 3 lata temu i o żadnej wycieczce do Oświęcimia nie było mowy. Byli w Bieszczadach, szli szlakiem Orlich gniazd, pojechali na wymianę do Czech, ale do Oświęcimia jakoś nikomu nie było nie było po drodze...
Podsumowując. Mam olbrzymie trudności z pojęciem takiego zjawiska, jakim jest katolik będący jednocześnie antysemitą. Czyli człowiek modlący się na kolanach przed świętym obrazem do Żyda-Jezusa, wielbiący i odnoszący się z wielką czcią do Jego Matki-Żydówki i jednocześnie pełen pogardy i wrogości do innych ludzi tylko z tego powodu, że są oni właśnie Żydami, czyli czymś gorszym, wstrętniejszym, podejrzanym... To przechodzi moje wyobrażenie. Ale pewnie jeszcze za mało czytałam, za mało wiem, aby to jakoś logicznie wytłumaczyć, choć coś mi tam świta, że należałoby zajrzeć do historii chrześcijaństwa i do historii Kościoła. Postanawiam to zrobić.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.