Przedstawiam Wam konkurs nr 136, który przygotowała
benten:
„Z Olimpu, Valhalli i piekieł czyli Wierzenia w literaturze”
Ale i ci, co przyznali istnienie bogów, odznaczają się tak wielką różnorodnością i niezgodnością zdań, że zbyt długo byłoby wyliczać tutaj ich mniemania. Albowiem wiele mówi się i o postaciach bogów, i o ich miejscu pobytu czy siedzibach, i o sposobie życia, przy czym w sporze o te sprawy filozofowie wykazują jak największą sprzeczność stanowisk.
Cyceron „O naturze bogów”
Mam nadzieję, że jesteście gotowi na wycieczkę po świątyniach, kapliczkach i chramach. Zapraszam do udziału w konkursie, w którym bohaterami są bogowie, herosi i demony z różnych wierzeń świata. Wejdźcie do dwudziestu pięciu świątynek, w których Pytie czekają, aby przekazać Wam fragmenty tekstu. Tradycyjnie całkowita
odpowiedź warta
dwa punkty, po jednym za
autora i
tytuł (wiersza lub opowiadania, nie zbioru), do zdobycia jest
50 punktów.
Na odpowiedzi, przysyłane na adres na adres
[...], czekam do
niedzieli, 12 lutego, 23:59.
Co do podpowiedzi odnośnie przeczytanych/nieprzeczytanych, to jak wiadomo, bogowie są kapryśni i nic nie dają za darmo. Jeśli ktoś chce otrzymać tego typu wskazówki powinien najpierw wysłać dar, w postaci maila z częścią odpowiedzi. Bogowie, z powodu braku czasu, który na potrzeby konkursu nazwiemy kaprysem, będą zsyłać wskazówki dopiero od 6. lutego.
Aha, laureatami / wybrańcami bogów zostają oczywiście osoby, które pierwsze wypełnią róg obfitości zestawem odpowiedzi. Uprasza się również o jak najmniejszą ilość zgniłków w tym koszu, chociaż bogowie i tak nie zwracają uwagi na takie rzeczy.
Zaczynając od stworzenia świata, wyobraźnia pisarzy była pełna odniesień mitologicznych…
1.
Więc skoro powstali wszyscy bogowie, którzy po kołach wędrują jawnie, i ci, którzy ukazują się, o ile chcą, mówi do nich ten, który ten wszechświat zrodził w te słowa: "Bogowie bogów, których ja wykonawcą jestem i ojcem, bo dziełem moim jesteście; to, co ja zrodziłem, nie ulega rozkładowi, bo ja tak chcę. Wszechświat jest złożony, więc jest rozkładamy, ale chcieć rozkładu tego, co tak pięknie zharmonizowane i trzyma się dobrze, może tylko to, co złe. Dlatego też, skoroście się urodzili, nieśmiertelni nie jesteście, ani nierozkładalni w ogóle, ale nie ulegniecie rozkładowi, ani was śmierć nie spotka, bo was moja wola wiąże, a to jest Więź jeszcze większa i potężniejsza niż te spójnie, które was związały przy powstawaniu. A teraz macie zrozumieć to, co do was mówię i co nakazuję.
2.
… mity na temat stworzenia świata mówią o totemicznych przodkach, którzy przemierzali cały kontynent w Epoce Snu i wyśpiewywali nazwy wszystkiego, co stanęło im na drodze: ptaków, ssaków, roślin, gór, oczek wodnych; i w ten sposób nadawali im istnienie.
Arkadego tak to oczarowało, że zaczął spisywać wszystko, czego się na ten temat dowiedział, nie celem opublikowania, ale dla własnej satysfakcji. Początkowo starszyzna Walbiri miała zastrzeżenia, a jej członkowie dawali mu wymijające odpowiedzi. Jednak wraz z upływem czasu, kiedy już zdobyli ich zaufanie, zapraszali go na swoje obrzędy i zachęcali do nauki pieśni.
Kiedyś przybył do Walbirich antropolog z C., który miał studiować plemienny system prawa do ziemi. Był on na tyle zazdrosny o przyjaźń „Rosjanina” z ludźmi pieśni, że najpierw wyciągnął od niego informacje na temat A., a potem zdradził ich sekrety, chociaż przysięgał, że tego nie zrobi. Oburzony awanturą, która po tym nastąpiła, Arkady zrezygnował z pracy i wyjechał z Australii.
3.
Kiedy Włodzimierz umocnił swój tron, zwróciwszy się ku sprawom religii porozmieszczał na górach w pobliżu zamku kijowskiego świątynie, posągi i bożyszcza, pobudował przybytki i miejsca kultu. Wśród wszystkich zaś bogów jego bezbożnego zabobonu, bóg Piorun był szczególnie czczony i poważany, jemu więc poświęcił większe świątynie i ozdobił je najznakomitszymi posągami. I nie tylko sam książę, ale i cały naród ruski naśladując go składał tę godną pogardy cześć bogu Piorunowi, najprzedniejszymi ofiarami i całopaleniem.
… pisarze czynili ich bohaterami swoich dzieł,
4.
Z. pogodnie rozglądał się z wysokiego rumaka, gdy jechał coraz dalej i dalej, z miejsca na miejsce, z kraju do kraju. Na koniec przybył do kraju X., leżącego na dalekiej północy, do bogatego i potężnego narodu karłów, który narzucił panowanie wielu dzielnym wojownikom szeroko wokół. Nieprzebrany skarb, który król karłów stary X. zebrał w górach i zgromadził w ogromnej jaskini, składał się ze złota i szlachetnych kamieni. Po śmierci króla ziemię i skarb dziedziczyli synowie i spadkobiercy, królowie Y i X. Jednak na czerwonym złocie zdawała się ciążyć klątwa; nikomu z jego właścicieli nie przyniosło szczęścia.
5.
Był – czy raczej jest – bogiem. Co więcej, bogiem, od którego lepiej trzymać się z daleka – bogiem rozgniewanym. Jego jedyne oko pałało.
Rozgniewał się z powodu tego, co wyczytał w porannych gazetach: że mianowicie jeden z bogów grasuje na wolności i naprzykrza się ludziom na lotnisku. Rzecz jasna, nie tak napisano w gazetach. W żadnej z nich nie stało dosłownie: „Bóg grasuje na wolności i naprzykrza się ludziom na lotnisku”; opisywano jedynie zniszczenia i nie potrafiono wyciągnąć z nich żadnego rozsądnego wniosku.
Cała ta historia była mało zadowalająca i z wielu innych jeszcze względów – a to na przykład z powodu kłopotliwego braku konkluzji czy konsekwentnego zmierzania donikąd, tudzież irytującego – z punktu widzenia dziennikarzy – braku solidnych ofiar w ludziach. Z tym brakiem ofiar w ludziach wiązała się, rzecz jasna, jakaś tajemnica, ale każda gazeta woli dziś porządną liczbę ofiar w ludziach niż pierwszą lepszą tajemnicę.
X. jednakże od razu wiedział, co jest grane. Ze wszystkich sprawozdań biło w oczy imię „Y.”, zapisane literami tak wielkimi, że mógł je odczytać tylko bóg.
6.
Pierwsze z moich opowiadań, które nie spodobało się szczerze chrześcijańskiej skrajnej prawicy, było o podróżnikach w czasie, którzy znaleźli się w epoce biblijnej i odkryli, że Jezus miał metr pięćdziesiąt wzrostu. Wydaje mi się, że to ja bardziej lubiłem Jezusa niż przeciwnicy mojego opowiadania, bo cały czas twierdziłem, że nic mnie nie obchodzi, czy był wysoki, czy niski
7.
Muzy, Gorgony, Diana i Hekate; Kirke, Medea, Enotea i wiele innych czarodziejek starożytnych poetów; Kybele i Persefona; skandynawska walkiria dosiadająca wilka; renesansowa czarownica latająca na miotle; asyryjska Lilitu i biblijna Lilith; Dama Jeziora z legendy arturiańskiej, Biały Wąż, wiedźmy z Makbeta; Wenus z Ille Mériméego; Lamia Keatsa, Czarownica z Atlasu Shelleya; Królowa Nocy Mozarta, Alcyna i Melissa Haendla i Armida Haydna... Zawsze to samo: władcze, perwersyjne postacie kobiece związane w jakiś sposób ze sztuką. Poeta i erudyta Robert Graves w swojej książce
Biała bogini jako jeden z pierwszych ukazał związki tej legendy z poezją, jednak nigdy nie posunął się do stwierdzenia, że poeci byli inspirowani realnymi, choć czarodziejskimi stworzeniami...
8.
Tymczasem X. siedział w kuchni i grał z Y. w okręty. Ku jego niezadowoleniu pradawny stwór ciemności był bardzo dobry w sianiu zniszczenia na morzu, lepszy nawet niż w chińczyka i bierki, które zaliczyli wcześniej. Widać miał naturalny talent do destrukcji.
Potem do kuchni zajrzało Z. W wielkim pośpiechu zaparzyło herbatę, przełożyło część świeżo upieczonych ciasteczek na paterę, a potem, piszcząc coś o podejmowaniu gości, uciekło do saloniku z zestawem deserowym. Y. z pomrukiem satysfakcji zatopił ostatni okręt panicza i wziął się za gotowanie kompotu.
Wobec tego X. skończył czytać pierwszy tom
Trędowatej, wypił dwa kubki kakao, policzył pozostałe ciasteczka, a na koniec posegregował je według smaku, kształtu i stopnia wypieczenia. Z niewiadomych przyczyn nie miał nastroju do pisania, konieczność zachowania ciszy pod groźbą doznania przemocy werbalnej i fizycznej coraz bardziej mu doskwierała. Pomału zaczynał się nudzić, to zaś oznaczało rychłe komplikacje.
-Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści... - westchnął.
Z głębi spiżarki dobiegło dudnienie.
-Tak, tak, pamiętam. Nie musisz mnie popędzać, na pewno zdążę.
Mniejsza z macek pogroziła mu łyżką.
9.
X.:
Po dnia spiekocie
mroki niezmierne.
Tam -w tym namiocie
śpi Y. (wchodzi do namiotu drzemiącego Y.) Jakie to jednak smutne.
Serce przenika strach.
Zaraz cię, głowo, utnę.
Ciach.
Chór:
Ucina, ucina,
ucina głowę mu.
Ucina, ucina,
ucina.
Trębacze
(trąbią): Tru-tu-tu.
10.
Podpatrzył w blask boginię, skąpaną w jeziorze.
Za karę go w jelenia przedzierzgnęła mściwie.
Pokrwawiła się wieczność o leśne igliwie!...
Wpośród godzin istnienia miał taką godzinę!...
Próżno bronił obcego, które boli, ciała!
Śmierć go, psami poszczuwszy, z jeleniem zrównała...
Próżno wzywał na pomoc dawnych towarzyszy,
Nasłuchując ich kroków na pobrzeżach ciszy!
Nikt nie poznał po głosie i po znoju rany,
Że to człowiek - nie jeleń! Duch - upolowany!
Nikt nie zgadł tajemnicy narzuconych wcieleń!
Musiał być tym, czym nie był! I zginął jak jeleń!
11.
Moje pełne imię brzmi Erzulie Gogol - powiedziała pani Gogol. - Ludzie nazywają mnie panią Gogol.
-Moim zdaniem - rzekła X. - to są obce strony, więc pewnie działa tu inny rodzaj czarów. To rozsądne. Drzewa są inne, ludzie inni, drinki inne i mają w środku banana, więc i czary mogą być inne. A potem pomyślałam: X., dziewczyno, nigdy nie jest za późno, żeby się czegoś nauczyć.
- Oczywiście.
- Z tym miastem jest coś nie tam. Wyczułam to, jak tylko postawiłyśmy tu stopę.
- Pani Gogol przytaknęła.
Przez dłuższy czas milczały obie; tylko pykały z fajek. A potem z zewnątrz coś brzdęknęło i zapadła pełna namysłu cisza.
- X? - odezwał się ktoś. - Wiem, że tam jesteś.
Sylwetka pani Gogol wyjęła z ust fajkę.
- Dobrze - stwierdziła - Wyrobiony smak.
Klapa namiotu odsunęła się na bok.
- Witaj, Y - powiedziała X.
- Pokój temu... namiotowi -....
12.
Ta z lewej to ja, Diana Lukrecja. Otóż to, ja, bogini dębu i lasów, bogini płodności i porodów, bogini łowów. Grecy zwą mnie Artemidą. Jestem spokrewniona z Luną, Apollo zaś jest moim bratem. Pośród gminu i kobiet mam swoich najzagorzalszych wyznawców. Świątynie wzniesione na moją cześć rozrzucone są po wszystkich puszczach Imperium. Ta na prawo ode mnie, pochylona, przyglądająca się mojej stopie, to Justyniana, moja faworyta. Wykąpałyśmy się właśnie i zaraz będziemy się kochać.
13.
Potężny dżinnie, jakżeż to zwracasz się do króla Salomona nazywając go prorokiem Allacha? Przecież Salomon umarł już tysiąc osiemset lat temu, a my żyjemy teraz na końcu wszystkich czasów! Jakież są twoje dzieje i przygody i w jaki sposób dostałeś się do tej amfory? Dżinn odrzekł: - Nie ma Boga krom Allacha. Obwieszczę ci wesołą nowinę, rybaku! - Cóż to za wesołą nowinę chcesz mi obwieścić? - spytał rybak. A straszny dżinn odparł: - Nowiną tą jest, że jeszcze w tej samej godzinie umrzesz okropną śmiercią. A rybak na to: - Zaprawdę, za taką nowinę zasługujesz, aby Nieba odmówiły i swojej opieki, przeklętniku! Powiedz, dlaczego chcesz mnie zabić dlaczego zasłużyłem na śmierć ja, który z amfory tej cię wyzwoliłem, ocaliwszy z głębin morza i przyniósłszy na suchy ląd? Wszelako straszny dżinn mówił dalej: - Pozwalam ci jedynie wybrać rodzaj śmierci i sposób, w jaki masz umrzeć. Rybak zaś pytał: - Jakąż zbrodnię popełniłem i za jaki występek mnie karzesz? - Posłuchaj lepiej moich dziejów, o rybaku - odrzekł dżinn. - Mów, ale niech słowa twoje będą zwięzłe, gdyż zaprawdę czuję już, że tchnienie życia ulatuje ze mnie.
…ich bohaterowie modlili i wspominali o nich
14.
Wzięłam kadzidło i potajemnie, by mąż mnie nie wyśmiał, spaliłam je przed boginią Kuan-yin. Kiedy nie grozi nic złego, dobrze jest może nie myśleć o bogach. Ale gdy troska zawisa nad domem, do kogo mamy się zwrócić? Modliłam się do niej przed urodzeniem syna i wysłuchała mnie. Dzisiejszy dzień wkracza już w dwunasty miesiąc roku. Matka leży nieruchomo na łóżku i zaczynam się obawiać, że już nigdy się nie podniesie. Zaklinam ją, by wezwała lekarzy. W końcu ustąpiła, sprzykrzyły jej się bowiem moje prośby, i kazała przywołać Tczanga, słynnego lekarza i astrologa. Zapłaciła mu czterdzieści uncyj srebra i obiecał wyzdrowienie. Jego słowa pocieszyły mnie trochę, uchodzi bowiem za bardzo mądrego. Ale poprawy żadnej w jej stanie nie widzę. Matka pali teraz bez przerwy fajkę opiumową, by zagłuszyć ból we wnętrznościach, i jest zbyt senna, aby mówić. Matowa żółtość pokrywa jej oblicze, a skóra tak silnie napięta jest na kościach, że wydaje się sucha i cienka jak papier.
15.
Układ zawarto w świetle błysków miecza,
Wbrew woli Ate z jej piszczelą suchą,
Pentezylei wbrew, dolo człowiecza!
Na stare lata kupczącej rzeżuchą,
Każdy jej krzyczał: "Ty czerepie stary,
Tobież przystało skomleć, wiedźmo podła,
Samaś je zdarła, te rzymskie sztandary,
Co pergaminy stroiły w swe godła."
Gdyby nie Juno, co pod niebios kręgiem
Ze swoim księciem pykała fajeczkę,
Wyszłaby z próby tej z niejednym cięgiem
I opłakałaby gorzko tę sprzeczkę.
Stanęło na tym, że przy owej chrapce
Dwa Prozerpiny jajka jej przypadną,
Jeśli zaś znowu znajdzie się w pułapce,
Do góry Cierpień przywiążą ją snadno.
16.
Od tej chwili widywali się co dnia bądź w portykach i salonach X., bądź na brzegach cichego morza podczas przechadzek we dwoje. Miłość powstawała mimo woli, jako konieczność pociągu między dwiema istotami młodymi, pełnymi poezji, nadto ciążącymi ku sobie wspomnieniem wspaniałości rodu - jednej ojczyzny przodków. Ołtarz ich miłości zdawał się im bezpiecznym schronieniem przeciw troskom życia, zdobili go kwieciem uczuć, nie domyślając się, jakie podkopują się podeń węże.
Pewnego wieczora, w piątym dniu znajomości, w towarzystwie garstki przyjaciół powracali z morskiej przejażdżki. Na końcu długiej łodzi przerzynającej lekko ciche wody siedział u stóp X. Y. zapatrzony w jej oblicze. Ona wzrokiem śledziła grę fal i obłoków.
Nagle westchnęła:
- Jakże mój brat byłby szczęśliwy, gdyby mógł być z nami! Niestety, jako kapłan Izydy ma inne obowiązki.
- Dziwię się, że będąc tak młodym, zgodził się przyjąć śluby tak surowego zakonu. [...]
Oczy Y. mimo woli poszły śladem X. ku Wezuwiuszowi na widnokręgu. Dookoła niebo gorzało różanymi barwami zachodu. Lecz nad szarym wierzchołkiem, który wznosił się nad lasy i winnice, okrywające pół góry, wisiał w tej chwili złowieszczy ciemny obłok.
Serca drgnęły im niepojęcie smętnym uczuciem, zbliżyli ręce ku sobie i spojrzeli sobie głęboko w oczy, jak gdyby szukali w miłości swojej ratunku przed jakimś niewiadomym nieszczęściem.
17.
Tytoń miał bardzo silny aromat: cynamon zmieszany z jakimś innym zapachem, którego nie mogłem rozpoznać – może anyżkiem, może miętą. W pewnej chwili wydało mi się, że to eukaliptus.
- Zna pan słowa pieśni […] śpiewanej na cześć Damballah Wedo?
Pokręciłem głową przecząco. Słodki głos Boukaki był bardzo śpiewny. Nie pasował do jego twarzy, jego brzuszka kierowcy autobusowego ani rzadkiej brody, która na pewno przestała już rosnąć.
-Damballah jest bóstwem milczącym, jedynym bogiem niemym z całego panteonu. Słowa są takie: „Ropucho, użycz głosu wężowi, żaby wskażą ci drogę na księżyc, jak Damballah zechce, rozpocznie się wielka ucieczka”.
Boukaka pochylił głowę; wydawał się zmęczony. Mnie samemu zaczynało się kręcić w głowie od zapachu jego fajki.
-Już zaczęło się wieka ucieczka – powiedział z naciskiem. - Wymyślacie przyczyny: kwaśne deszcze, herbicydy, wycinanie lasów. Ale żaby znikają z miejsc, w których nie dzieje się nic takiego.
Zastanowiłem się, kogo ma na myśli, mówiąc „wy”. Wy – zawodowi herpetolodzy.
18.
Widzę, że sporo rzetelnych łez będę musiał do tej roli przygotować, no i jeśli ja ją zagram, wypłaczecie swoje oczy, widzowie, bo ja rozpętam burzę, a jednocześnie polamentuję cokolwiek. Chociaż, w rzeczy gruncie, moja specjalność to role tyranów: Na przykład wybornie zagrałbym takiego Erkulesa albo coś takiego, żeby można ryczeć dzikim głosem i wszystko rozbijać w drzazgi.
Szalonych gór
Obłędny chór
Rozwali mur
Więziennych krat;
I Feba wóz
Naz będzie wiózł
Przez skraw i mróz
W cudowny świat!
Genialne, co? Teraz odczytaj nazwiska pozostałych aktorów. Co do mnie, rzeczywiście jestem stworzony, żeby grać Erkulesów i tyranów. Kochankowie to za dużo miłości.
19.
Weszliśmy za nim do młyna. kręcił się po nim, uśmiechał się dam do siebie i miał bardzo chytrą minę. Gdy już wyładowaliśmy nasze worki i przyjrzeli się wszystkiemu, usiedliśmy przed młynem i Jan zaczął opowiadać. Widocznie nie mówił już od wielu dni, gdyż gadał więcej niż zazwyczaj.
Jan mówił, że w młynie mieszka mały troll. Widział go już wiele razy. Troll jest przeważnie grzeczny, lecz czasem płata różne złośliwe figle. To chwyta kamień młyński i trzyma go tak, że nie może się obracać. To znów wysypuje cały worek mąki na podłogę. Pewnego razu, gdy Jan wszedł do młyna bardzo, bardzo wcześnie rano, troll uderzył go w ucho. Jan nie zdążył go nawet zobaczyć, tylko mu coś mignęło w drzwiach. I troll znikł, jak gdyby się w ziemię zapadł. Przeważnie jednak troll bywa grzeczny. Wtedy zamiata i sprząta w młynie.
Tak, młyn jest rzeczywiście dziwnym miejscem. Za chatką Jana jest mała, otwarta polanka. Tam tańczą elfy - mówi Jan. Jan siedzi czasem w swojej chatce i przygląda się zza firanki. Gdy tylko elfy zobaczą Jana, natychmiast umykają. Jan widział również nimfę leśną, driadę. Stała za świerkiem i śmiała się, aż rozlegało się po całym lesie.
20.
- Nie ośmielą się… Kara bogów…
X. pogardliwie machnął ręką.
- Albożeśmy to chłopi czy pastuchy, ażeby lękać się bogów, z których drwią Żydzi, Fenicjanie i Grecy, a lada najemny żołnierz znieważą ich bezkarnie?
Kapłanie to wymyślili brednie o bogach, w których sami nie wierzą. Przecie wiesz, że w świątyniach uznają tylko Jedynego… Oni też robią cuda, z których się śmieją.. Chłop po dawnemu bije czołem przed posągami. Ale już robotnicy wątpią o wszechmocności Ozirisa, Horusa i Seta, pisarze oszukują bogów w rachunkach, a kapłani posługują się nimi jak łańcuchem i zamkiem do zabezpieczania swoich skarbców.
21.
Widzę Tymbreja, Marsa i Palladę,
Jak zbrojni, z ojcem swoim stojąc w parze,
Mierzą oczyma pobitą gromadę.
U stóp swej wieży Nemrod się ukaże:
Wzrok pomieszany zwraca ku drużynie,
Co z nim grzeszyła pychą w Sennaarze.
I twój, bolesna Niobe, przez boginię
Skarana w dzieciach, co je boga ciosy
Pobiły, obraz widzę na drożynie.
I Saula, jak padł na Gelbojskie wrzosy,
Przebity mieczem własnym boleściwie,
Co nie zaznały więcej dżdżu ni rosy.
Tobie, szalona Arachno, się dziwię:
Jak to w pająka twa postać się łamie,
W źle uprzędzionym zasnuta przędziwie.
22.
Brałem pod rozwagę słodkie usta. Tchnęły one tryumfem rzeczy nieziemskich: wyniosły zakrój krótkiej wargi górnej; senna, rozkoszna miękkość dolnej; rozigrane dołeczki; wyraziste barwy; zęby o połysku niemal olśniewającym, rozwidniane wniebowziętym jaśnieniem jej spokojnych, łagodnych, lecz radośnie promiennych uśmiechów. Zastanawiałem się nad kształtami brody i znajdowałem wdzięk umiaru, słodycz i majestat, pełnię i przeduchowienie helleńskie; były to kształty, które Bóg Apollo ukazał, lecz tylko we śnie, Kleomenesowi, synowi niewiasty ateńskiej. A potem zatapiałem spojrzenie w wielkich źrenicach L.
23.
Przypatrz się i tu żarliwości Bożej. Roskazał Bóg […] Żeby lud jego gniazda z jajcy, abo ptaszęty, z matką na nich siedzącą razem w domu niechował, ale żeby matce odlatywać dopusczał, tego abowiem poganie do niepłodności czynienia zażywali. Lecz Pan Bóg Zelotes w ludzie swoim niechciał cierpieć takiego znaku cudzołostwa. Toż baby czynią, gdy z nalezienia grosza jednego we śnie znak sczęścia wielkiego opowiedają. A gdy się zaś o skarbie śni, za znak niesczęścia to sobie mają. Także przykazał, żeby naczynia wszytkie nakrywane były, a ktoreby wieka niemiało, żeby nieczystym było poczytane.
Także […] Nie będziecie strzydz wkoło włosów, ani będziecie golić brody, czynili to abowiem poganie ku uczciwości bałwanom.
Także zakazał […] Żeby mężowie niechodzili w szatach białogłowskich, ani białegłowy w szatach męskich. Abowiem to zwykły były one czynić ku uczciwości bogini Wenery, a mężowie ku uczciwości Marsa, i Pryapusa.
...czasami ich nie widać, ale my wiemy, że gdzieś tam są…
24.
[jeżozwierze nadrzewne] zawsze miały dobre chęci, wszystko je intrygowało i z wielkim zaskoczeniem przyjmowały wszelkie niepowodzenia.
Kiedy na przykład podsunęło się jednemu z nich cztery banany, usiłował pożreć wszystkie naraz. Po kilku próbach dochodził do wniosku, że nie zmieszczą mu się w pysku, przysiadał zatem, wymachując nosem i zastanawiając się, co robić dalej. Brał jednego banana do pyska i po jednym do każdej łapy, a następnie ku swej zgrozie dostrzegał jeszcze jeden owoc leżący na ziemi. Upuszczał wówczas banana trzymanego w pysku i podnosił tego, który leżał na ziemi. Następnie zauważał, że nie pozbierał wszystkich, więc odkładał na bok swoje brzemię i znów siadał pogrążony w zadumie. Po mniej więcej półgodzinnych rozmyślaniach wpadał na genialny pomysł:...
25.
Tak! Za sześć miesięcy! Za trzy miesiące, o ile ta koza posiada bystry słuch i giętki język, podejmuję się wprowadzić ją do każdego towarzystwa, pod każdą postacią. Zaczynamy od dziś, od zaraz – w tej chwili! pani Pearce, proszę ją zabrać do kuchni, rozebrać, oczyścić, oskrobać, wymaglować, a jakby nie chciało puszczać, użyć jakichś kwasów albo benzyny. Czy duży ogień w piecu kuchennym?
===========
Dodane 28 grudnia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu