Maria Kuncewiczowa o swoim ukochanym miasteczku
„Dwa księżyce” to opowieść o Kazimierzu Dolnym, ukochanym miejscu Marii Kuncewiczowej. Pisarka urodziła się wprawdzie w Rosji, ale najbardziej pokochała to nieduże, malownicze miasteczko, pełne Żydów, artystów, gęsi, kur, rybitw, pięknych kamieniczek i rybackich chatek. Jako młoda kobieta przyjechała do Kazimierza Dolnego i zobaczyła domek otoczony sadem, „utopiony w lebiodach i pokrzywach”[1]. Posesja była wystawiona na sprzedaż. Mąż pani Marii, Jerzy, miał akurat więcej pieniędzy, więc dokonał zakupu. I wkrótce z ogrodu zniknęły pokrzywy, a pojawiły się malwy, nasturcje, róże. Dom napełnił się książkami i obrazami, a Kuncewiczowa poczuła chęć, by ukochane miejsce uwiecznić w książce. I w roku 1933, „w brzeziniaku, przy drewnianym stole wkopanym we mchy i ziemię”[2], napisała „Dwa księżyce”.
Piękna jest ta książka. Po jej kartach snują się Żydzi, natchnieni malarze, bogaci letnicy, uduchowione panie w kapeluszach i prymitywne dziewczęta. Jest „majowe stadło”, niewidomy chłopiec, żebraczka Agata, poetka Klara, Malwina i kilka innych osób. Są ludzie pracujący i próżnujący, praktyczni i romantyczni, bogaci i biedni, źli i wielkoduszni...
„Dwa księżyce” składają się z dwudziestu niedługich opowiadań. W każdym ukazany jest inny obrazek, inny problem. Zdarza się, że ci sami bohaterowie występują w kilku opowiadaniach, ale - widziani oczami innych ludzi. Ta sama postać w jednym opowiadaniu może nam się wydać malownicza, w innym - śmieszna. Zdarza się, że rozmiłowani w przyrodzie bohaterowie wpadają w zabawne perypetie. Pewna kobieta tak ubóstwia swój ogród, że spędza w nim całe lato i nawet swoje łóżko ustawia w ogrodzie, by „trzeszczało ku zgrozie żab i kretów”[3]. Okładka „Starej baśni” służy jej za śmietniczkę, kaszę je wprost z garnka, bo nie ma chęci na tak prozaiczną czynność, jak zmywanie naczyń. Upojona pięknem przyrody, zapomina o sprzątaniu domu i o remoncie dachu. Gdy nadchodzą deszcze, nie ma gdzie się schronić.
Książka zaczyna się opisem wieczoru. „Dzień letni, zanim uładził się na sen, musiał dobrze przestygnąć z potu, z harówki, z pośpiechów. Kobiety musiały poprać szmaty, pomyć naczynia, których zaniedbały dla pracy w polu albo dla jakichś innych pilnych posług; mężczyźni musieli najeść się, nastękać, nakurzyć papierosów, naurągać wszystkiemu. Dzieciaki chciały nadokazywać w ciemności”[4]. I kiedy pokazuje się księżyc, kiedy biedni już śpią, na ulice wychodzą ci, którzy nie muszą wstawać rano. Odbywają romantyczne spacery, podziwiają widoki, śmieją się, hałasują.
Kuncewiczowa nie idealizuje ukochanego miasteczka. Zwraca uwagę na smutki mieszkańców, na brak higieny, na biedę. Kobiety w Kazimierzu przez „cały dzień nawoływały jedną kurę albo płukały jedną koszulę”[5]. Niektóre sceny są bardzo gorzkie. Autorka na przykład pokazuje, jak młoda kobieta znęca się nad starym teściem, jak ludzie wyszydzają niewidomego chłopca, jak Anielcia boi się na oczach sąsiadów okazywać czułość ukochanemu synkowi, więc wymierza mu klapsy.
„Dwa księżyce” to jedna z tych książek, które warto ocalić od zapomnienia. Napisana przepięknym językiem, pełna cudownych opisów przyrody, doskonale oddaje klimat sprzed drugiej wojny światowej.
---
[1] Helena Zaworska, „Rozmowy z Marią Kuncewiczową”, wyd. Czytelnik, 1983, str. 125.
[2] Tamże, str. 126.
[3] Maria Kuncewiczowa, „Dwa księżyce”, wyd. Pax, 1980, str. 109.
[4] Tamże, str. 8.
[5] Tamże, str. 117.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.