Dodany: 08.07.2007 02:34|Autor: Bozena

Książka: Majtreji
Eliade Mircea

Girlanda z jaśminu a życie, jako przygoda intelektualna


„Czy pamiętasz, Majtreji?
A jeśli tak, to czy możesz wybaczyć?”[1]

Te słowa Eliadego – umieszczone przed rozpoczęciem powieści – zdecydowanie przyciągnęły mnie do lektury, choć przy pierwszym spojrzeniu można uznać, że wyrażają i początek, i zakończenie historii, jakich jest wiele; a jednak przeczuwałam, że zawierają w sobie wieloznaczność i głębszą treść. I w moim indywidualnym odbiorze okazało się, że tak właśnie jest.

Jest; lecz pamiętam też o tym, że o skali głębokości i wieloznaczności tych słów tylko autor sam wiedział; a my nie odnajdziemy w jego dziele najistotniejszego dopełnienia.

Ten sam Eliade, który ongiś doszukiwał się w słowach Maitreyi* innych znaczeń, niż w istocie w nich były – teraz kusi czytelnika; czytelnik zaś - taki jak choćby ja - o europejskich korzeniach kultury może nie domyślać się wcale, co niedopowiedziane jest.

Polecam więc obok lektury opisywanej teraz - także książkę „Mircea” autorstwa Maitreyi Devi; jej treść dopełni brakujące motywy, ale warto pamiętać też, że i wtedy nie można pewności mieć, iż ostateczna interpretacja obu powieści słuszna jest. Trudne jest przecież - a może i niemożliwym jest dla nas – przeniknięcie świata doznań nierozerwalnie związanych z naturą, religią, mitem i symbolem indyjskiej dziewczyny.

Powieść „Majtreji”, zawierająca wątki autobiograficzne, wydana w 1933 roku, jest napisana z właściwym człowiekowi instynktem opowiadania; wspomnienia przywołane w pamięci uzupełnia Eliade informacjami z zapisków w dzienniku. Widoczne komentarze dawnego nastroju, dawnych zdarzeń i zjawisk pozwalają domyślać się, że autor rekonstruuje przeszłość dowolnie. Ta dowolność nie przeszkadzała mi wcale; przeciwnie nawet, umacniała w tle żywość egzotycznego klimatu eukaliptusów czy palm kokosowych...

Spojrzenie pisarza na odległe już fakty (?) jest tutaj jeszcze mocno europejskie, mimo silnego już zaangażowania intelektualnego, a zwłaszcza duchowego w hinduizm. Wygładzając swą powieść i rekonstruując zdarzenia... Eliade wprowadził do niej korzystne dla siebie elementy, o których – na etapie lektury jego powieści – nie wiedziałam jeszcze. Zwyczajnie nie mogłam o nich wiedzieć. Czasem nawet niewinna fantazja nadająca tajemniczości wydarzeniom opowiadanym, jakaś nieprawda w naszym rozumieniu jeszcze do wybaczenia, w Indiach może okazać się hańbą.

Allan - uzdolniony rumuński student – alter ego Mircei – z końcem roku 1928 przybywa do Kalkuty. Tutaj studiuje sanskryt i filozofię indyjską, a jednocześnie pracuje. Świat, który go teraz otacza, oczarowuje go swą żywotnością, a wschodnia kultura jawi mu się zdecydowanie bogatszą od zachodniej, i to nie tylko dlatego, że kolorowi noszą w sobie nawarstwienia mitologii, i przez to są i skomplikowani, i głębocy; poznaje ten świat doświadczając, ucząc się i uruchamiając wyobraźnię.

Wspomina: „Chciałem poświecić życie tym miejscom pogrążonych w paprociach i lianach, ich mieszkańcom, prymitywnym i niewinnym zarazem. Chciałem pojąc ich poczucie piękna, ich moralność, zbierałem codziennie anegdoty o nich, ich fotografie, szkicowałem ich genealogię. Im bardziej zagłębiałem się w ową dzikość, tym mocniej odczuwałem, jak narasta we mnie nie znana mi dotychczas godność i niespodziewana duma. Byłem w dżungli dobry i sprawiedliwy, bardziej rozsądny i opanowany niż w mieście”[2].

Jest solidny i pracowity, o światłym umyśle, toteż jego profesor – wybitny indyjski uczony Surendranath Dasgupta w rzeczywistości, a w powieści inżynier Sen - dostrzegając zalety umysłu ucznia i pragnąc otoczyć go opieką przed wpływami rozwiązłości - zapewnia mu - pod własnym dachem – gościnę. Może to dziwne dla nas, jak i dziwne było dla Allana wówczas, że mężczyzna posiadający piękną i oddaną mu żonę, także dwie córki - traktuje go jak syna. Wtedy Allan nie wiedział jeszcze, że wedle staroindyjskiej religii każdy człowiek jest nasz; obcych nie ma. Zatem, w przyjaznym dla niego domu uczy on teraz języka francuskiego córkę profesora, a ona - Majtreji jej na imię, jak w życiu - uczy go języka bengalskiego. I - właściwie to tutaj rozpoczyna się powieść; i to tutaj rozpoczyna się przenikanie skrajnie różnych kultur, tak różnych, że nie wiadomo, w jaki sposób rozmawiać o niezrozumieniu wzajemnych myśli, i... jak ratować miłość.

Tego, czego doświadczyli dwudziestotrzyletni Europejczyk i śliczna szesnastoletnia Bengalka – filozofka i utalentowana poetka – nie nazwałabym jednoznacznie romansem egzotycznym, a chciałabym to nazwać - tak jak Maitreyi prawdziwa - wyznaniem cudu miłości, symbolizowanym girlandą z jaśminu (wyznanie to w żadnym razie nie jest tu egzaltacją czy sentymentalizmem); tej innej właściwie miłości, mistycznej miłości, niewypowiedzianej, niedookreślonej nawet, bo, jak sama Maitreyi mówi w swojej książce - doznań podobnego cudu jasno nikt nie opisze. Ani nie wypowie. Miałoby to być coś, co początku ani końca nie ma – co nieograniczone jest przestrzenią i czasem; więc to jest płomień w sercu ten sam, i ten sam chłód posadzki werandy, odczuwany przed czterdziestu laty; to jest ta sama radość pod błękitnym i gwieździstym bengalskim niebem wraz ze smutkiem tym samym zapowiadającym rozstanie; to wreszcie jaźń (dusza) ta sama.

Z treścią książki Eliadego Maitreyi zapoznała się po więcej niż czterdziestu latach od jej wydania; i oto przeżyła wstrząs, a jej determinacja zmaterializowała się w postaci powieści „Mircea”; także - w dalekiej podróży do... niego. Tak z dwóch opowieści jest jedna historia rozpisana na głosy.
Opowieść swoją dwudziestosześcioletni Europejczyk zakończył zdaniem: „Chciałbym spojrzeć w oczy Majtreji”[3]; i teraz - blisko sześćdziesięcioletnia Maitreyi przyjechała do niego po latach, by mógł to uczynić; ale... czy uczynił?

„Majtreji” ma istotny wydźwięk z punktu widzenia udręczonej świadomości Eliadego w czasie, gdy przebywał w Kalkucie na początku swojej drogi naukowej; pobytem tym implikuje niejako charakter swej pracy przyszłego czasu; i dzięki następnym etapom poznania i samopoznania - staje się światowej sławy religioznawcą, filozofem i antropologiem kultury o „czystej” świadomości.

Pojechał niegdyś „ucywilizować” Indie, a wyjechał z nich niczym Adam wygnany z raju – oczarowany bogactwem i tajemnicą kultury Wschodu, wcześniej stwierdzając też, że nie od Sokratesa myślenie się zaczyna. Ale, wywodząc wnioski z powieści, uważam, że jeszcze wówczas studia sanskrytu, upaniszady... poezja i filozofia indyjska przy świecie Maitreyi - który pragnął zawłaszczyć wraz z jej miłością do niego – były jedynie dopełnieniem. To świat Maitreyi fascynował go najbardziej i – niepokoił jednocześnie, bo błądził w nim, bo trudno mu było pojąć, jak można rozmawiać z drzewami, ziemią, wodą i gwiazdami, i co właściwie oznaczać może na jego ramionach girlanda z jaśminu?

Ostatecznie, po latach traktowania życia jako nieustającej przygody intelektualnej - ustalił on w końcu, że w spontanicznych zachowaniach, w związkach z naturą, w wierzeniach, obyczajach i obrzędach (tak jak niewinny śmiech Majtreji skojarzył z obrzędem sakralnym) sięgających do symbolu i mitu kryje się pełnia człowieczeństwa. I że każda religia może wieźć ku objawieniu; zatem bez znaczenia jest Bóg, którego ona uznaje. To silne indywidualne przeżycia duchowe, u źródła których jest myśl i działanie ludzi - nie tylko tych wtajemniczonych, formułujących swoją indywidualność poprzez naukę, kulturę, sztukę, także medytację... ale i tych tkwiących w zwyczajnej codzienności (w profanum), lecz jednak na tyle niezwyczajnych i różniących się od konwencjonalnego tłumu – by sytuacje, w których się znajdują, i oni sami byli nośnikami sacrum.

Eliade w przedstawionej przez siebie idei mówi, że „(...) sakralne pozornie nie różni się od świeckiego, że fantastyczne przybiera maskę tego, co powszednie, i że świat, aczkolwiek jest tym, czym się nam wydaje, jest także szyfrem i kodem”[4].

Duch u Eliadego zachowuje się u źródła podług natury, gdzie salą wykładową mogą być ogrody i gaje oliwne... podczas gdy na przykład u innego filozofa - znanego mu rodaka, Constantina Noiki - duch ten zachowuje się podług kultury, co oznacza, że rozbudzenie się ducha może nastąpić jedynie w obszarach kultury. Noica stawiał najwyżej kanon literacki! Najkrócej mówiąc: filozofie obu Rumunów różnią się zatem, ale i podobieństwa są: i tutaj, i tutaj istnieje prymat duszy nad ciałem.

To Noica właśnie - postać, która zafascynowała mnie nadzwyczajnie po lekturze książki Gabriela Liiceanu – wspomniał Eliadego, także upaniszady wspominał, oznaczające w sanskrycie, w języku literackim starożytnych i średniowiecznych Indii, tajną naukę, będące zbiorem staroindyjskich opisów wierzeń, obrzędów i obyczajów, jak też traktatów filozoficzno-religijnych z VII-V wieku p.n.e. W wersji Noiki upaniszady są opowieścią o mądrości duchowej, opowieścią o dojrzewaniu duszy przekazywaną uczniowi przez mistrza duchowego, poprzedzoną zaproszeniem ucznia, by usiadł obok i słuchał w milczeniu...

Noica, wspominając Eliadego, skierował moje myśli poprzez skojarzenie do Carmanioli, która niegdyś na spotkaniu biblioNETkowym zastawiła na mnie „pułapkę”. „Majtreji” tam była i „Mircea” też. Nie wiem, jak mam dziękować Carmanioli – wyjątkowej, jak wiemy, znawczyni kultury Wschodu. Nie wiem. Żal tylko, że tak późno próbuję zmienić „kurs” czytelniczy; ale jednak próbuję dzięki Niej. To ekscytująca droga!
A obok - czekam tylko, kiedy i mnie się coś objawi :-))), bo jakieś dziwne szczęście mam, że poprzez literaturę spotykam filozofów i pisarzy, którzy do objawienia prawdy różnymi i jednocześnie podobnymi drogami doszli. Tym najważniejszym był dla mnie M. Proust. :-)



---
* Maitreyi – pisownia prawdziwego imienia; Majtreji – pisownia powieściowego imienia.
[1] Mircea Eliade, „Majtreji”, Czytelnik, Warszawa 1988, przekład i słowo wstępne: Irena Harasimowicz, posłowie: Lech Budrecki, s. 17.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 187.
[4] Tamże, wstęp, s. 8.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9854
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 17
Użytkownik: carmaniola 10.07.2007 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: „Czy pamiętasz, Majtreji?... | Bozena
Bardzo się cieszę, Olgo, że dałaś się skusić, a jeszcze bardziej, że obie książki Ci się spodobały. :-)

Do mnie przemówiła silnie dopiero Devi Maitreyi. Eliade, w swojej książce, wydał mi się zbyt egzaltowany, zbyt rozhisteryzowany i zbyt zadufany w sobie, i we własnej interpretacji zdarzeń i zachowań. To Maitreyi w swojej książce-odpowiedzi była tą stonowaną, mniej egzaltowaną stroną. I upływ lat nie ma tu nic do rzeczy.

I na dodatek... takie zupełnie prywatne odczucie: jak kochający mężczyzna mógł, pisząc TAKĄ książkę, uczynić COŚ TAKIEGO uwielbianej kobiecie?! I powiedziałby ktoś: nie ma w tej książce nic niestosownego - to tylko fikcja literacka - niespełnione marzenia. Ale przecież ta fikcja pozwoliła odnaleźć i wskazać realnych bohaterów. Wskazać i skalać dobre imię kobiety. Skalać tym bardziej, im bardziej odmienne jest postrzeganie kobiecej czci w hinduskiej obyczajowości i kulturze. A fe!

Oburzam się za Maitreyi. :-)
Użytkownik: Bozena 10.07.2007 16:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę, Olgo, ... | carmaniola
Dziękuję, że jesteś; dziękuję raz jeszcze, Carmaniolo Nieoceniona.
Tak, i ja także oburzam się, ale... po kolei, a właściwie od końca: nie mogłam, nie chciałam zdradzać wszystkiego. Dość, że po przeczytaniu książki autorstwa Maitreyi „Mircea” swoje przeżyłam, i na zmianę a to podnosiłam ocenę „Majtreji” Eliadego, a to obniżałam ją (można to sprawdzić w redakcji :-)), to jeszcze wcisnął się w moją świadomość pierwiastek podziwu dla Eliadego, jako filozofa i naukowca. To obłędny stan. Próbowałam w końcu przypomnieć sobie odczucia tylko po lekturze „Majtreji” i jakby wyrzucić wiedzę z „Mircei” i wszystko inne też, no i, okazało się, że na czas czytania jego książki nie miałam aż takich wyobrażeń, że fakty mogą być na tyle inne (moje europejskie spojrzenie na przykład na to, że dziewczyna też może przecież odwiedzić w pokoju chłopca - usypiała czujność), a więc w końcu oceniłam książkę tak, jak oceniłam. Jakkolwiek nie jest ona najwyższych lotów (Maitreyi pisze dużo lepiej) to była ona dla mnie ciekawym przeżyciem.

Ty, Carmaniolo, mnóstwo już przeczytałaś książek traktujących o kulturze Wschodu, stąd nie tylko oburzenie Twoje, ale i język, kompozycja, treść powieści wpłynęły na Twoją ocenę „Majtreji” – gorszą niż moja. I z pewnością Twoja ocena bliższa prawdy jest, ale przypomnę: książka Eliadego była dla mnie innym, egzotycznym przeżyciem, mimo, że jej treść nieskomplikowana jest. Tak, masz rację – tak samo go widzę jak i Ty go widzisz, dodam tylko, że to rozhisteryzowanie Mircei było, między innymi, tak uważam, skutkiem błądzenia w świecie, którym zawłaszczyć pragnął.

Kochana Carmaniolo masz rację, masz rację. Nie bronię Eliadego, ale sama powiedz: mało to jest (było) mężczyzn, którzy noszą (nosili) na rękach swoje kobiety, mówiąc, czy pisząc do nich co najmniej dziesięć razy w ciągu dnia: kocham cię, a potem... potem czynią (czynili) „COŚ TAKIEGO”; i to takich mężczyzn, którzy nie muszą (nie musieli) przebijać się przez skrajne różnice kulturowe? Współczuję Maitreyi, tym bardziej, że przez czterdzieści lat nie miała wiedzy o książce Eliadego; „poniosło” go; niby tajemniczość... imię... to samo. „A fe!”

Serdeczności, Nieoceniona Carmaniolo!



Użytkownik: carmaniola 10.07.2007 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, że jesteś; dzię... | Bozena
I Tobie serdeczności, Olgo! I do następnego lekturowego i realnego spotkania! :-)
Użytkownik: Bozena 11.07.2007 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: I Tobie serdeczności, Olg... | carmaniola
Oj, tak! I jeszcze Neruda u mnie. Zapewne tęsknisz za nim. :-)
Użytkownik: carmaniola 12.07.2007 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, tak! I jeszcze Neruda... | Bozena
Pewnie, że tęsknię, ale jeszcze trochę wytrzymam. A teraz idę tropem Twoich komentarzy i dotarłam do książki: "Serce to samotny myśliwy". ;-)
Użytkownik: verdiana 12.07.2007 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie, że tęsknię, ale j... | carmaniola
A ja się skradam za Wami i właśnie się podpisałam pod Wami w tamtej czytatce. :-))

A "Majtreji" stoi na mojej półce i czeka...
Użytkownik: carmaniola 12.07.2007 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja się skradam za Wami ... | verdiana
:-) To koniecznie, koniecznie musisz dołożyć książkę Devi Maitreyi "Mircea" Dla niej warto przebrnąć przez "Majtreji" - dodała złośliwie i mściwie (oburzona nadal na Mirceę)carmaniola. ;-)
Użytkownik: verdiana 12.07.2007 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: :-) To koniecznie, koniec... | carmaniola
Też mam ją w schowku, nawet już od dawna, ale dotąd nie udało mi się jej zdobyć. Ale nic straconego, została już namierzona w bibliotece rzeszowskiej. :>

A w jakiej kolejności je obie czytać? :-)
Użytkownik: carmaniola 12.07.2007 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mam ją w schowku, naw... | verdiana
Ja czytałam po kolei, tak jak powstawały. I myślę, że to jedyny sposób, bo "Mircea" jest odpowiedzią na "Majtreji". Tym bardziej, że wydarzenia opisane z punktu widzenia Maitreyi ("Mircea"), ujmujące także czas teraźniejszy dla okresu powstawania tej drugiej książki, będą się narzucać i zniekształcać obraz i kształt wspomnień Mircei ("Majtreji"). To tak jakby czytać kryminał od końca. ;-)
Użytkownik: verdiana 12.07.2007 20:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja czytałam po kolei, tak... | carmaniola
Ja CZYTAM kryminały od końca! :D Inaczej nie da rady, bo jest stres zamiast radości. :-)
Ale te dwie książki to co innego, zrobię tak, jak radzisz. :-)
Użytkownik: carmaniola 12.07.2007 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja CZYTAM kryminały od ko... | verdiana
:-)
Użytkownik: Bozena 17.07.2007 02:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mam ją w schowku, naw... | verdiana
Byłam przekonana, że z treści mojego opisu wynika polecana - w tym przypadku - kolejność lektur. Jeśli tak nie jest - to dopisuję swój głos do wyrażonej sugestii Carmanioli, rady - nie tylko dla Ciebie, Verdiano, ale dla wszystkich potencjalnych czytelników.




Użytkownik: Bozena 17.07.2007 02:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie, że tęsknię, ale j... | carmaniola
:)))
Użytkownik: aolda 11.07.2007 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, że jesteś; dzię... | Bozena
A ja tylko dodam, że "Mircea" Maitreyi Devi to jedna z najpiękniejszych książek, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Polecam i pozdrawiam.
Użytkownik: Bozena 11.07.2007 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja tylko dodam, że &quo... | aolda
Mnie także, Aoldo. To wyjątkowo piękna książka. I lepiej napisana niż "Majtreji" M. Eliadego.

Ucieszyłaś mnie tym komentarzem, bo prawie nie widać Cię w biblioNETce.
Pozdrawiam.
Użytkownik: Potworek_figaro 24.07.2007 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: „Czy pamiętasz, Majtreji?... | Bozena
To niesamowite - przeczytałam już samą dedykację, którą zacytowałaś w swojej recenzji i w jednej chwili powróciły te same odczucia, które towarzyszyły mi podczas czytania tej książki.
Ja jako młoda, niedoświadczona czytelniczka zapewne odebrałam tą książkę adekwatnie do mojego wieku i niedoświadczenia - odebrałam ją całym sercem, zapamiętałam, pokochałam. I te uczucia ciągle są żywe.
Świetna recenzja.
I tak tu pięknie piszecie o książce "Mircea", że aż szkoda. Szkoda, bo w najbliższym czasie na pewno książki tej nie przeczytam - po bezskutecznym przeszukiwaniu antykwariatów i lokalnych bibliotek musiałam się poddać :(. Na razie jest ona dla mnie nie do zdobycia. :(
Użytkownik: Bozena 25.07.2007 15:14 napisał(a):
Odpowiedź na: To niesamowite - przeczyt... | Potworek_figaro
"Odebrałam ją całym sercem... " - ładnie napisałaś, Potworku.

Wydaje mi się, że każdy, kto pragnie kochać i być kochanym musi mieć w sobie
pewien pierwiastek łatwowierności (bardzo możliwe, że Maitreyi ją miała). Łatwowierności właśnie - koniecznej dla istnienia miłosnego związku (uniesienia). I nie ma w tym nic niestosownego.
A doświadczenie uczucia? Oj, zdaje się, że więcej ono obiecuje, niż spełnia; a zatem niesie mniejsze lub większe... rozczarowanie. Tak chyba jest.:(

Dziękuję - z pozdrowieniem, Potworku.:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: