Dodany: 08.03.2012 12:01|Autor: jolietjakeblues

Książka: Drwal
Witkowski Michał (ur. 1975)

1 osoba poleca ten tekst.

Walden pod Międzyzdrojami, czyli posezonowe cienie ożywają


Podziwiam Witkowskiego za zmysł obserwacji, który, nie wątpię, stanowił podstawę natchnienia do napisania powieści kryminalnej. Nie sądzę, żeby pomysł na akcję kryminału wybuchł nagle, jak u Pomysłowego Dobromira. Kryminału, który w swej ironii, złośliwości, cynizmie przypomina groteskowe zabawy z rzeczywistością braci Coenów, kpinę z krwawej jatki Tarantina bądź bezładną gonitwę po scenie w burleskach braci Marx. Wyobraźnia podsuwa mi okutanego jesionką z postawionym wysoko kołnierzem autora, samotnie siedzącego na ławce w Międzyzdrojach i kontemplującego chodnikowe gwiazdy. Co go tam zagnało? Niemoc twórcza? Poczucie gejowskiej alienacji? Przesyt xanaxem? Szukając weny, szwenda się pewnie po poznanych w lipcu czy sierpniu miejscach, tak innych późną jesienią. Od fryzjera do sklepiku. Od mola do baru. Zamiast nijakiego, kolorowego, letniego tłumu spotyka szare, lecz jakże intensywne literacko postacie: masażystę - pana Zbyszka, Frau Krewetkę, luja Mariuszka, Jadwigę Parszywą, gangstera - pana Kazimierza i jego syna Domino, doktora Roberta, Rozklekotanego, recepcjonistę Kaczoroffsky'ego. Z taką ekipą można już budować fabułę. Fabułę, w której Witkowski wyraża tęsknotę za latami siedemdziesiątymi i osiemdziesiątymi ubiegłego wieku. A tęskni tak mocno, że miejscami mam wrażenie, iż czytam scenariusz kolejnego odcinka „07 zgłoś się”. Pamiętamy Starą Pudernicę, prawda?

Osiem dni w nadmorskich lasach. Osiem dni w pustej miejscowości. Zdawałoby się, że nuda albo banalny thriller spod znaku ociekającej krwią siekiery w rękach tytułowego drwala. Nic z tych rzeczy, bo Witkowski bardzo umiejętnie już na pierwszych stronach powieści buduje atmosferę zarazem niepokoju i groteski. Zręcznie nagina schemat prosto z powieści grozy, dorzuca doń śmiesznie bezradnego i strachliwego pisarza-narratora, nie uciekając od kpin z siebie samego. Następnie czerpie pełnymi garściami z Christie i Mankella, żeby oddać obraz sennego miasteczka, gdzie scena jest pusta, za to w kuluarach, foyer, za kurtyną tętni zbrodnią, występkiem, oszustwem, tajemnicą. Nie jest to świeży zabieg, ale jakże zgrabnie wyszedł. Jakby nie dość autorowi było leśniczówki, w której panuje duch ponurego zamczyska i cichego na pozór miasteczka, dorzuca jeszcze opuszczony, podupadły ośrodek wczasowy, opisując go w taki sposób, że czytelnik ma wrażenie błądzenia po ruinach zaminowanej kwatery Wehrmachtu.

Mając główne postacie i scenerię, w której kątach poutykani są statyści, Witkowski zaczyna bawić się w snucie kryminalnej intrygi. I tu zaskoczenie! Czytelnik na jakiś czas musi się pożegnać z akcją prowadzoną przez narratora w pierwszej osobie. Jak w „Powrocie do przyszłości”, zaburzone zostaje continuum czasu. Czytelnik przeskakuje, ale już bez alter ego autora, w inne miejsca, w inne czasy. Może to być zarzutem wobec powieści, że Witkowski po tak genialnej pierwszej części podsuwa czytelnikowi sprawy nudnych przekrętów z pierwszych lat śmiałego polskiego kapitalizmu. I pewnie by tak było, gdyby tego fragmentu historii nie otworzył tajemniczy Kran. Wyłania się z ponurej mgły niczym samotny sprawiedliwy w blasku południowego westernowego słońca. Mniej więcej od tego momentu (zajmującego kilka czy kilkanaście stron) fabuła zaczyna się to gmatwać, to rozjaśniać. Relacje bohaterów, mimo mylenia przez autora tropów, zdają się powoli wyjaśniać. Czytelnik odszukuje wcześniej odrzucone fragmenty jak odłożone na bok niepasujące kostki domina i dokłada do toczącej się wartko akcji.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1078
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: