Dodany: 22.02.2012 10:03|Autor: tala_1986

Książka: Sto Tysięcy Królestw
Jemisin N. K. (Jemisin Nora K.)

1 osoba poleca ten tekst.

„Sto Tysięcy Królestw”


Byłam strasznie ciekawa tej powieści, odkąd tylko przeczytałam jej zapowiedź. Jednak mój zapał coraz bardziej studziły mało pochlebne recenzje. Czy powieść rzeczywiście zniechęca i jest mało interesująca? Zaraz się przekonacie, ale najpierw kilka słów o autorce.

Nora K. Jemisin z wykształcenia jest psychologiem. Często udziela się na blogach politycznych, feministycznych czy antyrasistowskich. „Sto Tysięcy Królestw” jest jej debiutancką powieścią, która szturmem podbiła listy bestsellerów oraz została nominowana do wielu prestiżowych nagród. Jest to również pierwszy tom „Trylogii dziedzictwa”.

Yeine Darr pochodzi z barbarzyńskiej północy. Jej narodziny były wynikiem mezaliansu, jaki popełniła jej matka - następczyni tronu Stu Tysięcy Królestw, wychodząc za kogoś z niższej arystokracji i na dodatek wywodzącego się z dzikiego plemienia. Yeine jest więc także wnuczką króla; ten, po tragicznej i zaskakującej śmierci jej matki, wzywa ją do swego miasta – Sky. Po przybyciu dziewczyna doznaje niemałego szoku, ponieważ zostaje ogłoszona jednym ze spadkobierców Dekarty Arameri. Od tej chwili dziewczyna musi walczyć nie tylko z dwójką swoich kuzynów, o istnieniu których nie miała pojęcia, ale także starać się wyjść z tych wszystkich intryg obronną ręką. Tym bardziej że w trakcie pobytu w Sky odkryje wiele mrocznych tajemnic rodziny ze strony matki, a także o jej samej i przyczyn jej nagłej śmierci. Niespodziewanymi sprzymierzeńcami w tej pogmatwanej sytuacji staną się dla Yeine zniewoleni bogowie, których moce ludzie wykorzystują do osiągnięcia swoich celów.

Od samego początku czytelnik jest zasypywany masą wiadomości, podawanych jak w szkolnych podręcznikach do historii. Dodam, że te „formułki” pojawiają się zazwyczaj w najciekawszych momentach fabuły. Po takich przerwach autorka zazwyczaj nie powraca już do wątku lub robi to w sposób bardzo szczątkowy. Akcji w tej książce praktycznie nie ma, tak samo jak ciągłości fabuły, co może skutecznie wybijać z rytmu czytania.

Co do fabuły, to gdy lepiej się jej przyjrzeć, można dostrzec podobieństwa do mitologii greckiej, a zwłaszcza do mitu o powstaniu świata, który wyjaśnia także, w jaki sposób powstali pierwsi bogowie. Niekonwencjonalność tej historii polega jednak na tym, że autorka wszystkich bogów (oprócz boga słońca – Intempasa) sprowadziła do rangi ludzkich niewolników w służbie rodu Aramerich. Dzięki temu historia mogłaby być naprawdę interesująca, gdyby pani Jemisin wykorzystała cały jej potencjał. Zakończenie także nie wnosi nic nowego, ponieważ jest - moim zdaniem - dużo bardziej zagmatwane niż cała reszta fabuły.

Kolejny minus „Stu Tysięcy Królestw” to narracja pierwszoosobowa - narratorką jest główna bohaterka - której formę można przyrównać do wpisów w pamiętniku, ponieważ Yeine opisy wydarzeń uzupełnia własnymi spostrzeżeniami, odczuciami i wspomnieniami, i to, jak już wspominałam, w najmniej odpowiednich momentach. Wszystko to w połączeniu wprowadza niemały zamęt w fabule, więc czytelnik może mieć niemałe trudności z „wyłuskaniem” z tego galimatiasu najważniejszych wątków i informacji.

Podsumowując: mimo że książka napisana jest prostym i przystępnym językiem, to autorka naszpikowała ją specyficznymi nazwami i imionami, które stworzyła na potrzeby całej historii. Niestety bardzo często trudno jest je odczytać, a tym bardziej zrozumieć. Z tego też powodu „Sto Tysięcy Królestw” czyta się bardzo mozolnie, a często ma się ochotę po prostu rzucić książkę w kąt i zapomnieć o niej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1038
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: