Dodany: 26.01.2012 13:26|Autor: polter

Pomaluj mój świat, na żółto i na niebiesko


Brent Weeks zadebiutował w 2008 roku trylogią "Anioła Nocy", która zapewniła mu sporą popularność wśród fanów fantastyki. Dał się przy tym poznać jako twórca pełnych akcji i łatwych w lekturze książek. Taki jest też otwierający nowy cykl "Czarny Pryzmat", powieść przyjemna, ale na pewno nie ambitna.

Gavin Guile jest Pryzmatem – rodzącym się raz na pokolenie najwyższym kapłanem Orholama, cesarzem Chromerii i mistrzem kolorów. Tych jest siedem, a każdy odpowiada innemu rodzajowi magii, pozwalającej na manipulowanie Luksynem, substancją powstającą podczas Krzesania światła. Każdy Krzesiciel umie panować nad jednym z kolorów, czasem nad dwoma – Guile może bez ograniczeń korzystać z każdego z nich. Olbrzymia moc ma jednak swoją cenę, Pryzmaci umierają w kwiecie wieku i Gavin, zdając sobie sprawę, że nie pożyje dłużej niż pięć lat, musi stawić czoła jeszcze wielu wyzwaniom: król Garadul buntuje się przeciwko Chromerii i zbiera armię Krzesicieli-renegatów, a na dodatek Pryzmat dowiaduje się o synu, którego spłodził piętnaście lat temu. Kip, bo tak ma imię chłopak, jest jednym z nielicznych ocalałych z rzezi, jakiej Garadul dokonał w jego rodzinnej wiosce. Młodzieniec podczas ucieczki odkrywa w sobie talent do Krzesania i krótko po tym spotyka ojca.

Choć głównymi bohaterami powieści są Gavin i Kip, mamy też okazję śledzić rozdziały poświęcone trzem innym postaciom: Liv, nieco starszej przyjaciółce Kipa, Karris, ukochanej Guile'a oraz tajemniczemu więźniowi trzymanemu w lochach. Najważniejszy z nich wszystkich jest oczywiście Pryzmat – to wokół niego kręci się cała akcja i jemu zostaje poświęcone najwięcej miejsca. Początkowo wydaje się być nudnym, stereotypowym zbawcą świata i wybrańcem przeznaczenia, ale to tylko pozory: jak na głównego bohatera jest zaskakująco niejednoznaczny moralnie, a tym samym bardziej interesujący. Poza tym, dzięki swemu ironicznemu poczuciu humoru i wrodzonej charyzmie daje się lubić, choć sporo mu brakuje, by dołączyć do grona moich ulubieńców literackich. Z Kipem to już inna rzecz – o ile w większości przypadków można zrozumieć jego zachowanie i tok rozumowania, to jego częste zmiany nastroju i lekkomyślność są irytujące, nawet jeśli usprawiedliwione młodym wiekiem.

Reszta postaci nie wyróżnia się niczym specjalnym – dokądś tam idą, coś tam robią, o czymś mówią, ale brakuje w nich życia. W niektórych książkach trafiają się bohaterowie, do których niemal od razu można zapałać sympatią, zaś po zakończeniu lektury "Czarnego Pryzmata" nie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, by którakolwiek z występujących w nim person wyróżniała się szczególnie – no, może poza chytrą panią polityk Bielą i najważniejszym ochroniarzem Pryzmata, Żelazną Pięścią, ale to za mało, by móc pochwalić ten element książki.

Podobnie rzecz się ma z fabułą – jest na tyle interesująca, by zachęcać do kontynuowania lektury, ale brakuje jej tej szczypty geniuszu, dzięki której książkę czytałoby się zarywając noce. Zapewne jest tak z powodu dużej ilości miejsca, jakie autor poświęca na opisywanie świata przedstawionego i zasad rządzących Krzesaniem, na czym cierpi wartkość akcji. Pierwsze dwieście stron jest nudne, a ciekawie robi się dopiero po czterystu – zdecydowanie nie jest to tempo znane z "Anioła Nocy". Niezłe wrażenie wywiera za to finał powieści, ale i jemu brakuje czegoś, co bardziej rzutowałoby na ogólne wrażenia płynące z lektury.

Innym z mankamentów książki jest przewidywalność intrygi. Nie spodziewajcie się wielu zaskoczeń – najważniejszego zwrotu akcji, którym autor zapewne planował zaszokować czytelników, domyśliłem się bardzo szybko. Na dodatek, większość bohaterów jest pod tym czy innym względem wybitna i niezwykle utalentowana, więc trudno uwierzyć, że stawiane przed nimi przeszkody mogą stanowić jakieś poważniejsze zagrożenie. Z drugiej jednak strony, raz czy dwa zdziwiłem się nieoczekiwanym obrotem wydarzeń, więc nie jest aż tak źle.

Na szczęście, wszystkie powyższe wady w pewnym stopniu wynagradza lekkie pióro Weeksa, dzięki któremu nawet jeśli nie uważamy książki za świetną, to i nie chce nam się jej rzucić w kąt. Dialogi są sprawnie napisane, wszechobecne opisy już nieco mniej, ale wciąż jest całkiem dobrze pod tym względem. Mógłbym się jedynie przyczepić do scen walki, które, ze względu na długość, wydały mi się troszkę nudniejsze niż w "Aniele Nocy".

"Czarny Pryzmat" to książka niezła. Ma za dużo wad, by dało się ją nazwać bardzo dobrą, ale lektura jest też zbyt przyjemna, by powieść określić mianem przeciętnej. Świat przedstawiony i intrygujący system magii wykreowane przez Weeksa mają spory potencjał, dobrze się też zapowiadają dalsze losy Gavina. Niestety, pierwszy tom trylogii jest raczej bardzo długim prologiem do fabuły, która, mam nadzieję, rozkręci się w następnej części. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść ustępuje jakością dziełom Sandersona, Lyncha lub Stovera, i mogę ją polecić tylko osobom potrafiącym przymknąć oko na różnorakie niedociągnięcia.



[Autorem recenzji jest Tomasz "Asthariel" Lisek.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1390
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: