Przedstawiam Wam KONKURS nr 135 pt. "ZDRAJCA, ZDRAJCA, PO TRZYKROĆ (a właściwie trzydziestokroć) ZDRAJCA!", który przygotowała
dot59:
Jak nas uczy historia, zawsze znajdzie się ktoś gotów zdradzić swój kraj, swojego władcę czy swoich przyjaciół – a to za pieniądze, a to za jakieś zaszczyty czy przywileje, a to ze strachu… Z bogatej kolekcji literackich zdrajców i osobników podejrzanych o zdradę (często zgoła niesłusznie, niemniej jednak słowo „zdrajca” w tekście pada :) ) wybrałam trzydziestu, do identyfikacji których zapraszam wszystkich chętnych Biblionetkowiczów.
Główny bohater (którym niekoniecznie jest poszukiwany zdrajca) - jeżeli pada w tekście jego imię/nazwisko - oznaczony jest jako Iks/Iksa, zaś inne postacie kryją się pod kryptonimami kolejnych niewiadomych, albo jeśli nie są zbyt łatwe do rozpoznania, pod własnymi inicjałami.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa
29.01 (niedziela) o północy.
Za każdy fragment można otrzymać
2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie
60 punktów; liczba strzałów nieograniczona Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione w kolejności nadesłania finałowych maili.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres:
[...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/ rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu.
Odpowiedzi na maile spodziewajcie się głównie późnym popołudniem lub wieczorem (bo choć może się zdarzyć, że będę miała trochę czasu rano, nie jest to pewne, natomiast po godz. 23 nie zasypiam na siedząco tylko wtedy, gdy jestem na urlopie – a nie jestem :( ).
Udanej pogoni za zdrajcami!
dot59
Czasem są tylko domysły, podejrzenia i oskarżenia, nie zawsze poparte dowodami…
1.
A ty jesteś dezerter.
A ty jesteś zdrajca.
Okiem zdrajcy patrzysz na Rawennę,
na mozaik kamyczki promienne,
potem piórem, ręką dezertera
chciałbyś myślom swym nadać kształt trwały -
ale oto litery powstały
i splunęły ci w pysk. (…).
2.
- Ach, ach, wiem, o kim pani mówi - rzekł kardynał.
- Mówię o tym nędzniku Iksie.
- To odważny człowiek - powiedział kardynał.
- Właśnie dlatego, że jest odważny, należy się go tym bardziej obawiać.
- Trzeba mieć dowód, że porozumiewał się z B.
- Dowód? - zawołała M. - Będę miała dziesięć dowodów.
- Dobrze więc, to najprostsza rzecz w świecie; jeśli będzie pani miała dowody, wyprawię go do
Bastylii.
- Tak jest, Wasza Dostojność. Ale co potem?
- Kiedy jest się w Bastylii, nie ma żadnego potem - rzekł kardynał głuchym głosem. - Ach, do licha,
gdyby mi było równie łatwo pozbyć się mego wroga, jak łatwo mi pozbyć się twoich, i gdyby
chodziło tylko o takich ludzi jak ci, przeciw którym prosisz mnie o bezkarność!
- Wasza Dostojność - powiedziała M.- wet za wet, życie za życie, człowiek za człowieka; daj mi
tego, ja dam ci tamtego!
- Nie wiem, co pani ma na myśli - rzekł kardynał - i nie chcę wiedzieć; ale pragnę sprawić pani
przyjemność i nie widzę przeszkód, by dać ci to, czego żądasz, jeśli idzie o tak nikczemnego
człowieka, tym bardziej że, jak mi powiadasz, Iks to libertyn, zabijaka, zdrajca.
3.
- Jak będziesz taki dokucznik, to cię złapię kiedy i zaniosę do starego za olszynę. On ci da!...
- Oj! oj! a co on mi zrobi? - odpowiedziałem zuchwale.
- Nie bój się, nie takim on robił, co ich pogubił do śmierci. Niech Bóg broni każdego grzesznego…
- Ten stary?
- Jużci on.
- Ten, co mieszka w chałupce?
- Jużci tak.
- Za naszymi polami?
- A ino.
- On sam mieszka?- pytałem zaciekawiony.
- Któż by z nim mieszkał? Od takiego to i złodziej ucieka.
- Cóż on za jeden?
- A licho go wie, chorobę! Zdrajca i tyle. Tfu! w imię Ojca i Syna - mruczała baba spluwając.
4.
- T. - rzekł nagle.
- Padam przed tobą na twarz...
- Trzeba powoli ściągnąć pułki z nadmorskich miast - tutaj... Chcę zrobić przegląd i wynagrodzić ich wierność.
- A my, szlachta, nie jesteśmy ci wierni? - spytał zmieszany T.
- Szlachta i wojsko to jedno.
- A nomarchowie, urzędnicy?...
- Wiesz, T., że nawet i urzędnicy są wierni - mówił książę. - Co mówię, nawet Fenicjanie!... Chociaż na wielu innych stanowiskach są zdrajcy...
- Przez bogi, ciszej!... - szepnął T. i lękliwie wyjrzał do drugiej komnaty.
- Oho!... - śmiał się książę - skądże ta trwoga? Więc i dla ciebie nie jest tajemnicą, że mamy zdrajców...
- Wiem, o kim wasza dostojność mówisz - odparł T. - bo zawsze byłeś źle uprzedzony...
5.
Kto go zdradził we W.?
Wykluczając zwykły przypadek, a w takich razach przypadki należało wykluczać, ewentualności nie pozostawało wiele. Czas zmieniał ludzi, A. C. mogły skusić ukryte pod podłogą złote monety, chęć zawładnięcia nimi mogła stać się pokusą nie do przezwyciężenia. Cóż dopiero powiedzieć o A., którego Iks wszak nie znał w ogóle, a miał wszelkie podstawy, by uważać za najemnego łotrzyka?
Głównym podejrzanym pozostawał jednak oczywiście pater F., H. G. zwany Weszką, osobnik, u którego kłamstwo, zdrada i przeniewierstwo zdawały się być drugą naturą. A. ostrzegał przed nim Iksa, ten jednak przestrogi i złe wróżby zlekceważył. (…)
A. mógł mieć rację, myślał z rozpaczą Iks. Własną skórę ojciec F. mógł cenić wyżej stu florenów, mógł zdradzić ze strachu o skórę. Mógł zdradzić dla łask i znacznie wyżej kalkulowanych przyszłych korzyści.
Tak, wiele wskazywało, że zdrajcą był właśnie ojciec F.
6.
A. uczepiła się gniewu, rozpalała płomień w swoim sercu. Gniew był lepszy niż łzy, lepszy niż żal czy poczucie winy. Ktoś zdradził. Ktoś, komu zaufała. A.O. zginął z tego powodu, szept zdrajcy był winny jego śmierci w takim samym stopniu jak halabarda kapitana. Krew, która spłynęła po twarzy M., również była dziełem nieznanego sprzedawczyka. Ktoś zdradził. Ktoś, kogo kochała. To była najokrutniejsza ze wszystkich ran. (…)
G., D. i C. S. byli jej przyjaciółmi z dzieciństwa, równie bliskimi jak kuzynka T.. Nie potrafiła uwierzyć, by któreś z nich na nią doniosło… ale w takim przypadku zostawał tylko C. G., a jeśli on był zdrajcą, to dlaczego wyciągnął miecz na biedną M.?
7.
Skoro jednak Iks zataił imię zdrajcy, biesiadnicy poprzestali na wewnętrznych gestach. Wprawdzie niektórzy skierowali podejrzliwe spojrzenia na J. z K., ale ponieważ Iks nie napiętnował go po imieniu, bezsilnie milczeli. Podejrzenia… Podejrzenia… Na podejrzeniach nie można budować oskarżeń. A może są w błędzie? I cóż z tego, że mu Iks kazał pójść i uczynić to, co miał uczynić? A może J., skarbnik wspólnoty, miał kupić na święta pożywienie, może jagnię, może po prostu miał załatwić jakieś sprawy? Przecież dzisiaj w dzień P. do późnej nocy otwarte są wszystkie sklepy, kramy i stragany. A może po prostu kazał mu rozdać na święta jałmużnę ubogim? Nie należy zbyt pochopnie rzucać podejrzeń. Kto zatem spośród nich jest zdrajcą? Kto?
8.
(…) Kiedy kto z wrogiem chciał wchodzić w konszachty
I stawiać złote zjednoczenia mosty,
Nie powiadano w gronie braci szlachty,
Że to mąż stanu, lecz że zdrajca prosty-
I nie wróżono nowej szczęścia ery,
Widząc na piersiach błyszczące ordery. (…)
…ale często zdrada jest oczywista…
9.
- Miałeś mi jeszcze coś pokazać - przypomniał M1 spokojnie.
- Tak, mam panu zamiar jeszcze coś pokazać. - Powiedział to nie podnosząc głosu, lecz M1. poczuł nagły chłód. - Mam zamiar pokazać panu szpiega, zdrajcę, najbardziej złośliwego, podstępnego, załganego drania, jakiego w życiu widziałem. - Amerykanin wyjął rękę z kieszeni, pistolet tkwił mu mocno w dłoni, muszka celowała w serce P. Mówił dalej, jeszcze ciszej: - Judasz Iskariota jest niczym w porównaniu z naszym przyjacielem, komendancie… Zdejmij kurtkę, P.!
- Co, u diabła, wyrabiasz? Zwariowałeś? - W M1 wściekłość walczyła ze zdumieniem, ale chwycił ostro za wyciągnięte ramię M2, nieugięte jak żelazna sztaba. - Co to za idiotyzmy? On przecież nie rozumie po angielsku!
- Tak? Nie rozumie? To dlaczego wyskoczył jak oparzony, kiedy C. powiedział, że coś słyszał w pobliżu… I dlaczego pierwszy wybiegł dziś po południu z lasu, jeśli nie rozumiał pana rozkazu? Zdejmij kurtkę, judaszu, albo ci przestrzelę rękę. Daję ci dwie sekundy.
M1 miał zamiar chwycić M2 i przewrócić go na ziemię, ale powstrzymał się na widok twarzy P. - wyszczerzonych zębów i morderczego wyrazu czarnych jak węgiel oczu. Nigdy przedtem M1 nie widział takiej wściekłości w ludzkiej twarzy, wściekłości, która raptownie ustąpiła skurczowi bólu, gdy kula kalibru 0,32 utkwiła w ramieniu tuż pod barkiem.
10.
- Któż zgadnie, kiedy wylęgła się zdrada? - rzekł Igrek. – Zet. nie zawsze był zły. Nie wątpię, że kiedyś żywił szczerą przyjaźń dla R., a nawet potem, gdy już w nim serce stygło, sprzyjał wam, ponieważ byliście mu użyteczni. Lecz już od wielu lat spiskował na waszą zgubę, udając przyjaciela i cichcem gromadząc siły. S.J. miał wtedy łatwe zadanie, a w I. wiedziano o wszystkim, co się u was działo, bo kraj był otwarty, obcoplemieńcy kręcili się po nim do woli. S.J. wciąż szeptał swe rady do twego, królu, ucha i zatruwał twoje myśli, mroził serce, osłabiał ciało, inni zaś widzieli to, lecz nic nie mogli zrobić, bo ten gad opanował twoją wolę.
Kiedy uciekłem z O. i ostrzegłem cię, maska opadła z twarzy Zeta, przynajmniej w oczach tych, którzy chcieli dostrzec prawdę. Odtąd gra S.J. stała się niebezpieczna.
Usiłował stale powstrzymywać cię od czynu, nie dopuszczać do skupienia wszystkich sił R. Zręczny był: usypiał czujność albo też podsycał strach, zależnie od okoliczności. Czy pamiętasz, jak uparcie nalegał, żeby ani jednego wojownika nie wysyłać przeciw urojonym groźbom na północy, skoro bezpośrednie niebezpieczeństwo grozi od wschodu?
11.
„Miły panie G., jak mógłbym zgubić Iksa?"
G. odpowiada: "Powiem ci to chętnie. Król zapuści się w dogodne wąwozy Cizy; za sobą zostawi tylną straż. Będzie w niej jego siostrzan, potężny hrabia Iks, i O., na którym tak polega, i z nimi dwadzieścia tysięcy Francuzów. Poślij sto tysięcy swoich pogan i niech im wydadzą pierwszą bitwę. Naród francuski ucierpi tam srodze i będzie tam też, nie przeczę, wielkie mordowanie twoich. Ale wydaj im tak samo drugą bitwę; czy padnie w jednej, czy w drugiej, Iks nie ujdzie. Wówczas spełnisz piękny rycerski czyn i przez całe życie nie będziesz już miał wojny!"
"Gdyby kto mógł sprawić, aby Iks tam poległ, K. straciłby prawą rękę swego ciała. Byłby to koniec jego wspaniałego wojska. K. nie zebrałby już tak wielkiej armii, ziemia przodków twoich miałaby spokój." Kiedy M. to słyszy, ucałował go w szyję i zaczął przygotowywać skarby.
M. powiada: "Układ nic niewart, jeśli mi nie przyrzeczesz zdradzić Iksa." G. rzecze: "Niech się stanie, jak tego pragniesz!" Na relikwie swego miecza, M., zaprzysiągł zdradę i oto co uczynił.”
12.
— A więc ustaliliśmy — odezwał się znów wódz czerwonych koszul — że zostawisz otwartą furtkę od strony ulicy Pawła.
— Tak! — potwierdził Zet.
Biednemu Iksowi serce ścisnęło się z żalu. Stał w mokrym ubraniu i szeroko otwartymi oczami patrzył na skupionych wokół latarni chłopców w czerwonych koszulach oraz na siedzącego wśród nich zdrajcę. W sercu czuł tak ogromną gorycz, że gdy z ust Zeta padło słowo „tak", co oznaczało, że zgadza się zdradzić P.B., Iks się rozpłakał. Objął Igreka za szyję, popłakiwał cichutko i powtarzał w kółko:
— Panie kapitanie... panie kapitanie... panie kapitanie...
Igrek łagodnie odsunął go od siebie.
— Płacz nic tu nie pomoże!
Ale i jego też dławiło w gardle. Bardzo smutne i haniebne było to, co zrobił Zet.
13.
- Mniejsza z tym - wychrypiał Medan. - Chodźmy dalej.
Skinął głową i pojawił się elfi zdrajca, biała plama twarzy w ciemności. Uniósł bladą dłoń, przywołując Medana. Marszałek podszedł do elfa i obrzucił go złowrogim spojrzeniem.
- Gdzie są?
Nie wymieniał imienia elfa. W jego imieniu sprzedawczyk na to nie zasługiwał.
- Tam! - elf wyciągnął rękę. - Pod tamtym drzewem. Stąd tego nie widać, ale w odległości mniej więcej stu kroków jest polana. Mają się na niej spotkać z gryfem.
Niebo na wschodzie już szarzało. Medan z początku nic nie widział, potem jednak mgła rozstąpiła się, odsłaniając trzy niewyraźne postacie. Jedna z nich zdawała się nosić ciemną zbroję. Medan nie widział jej wyraźnie, słyszał jednak szczęk stali.
- Marszałku- mówił nerwowym tonem zdrajca - czy jestem ci jeszcze potrzebny? Jeśli nie, powinienem już odejść. Ktoś może zauważyć moją nieobecność.
- Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz -warknął Medan.
Elf zniknął w lesie.
14.
Otóż gród N., gdzie stoczoną została, jak już wyżej wzmiankowano, owa wielka bitwa i skąd wciąż brały początek szkody i nieustanne kłopoty dla Polaków, Iks oddał wówczas w posiadanie wraz z kilku innymi gródkami pewnemu Pomorzaninowi, spokrewnionemu ze sobą, imieniem Ś., pod warunkiem [dochowania mu] wierności, polegającym na tym, że nigdy nie miał odmówić mu swych służb ani [wzbronić wejścia do] grodów pod jakimkolwiek pozorem. Ale później [Ś.] nigdy nie dochował zaprzysiężonej mu wierności, nie wywiązał się z przyrzeczonych służb ani [bram] grodów nie otwierał przybywającym [Polakom], lecz przeciwnie, jak wiarołomny wróg i zdrajca siłą oręża osłaniał siebie i swoją własność.
15.
- Jesteś moim bratem – M. uśmiechnął się szeroko. - Jakżebym mógł tego nie zrobić?
Iks zmusił się do serdecznego uśmiechu, choć cierpiał nad zdradą brata. To było - na swój sposób - o wiele gorsze, niż gdyby Igreka okazała się zdrajczynią. On i M. razem dorastali, byli braćmi, sporą część życia spędzili wspólnie. Zawsze podziwiał M., zawsze stawał po jego stronie, obdarzał zaufaniem i miłością. Pamiętał, jak się chełpił starszym bratem przed innymi chłopcami.
(…)
- Jeszcze raz dzięki, M., że ruszyłeś mi na pomoc. Wezmę konia. A ty wracaj do swoich obowiązków.
Iks miał wrażenie, że jest największym głupcem na świecie. Powinien się domyślić. Już dawno powinien to zrozumieć. Przypomniał sobie, jaką to M. wygłosił mowę, ostrzegając, że ogień jest wrogiem ludzi. Już tylko to wystarczyło, żeby zrozumieć. Igreka próbowała go ostrzec tamtej pierwszej nocy. Sprawdziły się jej podejrzenia, że M. przeszedł na stronę Zeta.
16.
- Ja tu jestem przejazdem - oświadczył ugodowo, rozglądając się za miednicą, by przystąpić do umywania rąk.
- Cóż ja bym zrobił, F.… - powiedział zrezygnowany C.. - Bez ciebie…
Księgarz, przybrawszy odpowiedni wyraz twarzy, zaczął się tłumaczyć:
- Chyba jesteś niesprawiedliwy - urażony podszedł do dziewczyny; tu czuł się najbezpieczniej. - Prawdę mówiąc, chciałeś tej awantury, C.. Co dla ciebie znaczy śmierć? Nic. Formalność. Poza tym płacą ci szmal. A życie zasadniczo nie jest przyjemne - wpatrywał się w lufę rewolweru R. Objął ramieniem dziewczynę i westchnął melancholijnie: - Mam nadzieję, że nic ci nie zrobią. A jeśli zrobią, nam przypadnie w udziale najgorsze: żyć dalej.
- Jesteś wieprzem. I zdrajcą.
17.
- Towarzyszu sekretarzu- zaczął - oficerem politycznym na pokładzie „(…)” jest kapitan I. J. P., wierny i uczciwy członek partii. Nie mogę sobie wyobrazić…
- Towarzyszu P. - przerwał minister obrony U. - zakładamy, że nie byliście również w stanie wyobrazić sobie niesłychanej zdrady, jakiej dopuścił się ten Iks. Sądzicie, że zaufamy teraz waszemu sądowi w sprawie oficera politycznego?
- Najbardziej niepokoi w tym wszystkim - dodał M. A., teoretyk partyjny, który zastąpił zmarłego M. S. i był nawet jeszcze bardziej pryncypialny pod względem utrzymywania nieskażonej czystości ideologicznej - że Główny Zarząd Polityczny okazał się tak tolerancyjny wobec tego renegata.
18.
- Powstrzymaj się, H. - wyjaśnił B.. - To jest de B., człowiek bardzo ważny dla pomyślności naszego zwycięstwa. Przyniósł mi ważne informacje, gdyż mieszka w D. od dwu lub więcej zim.
- A więc, jaką pełni rolę? - naciskał H..
- Informował nas - wycofał się B..
- To przeszłość - powiedział H. - Jaką teraz ma dla nas wartość? Z pewnością nie może walczyć u boku takich wojowników jak nasi.
B. rzucił okiem na de B., dusząc w sobie pogardę dla psa, który zdradził swój własny lud w żałosnym usiłowaniu napełnienia swej własnej sakiewki.
- Proś w swojej sprawie, południowcu! I niech T. znajdzie na tym polu miejsce dla twoich kości!
De B. daremnie usiłował wytrzymać stalowy wzrok H., niepewnie odchrząknął i przemówił tak głośno i pewnie, jak tylko mógł.
- Gdy miasta zostaną zdobyte, a ich bogactwa zabezpieczone, będziesz potrzebował kogoś, kto zna południowe rynki zbytu. Ja jestem tym człowiekiem.
- Za jaką cenę? - mruknął H.
- Wygodnie życie - odparł de B. - Honorową pozycję, nic więcej.
- Ba! - parsknął H..- Zdradził swoich, może zdradzić i nas!
19.
- Po zdradzie, której się dopuściłeś, godzien jesteś śmierci, R.! Bądź przeklęty!
- Gdybyś nie był głupcem, D., dziś wieczorem razem zabawialibyśmy się u Appianich. Ale ty dałeś się ponieść honorowi. I znowu chciałeś naprawiać świat, sam przeciw wszystkim. A świat, mój zacny B., to ściek, gnój i łajno, w którym na powierzchnię wypływają tylko najgorsze ścierwa.
- Takie jak ty! - zakrzyknął D. - Oby robactwo zżarło cię za życia. Ty skurwysynu! Ty krzywoprzysięzco!
- Coraz lepiej - roześmiał się nieznajomy. - Zaiste, jak widzę, jesteś wielce pojętny. Szkoda tylko, że ta nauka przychodzi cokolwiek za późno. Czy mam cokolwiek komuś przekazać od ciebie?
D. nie odpowiedział. Odwrócił się, odszedł, rzucił się na słomiany barłóg.Z tyłu słyszał zimny, szyderczy śmiech R. A potem oddalający się stukot butów na kamiennej posadzce.
Zdradzono go, zaprzedano na śmierć!
…i chociaż bywa, że po fakcie zdrajcę nachodzą jakieś refleksje…
20.
Kapłan chwycił go za rękę:
- Skąd On wie? Co On wie?
- Wie. Skąd, to ja nie wiem. Ale wie, że jestem z wami w kontakcie. Dał mi to do zrozumienia przed chwilą.
Dłoń kapłana na jego ramieniu zelżała, a potem całkiem opadła.
- Ale nie chcesz mi powiedzieć, że On wie o dzisiejszej nocy?
- Czy ja to mówiłem? Ja tego nie mówiłem. Ja tylko mówiłem, że On wie, że ja do was chodzę i planuję z wami zamach na Niego.
- Skąd ty to wiesz? - dopytywał się kapłan.
Odrzekł niechętnie:
- On powiedział: „Jeden z was mnie zdradzi.”. A gdy się spytałem, czy to ja, on przytaknął.
21.
S. uderzył go w twarz. B. B. cofnął się, opuścił głowę i zamilkł. Świat kłamał. Jego fundamenty były przeżarte kłamstwem, podstępem i nikczemnością. Dwuznaczność kłamstwa, jego wieloznaczność i zwielokrotnienie przyprawiały o zawrót głowy. Wielość zdrad i poniżeń. Rozmaitość sposobów, metod i ucieleśnień zdrady. Zdradziłem tę Żydówkę, ale i ona mnie zdradziła. (…). Ten głupi, ciemny bandyta powinien to wiedzieć. Można mi zaufać. Dlaczego? Jeśli zdradziłem tamtych, jego mogę zdradzić także! Wszystkich mogę zdradzić, bo sam zostałem zdradzony.
… to prędzej czy później ktoś pomyśli o ukaraniu zdrady…
22.
Z westchnieniem rzekł król, brata czule cisnąc w ręku,
Wokoło pełno wiernych towarzyszów jęku:
„Bracie, na zgubę twoją wszedłem w te umowy,
Dla Greków nadstawiwszy Trojanom twej głowy.
Gdy cię ranili zdrajcy, złamali przymierze.
Ale umowa w świętej uczyniona wierze
I wina poświęcenie, i prawic podanie,
I z ofiar krew rozlana próżno nie zostanie.
Jeśli pan nieba teraz nie karze tej zdrady,
To w przyszłości da pomsty okropne przykłady,
Na ich głowy, na żony, na dzieci ją zleje.”
… i zaczyna myśl wprowadzać w czyn…
23.
Jeden z legionistów przyłożył do szyi księcia ostrze miecza.
- Jesteśmy lojalnymi poddanymi imperatora, panie - rzekł groźnym tonem. - Zostałeś aresztowany za zdradę stanu i gdybyś stawiał opór, może wystarczy, jeśli dostarczymy do T. H. twoją głowę… chyba rozumiesz, co mam na myśli.
Któryś z oficerów ukląkł przed C.N.
- Wasza imperialna wysokość, w jaki sposób możemy ci służyć?
Księżniczka, wciąż jeszcze blada i roztrzęsiona, opanowała się szybko.
- Zawieźcie zdrajcę do mojego ojca - powiedziała dźwięcznie. - Opowiedzcie, co się stało. Zameldujcie, że na mój rozkaz aresztowaliście wielkiego księcia K.
- Tak jest, wasza wysokość. - Oficer zerwał się na nogi. - Zakuć więźnia! - rozkazał surowo, po czym znowu zwrócił się do C.N. - Czy wasza wysokość życzy sobie eskorty w drodze?
- To zbędne, kapitanie - odparła. - Zabierzcie zdrajcę sprzed moich oczu.
24.
- Nie uda ci się przekonać ludzi, żeby ci uwierzyli – B. wciąż szyderczo się uśmiechał.
- Nie próbuj tego sprawdzać. Człowiek, który sprzedał na czarnym rynku serce V., nie zatrzymał się z pewnością w tym miejscu. Jakie zbrodnie popełniłeś jeszcze podczas wojny?
Wszyscy przestępcy zostawiają ślady, szczególnie jeśli nie działają w pojedynkę. Czy wyobrażasz sobie, że rząd Wolnej Francji zapomni o porachunkach z takimi ludźmi jak ty? Nie daję ci wyboru.
B. odwrócił się i skoczył do biurka, w którym trzymał pistolet. Gorączkowo zanurzył rękę w szufladzie, ale niczego nie znalazł, gdyż przed jego powrotem P. przeszukał pokój.
- I do tego byłbyś zdolny? - wykrzyknął P.. Uniósł szpicrutę, znalezioną pod nocnym stolikiem B., i z nadnaturalną siłą człowieka, który musi zabić odrażającego, bardzo jadowitego węża, uderzył. Wargi B. rozchyliły się, przez krew prześwitywały białe punkty zębów.
- Precz - powiedział Paul, ściszając głos. - Precz! - Kiedy B. stanął na nogi, ojciec zdzielił go szpicrutą jeszcze raz i jeszcze. Bił, póki B. nie odwrócił się i nie zaczął zbiegać po schodach. P. ścigał go z uniesionym ramieniem, gotów posiekać twarz B. na kawałki, gdyby podły zdrajca nie chciał opuścić kraju, który splugawił.
25.
Na zakręcie schodów ukazał się R. W. Szedł z wolna, trzymając w lewej ręce karabin. Prawa zwisała mu bezwładnie, jakby była raniona. W wykrzywionych ustach żuł jakieś przekleństwa.
B. ujrzał przed sobą ostatni cel swojego życia, ziszczenie żądanego cudu. Mógł strzelić natychmiast, nie tracąc jednej sekundy, póki tamten był jeszcze na schodach. Lecz taka śmierć byłaby dla zbira zbyt lekka. On musiał dowiedzieć się, za co i z czyjej ręki ginie.
- Stój!- krzyknął z całej mocy.
R. osłupiał. Stanął i natężył wzrok, nie mogąc rozpoznać pod światło, kto to zagrodził mu drogę.
- To ja, zdrajco! Za Polskę i ojca!
Bokser zrozumiał! Poznał głos chłopca. Chciał podnieść swój karabin, lecz lewa ręka wykonała tylko niezdarny ruch, gdy huknął strzał mściciela. Zdrajca upuścił broń i chwycił się za pierś.
- Verdammt! - krzyknął wściekły.
26.
- O, Pani Zmarłych, bądź dla nich łaskawa w twych Komnatach. Zginęli przedwcześnie, marząc o wolności.
- Tylko trzech - rozległ się z głębi jednego z foteli szorstki, chrapliwy głos. - Czwartego powinno się udusić zaraz po urodzeniu. (…) Miałeś słuszność we wszystkim, co mówiłeś przedtem o niedbałości. Kosztowała mnie ona dzisiaj trzech synów. W ciągu miesiąca, a prawdopodobnie wcześniej, S. przestaną istnieć.
Głos był suchy i beznamiętny, brzmiący potępieniem, pozbawiony litości nad sobą samym. Mógłby należeć do sędziego wydającego w jakiejś ciemnej sali ostateczny wyrok.
- Co się stało? - zapytał cicho A.
- Chłopak był zdrajcą. - Bezbarwne, pozbawione intonacji, ostateczne stwierdzenie.
- O, mój panie! - zawołał B. - Rodzina?
- Mój wnuk. Chłopak G.
- A zatem jego dusza jest przeklęta - rzekł cicho B..- Znajduje się już w rękach Moriany, a ona będzie wiedziała, jak z nim postąpić. Oby po wsze czasy ugrzązł w ciemności.
27.
- Mój brat posiada mądrość dawnych wodzów, ale inni ludzie, szczególnie biali, miłują złoto. Hrabia chciał zagarnąć skarb M-ów. Przybył z bandą rabusiów, by kraść.
- Kto mu pokazał drogę?
- K., córka M-ów. Dusza jej oślepła, bo uwierzyła białemu kłamcy. On przyrzekł uczynić ją swoją żoną, lecz kiedy już zdobył tajemnicę skarbu, opuścił ją.
- To zdrajca!
- Na co zasłużył zdrajca?
- Na śmierć.
- Na co zasługuje zdrajca i morderca zarazem?
- Na śmierć podwójną.
… chociaż trudno powiedzieć, czy ta zemsta przyniesie pożądane skutki…
28.
(…)
Wiszą zdrajcy takie czasy
Będą wisieć przez dni parę
Wrony drzeć z nich będą pasy
Jak się drze sztandary stare
Może wreszcie coś się zmieni
Coś wyniknie z tej roboty
Zanim zdejmą ich z szubienic
Żeby w trumnach złożyć złotych
…a czasem mimo oczywistej winy zdrajca uniknie kary…
29.
W. spojrzał na niego dziwnym wzrokiem i zapytał:
- A wasza miłość radujesz się tą myślą?
- A ja raduję się tą myślą, bo moje krzywdy i moja niewinność będą pomszczone; a oprócz tego widzę już jak na dłoni, że szabla waszej miłości i moje rady włożą tę nową, najpiękniejszą na świecie koronę, na głowę K. G..
W. zapuścił wzrok w dal, objął nim lasy, dąbrowy, łęgi i łany zbożne, i po chwili rzekł:
- Tak jest! piękny to kraj i żyzny…Wasza miłość możesz też być pewien, że po wojnie jego królewska mość nikomu innemu wielkorządztwa tu nie powierzy.
Otyły człowiek zdjął znów kapelusz.
-I ja też nie chcę mieć innego pana - dodał wznosząc oczy ku niebu.
Niebo było jasne i pogodne, żaden piorun nie spadł i nie skruszył na proch zdrajcy, który swój kraj, jęczący już pod dwoma wojnami i wyczerpany, wydawał na tej granicy w moc nieprzyjaciela.
…albo nawet przez krótki czas będzie się cieszył nagrodą…
30.
- Weź się w garść, A. - powiedział łagodnie Igrek.- Wstań. Prosisz o przebaczenie? Ja nie przebaczam. Ja nie zapominam. Trzynaście długich lat… Musisz mi za nie odpłacić swoimi trzynastoma latami, wtedy może ci przebaczę. Zet już spłacił część swego długu, prawda, Zet?
Spojrzał z góry na żałosną, szlochającą wciąż postać.
- Nie wróciłeś do mnie z wierności, ale ze strachu przed twoimi dawnymi przyjaciółmi. Zasłużyłeś na karę, Zet. Wiesz o tym, prawda?
- Tak, panie - jęknął Zet. - Błagam cię, panie… proszę…
- Ale jednak pomogłeś mi odzyskać ciało - rzekł Igrek, przypatrując mu się chłodno. - Jesteś niewiernym zdrajcą, ale mi pomogłeś… A Igrek wynagradza tych, którzy mu pomagają.
…ale my, czytelnicy, i tak wiemy, co o nim myśleć, prawda?
===========
Dodane 30 stycznia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu