Dodany: 04.07.2007 20:16|Autor: norge
Cena milczenia
"Jeśli komuś marzy się ciche, spokojne życie, nie powinien przychodzić na świat w dwudziestym wieku".
(Lew Trocki)
Cóż więc takiego dzieje się wiosną 1963 roku w małej bazie wojskowej w Kanadzie, gdzie osiedla się rodzina ośmioletniej Madeleine McCarthy? Na pozór nic specjalnego. Do Ameryki ciągną przybysze ze wszystkich stron świata. Ludzie spełniają swoje powojenne marzenie; są pełni nadziei, zakładają rodziny i wszystkiego jest aż nadto. Kosmonauci przygotowują się do lotu na Księżyc, rodzina Kennedych bryluje w mediach, gdzieś tam trwa zimna wojna, a w tle śpiewa Elvis Presley. Można wreszcie nacieszyć się wolnością, pokojem i dobrobytem. Wszystko to czytelnik czuje, niemal widzi - tak plastycznie Ann McDonald opisuje atmosferę tamtych czasów.
Równie perfekcyjnie udaje się autorce odtworzyć świat wewnętrzny małej Madeleine. W dziewiątym roku życia staje się coraz silniejsza, oczy otwierają się jej coraz szerzej na otaczającą rzeczywistość, ale mimo to odnosimy wrażenie, że jej główkę spowijają nadal strzępki baśni. Taka szkoda, że ani rodzinne ciepło, ani mądrze kochający rodzice nie są w stanie uchronić dziewczynki przed bardzo trudnymi, miejscami drastycznymi doświadczeniami w świecie dorosłych. I czy w ogóle kiedykolwiek są w stanie uchronić? Pojawia się też następne pytanie: co tak naprawdę sprawia, ze Madeleine milczy? Uporczywie milczy, mimo iż powinna podnieść wielkie larum. Czy Jack McCarthy zdradzając ukochanej córeczce sekret, jak rozpoznać, co jest dobre, a co złe (”To bardzo proste: dobre jest to, co przychodzi najtrudniej”*) popełnił błąd, bo akurat to aż takie proste nigdy nie bywa?
Jack również zachowuje milczenie, choć w zupełnie innej sprawie i w odróżnieniu od Madeleine z całkowitą świadomością. Cały proces podejmowania decyzji o zatajeniu prawdy to następny, doskonale literacko odtworzony element. McDowell opisuje ogromną presję, której poddany jest Jack. To, jak nie jest w stanie sprzeniewierzyć się obowiązkom kanadyjskiego oficera i musi zrobić, co zrobić należy. Jak uwierzy, że od życia jednego chłopca ważniejsza jest sprawa wolności i demokracji, mimo że nie potrafi dostrzec, w jaki sposób może to się przysłużyć tej sprawie. Albo czy w ogóle się przysłuży. Jak obawia się o własne życie. Jak zniszczona zostaje wspaniała rodzina.
Demokracja. "Ile można uczynić w jej imię, zanim, jak jajko wyssane przez węża, stanie się jedynie pustą skorupą?"*. Dawno temu, na Zachodzie… też nie potrafili sobie udzielić odpowiedzi na to pytanie. Między innymi dlatego właśnie warto przeczytać "Co widziały wrony". I oczywiście dla atmosfery lat 60. I dla malowniczo odtworzonego świata dziewięciolatki. Polecam.
---
* Ann Marie McDonald, "Co widziały wrony", przeł. Slawomir Studniarz, wyd. Świat Książki 2006.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.