Dodany: 17.01.2012 13:40|Autor: polter

Książka: Rozgwiazda
Watts Peter

2 osoby polecają ten tekst.

To przyszło z Otchłani...


Powiedzenie nomen omen doskonale oddaje naturę "Rozgwiazdy". Rozerwana na strzępy potrafi się bowiem zregenerować z pozostałych fragmentów, włączając w swoją strukturę nawet elementy innych osobników. Tak scalone części organizmu mogą niekiedy ciągnąć każdy w swoją stronę, ale całość jakoś się utrzyma. I choć podobnie jest z debiutem Petera Wattsa, to zbyt wiele przemawia na jego korzyść, by przejść obok obojętnie.

"Rozgwiazda" jest drugą po "Ślepowidzeniu" książką Petera Wattsa, która ukazuje się na naszym rynku. Poprzednia jego powieść zyskała powszechne uznanie krytyki, była nominowana do prestiżowej nagrody Hugo oraz zdobyła polskiego Sfinksa (wiąże się z tym zabawna anegdota, z którą możemy się zapoznać we wprowadzeniu do recenzowanej książki), wpisując się w kanon ambitnej i głębokiej fantastyki naukowej ostatnich lat. I nic dziwnego – zabierała ona bowiem czytelnika w podróż do posępnego, nieprzyjaznego świata, w którym mógł obserwować zmagania człowieka z jego własnymi lękami. Towarzyszyły temu rozważania filozoficzne nad naturą świadomości i postrzegania o solidnej naukowej podbudowie.

"Rozgwiazda" pod tym względem nie pozostaje w tyle, z tą różnicą, że tutaj zaglądamy do świata równie obcego, ale położonego bardzo blisko – na dnie oceanu. Podobnie jak u Paola Bacigalupiego w "Nakręcanej dziewczynie", katastrofy naturalne, pogarszające się warunki atmosferyczne, genetyczne plagi i brak surowców naturalnych zmuszają ludzi do walki o przetrwanie. W tym celu zostaje stworzony specjalny program geotermalny, w ramach którego na brzegu ryftu (krawędzi rowu tektonicznego) mają zostać zainstalowane podmorskie bazy obsługiwane przez zcyborgizowaną załogę, przystosowaną do życia w głębinach. Selekcja opiera się na bardzo specyficznych kryteriach (kandydatom składa się swego rodzaju propozycje nie do odrzucenia) – Ryfterem może zostać tylko osoba, która wiele przecierpiała w życiu, potrafi radzić sobie pod największą presją i nie boi się samotności. Dodatkowym atutem będzie fakt, że jej śmierć nikogo zanadto nie obejdzie. Idealnie nadawać wydają się wszelkiej maści przestępcy, wykolejeńcy, pedofile, mordercy – "elitarne" towarzystwo spod ciemnej (roz)gwiazdy. Losy takiej właśnie ekipy jednej ze stacji przyjdzie nam śledzić przez niemal całą powieść. Będziemy mieli okazję obserwować, jak zawiązują się pomiędzy nimi coraz bliższe relacje, a początkowa wrogość przemienia się w szczególną formę braterstwa. Kreacja postaci wydaje się być jedną z najmocniejszych stron powieści – są wielowymiarowe, złożone, a skrywane przez nie mroczne sekrety nie są po prostu skazami charakteru. Autor pokazuje nam, że nic nie jest oczywiste – w niektórych momentach ucieka się do przewrotnej zamiany miejscami ofiary i oprawcy, wywołując u nas sympatię do tych, za którymi dotąd nie przepadaliśmy. Bardzo ciekawie wypadają też opisy wewnętrznych zmagań z własnymi demonami – równie przerażającymi, jak to, co czyha w głębinach.

Równolegle na powierzchni rozgrywa się większa intryga, a chciwe korporacje pod płaszczykiem badań naukowych realizują własne cele. Pikanterii całości dodaje fakt, że wskutek ewolucji wirusów komputerowych jedyną możliwością radzenia sobie z chaosem w sieci jest przekazanie nadzoru inteligentnym żelom – zdolnym do uczenia się sztucznym sieciom neuronowym, które stopniowo zyskują coraz większą swobodę i autonomię decydowania. Zaproponowane przez autora pomysły w tej materii są bardzo wyważone i spójne, oraz – co najciekawsze – poparte wynikami badań naukowych i skrupulatnych ekstrapolacji. Gdy chodzi o sztuczne inteligencje, wielu pisarzy ucieka się do rozwiązań typu deus ex machina, nie próbując nawet tłumaczyć ich działania, tymczasem w "Rozgwieździe" dostajemy może nie gotowy przepis, ale na pewno rzetelną podpowiedź, w którą stronę mogłyby pójść prace nad SI.

Przyszłość wymyślona przez Wattsa jest bardzo pociągająca i niesie w sobie ogromny potencjał – to gotowy przepis na fascynującą opowieść. Jeśli dodamy do tego klaustrofobiczne wnętrza stacji badawczej, podmorskie mroki i czarne serca zamieszkujących je istot, to otrzymamy naprawdę wybuchową mieszankę. Bo to właśnie atmosfera jest tym, co najbardziej przytłacza czytelnika od samego początku, miażdży z siłą kilkukilometrowego słupa wody. Każdy, kto czytał "Ślepowidzenie" od razu dostrzeże tę samą manierę w kreowaniu świata przedstawionego: samotność, zamknięcie, dziwne rzeczy widziane kątem oka. Niejeden twórca horrorów, epatujący wzbudzającymi raczej śmiech niż strach potworkami i bezsensownym okrucieństwem, mógłby się uczyć od Wattsa budowania nastroju.

Nie jest jednak idealnie: pojawia się zgrzyt pośrednio związany z aspektami formalno-konstrukcyjnymi i wydaje mi się, że można go złożyć na karb faktu, iż "Rozgwiazda" jest debiutancką powieścią Wattsa. Całość jest podzielona na dwie części, te zaś na mniejsze jednostki, zawierające z kolei rozdziały. Zważywszy na objętość – 366 stron – daje to stosunkowo krótkie odcinki. W zamyśle autora każdy z nich miał skupiać się na nieco innym wycinku intrygi. Początkowo zapoznajemy się z wybranymi Ryfterami, poznajemy ich historie i charaktery. Nierzadko następują przeskoki w inne miejsca, w pierwszej chwili niewydające się mieć większego sensu. Na końcu wszystko się łączy i składa w całość, ale wrażenie chaosu konstrukcyjnego w pierwszej połowie "Rozgwiazdy" jest bardzo silne. O ile u pisarzy takich, jak Peter F. Hamilton (mający zwyczaj umieszczać dziesiątki bohaterów w swoich wielotomowych sagach) można od razu dostrzec pewien ogólny zamysł i uporządkowanie, o tyle Watts, mówiąc kolokwialnie, skacze z kwiatka na kwiatek, nie mogąc się zdecydować, o czym chce opowiadać. Z posłowia dowiadujemy się, że "Rozgwiazda" miała być opowiadaniem, które następnie bardzo się rozrosło. Być może opisane problemy są wynikiem takiej właśnie ewolucji utworu.

Drugi zarzut wynika bezpośrednio z pierwszego. W pewnym momencie następuje (parafrazując Donaldsona) "skok w epickość" – mroczna, klaustrofobiczna opowieść z korporacyjną intrygą w tle eksploduje do rozmiarów globalnej teorii spiskowej. O ile na przykład w "Czarnych Oceanach" Jacka Dukaja podobny zabieg wyszedł bardzo dobrze, o tyle w "Rozgwieździe" razi tempo przemian i ich nagłe pojawianie się. Z drugiej strony, historia Nicholasa Hunta była przedstawiona na prawie pięciuset stronach, zaś Ryfterzy mają na swoje zmagania sporo mniej miejsca. A wątków jest przecież całe mnóstwo – od inżynierii genetycznej, cyborgizacji, poprzez telepatię, genezę życia i analizę psychologiczną pewnych postaw życiowych.

Nie chciałbym jednak, aby po zapoznaniu się z powyższymi zarzutami powstało wrażenie, iż "Rozgwiazda" jest książką złą. Nic bardziej mylnego. Po prostu nie sposób mi nie odnosić się do "Ślepowidzenia", które poprzeczkę postawiło bardzo wysoko. Mimo wszystko debiut Wattsa pozostaje książką bardzo dobrą, pokazuje masę istotnych problemów i skłania do zastanowienia. Pod względem sprawności językowej, nastroju i pomysłów, zostawia w tyle bardzo wiele obecnych na rynku powieści science fiction.

Na końcu warto wspomnieć o ciekawym akcencie zawartym w posłowiu. Peter Watts, doktor biologii morskiej, zdaje się pozostawać wierny naukowej skrupulatności nawet w świecie beletrystki. Załącza bowiem bibliograficzną listę artykułów i publikacji, które pomogły mu w stworzeniu historii Ryfterów. Choć jest ona uboższa od tej ze "Ślepowidzenia" (nie zapominajmy, iż mamy tu do czynienia z debiutem), to jednak pozwala ciekawskim czytelnikom pogłębić swoją wiedzę o problemach poruszanych na kartach powieści. Autor dołącza przy tym swoje, nierzadko bardzo zabawne, uwagi i spostrzeżenia.

"Rozgwiazdę" polecam miłośnikom ambitnej literatury spod znaku SF, lubiącym nieszablonowe (i to bardzo) postacie, grobową atmosferę oraz teorie spiskowe. Jeśli bliski jest Ci nastrój "Kuli" Crichtona, bądź filmu "Głębia" Camerona, to "Rozgwiazda" jest powieścią dla Ciebie. Jeśli dość już masz altruistycznych bohaterów, a na Twojej ścianie wisi plakat z zimnym mordercą Richardem B. Riddickiem, to "Rozgwiazda" jest powieścią dla Ciebie. Jeśli pochłonęły Cię losy korporacyjnego karierowicza, Nicholasa Hunta z "Czarnych Oceanów", a skorumpowane szczeble "Struktury" Michała Protasiuka nie są Ci obce, to "Rozgwiazda" jest powieścią dla Ciebie. Sam autor miał świętą rację, pisząc we wstępie do polskich czytelników o reakcji Rosjan na swoją książkę, a "jeśli Twoje dzieło okazuje się zbyt mroczne dla Rosjan, wiesz już, że osiągnąłeś pewien kamień milowy".



[Autorem recenzji jest Filip "Dark One" Wójcik.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1125
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: