Dodany: 18.01.2012 12:33|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

1 osoba poleca ten tekst.

Alameddine "Hakawati, mistrz opowieści", Roy "Bóg rzeczy małych"


Tych książek nic nie łączy. Poza osobą łysiejącego, grubawego czytelnika nad... no, nie nad Wisłą, jaka rzeka tu najbliżej płynie?, wyobrażającego sobie różne dziwne egzotyczne krainy. Tak mi się wydawało, ale jednak jest tu rys(a?) wspólny. Obie są o traumie przeżytej w młodym wieku, ucieczce i powrocie po latach.

"Hakawati" to porywająca lektura. Nie jest to książka małych rozmiarów (uwaga, eufemizm), ale czyta się jednym tchem. Ile opowieści, ile poziomów! Przypowieści, gawędy, uczucia, fakty. Od starych przedislamskich jeszcze tradycji po cięcie nożem współczesności. Od baśni dawnych po współczesne. Od rzezi wykonywanych na rozkaz sułtana po masakry zarządzane przez nastoletnich członków różnorodnych milicji. I to jest może najsensowniejszy podział. Bo nie wspomniałem jeszcze, że tłem jest Liban. Jego historia i osobiste dzieje jego mieszkańców.

Tak więc czyta się świetnie i na pewno to książka niegłupia - trochę spraw wyjaśnia. Po jej zamknięciu poczułem jednak coś w rodzaju... niedosytu? Od kolorów zakręciło mi się w głowie, czy od ich nadmiaru? Brakuje trochę osobowości autora. Naznaczonego własnym piętnem stylu. Choć to może kwestia wybranej, mozaikowej, formy.

Książce Roy nie sposób tego zarzucić. Może nawet jest w niej autorki zbyt wiele? Ale, i muszę to wyznać, konwencja przez nią przyjęta jest moją ulubioną. Narracja w której czuć (zimną, ciężką) pasję pisarza. Narracja rwana, domykająca się bardziej w umyśle czytelnika niż na papierze. Choć niby wszystko jest napisane, ale jednak dopiero w głowie czytającego nabiera kształtu. Pozostawia pytania, wątpliwości, brak pewności modeluje książkową rzeczywistość wciąż od nowa. Fakty są podane w postaci migawek, to co ważne kryje się za nic nieznaczącymi obrazkami. Przypadek czy przeznaczenie? Z małej czy dużej litery? No pewnie, do kilku rzeczy można się przyczepić (na siłę dodany ostatni rozdział - niedomówienie byłoby silniejsze, pompatyczność kilku zdań), ale teraz chyba trzeba będzie zajrzeć do esejów Roy.

Libańczyk niby pisze o czymś straszniejszym, bo o wojnie, ale to on pozostawia nadzieję, nie Hinduska. Zdaje się mówić: dogadamy się znowu. Jak zwykle. To nasz kraj. Nasza krwawa historia. I to, nawet jeśli tylko to, nie przestanie nas łączyć. Roy pisze o sprawach zwyczajniejszych, o spokojnym życiu, ale tu ten spokój wyznacza podział mocniej niż kałach w ręce oliwkowego szczyla. Historia spokojnie sobie śpi. I głośno chrapie.

--------
Hakawati, mistrz opowieści (Alameddine Rabih)
Bóg rzeczy małych (Roy Arundhati)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4316
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: carmaniola 18.01.2012 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Tych książek nic nie łącz... | adas
"Hakawatiego" się boję, bo dopadłam kiedyś - jak to się w książkach nazywa? - "zajawkę" i trochę mnie nadmiarem słów przeraziła. Może jednak warto spróbować?

Arundhati w "Bogu" mocno mnie rozhuśtała emocjonalnie, ale mimo wszystko nie bardzo mi przypadły do gustu jej eksperymenty językowe. Za to eseje, hmmm, za dużo emocji, za dużo krzyku, za mało finezji - w każdym razie tak je zapamiętałam, ale przyznam że tylko odczucia mi pozostały, nie żebym treści kojarzyła.
Użytkownik: adas 19.01.2012 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: "Hakawatiego" się boję, b... | carmaniola
Jeśli wśród mojego topu umieściłbym zawsze Llosę i Faulknera, to mój zachwyt Roy już chyba nie jest aż taki dziwny? Operuje innymi środkami, gdyby nie polityczna poprawność, to napisałbym ze to trochę "babska proza", bardziej zmysłowa, strukturalnie prostsza. Ale sposób konstrukcji fabuły, wzbudzanie niepokoju za pomocą krótkich przebłysków, za pośrednictwem zwięzłych opisów często banalnych zdarzeń - wyczuwam powinowactwo. Najmocniej z całej książki pamiętam lotnisko, w tym momencie prawie wszystko jest nadal tak banalne. A coś czuć w powietrzu. Zresztą zwłaszcza Amerykanin uwielbia(ł) szokować mieszaniną seksu z polityką, choć skrywał się za gęstą symboliką biblijną.
Użytkownik: carmaniola 23.01.2012 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli wśród mojego topu u... | adas
Z drugim zdaniem się zgadzam, ale w tych środkach, w języku, diabeł pogrzebany. I nienienie, żaden z niej Faulkner! Ta prościzna do faulknerowskich zdań na pół strony ma się jak jajko do kury!
No, chwilami i na wyrywki to nawet piękne jest, ale na dłuższą metę drażni i infantylizm na myśl przywodzi. W ogóle to Hinduska nieco rozhisteryzowana jest. Albo może inaczej, bo nie pierwszy raz zdarza mi się odbierać literaturę azjatycką jako nadmiernie emocjonalną i to w taki bardzo egzaltowany sposób, to te różnice w sposobie wyrażania emocji. I jeśli już ma być kobieco, to lepiej na sposób Toni Morrison.(Zabij mnie, ale nie wiem, dlaczego ona akurat przyszła mi do głowy.)

PS. Miałam wielki dylemat z oceną, bo przez cały czas podczas czytania, walczyły we mnie o lepsze zachwyt i rozdrażnienie. W końcu musiałam to sobie jakoś wypośrodkować.
Użytkownik: Marylek 23.01.2012 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Z drugim zdaniem się zgad... | carmaniola
Aż muszę stanąć w obronie Arundhati Roy. Żadnej histerii w jej prozie nie zauważyłam. Zauważyłam natomiast wszechogarniający fatalizm, zgadzam się tu z Adasiem, że z nadzieją u niej słabiutko. Może ten fatalizm skojarzył się Adasiowi z Faulknerem?

Proza Roy jest oszczędna, piszesz "prościzna" i to jest dobre, to nie Szulc pełen barokowych wręcz ozdobnków. To jest proza życia, sama esencja. Wiemy przecież, co się stanie, nie wiemy tylko jak. I tym pytaniem jak, zanurzonym wśród buhającej żywotnością roślinności Indii, tym pytaniem z odrobiną - jednak - nadziei na końcu, trzyma nas pani Roy przy swojej fabule. Bo może jednak nie będzie tak źle? Aż tak tragicznie i nieodwołalnie? Tymczasem wali sie na nas kastowość społeczeństwa hinduskiego, wieki tradycji, z którą nie da się walczyć, ludzka podłość i zdolność do wykorzystywania słabszych, nawet dzieci, ba, szczególnie ich!, a przede wszystkim bezradność kogoś, kto w tym systemie został wychowany. Potworna niemożliwość buntu, ucieczki. Bezsens. I tak trzeba będzie wrócić w to samo miejsce, z ktorego się wyszło, i tak czas i los zatoczą koło i buntujący się człowiek zostanie w nim uwięziony. A jeśli tym człowiekiem jest kobieta, to szanse ucieczki od losu stają się praktycznie zerowe.

Dla mnie "Bóg rzeczy małych" to książka wstrząsająca, jedna z książek mojego życia, a pani Roy to taka hinduska Axelsson. Nie mogę odżałować, że nic więcej już nie napisała. Bo eseje to już nie to.
Użytkownik: carmaniola 23.01.2012 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż muszę stanąć w obronie... | Marylek
Nie o ozdobniki, Marylku, chodzi. Bo tych ozdobników u Roy jest właśnie mnóstwo i momentami wręcz miałam wrażenie, że są tam jedynie ozdobniki - jak szlaczki w zeszycie u pierwszoklasisty. I to mi się nie podobało. Przy czym zupełnie nie odbieram ważności poruszanych przez nią problemów, jak również mocy poruszania emocji czytelnika - byłoby jednak wg mnie lepiej (bo JA bym to lepiej odebrała) by w powieści mniej było emocji samej pisarki. A jest Roy w tym drobiazgu mnóstwo mnóstwa i o mnóstwo za wiele. I o ile w powieści te rozedrgane emocje pisarki dadzą się przyjąć, to w esejach już wyłazi histeria (mogę to nazwać inaczej, mniej negatywnie, ale na razie nie przychodzi mi do głowy lepsze słowo).

To, co piszę, to nie jest ocena obiektywna, a wyłącznie mój subiektywny odbiór tego, co napisała Roy. I nawet trudno mi powiedzieć, że mam do jej prozy negatywne nastawienie, bo w końcu, po te jej eseje już po lekturze "Boga rzeczy małych" poleciałam, a pewnie jeśli ukaże się coś jeszcze, to i po to sięgnę. Nie ukrywam jednak, że z nadzieją, że będzie to dzieło bardziej dojrzałe a mniej rozemocjonawane.

Użytkownik: Marylek 23.01.2012 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie o ozdobniki, Marylku,... | carmaniola
Ba, moja ocena też jest subiektywna przecież! Z tym, że o esejach nie mogę się wypowiadać, nie czytałam, chociaż mam swoje (wlaśnie dlatego pewnie ;) ); mówię tylko o powieści. Kwestia biopola byc może. Nie odczułam obecności pisarki w tekście jako nachalnej, chociaż odnotowałam tę obecność, owszem, bo takich rzeczy nie da się napisać w oparciu o teorię i wiedzę książkową. Ale rozumiem też, o co Ci chodzi, bo mam w swoim doświadczeniu czytelniczym książkę, w której jest, moim zdaniem, za dużo autorki. I bardzo mi to przeszkadzało.
Użytkownik: carmaniola 24.01.2012 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ba, moja ocena też jest s... | Marylek
O, z tymi własnymi to rzeczywiście problem - jak trzeba zdobyć, szybko przeczytać, to jakoś lepiej to idzie. ;-)
Ale te eseje, jak już na nie pora będzie, to chyba jednak warto - one mądre są, i ja się z nimi w dużej części zgadzam, ale tam jest za dużo emfazy, za dużo krzyku. Pani Roy, wydaje mi się, angażuje się całkowicie w to o czym pisze (i to jest dobre), ale jeśli o mnie chodzi, to przekaz dla czytelnika mógłby być krzykiem nieco mniej rozpaczliwym i w ogóle z mniejszą ilością wykrzykników i dramatycznych metafor.
Użytkownik: Marylek 24.01.2012 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: O, z tymi własnymi to rze... | carmaniola
Zaciekawiłaś mnie. A tym samym i zachęciłaś. :)
Użytkownik: adas 23.01.2012 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż muszę stanąć w obronie... | Marylek
Stali bywalcy mojego hmm bloga (wszyscy trzej) już pewnie wiedzą, że mam skłonność do nadużywania porównań. Ale tego Faulknera będę bronił. Fatalizm to jedno, dla mnie też konstrukcja książki, sposób przedstawiania wydarzeń, umiejscowienie bohaterów w różnych "funkcjach". Oczywiście cała koncepcja się wali wziąwszy pod uwagę styl - Faulkner to zdania półstronicowe i akapity dwukartkowe;). Choć jest też prostszy Faulkner, ale dziś często zapomninany. I może słusznie?

On naprawdę budował całe rozdziały, czasem całe powieści, wokół jednego banalnego wydarzenia, a potem odkrywał jego drugie, trzecie, czwarte dno, kręgi się rozchodziły jak na wodzie. Dygresje, symbolika, lokalna i bardziej uniwersalna. Seksualne tabu. I kilka innych spraw.
Użytkownik: Marylek 23.01.2012 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Stali bywalcy mojego hmm ... | adas
Różnica jednak jest spora. Faulkner to geniusz. Stworzył cały świat, spójny, dobrze funkcjonujący. Którąkolwiek weźmiesz książkę rozgrywającą się w hrabstwie Yoknapatawpha, spotykasz tych samych ludzi na tych samych drogach i ulicach. To jest nie tylko styl - owszem, unikalny, ale też przecież i zmienny - to konsekwencja w kreowaniu postaci, bardzo licznych, pamięć o ich losach we wszystkich tomach cyklu. Ciągłość, spójność, logika. Arundhati Roy napisała tylko jedną książkę, akcja rozgrywa się w rzeczywiście istniejących realiach. Jak lubię panią Roy, tak nie ośmielłabym się porównać tych dwojga autorów. Nie ten rząd wielkości; nie ten rozmach. Prawdziwość psycholiczna postaci mogłaby być porównywana, ale też tylko w stopniu ograniczonym, bo postacie u Faulknera są archetypowe.

Natomiast porównuję panią Roy z panią Axelsson, choć ta druga ma na swoim koncie kilka równie dobrych, trzymających poziom powieści psychologicznych, boleśnie drążących jestestwo. Przy okazji polecam.
Użytkownik: adas 23.01.2012 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Różnica jednak jest spora... | Marylek
Stworzył czy mu tak wyszło?;)

Rzeczywiście z Faulknerem jest tak, że zawsze będzie rozpatrywany przez całość. Przez tych kilka wielkich powieści o jednej krainie i szereg pomniejszych tekstów. Ale i on potrafi być strasznie manieryczny czy, że posłużę się słowem Carmanioli - histeryczny. I to nie tylko w "Wściekłości i wrzasku" (dla mnie to jest niezbyt udany eksperyment z Joyce'a zaczerpnięty), ale i w "Absalomie" czy Trylogii.
Użytkownik: Marylek 23.01.2012 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Stworzył czy mu tak wyszł... | adas
I znów się nie zgodzę, tym razem z Tobą. ;) Dla mnie to jest całość tak świetna, że nawet jeśli "tak mu wyszło", tym lepiej świadczy to o nim, i tym lepiej dla nas - czytelników. To nie tylko powieści, to przecież też mnóstwo opowiadań (choćby "Zstąp Mojżeszu", "Wielki las" czy "Niepokonane"), wszystko sie pięknie zazębia.

We "Wściekłości i wrzasku" histeryczny jest najwyżej Quentin Compson. Benjy jest chory (jakby Quentin był zdrowy!), a cała reszta wypowiada się normalnie. To nie zarzut wobec autora, a docenienie indywidualizacji wypowiedzi postaci, skoro udało mu się tak dobrze oddać histerię jednego z bohaterów!

Nie wiem, czy Faulkner jest manieryczny. Ja go tak nie odbieram. Według mnie to nie maniera, a styl.

A na marginesie: gdzie Ty masz ten swój blog? :)
Użytkownik: adas 23.01.2012 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów się nie zgodzę, ty... | Marylek
To był chwyt retoryczny;). Teraz tylko tu pisuję. Reszta blogów poznikała w otchłani internetu, i dobrze.

Jak maniera zostaje uznana, to wtedy to już jest nowy styl;)
Użytkownik: Marylek 23.01.2012 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: To był chwyt retoryczny;)... | adas
:-)
Użytkownik: carmaniola 24.01.2012 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Stali bywalcy mojego hmm ... | adas
Walkę o Faulknera zostawię Marylkowi, bo dobrze prawi. Za to podrzucę inny trop, który mnie na myśl przyszedł - Rushdie. Nawiązania do jego prozy są niemal namacalne, szczególnie sposób tworzenia zawiłych metafor. Przy czym o ile u Rushdiego te metafory są neutralizowane poprzez długaśne i fantazyjne konstrukcje zdaniowe, o tyle u Roy są jak agresywne reklamy na niemal pustej ścianie.

PS. W dalszym ciągu podkreślam, że to odczucia moje i niemające na celu dyskwalifikacji prozy Roy, bo w niej coś naprawdę jest, coś co budzi niepokój i tworzy niepowtarzalny nastrój. Tak mi teraz przyszło do głowy, że jej proza jest jak poszarpana koronka - misterna, skomplikowana, ale z wielkiiimi dziurami w środku. ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: