Dodany: 07.03.2012 19:02|Autor: zsiaduemleko

O pewnym przysmaku korników


W zasadzie nie znałem bajki o Pinokiu. Owszem, utarło się w mojej świadomości pewne powierzchowne pojęcie, że pajacyk był z drewna, że rósł mu nos, kiedy mijał się z prawdą, że chciał stać się chłopcem z krwi i kości. Jednak to wszystko nic w kontekście całości jego historii. Wystarczy wspomnieć, iż najbardziej rozpoznawalny atrybut Pinokia, czyli jego wydłużający się nos – obiekt wyuzdanych i najczęściej suchych jak wiązka chrustu żartów – w samej bajce zasłużył jedynie na niewiele znaczący epizod i okazał się jednym z najmniejszych zmartwień bohatera. To zupełnie zrozumiałe, że jego kształt, w prawie każdym wyobrażeniu nawiązujący do fallusa, nie pozwala przejść obok zagadnienia obojętnie, jednak spróbujmy już do tego nie wracać.

Zastanawiające, jak wszystkie najpopularniejsze wizje bajki o Pinokiu (np. ta Disneya) potrafią uparcie mijać się z rzeczywistą atmosferą literackiego pierwowzoru. Na podobną ułomność cierpią adaptacje "Piotrusia Pana", i choć w pewnym sensie zabiegi mające na celu ugrzecznienie i ubarwienie mrocznej natury baśni są zrozumiałe (w końcu odbiorcą jest kilkuletnie dziecko), to jednak szczypta zgrozy i horroru mogłaby jedynie spotęgować doznania, niekoniecznie wywołując przy tym nocne moczenia. A gdyby tak za rogi z Piotrusiem Panem, Pinokiem czy twórczością Andersena i braci Grimm wziął się Guillermo del Toro? Albo Tim Burton? Tak, to mogłoby widowiskowo wypalić. Wróćmy jednak do meritum.

"Pinokio" zawiera w sobie wszystko, co charakteryzuje wyśmienitą bajkę. Jest udany i wyrazisty bohater, który początkowo jawi się jako buc, nygus i zarozumialec i którego doprawdy trudno polubić. Naiwna natura pajacyka pcha go w coraz to dramatyczniejsze tarapaty, które kończą się zazwyczaj czymś znacznie nieprzyjemniejszym, niż nabity guz. Trzeba otwarcie przyznać, że Collodi nie żałował sobie i czytelnikom makabrycznych fragmentów, więc nie wypada udawać zdziwionego, kiedy przeczytamy o mordercach, spalonych stopach (nieważne, że drewnianych), amputowanych dłoniach, nożach w nerkach, a bohaterowi zdarza się nawet zawisnąć na stryczku. Przygnębiające? Troszkę, ale jednocześnie baśń okraszona jest zabawnymi, przewrotnymi dialogami i mimo wszystko niesie w treści odczuwalne ciepło. Mam wrażenie, że spora w tym zasługa tłumacza, pana Jarosława Mikołajewskiego (więcej o wydaniu poniżej), choć to odczucie nie jest poparte żadnymi dowodami – nie czytałem włoskiego oryginału. Nie wypada zapomnieć o nieodłącznym elemencie każdej bajki – sferze dydaktycznej i moralizatorskiej. Tutaj Collodi również nie zawodzi, cierpliwie ucząc młodych czytelników oraz tłumacząc im takie pojęcia, jak rodzicielstwo, lenistwo, posłuszeństwo, bieda. Dla wyrazistości przekazu wystawia on niefrasobliwy, sękaty łepek Pinokia na kolejne życiowe próby, a nasz drewniany pajacyk nieustannie balansuje na cienkiej granicy między życiem a rolą kominkowego drewna na opał.

Po "Pinokia" zapewne nie sięgnąłbym prędko, gdyby nie wprost zjawiskowe wydanie, na które się skusiłem (wyd. Media Rodzina, Poznań, 2011). Duży format, papier, którego aż chce się dotykać i przede wszystkim fenomenalne ilustracje Roberta Innocentiego. Zainteresowani znajdą zdjęcia w Sieci, choć radzę nie podglądać, by nie psuć sobie przyjemności z ewentualnego samodzielnego ich podziwiania w druku. Interesująco zaaranżowane i po wizjonersku zagospodarowane przestrzennie, charakteryzujące się często intrygującą perspektywą (warto przyjrzeć się wiszącemu na Wielkim Dębie Pinokiowi!) oraz uderzające czytelnika magią starych, ręcznie rysowanych kartek na Boże Narodzenie, gdzie krajobrazy i panoramy miasteczek zachwycały detalami. Ilustracje czarują szczegółami (Pinokio rzadko stanowi w nich pierwszy plan) i idealnie wpisują się w atmosferę baśni, a dzięki nim lektura staje się zmysłowym przeżyciem. Za to należy się Innocentiemu plus wielki jak nos Pinokia, bo bajka wiele zyskała na tej dekoracji.

Nic, tylko spłodzić dzieci, poczekać, aż podrosną, dorwać śliczne wydanie "Pinokia", a potem już tylko czytać i wspólnie podziwiać ilustracje.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8748
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: norge 08.03.2012 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: W zasadzie nie znałem baj... | zsiaduemleko
Przecudna recenzja! Nic, tylko lecieć i kupić książkę :) Uwielbiałam "Pinokia" jako dziecko i już nie pamiętam, jakie wydanie miałam, ale też były w nim piękne, trochę dziwne ilustracje Jana Marcina Szancera.
Użytkownik: Tzimiskes 09.03.2012 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W zasadzie nie znałem baj... | zsiaduemleko
Również jestem posiadaczem tego wydania, dodam, że dumnym posiadaczem. Ilustracje w stylu scenek z obrazów Brueghela, obcuje się z tą książką "bajecznie". Baśń w oryginale jest rzeczywiście inna niż powszechne o niej wyobrażenie - tym bardziej godna polecenia. Żona czytała naszemu synkowi i przyznam, że z dnia na dzień coraz pilniej się przysłuchiwałem - naprawdę mocno zapada w pamięć. Twoja recenzja oddaje wszystkie zalety tej książki; mam nadzieję, że dzięki Tobie więcej osób sięgnie po tę pozycję.
Użytkownik: hydrabi 27.03.2012 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: W zasadzie nie znałem baj... | zsiaduemleko
Ja niestety a może stety nie widziałem Disneyowskiej wersji Pinokia, więc nie wiem jakie jest o tej powieści powszechne wyobrażenie. Jestem fanem drewnianego pajaca od urodzenia. Czytano mi go (kiedy sam czytać nie potrafiłem) i czytam go teraz swym dzieciom. Mam wydanie z ilustracjami Szancera.
Zaintrygowany recenzją sięgnąłem po wydanie z ilustracjami Roberta Innocentiego. Fakt zapierają dech. Dopiero teraz poczułem prawdziwy klimat powieści.
Nowe jest też tłumaczenie, które trochę mi zgrzytało, z tym,jakie mam wyryte w pamięci. Mikołajewski w nocie od tłumacza obronił się jednak, wyjawiając nieznane mi fakty dotyczące tekstu oryginalnego.
Pinokio to wspaniała opowieść o wewnętrznym przeobrażeniu (które objawiło się poprzez przemiany kukły w chłopca. Opowieść o tym, że źli kończą marnie a dobrzy zasługują na nagrodę. To genialna historia dla dzieci, która łopatologiczne ukazuje co dzieje się z krnąbrnymi dziećmi i dlaczego warto być dobrym dla innych a posłusznym rodzicom. Każdy rozdział ma potężną dawkę moralizatorską.
Mnie w Pinokiu podoba się to, że zło jest potępiane a dobro nagradzane.
Powieść jest przeciwieństwem baśni Andersena, gdzie ludzie dobrzy, kończą marnie i bez perspektyw.
Andersen ma absolutną rację i zgadzam się z nim w stu procentach, jednak jestem zdania, że bajka tak jak i cała literatura ma być odskocznią od naszego szarego życia więc powinna nasze życie czynić bardziej znośnym i chociaż na kartach powieści niech dobrzy ludzie mają dobrze. Przynajmniej w literaturze dla dzieci.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: