Dodany: 31.01.2012 22:05|Autor: Pani_Wu
Kocia kuweta
„Moje życie z Dżejmsem” to zbiór krótkich opowiadań. Niekiedy tak krótkich, że stanowi je jedno zdanie. Jedno zdanie na całej stronie, to dla czytelnika sporo miejsca na przemyślenia.
Teksty ze stron 31-51 napisała kobieta, ale nie figuruje jako współautorka tomiku. Opowiadania napisane przez nią tak bardzo mi się nie podobały, iż „powrót” autora przyjęłam z ulgą. Autor używa mniej wulgarnego języka.
Uparłam się, że przeczytam tę książkę do końca. Bardzo trudno było mi rozróżnić bohaterów, ponieważ przez opowiadania przewija się mnóstwo postaci; poza tym wszyscy występujący w nich ludzie mają męskie imiona, bez względu na płeć. Nie ma nigdzie wyjaśnienia, kim są, ale opowiadania nie są napisane z punktu widzenia kota, który mógłby mieć problem z rozróżnianiem ludzi, lecz z pozycji albo autora, albo jego kobiety.
Język jest bardzo potoczny i zawiera dużo, moim zdaniem zbędnych, wulgaryzmów. Uważam także, że jest niedopracowany. Zastanawiałam się, dla kogo został napisany ten tomik i po co? Kto jest odbiorcą i co wyniesie z lektury? Nie znalazłam odpowiedzi.
Bohaterowie sprawiają wrażenie ludzi bardzo prostych, wręcz prostackich, o ubogim języku i płytkim systemie wartości. W porządku, pomyślałam, autor pokazuje jakąś patologię lub margines społeczny. Ale z takim spojrzeniem kłóci mi się fakt, że jeden z bohaterów udziela korepetycji z języka angielskiego, co sugeruje, ze jest wykształcony. Czyli wykształceni prostacy są bohaterami tej książki?
Jeżeli zaś ktoś zechciałby oceniać człowieczeństwo po tym, jaki ktoś ma stosunek do zwierząt, nie wzbudzi jego sympatii robienie kotu karuzeli w foliowym worku lub w pralce włączonej na wirowanie.
Ponadto opowiadania obracają się głównie wokół czynności fizjologicznych, takich jak oddawanie moczu i kału, zarówno przez ludzi, jak i przez zwierzęta. Czynności te, potraktowane dosłownie, są także tematem rycin. Możemy obejrzeć sobie damskie cztery litery z opuszczonymi majtkami i strumyczkiem płynącym z właściwego otworu. Oczywiście, że można opisać tak prymitywną grupę ludzi, ale pytam – po co?
Nie ma żadnej puenty, morału, wniosku, nic. Na końcu jest fragment z „Alicji w Krainie Czarów” dotyczący Kota–Dziwaka (ciekawe, czy wszystkie procedury pozwalające na wykorzystanie tego fragmentu zostały dopełnione), zapewne stanowić ma on podsumowanie, z którego wynika, że wszyscy mają bzika. Czyli czytelnik musi brnąć przez wulgaryzmy, odchody i słaby stylistycznie tekst, aby dowiedzieć się, że każdy miłośnik kotów jest zwariowany?
A może istnieje jakiś głębszy sens tych opowiadań, tak ukryty, że dla mnie niedostępny? Jakikolwiek by był ten sens, opakowany jest bardzo nieładnie. Tak nieładnie, że całość jest dla mnie po prostu beznadziejna jak brudna kocia kuweta albo odwirowanie kota w pralce.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.