„Mając dziewięćdziesiąt trzy lata, w trzecim roku po śmierci mojego ojca, dziadek orzekł, że oto nadszedł czas, że jestem dostatecznie dorosły, aby przeprowadzić ze mną męską rozmowę. [...]
- Nadeszła pora, żebyśmy porozmawiali o kobiecie.
I zaraz wyjaśnił:
- Nu, o kobiecie, tak ogólnie.
(Miałem wówczas jakieś trzydzieści trzy lata, od piętnastu byłem żonaty i miałem dwie dorastające córki).
Dziadek westchnął, zakasłał lekko i ciągnął dalej:
- Nu, co. Kobiety zawsze mnie interesowali. Znaczy się zawsze. Żeby ty sobie tylko w żadnym wypadku nie pomyślał coś brzydkiego. Przecież to, co ja mówię, to zupełnie inna rzecz, nu, ja tylko mówię, że kobieta zawsze mnie interesowała. Nie, nie kwestia kobieca! Kobieta jako człowiek.
Roześmiał się i poprawił:
- Nu, interesowała mnie w każdym sensie. Przecież przez całe życie przypatruję się kobietom. [...] Patrzył i uczył się. Nu, i to, czego ja się nauczył, to właśnie chcę Ciebie teraz przekazać. Żeby ty wiedział. Więc teraz posłuchaj uważnie, proszę. To jest tak. [...]
- Kobieta – rzekł dziadek – nu, pod paroma względami ona jest zupełnie taka sama jak my. Toczka w toczkę. Całkowicie. Ale pod paroma innymi względami – ciągnął - ona jest zupełnie inna. Absolutnie niepodobna.
Tu przerwał i znów się przez chwilę zastanawiał – być może przywoływał w pamięci jakieś obrazy, bo twarz rozpromienił mu dziecięcy uśmiech – a następnie tak podsumował swoją naukę:
- Tylko pod jakimi względami kobieta jest dokładnie taka jak my, a pod jakimi jest bardzo różna od nas? Nu, to – zakończył, wstając – to ja nadal rozpracowuję”.
= = =
Wzruszają mnie i poruszają (a może odwrotnie) takie żartobliwe i jednocześnie pełne ciepła anegdotki o bliskich osobach. A sam, „przesadzony” z rodzinnej Odessy na palestyński grunt, dziadek Amosa Oza wzbudził moją ogromną sympatię.
Kojarzy mi się ta postać z równie sympatycznym, choć w przeciwieństwie do pana Aleksandra Z. Klausnera, mocno ascetycznym kapitanem Mamertem Stankiewiczem opisanym w książce Olgierda Borchardta „Znaczy kapitan”.
Niewątpliwie skojarzenie to nasunęło mi się przede wszystkim w związku z rusycyzmami pojawiającymi się w mowie obu postaci, ale także ze względu na niemal dziecięco niewinne spojrzenie na świat.
Nu, znaczy, rozczuliłam się... :-)
= = =
Opowieść o miłości i mroku (
Oz Amos)
, przeł. z hebrajskiego Leszek Kwiatkowski, Muza, 2005, s. 142-143.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.