Tych książek nic nie łączy. Poza osobą łysiejącego, grubawego czytelnika nad... no, nie nad Wisłą, jaka rzeka tu najbliżej płynie?, wyobrażającego sobie różne dziwne egzotyczne krainy. Tak mi się wydawało, ale jednak jest tu rys(a?) wspólny. Obie są o traumie przeżytej w młodym wieku, ucieczce i powrocie po latach.
"Hakawati" to porywająca lektura. Nie jest to książka małych rozmiarów (uwaga, eufemizm), ale czyta się jednym tchem. Ile opowieści, ile poziomów! Przypowieści, gawędy, uczucia, fakty. Od starych przedislamskich jeszcze tradycji po cięcie nożem współczesności. Od baśni dawnych po współczesne. Od rzezi wykonywanych na rozkaz sułtana po masakry zarządzane przez nastoletnich członków różnorodnych milicji. I to jest może najsensowniejszy podział. Bo nie wspomniałem jeszcze, że tłem jest Liban. Jego historia i osobiste dzieje jego mieszkańców.
Tak więc czyta się świetnie i na pewno to książka niegłupia - trochę spraw wyjaśnia. Po jej zamknięciu poczułem jednak coś w rodzaju... niedosytu? Od kolorów zakręciło mi się w głowie, czy od ich nadmiaru? Brakuje trochę osobowości autora. Naznaczonego własnym piętnem stylu. Choć to może kwestia wybranej, mozaikowej, formy.
Książce Roy nie sposób tego zarzucić. Może nawet jest w niej autorki zbyt wiele? Ale, i muszę to wyznać, konwencja przez nią przyjęta jest moją ulubioną. Narracja w której czuć (zimną, ciężką) pasję pisarza. Narracja rwana, domykająca się bardziej w umyśle czytelnika niż na papierze. Choć niby wszystko jest napisane, ale jednak dopiero w głowie czytającego nabiera kształtu. Pozostawia pytania, wątpliwości, brak pewności modeluje książkową rzeczywistość wciąż od nowa. Fakty są podane w postaci migawek, to co ważne kryje się za nic nieznaczącymi obrazkami. Przypadek czy przeznaczenie? Z małej czy dużej litery? No pewnie, do kilku rzeczy można się przyczepić (na siłę dodany ostatni rozdział - niedomówienie byłoby silniejsze, pompatyczność kilku zdań), ale teraz chyba trzeba będzie zajrzeć do esejów Roy.
Libańczyk niby pisze o czymś straszniejszym, bo o wojnie, ale to on pozostawia nadzieję, nie Hinduska. Zdaje się mówić: dogadamy się znowu. Jak zwykle. To nasz kraj. Nasza krwawa historia. I to, nawet jeśli tylko to, nie przestanie nas łączyć. Roy pisze o sprawach zwyczajniejszych, o spokojnym życiu, ale tu ten spokój wyznacza podział mocniej niż kałach w ręce oliwkowego szczyla. Historia spokojnie sobie śpi. I głośno chrapie.
--------
Hakawati, mistrz opowieści (
Alameddine Rabih)
Bóg rzeczy małych (
Roy Arundhati)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.