Dodany: 24.02.2012 19:31|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Krepdeszynowa suknia zamiast magdalenki


Jakoś przeoczyłam „Całe życie Sabiny”, niezmordowanie penetrując zasoby kolejnych bibliotek, w których pobliżu przyszło mi mieszkać – a może nie tyle przeoczyłam, co zignorowałam, bo pokazywana kilkakrotnie w teatrze TV adaptacja tej powieści (mimo świetnej obsady – z całą plejadą ówczesnych pierwszych dam scen polskich, a na dodatek z pięknym i uwodzicielskim Englertem w roli niewiernego Jana) nie wzbudziła mojego szczególnego zainteresowania. Musiało minąć kolejne ...dzieści lat, żebym – zachęcona przez pokrewną duszę biblionetkową – dobrała się do pożółkłego i sfatygowanego egzemplarza, który, wycofany z jednej z warszawskich bibliotek, okrężną drogą zawędrował na Śląsk.

W zasadzie nie trzeba było więcej niż trzydziestu stron, żebym nabrała przekonania, że taki zapomniany przez czytelników i krytyków literacki drobiazg (raptem dwieście parę stron formatu kieszonkowego) może kryć w sobie więcej niż niektóre opasłe tomiszcza, miesiącami utrzymujące się na listach bestsellerów, a w rzeczywistości płytkie, trywialne, pisane pożałowania godnym językiem. I potem przekonanie to umacniało się aż do ostatniej kartki. Pewnie, że „Całe życie Sabiny” nie wytrzymuje porównania z największymi skarbami literatury okresu międzywojennego – do takich np. „Nocy i dni” jednak mu co nieco brakuje – ale już na przykład koło lekturowej „Cudzoziemki” śmiało mogłoby zająć miejsce. Nieprzypadkowo właśnie „Cudzoziemki”, bo te dwie powieści łączy sporo: obie ukazały się w latach 30. XX w. w odstępie zaledwie jednego roku, bohaterkami obu są kobiety, które zbliżając się do kresu życia wspominają całą swoją przeszłość. Róża jest po sześćdziesiątce i ma troje całkiem już sporych wnuków, Sabina najpewniej gdzieś koło pięćdziesiątki (przed I wojną zdążyła trochę postudiować, wyjść za mąż, urodzić syna, który teraz liczy sobie lat dwadzieścia kilka). Ale to nie wiek różni je najbardziej; Róża zawsze była piękna i rozkapryszona, nielicząca się z nikim prócz siebie samej – Sabina tkwiła w cieniu ładniejszych, bogatszych, śmielszych kobiet, a większa część jej życia upłynęła na usiłowaniach zaspokojenia oczekiwań bliskich jej mężczyzn. Róża raniła i krzywdziła, Sabina była raniona i krzywdzona.

Teraz, mając kilkanaście czy może kilka dni na pożegnanie się ze światem, Sabina przypomina nieco narratora Proustowskiej sagi, któremu smak ciastka zamoczonego w herbacie stał się bodźcem do przywołania retrospekcji kolejnych miejsc i ludzi poznanych w ciągu kilkudziesięciu lat. Pamięć Sabiny uruchamia widok sukni, którą postanowiła podarować siostrzenicy do przerobienia. I oto, choć ciało zmęczone chorobą odmawia posłuszeństwa – „jest jeszcze coś dla niej do zrobienia (…) musi sobie przemyśleć życie po sukniach”[1]. A po sukniach przychodzi kolej na mieszkania, służące, książki, „zabawy i zajęcia”, poranki… Jeden za drugim przewijają się obrazy z dzieciństwa na Kresach, ze studiów w Krakowie, z pierwszych lat w wolnej Polsce, gdy radość z odzyskania niepodległości przyćmiły osobiste problemy, z nauczycielskiej pracy i z kolejnych prób ułożenia sobie życia u boku nowego mężczyzny. Sukcesy i porażki, ale tych drugich jakoś więcej. Zwłaszcza w życiu prywatnym. Na cóż było to pokorne oddanie, spełnianie z wyprzedzeniem każdego życzenia, zapominanie o własnych potrzebach, kiedy tak uhonorowani mężczyźni nie odpłacili jej ani jedną setną tego dobra? Gdyby tylko Jan… Ale i hołubiony od pierwszych dni życia Kazimierz ostatecznie ciągnie nie do wiecznie zgnębionej i zatroskanej matki, tylko do ojca, króla życia brylującego u boku obcej kobiety, bagatelizującego nieuctwo syna, za to w porywach hojności sypiącego groszem – nieważne, że mizernym, bo starcza na ciastka, których matka nie kupuje, dbając raczej, by synowi starczyło wartościowego jedzenia; a matka? „Matka jest od tego, żeby kupowała synowi rower na raty, a nie żeby kochała się z jakimś tam Tomaszem”[2]… Do matki, nawet gdy jest śmiertelnie chora, przychodzi się tylko wtedy, gdy wyjątkowo nie ma się żadnych obowiązków towarzyskich… A ona dalej szuka winy w sobie – bo może ta oziębłość i interesowność młodego człowieka wynikła z faktu, że „Kazimierz bawił się w wojnę i pytał o szarże i rodzaje broni, a Sabina nie wiedziała. (…) Kazimierz pytał o marki samochodów, a Sabina ich nie znała. Sabina uczyła cudze dzieci, a Kazimierza uczyły cudze matki”[3]? „Gdyby Sabina siedziała tak wiecznie ze swoim Kazimierzem na kolanach, to czyby on nie grał teraz w swojej bursie co sobotę w tenisa, kiedy ona tak tu leży w tym pokoju”[4]?

Pomijając samo przesłanie, „Całe życie Sabiny” trzeba docenić również za kompozycję, świetnie oddającą chaotyczny, rozgorączkowany tok myślenia umierającej bohaterki. I pożałować, że dobrą powieść – prawda, że osadzoną w realiach obcych już dzisiejszemu czytelnikowi (któż dziś robi „jabłeczny serek z odpadków wziętych od Żyda w sadzie”[5], kto „grzeje karbówki na gazie”[6], kto wie, co to matinka i „ramki laubzegowej roboty”[7], a co fular, krepdeszyn i „meteor w deseń”[8]?...), ale pod względem dopracowania psychologicznego i językowego przewyższającą niejeden dzisiejszy hit literatury popularnej - tak beztrosko wyrzuca się z bibliotek…



---
[1] Helena Boguszewska, „Całe życie Sabiny”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1972, s. 16.
[2] Tamże, s. 86.
[3] Tamże, s. 179.
[4] Tamże, s. 61.
[5] Tamże, s. 23.
[6] Tamże, s. 79.
[7] Tamże, s. 99.
[8] Tamże, s. 31.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6025
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Zbojnica 25.02.2012 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za recenzję! Przypomniała mi, że chciałam przeczytać, zwłaszcza że widzę to podobieństwo do "Cudzoziemki". Do schowka!
Użytkownik: misiak297 25.02.2012 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wiedziałem, że Cię ta powieść urzeknie! Piękna recenzja.
Użytkownik: analaw 25.02.2012 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, z tym wyrzucaniem z bibliotek masz całkowitą rację. Książki poszukuję już od recenzji Misiaka. W bibliotece uświadomili mi, że takich staroci nikt już nie czyta, a jako że zajmują miejsca poszukiwanym nowościom, spisuje się je po prostu na straty. Wznowień nie ma, pozostają tylko antykwariaty i jakieś okazje allegrowe. Dotyczy to niestety całej masy książek, które miałam w swoich planach czytelniczych, co jaka fanka tychże staroci stwierdzam z wielkim smutkiem.
No i dziękuję za recenzję, a tym samym przypomnieniem, że mam dalej szukać.
Użytkownik: margines 25.02.2012 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
Matko i córko i trzej synowie!
To taki skarb?
Że powieści dawniej pisane najczęściej okazują się skarbami "na miarę Gór Skalistych", wiem nie od dziś.
Nowości wydawnicze, spośród których niemal od razu każda okrzyknięta zostaje bestsellerem kasowym i kinowym roku (najczęściej już na początku stycznia:P), najczęściej nie są godne, by takim książkom czyścić buty.

Trzeba uchwycić tę książkę w bibliotece:)!
Już lecę!

Recenzja... wyśmienita:)!
Zresztą, czemu tu się dziwić!? - taki duet pisarski(!) trafia się raz na...
Użytkownik: misiak297 04.03.2012 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Matko i córko i trzej syn... | margines
"Nowości wydawnicze, spośród których niemal od razu każda okrzyknięta zostaje bestsellerem kasowym i kinowym roku (najczęściej już na początku stycznia:P), najczęściej nie są godne, by takim książkom czyścić buty. "

Marginesku, a może nie buty a okładki?:)
Użytkownik: margines 04.03.2012 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nowości wydawnicze, spoś... | misiak297
...buty to tak w myśl powiedzenia, ale oczywiście, że o wiele bardziej pasują tu okładki.
Użytkownik: Zbojnica 04.03.2012 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książkę właśnie nabyłam drogą kupna:)
Umówmy się, że jak dotrze i przeczytam, to puszczę ją w obieg biblionetkowy :).
Użytkownik: Monika.W 08.07.2012 13:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś przeoczyłam „Całe ż... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja nawet nie wiedziałam o istnieniu pani Boguszewskiej. Wczoraj poleciła mi tę powieść siostra polonistka, mówiąc, że to taka druga "Cudzoziemka". Nie wiem, czy nawet nie lepsza. Wyjątkowo dobrze zbudowany świat powieści poprzez sukienki czy mieszkania. Zdecydowanie warto czytać, dobrze, że 2 recenzje wyciagnęły książkę z niebytu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: