Dodany: 22.02.2012 07:26|Autor: stock

Na biegun!


Regiony polarne to terytoria, które interesują mnie szczególnie. Podobnie jak Anna Fadiman w niedawno przeczytanej przeze mnie książce "Ex libris. Wyznania czytelnika", uważam tę część świata za zupełnie wyjątkową i staram się poznać wszelką dotyczącą jej literaturę. W przeciętnej polskiej bibliotece tego typu książki zajmują średnio ćwierć półki i ograniczają się do kilku-kilkunastu pozycji, obejmujących najczęściej książki Centkiewiczów oraz opisy polskich ekspedycji naukowych.

Zastanawiałem się wielokrotnie, co takiego szczególnego ciągnie ludzi, w tym mnie – w ramach inspiracji czytelniczych, ale też podróżniczo - w najbardziej niedostępne regiony tej planety. Nie ma chyba jasnej odpowiedzi na to pytanie, choć pewne cechy wspólne wysuwają się na pierwszy plan. Wydaje mi się, że osoby zainteresowane regionami polarnymi są ciekawe raczej walki człowieka z przyrodą i z własnymi problemami niż interakcji międzyludzkich i wynikających z nich komplikacji. Mogę dodać do tego wrażenia estetyczne – widoki białej pustyni, gór lodowych, torosów i jałowej ziemi są mi milsze niż dżungla ze swoją przyrodniczą różnorodnością, a i wielkie mrozy znoszę lepiej niż wielkie upały.

Jedną z najbardziej znanych polskich książek opisujących regiony polarne są „Moje bieguny” Marka Kamińskiego. Nie ma co się dziwić, wszak Kamiński to jedyny Polak, który zdobył oba bieguny i jedyny człowiek, który dokonał tego w jednym roku. Obok Henryka Arctowskiego i Antoniego Dobrowolskiego to najbardziej znany polski polarnik.

Tytuł recenzji – podobnie jak tytuł książki – jest nieco mylący. „Moje bieguny” to opis nie tylko wypraw na bieguny (1995), ale również ekspedycji na Spitsbergen (1990), trawersu Grenlandii (1993), nieudanego trawersu Antarktydy (1998) oraz zdobycia Mt Vinson, najwyższego szczytu szóstego - albo, jeśli kto woli, siódmego - kontynentu (1998). Podtytuł książki brzmi „Dzienniki z wypraw 1990–1998” i należy go brać bardzo dosłownie. „Moje bieguny” to przede wszystkim dziennik podróży. Jednostronicowy wstęp przed każdą podróżą i trochę informacji technicznych to wszystko, co autor był łaskaw zamieścić dodatkowo. Myślę, że książka na tym trochę traci, garść przemyśleń z dystansu, z perspektywy czasowej mogłaby ją istotnie wzbogacić. Nie rozumiem natomiast, dlaczego na przykład opis wyprawy na biegun południowy zaczyna się od ósmego dnia, a kończy na przedostatnim. Tak, tak, czytamy wpis z przedednia zdobycia bieguna, po czym relacja się urywa bez słowa wyjaśnienia!

Poza powiększaniem się doświadczenia polarnego autora widzimy też jego rozwój pisarski – wpisy do dziennika podczas pierwszych wypraw są raczej krótkie i skoncentrowane na aspektach technicznych – pogodzie, samopoczuciu i samej trasie. Od relacji ze zdobycia bieguna północnego Kamiński wyraźnie się rozkręca, wpisy stają się dłuższe, ich język - mniej suchy i zawierają więcej ogólnych przemyśleń. Mam jednak małe wątpliwości, czy opis wyprawy na biegun północny – odbytej, przypomnę, wraz z Wojciechem Moskalem – nie został nieco poprawiony i wygładzony. Wyprawy w tak ekstremalnych warunkach bardzo często rodzą równie ekstremalne emocje pomiędzy równorzędnymi uczestnikami. Tutaj tego nie widać, różnice zdań – mogące przecież niejednokrotnie zdecydować o losie całej wyprawy – nie prowadzą do żadnych konfliktów ani scysji. Jeśli tak było w istocie, gratuluję obu panom znalezienia świetnego towarzysza.

Mimo powyższych zastrzeżeń „Moje bieguny” na pewno spodobają się miłośnikom literatury podróżniczej. Kamiński nie ma jednak talentu literackiego pokroju Fiedlera czy Cejrowskiego, dlatego rozpoczynającym przygodę z biegunami polecam przede wszystkim książki Centkiewiczów. Po „Moje bieguny” sięgnijcie, gdy na ćwierci półki bibliotecznej z napisem „Regiony polarne” zostanie niewiele pozycji.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1861
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: